Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

ZYGMUNT KRASIŃSKI - MYŚLI O SZTUCE 1912

22-01-2014, 19:04
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 3859972178
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 4   
Koniec: 19-01-2014 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

WSTĘP - SPIS TREŚCI - OPIS:

Od wydawcy.


Tom niniejszy Myśli Krasińskiego o sztuce za¬wiera tylko część materyału, który poeta zostawił. Nie objęte tu są — ze względów od nas niezależ¬nych — te myśli, które ujawnią się w koresponden-cyi z Cieszkowskim i z Delfina Potocką, gdy kores-pondencye owe ukażą się w wydawnictwach}. Książka nasza zawiera przeto szereg spostrzeżeń Krasińskiego z jego wcześniejszej doby rozwoju, w której zresztą zagadnienia estetyczne najsilniej go przejmo¬wały. Ze względu na jednolitość chronologiczną tyci} myśli odłożyliśmy do dalszej edycyi uwagi Krasińskiego o sztuce zawarte w listach do Ary Scl)effera, które wiążą się z epoką korespondencyi do Cieszkowskiego. Umieściliśmy natomiast kilka wynurzeń z późniejszej epoki poety, by czytelnik już dziś mógł uzyskać obraz przemian, jakie zaszły w estetyce Krasińskiego.

SPIS TREŚCI:


PRZEDMOWA

Od nnjdawcy.

O POEZYI I SZTUCE.

O LUDZIACH I DZIEŁACH.

O SOBIE

PRZEDMOWA:


„A co się tyczy poezyi — i tu Ci wbrew zaprze¬czę twojego zdania. Co ty mi chcesz stosować poe-zyę do ducha czasu?! Alboź poezya jest nałożnicą marnych okoliczności ? Literatura romansów, dzisiej¬sza francuska literatura, oto mi nałożnica za pie¬niądze. Ale poezya tyczy się rodu człowieczego ca¬łego, a nie jednego kraju, jednego łachmana czasu i przestrzeni. Ona wieczność i nieskończoność gar¬nie pod skrzydła swoje i dlatego właśnie była za¬wsze i być zawsze musi religijną, to jest mówić o za¬gadce wielkiej, którą Bóg zadał ludzkości, o prze¬czuciach innego życia, o wspomnieniach tego, co po¬przedziło nasze przybycie na ziemię, o nadziejach i bojaźniach, o tem wszystkiem, co się zowie uczu¬ciem istoty, żyjącej w granicach, a przeznaczonej kiedyś do życia bez granic".
Tak pisał w roku 1834. dwudziestodwuletni Zy¬gmunt Krasiński w liście do przyjaciela.
Nie trzeba zresztą ścisłej daty, gdy się ma ten

list przed oczyma. Epoka wypływa z niej sama. Nie trzeba znać i adresata: to jasne, że list pisze poeta wielki do poety mniejszego rangą i do poety, który z łatwością ulega duchowi czasu, bo nie tyle w so* bie czuje geniusza, ile potrzebę być poetą. Niewąt¬pliwie natomiast, poeta ten, do którego pisze Kra¬siński, jest dobrym obywatelem, jest prawem dzie¬ckiem patryotyzmu romantycznego, ofiarnego bez, granic i bez zastrzeżeń. Niewątpliwie już dziś w r. 1834. bez emfazy mówi mniej więcej: „zgińcie me pieśni, — wstańcie czyny moje". Choćby sam nie był zdolny wymyślić powyższego hasła, czytał już Dziady i wie, że umrzeć musi Gustaw, by się naro¬dził czyn: Konrad.
O tem wszystkiem zapewne pisze Krasińskiemu* donosi mu, że poezya musi dziś stać się czynem, że duch czasu, zrodzony ze szturmów na Wolę, wy¬maga od poetów nie bezinteresownego oszołomienia się pięknem, lecz służby dla bieżących spraw Pol¬ski. Z Mochnackiego wiemy, jak wyraz i pojęcie i symbol: „Wallenrod* bywał co drugiem słowem na ustach pokolenia listopadowego. A więc — kto wie? — może w tym liście do Krasińskiego padło nawet spostrzeżenie, iż poezya ma być Wallenrodem wobec społeczeństwa, przywdziewać krzyżowy habit piękna, by z tą maską pracować dla nieśmiertelnego dobra narodu. W każdym razie i „antytezie-piękna" i „syntezie-poezyi" podsunięta snąć być musiała ja¬kaś powinność doczesna, skoro w odpowiedzi uzy-

skuje Gaszyński aż taki wybuch: „alboż poezya jest nałożnicą marnych okoliczności!!?*
Oczywiście takie pojęcia jak: „marne okoliczno¬ści* jak „nałożnica* skoro nie królowa itd. — łatwo wyprowadzić się -dadzą z psychiki dwudziestu dwu. lat życia i rozwoju poety. Późniejsze życie niejeden dynamitowy pogląd na świat wpuści w wodę bądź kompromisu, bądź tolerancyi, niejedna ostrość sądu złagodnieje, niejedno bożyszcze artystyczne z roku 1834. zblednie, niejeden paragraf teoryi estetycznej pójdzie w niepamięć: — to jednak, co było gruntem myślowym w przytoczonym powyżej liście do Ga-szyńskiego, owa religijna cześć dla twórczości, owo wysokie wyobrażenie o zadaniach i przeznaczeniu sztuki, owa wreszcie skłonność do maksymy: Tart pour Dieu, c'est a dire: 1'art pour... 1'art, z której wypływa gniew, iż miałaby poezya być służebnicą, jakichś obowiązków, wynikających „z czasu i prze¬strzeni", obowiązków doczesnych.
Estetyczny rdzeń poglądu na sztukę pozostaje w Krasińskim niemal niezmienny od roku 1834., trwa obok Przedświtu, trwa i później.
W roku 1837. pisze do tego samego Gaszyń¬ski ego:
„1. Jeśli kto stosuje dzieło sztuki do jednega tylko położenia, do jednego tylko kraju, ten pisze paszkwil, polityczno-satyryczną analizę, a nie po-ema,"
„2. Poeta nie bierze monarchizmu, arystokracyi,,

