LOKI NA ŁYSINIE
Zygmunt Hübner
WYDAWCA: Wydawnictwo Literackie
ROK WYDANIA: 1989 wydanie pierwsze / nakład 3000 egzemplarze
LICZBA STRON: 157
FORMAT: 12,5 x 19,5 cm
OPRAWA : miękka w obwolucie
Stan książki oceniam: bardzo dobry (-)
Czas potrafi jednak także płatać małpie figle pisarzowi, kiedy gwałtownie przyspiesza i dowodzi absurdu doraźnych podziałów czy też silnych może, ale jakże krótkotrwałych emocji. Jak wtedy, gdy Zygmunt Hübner, sam mając lat trzydzieści parę, powiada: "Często rozmawiając z młodszymi, a zwłaszcza najmłodszymi kolegami z przykrością konstatuję, że nie mamy wspólnego języka. Nie rozumiemy się". Kogo może mieć na myśli, pisząc te słowa w 1963 czy 1964 roku? Tych wówczas najmłodszych: Annę Polony, Wojciecha Pszoniaka, Jana Nowickiego, Kazimierza Kaczora? Dzisiaj brzmi to niedorzecznie. Zamiast mówić o książkach Hübnera, należałoby po prostu je czytać. "Otwarte drzwi dla obrazoburców! - pod takim hasłem gotów jestem się podpisać" - usłyszeliby od Hübnera młodzi buntownicy. Twórcy uprawiający wyłącznie sztukę przez duże "S" dowiedzieliby się, że najwięcej szans na uprawianie sztuki prawdziwie niezależnej mają "artyści obdarzeni polityczną świadomością", bo "pięknoduchami najłatwiej manipulować". Współcześni orędownicy teatru społecznego i politycznego zdziwiliby się, jak otwarcie i bezpośrednio mówi Hübner o powinnościach politycznych teatru, obligacjach moralnych artystów i wychowywaniu publiczności. Niejeden urzędnik w teatrze czy w magistracie żachnąłby się z kolei, gdyby mu przeczytać, że widzowie przychodzą do teatru między innymi po to, aby się oburzać, bo "jest to głęboko zakorzeniona potrzeba ludzka, której nie należy lekceważyć". Nie mówiąc już o tym, że tylko "teatr obojętny może uniknąć wszelkich kłopotów". Zygmunt Hübner nie jest bezpiecznym patronem dla teatru, bo jego poglądów nie da się oprawiać w ramki i ozdabiać nimi programów teatralnych, tylko trzeba się z nimi nieustannie mierzyć. "Teatr, którego naprawdę nie lubię, to teatr estetyzujący, teatr wdzięczący się, pokazujący - spójrzcie, jaki jestem ładny" - powiadał Hübner i przekonywał, że sensem istnienia teatru jest jego służba społeczna: "teatr nie tylko gra dla widza - on gra z nim i o niego. Czasem także - przeciw niemu". Nie będzie więc Hübner nigdy wygodnym antenatem dla tych, którzy uznali, że dzień 4 czerwca 1989 roku zwolnił teatr ze społecznej misji, ani dla tych, którzy uwierzyli, że oglądalność i frekwencja są miarą artystycznego sukcesu. Nie stanie się też sojusznikiem chwilowych mód i koniunktur, bo mało czego tak się bał, jak właśnie mody. Nie da się go przerobić na parasol ochronny dla miernoty, bo był dla niej bezlitosny: "mierny artysta jest czasem gorszy od złego. Złego łatwiej rozpoznać, mierny potrafi się maskować. [...] Niczego nie burzy, bo nie potrafi, niczym nie prowokuje, bo jest ograniczony, niczym się nie naraża, bo brak mu odwagi". Nie można się Hübnerem posłużyć nawet do walki z arogancką młodzieżą, bo w modlitwie (felietonowej co prawda) prosił: "Daj, abym znalazł w sobie wyrozumiałość i tolerancję i dzięki nim pogodził się z tym, że racje następnych pokoleń nie muszą być fałszywe z tej jedynie przyczyny, że ja ich nie podzielam". Paradoksalnie jednak może się okazać, że owe "następne pokolenia" podzielają jego racje i poglądy na teatr, jeśli tylko mają okazję i ochotę je poznać(...) źródło"Książki Zygmunta Hübnera"Joanna KrakowskaTeatr nr 501-05-2009
Czas potrafi jednak także płatać małpie figle pisarzowi, kiedy gwałtownie przyspiesza i dowodzi absurdu doraźnych podziałów czy też silnych może, ale jakże krótkotrwałych emocji. Jak wtedy, gdy Zygmunt Hübner, sam mając lat trzydzieści parę, powiada: "Często rozmawiając z młodszymi, a zwłaszcza najmłodszymi kolegami z przykrością konstatuję, że nie mamy wspólnego języka. Nie rozumiemy się".
Kogo może mieć na myśli, pisząc te słowa w 1963 czy 1964 roku?
