wojny światowej,
zrodził się podczas lektury fragmentu opisującego działania „Błyskawicy" pod
Narvikiem; zafascynował mnie epizod, gdy okręt pozostający w wąskim fiordzie
dzięki precyzyjnym manewrom uniknął nieprzyjacielskich bomb. Rzecz jasna
potraktowałem ów epizod jako rejs zwycięski. [...]
Świadomie pominąłem epizody tragiczne. Wprawdzie składają się one również —
kto wie czy nie w większym stopniu — na dzieje polskiego czynu zbrojnego na
morzu, lecz przecież nie historiografia patronuje tej książce. Rzecz jasna, z
radością zamieściłbym tekst opisujący np. epopeję'ucieczki „Orła" z Bałtyku,
lecz zarówno ten epizod, jak i wiele innych nie doczekały się godnego
opracowania literackiego (pomijam literaturę popularnonaukową i naukową), stąd
też brak tu niejednego zwycięskiego rejsu, oczekującego wciąż na swego barda.
[...]
Z wybranych tekstów, a i z poczynionych tu uwag wynika, że nie każde
zwycięstwo to celne trafienie przeciwnika. Na szczeblu taktycznym, jak by
powiedział ktoś biegły w sztuce wojennej, zwycięstwo różną przybiera postać. Dla
statków handlowych ucieczka była najskuteczniejszą bronią, nie mogły stawać jak
równy z równym przeciwko drapieżnikom. A i dla okrętów wojennych, przy
miażdżącej przewadze przeciwnika, ucieczka, unik należały do sukcesów. A Sąd
morski K. O. Borchardta? To przecież zwycięstwo marynarza nad okrucieństwem
wojny — nad samym sobą. I bardzo dobrze, iż tego rodzaju sytuacja mogła się
tutaj znaleźć, rozszerzając tym samym pojęcie „zwycięskiego rejsu". Nie jest też
niefrasobliwym przypadkiem zamieszczenie humoreski, również K. O. Borchardta,
którą zatytułowałem Podnosimy kotwicę — nie w wymiarze tragicznym powstawał ten
wybór. [...)
To są autentyczne wspomnienia uczestników wojny, reportaże, a jeśli fragmenty
powieści, to oparte na zdarzeniach jak najbardziej prawdziwych, najwyżej ze
zmienionymi nazwiskami postaci i uzupełnione o wyobrażenie szczegółów, których
nie zawierały bezpośrednie przekazy.