lub republikanizmu tak, jak był, lub będzie, tak, jak się zdarzył — ale tak, jak jest wiekuiście w duchu ludzkości".
Znowu w trzy lata później, w roku 1840., w liście do Juliusza Słowackiego pisze:
„Poezya, zdaniem mojem, jest to wieczne prze¬widzenie najwyższych form, jakie, czy na ziemi czy w niebie, przybiorą kiedyś realne życie".
Podobną definicyę wypowiada do Ary Scheffer'a. Nie trudno dostrzedz, że definicya ta jest tylko sta-ranniejszem ściągnięciem w węzeł tych myśli, które wypowiedział w listach do Gaszyńskiego. Pion prze¬konania ten sam.
„Dlatego poezya jest formą najwyższą rzeczywi¬stości świata, najwznioślejszym kształtem życia, że różni się w swych rozwiązywaniach od rozwiązywań codziennych i potocznych" — wynurza się w jednej z korespondencyj, dopowiadając ostatecznie swoją myśl wobec tych, którzy mieli jakiekolwiek wątpli¬wości co do jego teoryi sztuki.
Wynurzenie to brzmi prawie tak samo jak „silny, kto sam" Ibsena — i w gruncie rzeczy jest też ma¬nifestem zaszczytnej mniejszości, przeniesionym do sfery tworzenia. Taki manifest indywidualizmu arty¬stycznego pozostaje w zgodzie z duchem epoki, z podstawą uczuciową romantyzmu. Ale nie roman¬tyzmu polskiego.
Romantyzm polski, od Ody do młodości począw¬szy, zawsze w teoryi był sługą tego „skrawka prze-

strzeni", który się nazywał Polską i tego „łachmana czasu", który się datował kolejno rokiem 1795. i le¬gionami. Ilekroć i sam Krasiński zmieniał pióro teo¬retyka na pióro twórcy — wdrażał się nieunikmenie w tę powinność, czy to gdy pisał Irydyona, czy gdy śpiewał Psalmy,
Różnica między nim a tłem pokolenia romanty¬cznego leżała jednak w stopniu uświadomienia sobie, czem być powinna poezya narodowa, a czem naro¬dowa poliiyka, czem natchnienie artysty, a czem taktyka stronnictwa.
Większość pokolenia romantyczno-ernigracyjnego identyfikowała te pojęcia. Młodzieży, poetom-żołnie-rzom, poetom-szlachcicom ani nie przychodziło do głowy, że program ich partyjny : WaLlenrod w chwili tworzenia był również rozwiązywaniem indywidual-nem, odosobnionem, że myśli swej nie zawdzięczał Mickiewicz żadnemu zbiorowemu wypracowaniu, ża¬dnej uchwale.
Wogóle nie pora była ówczas, w latach 1830—1840 na teoretyczne dociekania nawet wśród tych, którzy pisaii i tworzyli, bo nie mogli zdobywać armat. Je¬dyny wśród nich człowiek, zrodzony na teoretyka estetyki — Mochnacki udowodnił biografią swą, jak dzień 29-go listopada przerwał nić filozofii sztuki w Polsce.
W innem natomiast położeniu był Zygmunt Kra¬siński.
Sytuacya rodowa, zajście na uniwersytecie, za-

leżność od poglądów politycznych ojca — wszystko to oddalało przyszłego autora Nieboskiej komedyi od atmosfery romantyzmu rewolucyjnego. „Dobra wieść" o nowych prądach filozoficz/io-poetyckich szła do jego entuzyazmu nie przez zbiorowe upoje¬nie mniej lub więcej konspiracyjnych wieców ro¬mantycznych, jak się to działo w Wilnie, lecz przez teoretyczną i bardziej samotną uprawę lektury, nie przez ogień objawień, lecz przez logikę analizy.
A przytem romantyzm Krasińskiego zaszczepiał się zwolna na pniu wychowania i wykształcenia przy¬sięgłe klasycznego. Jenerał Krasiński nie wykazy¬wał wobec „zarazy romantyzmu" większej tolerancyi od Jana Śniadeckiego, a porównania jego, stosowane do prądu Byrona i Schillera odznaczały się kawa¬lerską lapidarnością, zahaczającą o zakres medycyny wenerycznej. Mniej obozowe, ale równie nieprzeje¬dnane stanowisko zajmowało całe otoczenie, w któ-rem rosły młodociane lata Zygmunta, a dla którego poeta nie przestawał żywić bądź żywej czci, bądź szacownego respektu. Umysł autora Irydiona skłonny do wszechstronnego obejmowania zagadnień, wolny od emocyonalnego biegu na oślep za popędem chwi¬lowej skłonności, rozmiłowany do sprawiedliwego docierania ku głębi, a przytem wszystkiem instynkt tradycyonalizmu, tak wybitny w jego naturze — wszystkie te przyczyny złożyły się na okoliczność, ze idący w świat romantyzmu Krasiński nie rewolu-cyonizowal się hałaśliwie, jak jego rówieśnicy, prze-