Tych wówczas najmłodszych: Annę Polony, Wojciecha Pszoniaka, Jana Nowickiego, Kazimierza Kaczora?
Dzisiaj brzmi to niedorzecznie.
Zamiast mówić o książkach Hübnera, należałoby po prostu je czytać. "Otwarte drzwi dla obrazoburców! - pod takim hasłem gotów jestem się podpisać" - usłyszeliby od Hübnera młodzi buntownicy. Twórcy uprawiający wyłącznie sztukę przez duże "S" dowiedzieliby się, że najwięcej szans na uprawianie sztuki prawdziwie niezależnej mają "artyści obdarzeni polityczną świadomością", bo "pięknoduchami najłatwiej manipulować". Współcześni orędownicy teatru społecznego i politycznego zdziwiliby się, jak otwarcie i bezpośrednio mówi Hübner o powinnościach politycznych teatru, obligacjach moralnych artystów i wychowywaniu publiczności. Niejeden urzędnik w teatrze czy w magistracie żachnąłby się z kolei, gdyby mu przeczytać, że widzowie przychodzą do teatru między innymi po to, aby się oburzać, bo "jest to głęboko zakorzeniona potrzeba ludzka, której nie należy lekceważyć". Nie mówiąc już o tym, że tylko "teatr obojętny może uniknąć wszelkich kłopotów".
Zygmunt Hübner nie jest bezpiecznym patronem dla teatru, bo jego poglądów nie da się oprawiać w ramki i ozdabiać nimi programów teatralnych, tylko trzeba się z nimi nieustannie mierzyć. "Teatr, którego naprawdę nie lubię, to teatr estetyzujący, teatr wdzięczący się, pokazujący - spójrzcie, jaki jestem ładny" - powiadał Hübner i przekonywał, że sensem istnienia teatru jest jego służba społeczna: "teatr nie tylko gra dla widza - on gra z nim i o niego. Czasem także - przeciw niemu".
Nie będzie więc Hübner nigdy wygodnym antenatem dla tych, którzy uznali, że dzień 4 czerwca 1989 roku zwolnił teatr ze społecznej misji, ani dla tych, którzy uwierzyli, że oglądalność i frekwencja są miarą artystycznego sukcesu. Nie stanie się też sojusznikiem chwilowych mód i koniunktur, bo mało czego tak się bał, jak właśnie mody. Nie da się go przerobić na parasol ochronny dla miernoty, bo był dla niej bezlitosny: "mierny artysta jest czasem gorszy od złego. Złego łatwiej rozpoznać, mierny potrafi się maskować. [...] Niczego nie burzy, bo nie potrafi, niczym nie prowokuje, bo jest ograniczony, niczym się nie naraża, bo brak mu odwagi". Nie można się Hübnerem posłużyć nawet do walki z arogancką młodzieżą, bo w modlitwie (felietonowej co prawda) prosił: "Daj, abym znalazł w sobie wyrozumiałość i tolerancję i dzięki nim pogodził się z tym, że racje następnych pokoleń nie muszą być fałszywe z tej jedynie przyczyny, że ja ich nie podzielam". Paradoksalnie jednak może się okazać, że owe "następne pokolenia" podzielają jego racje i poglądy na teatr, jeśli tylko mają okazję i ochotę je poznać(...)
źródło"Książki Zygmunta Hübnera"Joanna KrakowskaTeatr nr 501-05-2009
Wokół teatru
Upadłe autorytety
Cmentarne refleksje
Historia magistra vitae
Sztuka debiutanta
Wedle potrzeb
Harakiri
Życie społeczne
Teatr winien
Rzeź świętych krów
Życiorys
Filozofia topora
Modlitwa
Pochwała miernoty
Wołanie o cud
Co włożyć do butelki
Nasz człowiek
Grób nieznanego artysty
W teatrze
Peter Stein i inni
Teatr mieszczański – proszę bardzo!
Publiczność
Reklama?
List otwarty do pani Klary Dąbrowskiej z Wrocławia
Strumień świadomości
Epilog
Na scenie
List do młodego dyrektora
O zapałkach
Profesjonalizm
Rutyna przeciw metodzie
Urok gry
Rola
Co jest proste, a co krzywe
Milczenie
Tekst
Dialog
Partner
Pauza
Gest
Sam na scenie
List gratulacyjny skierowany do siebie w dniu premiery
Z amerykańskiego notatnika
Sojusz IBM-u z Picassem
Błędy bogów
Dosłowność i metafora
Mr.Clark jedzie do Teheranu
Salon madame Tussaud I° voto Grosholtz
Czarna msza
Szekspir w parku
Z ostatniej chwili
za źródłem Zygmunt Hubner .pl
allegrowiczów wyceniających książkę na 1 zł ( kpina !!!!)
KOMUNIKAT!!!!!!!!!!!!!!PRZED ZAKUPEM KONIECZNIE ZAPOZNAJ SIĘ Z REGULAMINEM NA STRONIE O MNIE