Komando foki to wysoce wyspecjalizowane powietrzno-wodno-lądowe oddziały armii amerykańskiej wyszkolone w walce z terroryzmem. Ich zadaniem jest szybkie dotarcie na terytorium wroga, pozostanie niezauważonym, wykonanie zadania i tak samo niezauważonym wydostanie się w bezpieczne miejsce. Właśnie o jednym z takich oddziałów opowiada film, który przeszedł do klasyki kina akcji. Podobnie jak w wielu tego typu produkcjach chodzi o to, by było jak najwięcej rozmaitych atrakcji, więc naszych bohaterów podziwiać możemy nie w jednej z akcji, a w kilku (żeby nie było nudno). Wyjątkowo jednak oglądamy nie tylko ich chwalebne zwycięstwa, ale także niepowodzenia i porażki. Przede wszystkim dlatego, aby zobaczyć, że Amerykanie też czasem dostają w d.., warto poświęcić trochę czasu. Cały film rozpoczyna się widowiskowym odbiciem z rąk islamskich terrorystów grupy pilotów amerykańskiego śmigłowca zestrzelonego podczas akcji ratunkowej. Przez przypadek “foki” puszczają wolno przywódcę terrorystów oraz znajdują kilka amerykańskich rakiet typu “Stinger”, ale nie niszczą ich bo czas nagli. I bardzo dobrze, że tak się stało, ponieważ dzięki temu możemy oglądać jak chłopcy z foczego oddziału próbują naprawić popełnione wcześniej błędy. Całość jest nawet widowiskowa, a akcja toczy się wartko, tylko czy już tego wszystkiego wcześniej nie widzieliśmy?