ciwko starym wiarom estetyki, nie wojował z klasy-cyzmem. Już był byronistą, a jeszcze wiele w nim tkwiło z ucznia Osińskiego i słuchacza zgryźliwych uwag Kajetana Koźmiana. Hr. Henryk w Nieboskiej Komedyi ucieka w te same góry i nad te same przepaści, po których się błąkał już Manfred, ale gdy dochodzi do wielkiej sceny spotkania się hr. Henryka z Pankracym, przeciwnicy mają względem siebie tyle wzorowej wzniosłości, ile jej obaj wyczy¬tali w Rasynie. Ale też i obaj mają tę doskonałą, jasność i jednoznaczność swojej charakte¬rystyki, w której celowały figury klasyczne.
Ten sam klasycyzm nałożył też pewną warstwę zabarwienia na teoretyczne poglądy Krasińskiego w sprawie poezyi i sztuki wogóle. Owo obruszenie się na Gaszyńskiego w liście, od którego rozpoczę¬liśmy szkic niniejszy, ów piorun na tych, którzy chcą z poezyi uczynić nałożnicę stronnictw, polityki, „du¬cha czasu" etc. — to nietylko anarchizm romanty¬zmu, jak dzisiaj jednostronnie o to pomawiają histo¬rycy idej epokę Krasińskiego; piorun ów to i zelek¬tryzowana Magna Charta tej Autonomii artystycznej,, którą sztuce nadawali klasycy od Boileau począwszy, to ten parnasizm, który w otoczeniu oświeconych, spokojnych i godnych szacunku mężów z otoczenia Wincentego Krasińskiego żył uparcie i niezmiennie od epoki Stanisławowskiej.
Trzeźwy zazwyczaj, trzeźwy nawet w szaleństwach,, zmysł logiki Krasińskiego wybrał z odchodzącej.

w niepamięć teoryi klasycznej to, co było najżywot¬niejsze dla przejściowego stadyum jego wyobrażeń artystycznych. Gdyby logika Krasińskiego była lek¬komyślna, wówczas odrzucił by ryczałtem wszystko, co apostołowali klasycy, a potem powtarzał by ich dogmaty z dobrą wiarą, że to wynalazek nowych prądów. Krasiński wyróżnia się od innych świetnych artystów tem, że myśl jego jest nieubłaganie jasna; woli mękę dociekania, niż radosną sumaryczność frazesu. Ta właściwość jego inteligencyi nie pozwala mu iść drogą uproszczonego postanowienia jego ró¬wieśników:
— Sztuką prawdziwą jest ta, którą tworzą mło¬dzi, sztuką fałszywą ta, którą tworzą starzy.
Taki personalny pogląd na istotę sztuki nie mógł znaleźć oddźwięku w mocnem i rzetelnem myśleniu autora Nieboskiej. W rozpatrywaniu zagadnienia: czem jest sztuka? — nie ustawał, dopokąd nie dotarł — w przekonaniu własnem — do podstawy zagadnie¬nia. Nie sympatye lub solidarność partyjno-estety-czna kierowała też jego poglądami, lecz miara filo¬zoficzna. Dzięki temu składowi intelektualnemu, on też, nie kto inny — on i niestety nikt więcej był teoretykiem polskiej poezyi w dobie emigracyjnej.
*
* #
Próbowaliśmy ledy nawiązać nić podobieństwa między teoryą estetyczną Krasińską, a teoryami kla¬syków. Nitką ową był parnasizm, u klasyków do-

gmatyczny, u Krasińskiego więcej może instynktowny. Na pierwszy rzut oka odróżnić jednak można już i w epoce 1834—1840 roku głębokie różnice mię¬dzy wychowańcami a uczniem.
Klasycy, a raczej pseudo-klasycy czy to francu¬scy, czy polscy stanisławowscy kochali dzieła sztuki, jak się kocha świetne cacka. Pojęcie: plaisir wmu¬rowane było, jak akt fundacyjny, w kamień węgielny klasycznej pnezyi. Za Ludwika XIV-go poeta był wyższym rangą kolegą tego ogrodnika, który pięknie przystrzygał szpalery w Wersalu, lub mistrza uciech,, który organizował urocze wycieczki do lasków. Sztuka miała obowiązek wzbudzać podziw, nie tykać sumie¬nia. Stąd jej dobór tematów, możliwie oddalonych dystansem czasu i przestrzeni od bieżącego społe¬czeństwa i bieżącego życia. Sztuka klasyków była wyższem stopniem zabawy.
Wystarczy przeczytać podane wyżej listy do Ga-szyńskiego i Słowackiego, by się upewnić, iż w Kra¬sińskim sztuka przeszła z kategoryi zabawy do ka-tegoryi sakramentu. Z określeń poety wynika jasno,, iż od sztuki wymaga, by ona była zastępstwem bo-skości na ziemi. Są dwa listy z roku 1840 i 1841 pisane przezeń do Słowackiego, w których rozpo¬czyna od poglądu na Szekspira, a kończy na zu-pełnem wyjaśnieniu, czego od poezyi wymaga i czego się po niej spodziewa.
„Jest w starym Szekspirze i duch dobry, wznio¬sły, tytański, ale i zły jest również i ten zły, czyli

■niedomiar dobrego, brak wielkości, brak pojęcia na czem powszechność, ogół, harmonia wszechżycia zależy — piętno materyalizmu angielskiego, piętno specyficzne narodowe wyciska na czole Szekspira; piętno charakterystyczne, ale nie piętno piękności. „ Nieporównany co do szczegółów, co do ich doskonałego wyrobienia, co do analizy życia — w tem nikt go nie prześcignie. Lecz właśnie dla tego, że nadto wyłączny i jednostronny, zanadto tylko w same pojedynkowe (odosobnione, szczegółowe — przyp-ref.J rzeczy i części tylko zapatrzony: zewnętrzny mechanizm życia rusza się w nim, ale głęboki, wie¬czny jego organizm — gdzie? Gdzie wiara życia? gdzie to, co wszystko rozsypane skupia, wszystko rozmaite — jednoczy, wszystko sprzeczne — godzi? Wielki to mistrz na dysonanse — dysonanse są po¬łową życia: lecz gdzie przejście w harmonię ? w ogół ? w nieskończoną prawdę i piękność? w tę drugą wyż¬szą zarazem potowe i całość?"
W drugim następnie liście dopowiada się: „Szekspira świat był równym jednej tylko chwili teraźniejszej świata. Ale chwila nie jest ani wieczno¬ścią, to jest pomysłem Boga o świecie, ani nie jest przyszłością, to jest dopełnieniem (spełnieniem, urze¬czywistnieniem — przyp. ref) ideału. Chwila nie jest nawet wyjątkiem w obecnej teraźniejszości, czyli pięknością, czyli w kształcie błyskawic ukaza¬niem się tego pomysłu boskiego śród wszystkich sprzecznych niedopełnieni szerokiem błotem leżą-

cym na tego planety powierzchni. Zatem świat Szek¬spira choć doskonale dotykalny, przedoczny — nie jest światem prawdziwym, bo nie jest całością świata.
„Tam tylko całość, gdzie wszelkie zło i brud wszelki zmazań i zniesion tem właśnie, że tylko za chwilę znikomą uważany, nie dorywa się znaczenia absolutnego, powszechnego, gdzie pozostaje na pod-rzędnem cząsteczki stanowisku; cząsteczki, mającej się kiedyś rozwiać bez śladu; cząsteczki, której nie było w łonie boskiem, skąd świat wyszedł — i któ¬rej nie będzie na świecie, gdy świat się zrówna z duchem boskim; cząsteczki zatem li tylko w te¬raźniejszości przepływnejj znikomej, wietrznej i pu¬stej".
Aż nadto wyraźne jest tu więc stanowisko Kra¬sińskiego co do zadań i przeznaczenia poezyi; wy¬bija się młodzieńcza jeszcze pogarda dla realizmu, o który pomawia Szekspira, przeciwstawiając mu re¬alizm, rzeczywistość inną: rzeczywistość wieczności, boskości, absolutu.
W tej epoce 1840—1841 roku, kiedy poeta nie dochodzi jeszcze do trzydziestu lat życia, i kiedy potrzeby wyrobienia sobie własnej filozofii piękna pełne są wrodzonych błyskawic geniuszu, ale i burz¬liwego nieco poglądu na świat, przejściowy smak jego nie może się pogodzić nie tylko z Szekspirem, za mało kapłańskim, ale również i Goethe'm. Można przypuścić, że protest przeciwko Goethe'mu nie od-

był się w Krasińskim bez wewnętrznej walki. Autor nie tyle Fausta, ile Ifigenii lub Tassa nie mógł prze¬cie nie podpadać pod postulat ponadziemskiego parna-sizmu. Słowo Goethego więcej aniżeli czyjekolwiek inne słowo odwracało się przecie od służebnictwa partyom, doczesnościom, interesom „czasu i prze¬strzeni". Jeżeli tedy w listach Krasińskiego znaj¬dziemy niechęć ku wielkiemu olimpijczykowi Nie¬miec, to bez mozołu odnajdziemy w niej echa nie¬chęci „Młodych Niemiec" ku rywalowi Schil-lera.
Będzie to również i trybut, spłacony przez Kra¬sińskiego okresowi Hegla. W jednym z licznych li¬stów do Konstantego Gaszyńskiego poucza dzielnego przyjaciela: „pamiętaj, że poezya jest syntezą". Za¬cytowane przed chwilą opinie o Szekspirze wyja¬śniają dostatecznie, co rozumie podówczas poeta pod pojęciem syntezy. Heglowski łańcuch tezy-an-tytezy-syntezy w estetyce Krasińskiego najprawdopo¬dobniej układa się w ten sposób: tezą poezyi jest czysty duch boży, duch wzniosłości, niejako natchnie-nie in sich, ów „pomysł Boga", którego nie umie zrealizować rzeczywistość doczesna; antytezą będzie literatura realistyczna, „niewolnica rzeczywistości*, mniej więcej Szekspir, jak chce Krasiński — wre¬szcie syntezą poezya prawdziwa, poezya podźwiga-jąca rzeczywistość ku jej idealnym prairódłom i prze¬znaczeniu, poezya przybliżająca niejako w regionie piękna Królestwo Boże na ziemi; łącząca, zgodnie

z wymogami syntezy świat idealny tezy ze światem realnym antytezy.
Potrzeba afirmacyi kazała Krasińskiemu taką poezyę syntetyczną widzieć w określonym artyście-Wybór padł na Schiller'a. I tu znów mamy, jaka dokument Ust do Gaszyńskiego z roku 1837, gdzie jeszcze raz napotykamy gorycz na Szekspira i jako przykład przeciwstawny — Schiller;
„Szekspir, jak wszyscy Anglicy jest głęboko ludz¬kim, ziemskim: pojmuje doskonale nędzę i mar¬ność, ale w nim niema nadziei, niema powiązania ziemi z niebem.
„Szyller inaczej stąpa: pół-boga w nim widzisz i słyszysz zawsze ; młodość bez granic hurmem ci¬śnie się zewsząd. Wiosna wszędy rozkwita i przed grobem w sercach bohaterów i po śmierci jeszcze na ich trumnach leżą kwiaty i gwiazdy. Wiara w coś wyższego, w coś dobrego i szlachetnego wieje ze¬wsząd z jego piersi. Jak Apollo Belwederski z pod-niesionem on naprzód i niewstrzymanem idzie czołem.
„W Szekspirze prawda codzienna — w Szyllerze prawda wiekuista".
Być może, iż dla tego, że to tylko list, nie roz¬prawa, nie waha się Krasiński dojść w dalszym ciągu do takiego nawet zestawienia:
„Szekspir ma coś podobnego do tych starych dyplomatów, którzy ci opowiadają, że największe świata rewolucye i wojny wypadły z jakiejś drobnej

intrygi. Intryga była, nie przeczę, ale było coś wię¬cej jeszcze, bo palec Boży. Tu się kończy Szekspir, a zaczyna się Schiller".
Dziś, w wieku XX-ymt kiedy korekturze czasów więcej się jednak oparł Szekspir, niż Schiiler, opi¬nie i zestawienia Krasińskiego nie mogą nie wzbu¬dzać zadziwienia. Ryzykownem zwłaszcza wydaje się przekonanie, że w Szekspira utworach nie czuć „palca Bożego", czyli owego fatalizmu sumienia, który ludzi pcha do takiego, a nie innego rozwiąza¬nia losów.
Cała ta stronniczość sądów Krasińskiego da się wytłómaczyć kultem dla myśli niemieckiej. Jak swo¬jego czasu Byron rugował w nim klasyków, tak po¬tem rychło filozofia Hegla wyrugowała Byrona. To też okres byronizmu nie wiele lat zajął w jego umy-słowości. W roku 1834, ma więc Krasiński dopiero lat dwadzieścia dwa, gdy pisze już do przyjaciela, Anglika Reeve'a :
„Kto poprzestanie na naśladowaniu Byrona, ten pozostanie miernotą. A powiedzmy z ręką na sercu cośmy dotychczas robili? Naśladowaliśmy Byrona".
1 tuż obok daje swoją opinię o Byronie:
„Jest to upiór długiej i burzliwej nocy, zastra¬szający, dopóki trwają ciemności, — zapomniany, gdy wzejdzie zorza. A tylko w promieniach słońca można szukać i znajdywać".
Tą zorzą była dlań filozofia niemiecka. W tym samym 1834 roku pisze już do Reeve'a zachwyty

nad Jean Paul'em. Czar niemiecki nie odchodzi odeń tak szybko, jak odszedł czar Byrona. W roku 1836, a więc w dwa lata później, nie przestaje się unosić nad Jean Paul'em i nad Niemcami wogóle:
„W tych ostatnich dniach wziąłem się trochę do literatury niemieckiej i przysięgam, źe jest to pierwsza w Europie, pod wszystkimi względami. Jean Paul Richter jest to pisarz, o którego rodzaju ni Anglikom, ni Francuzom się nie śniło. Jest w nim coś tak nadzwyczajnego, coś tak nadludzkiego, iż zdaje się czasem, że to był duch wtajemniczony we wszystkie niewidzialne dla nas szlaki państwa du¬chów. Jego fantazya umie tworzyć, jakby była Bo¬giem. Musisz się upić, musisz się zataczać z zawro¬tem w głowie, rad nie rad musisz się lękać lub za¬chwycać, kiedy cię on porwie za sobą i nieskończo¬ność universum wskazując, raz cię stawi w godzinie sądu ostatniego, znów wiedzie po ruinach wszystkich światów; to naprzemian rzeźwi cię nadzieja itd, itd." Bardzo dużo jeszcze.
Dopiero pod koniec hymnu, instynkt trzeźwości, zmysł rozwagi, zanadto zdecydowany w intelekcie Krasińskiego, dochodzi do głosu w następującem zastrzeżeniu:
„Ale trzeba czytać uważnie i nie zrażać się pew-nemi dziwacznościami".
Filozofią romantyczną Niemiec zajmował się Kra¬siński najprawdopodobniej już w epoce swej war¬szawskiej, przedpowstaniowej. Z artykułów Mochna-

ckiego i Grabowskiego, z życiorysu Mickiewicza wiemy, że Schelling zwłaszcza wdzierał się wów¬czas energicznie w umyslowość pokolenia. Można jednak przypuścić, że stadyum przejęcia się myśli¬cielami Niemiec naszło na Krasińskiego po odrze byronizmu i obok Schellinga upajać się zaczął He-glem oraz Novalisem.
Myśl niemiecka narzuciła estetycznym poglądom Krasińskiego tę iście germańską teoretyczność aprio-rystyczną, skłonność do wymustrowanego szerego¬wania idei. W epoce tej Krasiński bierze książkę do ręki z góry powziętem postanowieniem: „będzie mi się podobała pod warunkiem, jeśli odpowie nastę¬pującym postulatom". 1 tu myśl jego wyszczególnia te wszystkie kanony, które odrzucały jego smak od Szekspira.
Apriorystyczność taka nie była dość zgodna z nur¬tem jego usposobienia artystycznego. Jak mało kto inny w jego pokoleniu poetyckiem umiał i lubił iść za popędem bezinteresownej rozkoszy estetycznej. Do dziś dnia krytyka polska nie zdobyła się na egze-gezę Bałladyny świetniejszą, a nawet równie choćby świetną od tej, którą dał autor Irydyona. Wyrywał on ze swego entuzyazmu iście genialne spostrzeżenia i oświetlenia, nie bacząc, że Balladyna właśnie naj¬mniej odpowiada jego hegeljańskim uwarunkowa¬niom.

Śledząc w biegu biograficznym wynurzenia este¬tyczne Krasińskiego, zauważyć możemy, że kult dla poezyi, dla literatury i wyobraźni niemieckiej prze¬żył w nim znacznie entuzyazmy dla ścisłej myśli niemieckiej, dla filozofii i myślicielstwa wogóle. Jeszcze trwają zapały uczuć dla Schillera i Jean Paul'a, gdy w laboratoryum teoryj Krasińskiego za¬czyna się zwolna odbywać rewizya ideałów filozo¬ficznych.
W tym samym okresie, kiedy poezya była dlań jeszcze w całej pełni przewidzeniem rzeczy przy¬szłych, kiedy jego teorye artystyczne pozostawały w harmonii z Heglem, w roku 1839 odpowiada przy¬jacielowi swemu Jaroszyńskiemu na jego list j. n.:
„Hegel powiadasz stał się gwiazdą twoją popu¬larną, ruszoną tylko magnetycznie w stronę katoli¬cyzmu, zresztą nieubłaganie zatknioną na niebie?"
Poczem po długich określeniach czem jest filo¬zofia Hegla, mówi o tem, czem była dlań filozo¬fia niemiecka w historyi jego osobistego rozwoju.
„ ... nigdy nie mogłem inaczej ukoić rozpaczy, pochodzącej z tego drugiego stanu duszy *), jak czy¬taniem Hegla lub Novalisa, ile razy chciało mi się skonać z gwałtownych wzruszeń, brałem do rąk fi¬lozofię niemiecką i z niej piłem jakby opium ulgi, jakby chwilowe lekkie zapomnienie*.
Czytałem, brałem, piłem z niej... Respektujące

perfectum! Gdy mowa w czasie przeszłym, dowód, że dzisiaj już nie biorę do rąk Novalisa, gdy „mi się chce skonać" z rozpaczy o metafizycznem tle, nie piję zeń ulgi — bo w ulgę tę nie wierzę. Zbla¬dła widocznie nawet i gwiazda „samego Hegla".
Istotnie w dalszym ciągu listu przestrzega Jaro-szyńskiego przed zbyt wielkim kredytem dla myśli niemieckiej :
„Nie miej ją za jedyną prawdę. Ona jest prawdą, ale siostrą wielu innych istniejących w universum. A dopiero tych wszystkich prawd prawda jest tem, co zowią życie. Jest tem, od czego ród swój duch nasz wiedzie i czego cząstką duch nasz jest".
List ten ukazuje nam tedy Krasińskiego w hera-klesowej sytuacyi rozdroża. Jego estetyka nie prze¬staje tkwić w wierności Heglowi i Niemcom wogóle ; Szekspir podówczas jeszcze mu nie dogadza, bo nie jest w dostatecznym stopniu Niemcem-romantykiem — ale równocześnie przed umysłem poety wynurza się już widomy szlak zaprzeczenia podstawom teoryo-poznawczym myślicielstwa niemieckiego. Skąd po¬wstało w Krasińskim to rozdwojenie ?
Rzecz wymaga omówienia.
Zależność Krasińskiego od romantycznej filozofii niemieckiej nie trwała długo.
Ulegał jej, pociągała go wyrazem epoki, która nie mogła i autorowi Irydiona nie być drogą, ale bardzo rychło umysł jego zajął wobec niej stanowi¬sko krytyczne.

Dwudziestotrzechletni młodzieniec, z natury wie¬ku przywykły do krańcowych objawów: bałwochwal¬stwa lub przeczenia absolutnego, Krasiński w jednym z listów do Reeve'a zdobywa się na umiarkowanie dojrzałe w sądzie o filozofii Herdera:
„Czytałem w tych dniach Herdera wzniosłego w swojej powadze, przecinającego jak mieczem noce naszego czasu. Jest to sędzia nizkości i zbrodni, niekiedy prorok, zawsze nowy i majestatyczny, za¬wsze ponad wszystkiem; — w głębi materyalista, za¬czynający od materyi i budujący na niej wszystkie konsekwencye duchowe; człowiek, który ma w sobie coś z Pytagorasa, trochę z Arystotelesa, nic z Pla¬tona; człowiek stworzony do rytmu i liczby; czło¬wiek odczuwający świątynię egipską,' fatum greckie, ale nienawidzący mroku katedr gotyckich".
Henryk Reeve wiedział, że zastrzeżenie ostatnie jest uwagą, która w usposobieniu Krasińskiego prze¬kreśla poniekąd wszystkie poprzednie pochwały zło¬żone Herderowi.
Należy bowiem uprzytomnić sobie epokę. Kate¬dra gotycka, gotyk, gotycyzm w okresie lat 1820—1835 i dalszych były to pojęcia dochodzące do symbolu i hasła. Gotyk! Z tem słowem, z tem wyobrażeniem łączyła się dla ówczesnego pokolenia wizya „wieków romantycznych", rycerskich i mistycznych; tych wie¬ków, które generacya poszyllerowska brała naiwnie za swój prototyp. Przypomnijmy sobie owe święte namaszczenie, z jakiem Stendhal pisze o trubadu-

rach i sądach miłosnych — jak on w imieniu ró-wieśnych wierzy w każdą legendę średniowiecza! Otóż gotyk — strzelista linia architektury, anty-ra-cyonalna dekoratywność, najświetniejszy pomnik śre¬dniowiecznej twórczości był streszczeniem i w razie potrzeby oczywiście „syntezą" — tamtych czasów, o których się wspomniało ze wzruszeniem.
Dla umysłów z urodzenia polemicznych, pojęcie gotyku miało jeszcze poboczne, ale sympatyczne zna¬czenie. Nie zapominajmy o nienawiści, jaką epoka romantyczna żywiła do wieku Oświecenia, a zwła¬szcza do Encyklopedystów francuskich. Właśnie zaś we Francyi, w wytwornym i sceptycznym czasie Oświecenia ludzie pióra i estetycy wolno-praktyku¬jący doszli do najgłębszej drwiny nad tem właśnie pojęciem gotyku. Gotigue w ustach ówczesnego czło¬wieka znaczyło nie tylko „gotycki", ale i „barba¬rzyński". Każdy źle wychowany człowiek był gotique. Każda pretensyonalna tragedya miała technikę goti-que. Szekspir był gotigue i Rousseau gotiąue, — Co zadziorniejszy romantyk na złość więc nieboszczy¬kom encyklopedystom wbijał w siebie nabożeństwo ńo gotyku.
Krasiński uczyć się zaczął romantyzmu od By-rona, ale nauczył się dopiero od Niemców. Z dobro¬dziejstwem inwentarza przejął też od nich podwójny kult dla ukochanego symbolu. Dla Niemca „gotyk" miał barwę nie tylko kulturalnego, ale i patryoty-cznego sztandaru. Gotyk to największe świadectwo

twórczości germańskiej. Dość pustawe płaskowzgó-rze rozpostarło się w historyi ducha niemieckiego między Goethe-Berg, a szczytem gotyku. Romantycy niemieccy wstydzili się potrochu swojego literackiego wieku XVII-tego i XVI-ego, tem też większe w hymnach nakładali korony na wieżyce średniowiecznego goty-cyzmu. Co mogli ku jego wywyższeniu wymyślić — to wymyślili. Oczywiście architektura gotycka w lot stała się „momentem filozoficznym", syntezą, podczas gdy antytezą były sagi, a tezą dziewiczo-boskie lasy Teu-tonów, jodłami strzeliste, jak przeczuciem kościo¬łów.
Reeve po otrzymaniu więc listu od Krasińskiego wiedział, iż Herder jest wielkim winowajcą, skoro „nie rozumie katedry gotyckiej".
W roku 1835, tj. wówczas, gdy Krasiński pisał ów list do Reeve'a, pretensye swe do Herdera z po¬wodu katedry gotyckiej ograniczał może li tylko do tych motywów, któreśmy kolejno wyłuszczyli powy¬żej. Gdyby ów list pisany był o dwa, o trzy lata później — wszystkie one zmalałyby już, a wysunąłby się natomiast motyw nowy. W latach następnych katedra gotycka przestałaby może w takiej sile być hasłem romantycznem, natomiast urosłoby jej zna¬czenie religijne. Akcent pretensyi przeniósłby się z przymiotnika („gotycka") na rzeczownik („katedra"), na pojęcie kościoła, świątyni.
Ale wówczas też — winę swoją wobec później¬szego autora Psalmów podzieliłby już Herder ze

wszystkimi innymi filozofami romantyzmu niemie¬ckiego.
Już w rok później (w 1836) pisze do Gaszyń-skiego: „przekleństwo tym Niemcom, panteistom, filozofom". Przekleństwo tedy nie tylko Herderowi, ale i Schleglom, Szellingowi, Feuerbachowi — kto wie : może nawet i samemu Heglowi.
„Oni chcą, by materya i duch jedno były, by zewnątrz świata, by po za naturą nic już nie było".
W tych słowach streścił się i umiejscowił punkt odwrotu Krasińskiego od filozofii niemieckiej. Szedł z nią razem dopóki nie dotarł do swego instynktu duchowego. Instynktem tym było w nim katolickie przyznanie a priori niewzruszalności dogmatów. „Oni chcą, by materya i duch jedno były" — a więc ci na protestanckiej swobodzie wolnego analizowania podstaw religijnych wychowani filozofowie pragną niczego innego, jak tylko zaprzeczenia tego, co jest fundamentem filozofii katolickiej: dualizmu ducha i materyi. Dogmatyczną prawdą katolicyzmu jest, że duch a materya to nie jedno. Ten moment metafi¬zyki romantyków-filozotów stał się Rubikonem dla umysłowości Krasińskiego. Nie powtórzył gestu Ju¬liusza rzymskiego. Katolicyzm poety nigdy może nie zaznał surowszej próby.
Od tej chwili rozpoczyna się coraz głębszy jego krytycyzm wobec myślicielstwa niemieckiego. Gdy mu w r. 7839 donosi Jaroszyński, iż Hegel stał się jego gwiazdą przewodnią, Krasiński odwodzi go od

niewolnictwa wobec Niemców-filozofów, ale odwodzi oględnie. Nie chce może płoszyć entuzyazmu ze-lanta, albo wie z góry, że nie owocna to rzecz w tem pokoleniu czynić zastrzeżenia wobec „Napo¬leona myśli". Pisze więc pojednawczo: „nie miej ją za jedyną prawdę". Jaroszyński obstaje zapew¬ne przy swej gwieździe przewodniej, bo w ślad za tem otrzymuje od Krasińskiego Ust wtóry, w którym już sumienie ex-wyznawcy Hegla każe mu wyłuszczyć jasno, co ma do zarzucenia mistrzowi i całej pleja¬dzie filozofów innych.
„...panteizm jawny, czy ukryty, czy surowy jak u Spinozy, czy przerobiony, lamowany złotem, jak u Schellinga i Hegla — jest tem właśnie, co ozna¬cza, że duch wyłączny epoki, zaczętej przez reformę Lutra, a we wszystkiem przeciwny feudalności, czyli potędze indywidyum, coraz bardziej potrzebuje wszyst¬ko na wzór siebie ułożyć: i świat i wszechświat po¬jąć na wzór siebie samego.
„Cała starożytność i wieki średnie, myślę, że to czas indywidualności człowieka, czyli tej cząstki du¬cha, która siebie za jedność odgraniczoną, pewną, silną, pojedynczą, jeśli chcesz — egoistyczną poj¬muje. Zatem wszędzie masz w niebie Bogów poje¬dynczych, lub Boga osobistego; wszędzie patrycyat lub jedynowładztwo; nie słychać o masach, ale są bohatery. Historya się pisze imionami wielkich ludzi; posągi ich, każden na osobnej postawie, stoją widne, stoją w przestrzeniach, jak słupy tej drogi bez końca".

Luter, zdaniem poety, otworzył wrota nowej epo¬ce. Nie indywidualizm staje się jej znakiem, lecz mnogość, współudział rzesz, myśl powszechna, wy¬siłek i inicyatywa zbiorowa.
„Teraz ozwała się inna cząstka ducha; ta, która siebie przyjmuje, jako związaną z drugiemi, jako na¬leżącą do drugich, nie „ja", ale „wszystko". Zaraz więc i Boga osobistego ona rozpuściła w oceanie ogromnym; zaraz patrycyat i kształt z góry władną-cy rozwiodła w tłumach; zaraz indywidualności du¬szy zaprzeczyła — i jednej tylko ludzkości nieśmier¬telność przyznała.
„Na swój obraz wszechświat urządziła: wszystko pojęła jako zlewek wielu, a nie jako jednego dzieło! I tak ślepy Homer został trzystu czy nie wiem ilu Rapsodami, Rzymu historya poematem przez masy wymarzonym. Chrystus — figurą, do której utwo¬rzenia przyłożyły się ludy i wieki. Przypomina mi to nowożytne stowarzyszenia: drogi żelazne lub gmachy w Londynie z tysiąców sakiewek połączonych razem zbudowane: tak i Chrystus z fysiąców marzeń, stowarzyszonych koniecznością epoki, powstał i stoi!?"
Uczyniwszy tę spowiedź hegeliańskiego odszcze-pieńcy, zapragnął Krasiński w tym samym liście za¬dać ostateczny cios „panteistom-filozofom". Więc wyłuszczywszy obszernie do jakich konsekwencyj doszła filozofia niemiecka, konkluduje:
„...Filozofia niemiecka, taka ogromna, taka pełna wzniosłej pogardy ku nędznej filozofii Francuzów

XVIII-ego wieku, — po siedmdziesięciu latach pracy tytańskiej doszła nareszcie, zupełnie inną drogą, bo drogą idealizmu, do tego samego rezultatu, co ma-teryalizm francuski".
Pojmujemy doskonale, że był to zaiste sztych mizericordią! W epoce romantycznej powiedzieć ro¬mantykowi: „jesteś jako Diderot"! — to znaczyło zelżyć go.
Listy do Jaroszyńskiego, dlatego nam w tem studyum tyle miejsca zajęły, że one są klasycznym świadkiem przeobrażenia filozoficznego w Krasińskim. Z tych listów wiemy, co nazywał on panteizmem u filozofów romantycznych; wiemy, że słowo to było w ustach naszego poety synonimem pojęcia : monizm spirytualistyczny; wiemy, że o istotę tego monizmu rozchodzi się z dawnymi mistrzami; staje przed nami jasne oblicze konserwatysty i oblicze nieprze¬jednanego indywidualisty. Krasiński bystrem spoj¬rzeniem dojrzał, iż ów „panteizm", z filozofii ro¬mantycznej zrodzony, owo uzależnianie zjawisk, lu¬dzi i geniuszu od nie artykułowanych warunków czasu i środowiska (Homer, „Chrystus" Straussa) — toć przecie przyjazny pomost, rzucany jakiejś nowej filozofii, która będzie z romantyzmem walczyła. Krasiński nie wie jeszcze, że ta nowa filozofia, która przejdzie po pomoście Szellinga — to Auguste Comte i pozytywizm. Nie może przeczuć ich nazwy, ale przeczuwa nieubłaganą konsekwencyę. Dlatego to właśnie zdefiniowanie czasów i ducha czasu po-Lu-

terskiego, (jak chce) — przynosi niezaprzeczony za¬szczyt zmysłowi krytycznemu poety.
Duchem rodczym romantyzmu, wyniesionym z wielkiej rewolucyi — był kult dla indywidualizmu. Myślicielstwo niemieckie — zdaniem Krasińskiego — siłą fego ducha ukuło broń, która mu ma zadać śmierć. W pracy romantycznej widzi więc sprzeczność z istotą romantyzmu.
W związku z tym ostatnim punktem protestu swego powstaje w Krasińskim nowa przepaść, od¬dzielająca go od dawnych mistrzów — Niemców. Jeżeli filozofia niemiecka w konsekwencyi swej stała się przedpozytywną opinią, że nawet geniusz, nawet świętość są tylko wynikiem panteistycznej pracy wszystkich sił materyi — to jakąż rolę przypisuje artyście taki pogląd na świat?

KLIKNIJ TU ABY ZOBACZYĆ PLIK Z PEŁNYM SPISEM TREŚCI, KTÓRY NIE ZMIEŚCIŁ SIE W CAŁOŚCI ZE WZGLĘDU NA OGRANICZONĄ OBJĘTOŚĆ AUKCJI



WIELKOŚĆ 18,5X14CM,MIĘKKA OKŁADKA,LICZY 147 STRON+51 STRON PRZEDMOWY.

STAN :OKŁADKA DB,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,KILKA KARTEK MA PODKREŚLENIA W TEKŚCIE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB+.

WYSYŁKA GRATIS NA TERENIE POLSKI / PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA ,W PRZYPADKU PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ PROSZĘ O KONTAKT W CELU USTALENIA JEJ KOSZTÓW / .

WYDAWNICTWO NAKŁADEM KSIĘGARNI POLSKIEJ B.POŁONIECKIEGO LWÓW 1912
WARSZAWA - E.WENDE I SKA.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE