AUTOREM KSIĄŻKI JEST F.K.MARTYNOWSKI.
Do czytelnika.
Zasadą i dążeniem czasów bieżących jest popularyzowanie wiedzy; — kierunek ten już od lat kilkunastu zyskał prawo obywatelstwa. Tą też myślą powodów;-— stawiam przed oczy czytelnika obrazów, zdjętych z przeszłości Po
Nie mówić rai o ich wartości •
czytelnik sam najlepiej orzek Chodziło
mi tu o podniesienie tyc' ■-•-czcgółów i
barw z życia praojców naszych, kfcóre za¬
zwyczaj bywają pomijane w całokształt
dziejów polskiego narodu, — chodziło
również o zaznajomienie czytelnika z
sprawami, o których najczęściej pisze się
poważne traktaty ! książki. Szczegóły
takie i barwy uważam za tło, na którem
wiekami rysowały się wypadki polityczne
narodu; sądzę wi' że d-Jbrzt1 bedz?e ood-
nieśc bodaj kilka ów s zie-
jów naszych. Wszak z domu i świątyni, wychodzili bohaterowie nasi na polu Grun¬waldu, Obertyna i Cecory, — więc zajrzyjmy do przybytków onych, a może niejedno uczucie szlachetniejsze w sercu naszem za¬palą, — może przesuną przed oczami na-szemi jeden z takich obrazów, od których nie oderwać się duszy i sercu człowieka...
Szkice i obrazy niniejsze starałem się pisać lekko, dostępnie dla każdego czytel¬nika, wskutek czego nie przytaczałem na¬wet źródeł, z których mi niejednokro¬tnie czerpać przychodziło, nie chcąc niemi obciążać rzeczy samej. Światty czytelnik łatwo je sam odgadnie.
Niech te słów kilka wystarczy za przedmowę. — Nadmieniam tylko jeszcze, iż będę się uważał za szczęśliwego, jeżeli książka niniejsza okaże się pożyteczną dla czytelnika.
Pisałem we Lwowie d. 20. kwietnia 1880-
Autor.
Spis rzeczy.
Strona
W dzień objęcia berła
Dobry interes ^7
Broń sieczna w Zakładzie narodowym imie¬
nia Ossolińskich we Lwowie . . 71
Gody i Zbytki - "... 93
Bunt Żaków .' -*no
Cudowne leki . , - ' ... 117
Ze świata legend i baśni .... 133
Z przeszłości cechów w Polsce ... 199
Obwarzanki gotyckie . ' . 269
Poczucie piękna w przeszłości ... 281
W dzień objęcia berła.
Zabierając się do skreślenia obrazka z obrzędu koronacyjnego w Polsce, mimowoli prawie przychodzi nam zawołać z poetą:
Gdzie ty święta przeszłości macierzystej ziemi, % twoimi bohatery, z bogami twoimi ? Przeminęłaś na świecie, jakby snem prześniona...
I rzeczywiście, tyle w naszej przeszło¬ści chowa się obrazów, tyle drogich sercu wspomnień, że dość spojrzeć na nie, dość je potrącić mimochodem nawet, a dnsza polska tak je zaraz polubi, tak przylgnie do nich, że jej nic oderwać od nich, że jej nie po¬wieść materyalizmu drogami. A przecież i te obrazy z przeszłości, uderzające ciepłem nie-zwykłem, nacechowane miłością ojczyzny i domu, — i te obrazy mówię, otulone wieko¬wą zasłoną, zaczynają coraz to więcej cho¬wać się do trumien, zaczynają coraz to wię¬cej niknąć z polskiej ziemi. Historycy nasi nie1 troszezą się niemi, — ich zdaniem mały to przedmiot, — pozytywiści zaś — ej! le¬piej zamilczeć!...
Lecz nam jej nie pomijać obojętnie; każdy bowiem obrazek lub seena z minio¬nych wieków naszego źycifl, dorzucone do wypadków politycznych narodu, niewątpliwie przyczyni się wiele do złożenia pełnego prze¬szłości obrazu, które razem wzięte, przedsta¬wią Polskę taką, jaką była domowo i polity¬cznie, jaką była u siebie i na zewnątrz. Tą też powodowani myślą podajemy obrzęd ko¬ronacyjny, który tak jasne rzuca światło na familijny niejako stosunek polskiego społeczeń¬stwa do panującego.
Było narodowym zwyczajem, że nowy król szedł po koronę przez pogrzeb swego poprzednika — pierwej własnemi rękami grzebał zmarłego monarchę, zanim ujął za szczerbiec i uczuł koronę Chrobrych na gło¬wie. Zdaje się, że mądra przeszłość chciała tym sposobem zwrócić uwagę wybrańca na tę okoliczność, iż władza, jaką mu Opatrzność powierza, nie jest wieczystą, że po za nią czeka go sąd Boży i zimna mogiła, owiana dobrem lub złem wspomnieniem narodu a historyi, względnie do tego, jak rządy spra¬wował. Po odbytym więe pogrzebie zaczynał się obrzęd koronacyjny.
Więc ceremonialny wjazd elekta do sto¬licy, zazwyczaj nader świetny i szczerością
-owiany, jako wynikający z głębokiego przeko¬nania wolnego narodu zaczynał tę uroczystość. A brali udział w owym pochodzie nie tylko ■dostojnicy kościoła i państwa potentaci, otoczeni łicznemi zastępy rycerstwa — lecz i miesz¬czaństwo Kazimierza, Krakowa, nie szczędząc .na ten cel znacznych nawet wydatków.
Stawiano przeto kosztem miasta łuki tryumfalne, oświetlano bramy i publiczne gmachy, sprowadzano z różnych stron Polski najlepszych muzykantów, aby na trąbach i surmach uprzyjemniali wjazd monarchy. Dość przejrzeć radzieckie akta Krakowa, lub Am-"brożego Grabowskiego zapiski rozmaite, by ■się utwierdzić w tem przekonaniu. Na wjazd n. p. Henryka Walezyusza, jak podaje Niem¬cewicz (Pamiętniki o dawnej Polsce, Tom I. r. 1822)... brama kanonicza, którą wjeżdżał, cała była w ogniach; na szczycie jej siedział orzeł biały, sztucznie zrobiony —ten rozwinąwszy skrzydła, aż do samej ziemi, schylił głowę przed królem. Podobneż orły były w bramie zamkowej i innych",., a... „drżało powietrze od huku strzelających dział i bicia ogromnych dzwonów."
Taki wjazd odprawiał Władysław Ja¬giełło, tak wjeżdżał do odwiecznego Krakowa Batory i inni jego następcy...
Pierwsze kroki do koronacyi t zaczyna król od Boga, według panującej u nas zawsze katolickiej religii i zwyczaju narodu, eo nie bez Boga nie poczynał. Przepędza zatem dzień jeden na modlitwie, postach i jałmużnie, przygotowując się tym sposobem do godnego przyjęcia korony. — Jednocześnie zwiedza grób świętego Stanisława na Skałce, pro¬sząc go, jako patrona Polski o łaskę i po¬moc w sprawowaniu urzędu, który nieza¬długo ma otrzymać z rąk prymasa państwa-i z woli narodu.
Pielgrzymkę zaś owa , jak i modlitwy i chrześcijańskie uczynki sprawuje w towa¬rzystwie senatorów świeckich i duchownych,, wobec tłumów krakowskiego mieszczaństwa, co na każdym kroku witało nowego monar¬chę, wyrazem szczęścia, okrzykami radości i szczerego wesela...
Cieszył się też król niezawodnie z tych oznak życzliwości i pojmował pewno jedno¬cześnie, że winien być ojcem owego ludu, co-go tak wita szczerze i tyle nie kłamanego uczucia objawia dla niego...
W takiem tedy otoczeniu a w błogiem uczuciu podąża król na odwieczny Wawel, co wzniósłszy się po uad modrą wstęgę naszej ukochanej Wisły, dumnie spoziera na okoli-
czne łany, sięgając wzrokiem hen daleko po aa niepołomickie puszcze, aż do niebotycz¬nych Tatrów.-. Tu stanąwszy, wstrzymuje się u bram kościoła. Zjawia się więc prymas państwa w towarzystwie dwóch biskupów, z kadzidłem i wodą święconą, a pokropiwszy elekta, bierze go za rękę i wprowadza do wawelskiej świątyni, przybranej świetnie, stosownie do okoliczności aktu, którego ma być niezadługo świadkiem. A jakież to było przybranie wawelskiej świątyni?
Oto, jak nam mówią różne zapiski, nawy kościoła przybrały się w gobeliny, arrasy i makaty wszelakie, a przed ołtarzem i po róż¬nych punktach domu Bożego, widziałeś poza¬tykane sztandary i trofea zdobyte na nie¬przyjacielu. Sztandar wiec Moskwy, Krzyża¬ka lub Pohańca buflczuM dodawały świetno¬ści całemu obchodowi, — orzeł zaś biały, co zawisł nad tronem, zdawał się tylko upatry¬wać stosownej chwili, by wylecić na otwarte niwy polskie i pociągnąć za sobą nowego mo-aarche na pola wawrzynów i narodowej chwały.
Tron elekta wznosił się tuż po prawej stronie wielkiego ołtarza. Bywał on cudnie pięknej roboty; zacząwszy bowiem od ciężkiej złotogłowej materyi, aż do złota, srebra i drogich kamieni, wszystko to razem składało
się na, oddanie różnego rodzaju haftów, co niby płaskorzeźba znaczyły się na jego fali¬stych zgięciach lub samym baldachimie.
Kawałek właśnie takiego tronu po Wła¬dysławie IV. posiadał ś. p. Piotr hr. Muszyński w Krakowie w swoich szacownych zbiorach. Na nim też widzimy owe przepiękne hafty, pra¬cowite i kosztowne dziergania, eo uwydatni¬ły wypukło a wdzięcznie państwowe znaki,, jak : białego orła, pogoń litewską, moskiewskie i szwedzkie herby, należące do naszych Wazów drogą spadku i historycznych wydarzeń...
/e trony koronacyjne były przygotowy¬wane dla wielu naszych królów, — nie ule¬ga żadnej wątpliwości. Czytamy n. p. w inwenta¬rzach skarbca o koronacyjnym tronie Zy¬gmunta Augusta i o innych. wzmianki. Ża¬łować tylko przychodzi,- że .tak mało śla¬dów i resztek po nich zostało. .
Ale wróćmy do chwili, kiedy król w to¬warzystwie senatorów zostaje wprowadzony przez prymasa i dwóch biskupów do stopni ołtarza, na których skoro tylko uklęknie, arcybiskup kropi go wodą święconą i okadza trybularzem, a potem modli się nad nim, prosząc Boga niebios i ziemi, aby księciu,, którego na królestwo to przeznaczył, dał zwy-
.cięstwo nad nieprzyjacioły wszystkiemi, po¬kój na ziemi i w niebie.
Modlitwa się kończy, a ciągle słyszysz śpiew hymnu, w którym Bóg anioła swego zsyła na ziemię, wykonany przez wdzięczne głosy małych chłopiąt, — poważne zaś dzwo¬ny, co zawisły na poczerniałych wiekiem wieżycach świątyń Krakowa i wawelskiej skały, ozwią się uroczyście, jakby chciały ca¬łemu narodowi o akcie owym oznajmić.
Jeszcze.ich głos nie zamilkł, jeszcze drgają ich serca, a owo dygnitarze Rzeczy¬pospolitej składają na ołtarzu insignia, ma¬jące dostojeństwo i władzę nowego monarchy oznaczać...
Insygnia zaś owe to droga pamiątka na¬rodu ; widzisz w nich bowiem koronę Chro¬brego, eo od Ottona III. dostała się pierwsze¬mu z naszych Bolesławów, a obaczysz i św. Maurycego włóeznię, pierwsze berło polskie, ujrzysz i miecz co się Szczerbcem zowie, okryty znakami czterech ewangielistów, któ¬rym nasze Bolesławy dokazywali cudów wa¬leczności pod murami dalekiego Kijowa, — spostrzeżesz wreszcie z krzyżem złote jabłko, na którem sphaera mundi ryta.
Takiemi więc insygniami koronują się nasi królowie, zacząwszy od Chrobrego, aż
do nieszczęśliwej pamięci Stanisława Augu¬sta. A gdzie się one dzisiaj znajdują ? trudno odgadnąć; znikły z polskiej ziemi, razem z politycznym upadkiem narodu. Przeminęły na świecie, jakby snem prześnione...
Po złożeniu owych znaków na ołtarzu, biskup krakowski rzecze do prymasa:
— Wielebny ojcze, kościół święty, matka
nasza żąda, abyś książecia tego wprowadził
na tron królewski!
Wtedy prymas powstawszy, zaczyna mo¬wę do króla, w której tłumaczy mu donio¬słość urzędu, jaki Opatrzność nań wkłada i przypomina obowiązki, jakie ciężą na tym, co ma rządzić narodem. Piękne też bywają tego rodzaju przemówienia; mówca przywo¬dzi na pamięć słuchaczowi najświetniejsze czyny narodu i dawniejszych jego królów, nie pomijając jednocześnie przykładów, z obcej historyi czerpanych. Zachęca jednocze¬śnie elekta do naśladowania cnót narodowych i śmiałego podjęcia oręża w każdej chwili, kiedy tylko wiara i ojczyzna zażąda, w koń¬cu zaś podniesionym głosem zapytuje:
— Będziesz li trzymać się wiary Chry¬
stusa i bronić jej w każdej potrzebie?
Król przyrzekaj ąćo odpowiada, następnie klęka, a w chwili kiedy prymas go błogosła-
wi, rozlega się po nawach świątyni uroczy¬sty chór pieśni: Te rogamus audinos, uderzają w bębny i kotły, a dzwony rozle¬wają uroczystą mełodyę, w śród której rej wie¬dzie drżący a potężny głos Zygmunta, co zda¬je się całą przeszłością przemawiać do no¬wego wybrańca. W tejże chwili podają Pa-ctaconYenta; więc król przyklęknąwszy, wobec całego orszaku dostojników państwa i jego przedstawicieli, składa na nie przysięgę narodowi.
Nie przytaczamy jej tutaj, ponieważ treść onej zmieniała się często względnie do okoliczności, ile bracia szlachta na no-wowybranym wytargować mogła. Chyba to jedynie nadmienimy, że kościół stał zawsze na pierwszym planie w rocie przysięgi kró¬lewskiej ; — z tąd też w czasach, kiedy re-formacya szerzyła się i u nas, przychodziło nieraz do starć w chwili zaprzy się gania pak¬tów, pomiędzy senatorami katolickiego ko¬ścioła a reformowanego obrządku.
Tego rodzaju zajście wszczyna marsza¬łek wielki koronny Firlej, z okazyi, iż w ro¬cie przysięgi na paeta conyenta, pomi¬nięto reformowane wyznanie, 'w skutek cze¬go Henryka Walezyusza, po uczynieniu za¬dość żądaniu marszałka, prymas koronuje
powtórnie, ale już inną, nie Chrobrego ko¬roną.
Odebrawszy prymas od króla przysięgę, wraz z biskupami zdejmuje mifcrę z głowy, na znak że ma niebawem koronować elekta, który przed nim klęka, schylając głowę aż do ziemi. Msza święta zaczyna się odprawiać przed wielkim ołtarzem, — prymas wiec bierze mitrę na głowę, a obnażywszy barki królewskie, głowę jego, ręce i plecy na-maszcza olejami świętemi i poświęca insi-gnia na ołtarzu złożone.
No.wy król zatem zdaje się, iż zupełnie przygotowany do przyjęcia berła, czeka go przecież jeszcze jeden obrzęd, nim koronę Chrobrych uezuje na g-lowie. Oto dygnitarze państwa prowadzą nowego pana do bocznej świętego Jana kaplicy, gdzie marszałek wiel¬ki koronny ubiera go w atłasowe białe san¬dały, biały płaszcz i palium, a tak dopiero przyodzianego, wiedzie do stopni ołtarza, by przyjął znaki' najwyższej świeckiej w społe¬czeństwie godności.
Zwyczaj ów przebierania króla nie zawsze w jednakim odbywał się porządku. Kiedy Józef Łepkowski (7, przeszłości Szkice i Obrazy) utrzymuje, że przed samem przy¬jęciem korony, w chwili dopiero co przez
nas opisanej, monarcha przybierał na siebie sandały, płaszcz i palium, widzimy przeciwnie w obrzędzie koronacyjnym Henryka Wale-zynsza. Elekta bowiem owego ubiera mar¬szałek wielki koronny w powyższy sposób wtedy, kiedy wstępuje w podwoje wawelskiej świątyni a prymas go okadza i pokrapia wo¬dą święconą. Mała to jednak odmiana, więc idźmy dalej.
Jeżeli zachowanie się towarzyskie czło¬wieka daje pojęcie o jego wychowaniu a w części i wykształceniu, — niewątpliwie na¬rodowe zwyczaje przedstawiają nam charak¬ter tego narodu, który je zachowuje. Inne zwyczaje będą u narodu wolnego, inne u de¬spotycznie rządzonego ludu; mamy tu na myśli ceremonialne ■ państwowe obrzędy i zwyczaje.
Do takich właśnie charakterystycznych scen, a rzucających światło na ducha narodu polskiego, niezawodnie należy i ta, kiedy, nim prymas włoży na głowę nowo kreowanego koronę królewską, marszałek wielki koronny, a niekiedy tenże sam arcypasterz podniesio¬nym głosem odzywa się do obecnych senato¬rów i posłów.
— Czy chcecie mieć za króla tego oto teiażecia? albo:
— Czy każecie włożyć koronę na gło¬
wę nowego pana ?
Na co wszyscy obeeui jednogłośnie za¬wołają :.
— Chcemy!
— Każemy!
Wprawdzie jest to już tylko samą for¬mą,, nie zmieniającą dalszego toku obrzędu, a przecież i ta forma wielce charakteryzuje naród. Któż to mógł przewidzieć, czy jaki zapalony sejmikowicz nie położy w tej chwili jeszcze swojego veto, choćby nawet z tego względu, aby się przekonać, czy głos jego ma rzeczywiście znaczenie w Rzeczypospoli¬tej? Nie zdarzyło się to wprawdzie, jak za Henryka, kiedy pominięto w przysiędze róż-nowierców, — przy Swobodach jednakże ta¬kich, jakiemi się bracia szlachta cie¬szyła, mógł i ów wybryk bardzo łatwo na¬stąpić.
Gzy ten zwyczaj zachowywano za Pia¬stów, nie wiemy ; pierwszy bowiem raz spo¬tykamy się z nim za Henryka, Batorego, Władysława IV.1 i t. d. Trudno również orzec, czy ou jest naszym zwyczajem odwiecznym, czy też zawitał zkądindziej do Polski. Być może, żeśmy go przyjęli od sąsiednich Węgrów, XL których także używano podobnych zapytań
w czasie koronacyi; może więc zawitał do nas wraz z królem Ludwikiem.
Msza święta odprawia się, zebrani senato¬rowie i szlachta okrzykiem chcemy! zezwo¬lili na koronacyę nowego pana, — więc prymas z temi słowy podaje królowi szczerbiec:
— Przyjm ten miecz, acz z niegodnych
ręku, lecz w imieniu apostolskiem dany —
używaj go na obronę kościoła i na postrach
przewrotnych!...
Król wziąwszy szczerbiec do ręki, po trzykroć nim wywinie w powietrzu, nastę¬pnie odda miecznikowi wielkiemu koronnemu, by go włożył do pochwy i doręczył arcybi¬skupowi. Tu prymas odebrawszy ów miecz z rąk miecznika, przypasuje go do królewskie¬go boku i rzecze.
— Pamiętaj, że nie samym mieczem
lecz wiarą zwyciężają się królestwa!
Następnie kładzie koronę na głowę mo^ narchy, a podając mu jabłko i berło mówi:
— Używaj icłi tak, abyś w złyeh po¬
strach, a w dobrych wzbudzał wesele!
Zaledwie prymas słów owych dokończy, jeszcze ich głos odbija się o wyniosłe skle¬pienia wawelskiej świątyni, aż tu nagle usły¬szysz długie — przeciągłe — jakby z piersi całego narodu wołanie.
— Vivat rex! vivat! niech żyje król! niech żyje!!...
Tysiące piersi ów okrzyk powtarza, bo też tysiące piersi czuje, że ukoronowano tego, co swoim majestatem ma dodawać blasku Rzeczypospolitej a po za granicami państwa wzbudzać uszanowanie dla wielkiego narodu. -Gdy się to dzieje, król zdejmuje koronę z głowy i do komunii świętej przystępuje, a po skończonem nabożeństwie odpasawszy r^ieez szczerbiec od swojego boku, oddaje go mie¬cznikowi wielkiemu koronnemu. Zbliża się więc prymas i wprowadza nowego pana na tron, wzniesiony przed wielkim ołtarzem, a po¬sadziwszy go na, nim, długą przemową tłó-maczy królowi stanowisko i obowiązki, jakie na panującym ciężą w obec narodu, nad któ¬rym mu rządy Opatrzność powierza.
Akt koronacji spełniony.
Król zasiadł na majestacie i objął w rę¬ce rządy; marszałkowie więc sejmowi laska¬mi, a znakami wojennemi rycerstwo, oddaje głęboki pokłon nowokoronowanemu.
Scenę tę prześlicznie malowaną, widzimy w rękopismie z r. 1501 zwanym pontyfi¬kałem Erazma Ciołka (jest ona cbró-molitografowana we Wzorach Sztuki Średniowie c z u ej, wydanych przez Edwar-
da bar. Bastawieckiego i Aleksandra hrabie¬go Przeździeckiego) i w różnych zapiskach kronikarskich z przeszłości.
Po skończonym obrzędzie koronaeyi, król otoczony senatorami i rycerstwem, udaje się do komnat zamkowych, na bogaty a wy¬stawny bankiet, co poprzedzał rycerską dnia na¬stępnego zabawę (turniejem zwaną) odbywaną na wielkim wawelskim dziedzińcu, na którym dziś oprócz wielu gruzów obaczysz kuźnię i piekarnię austryackiego żołnierstwa. A, pra¬wda jest tam.i.szynk! Co za ironja!!
Zabawy zaś owe bywały zazwyczaj na¬der świetne, że tu wspomnimy znane po¬wszechnie gonitwy, wyprawiane dla Henryka Walezyusza, pamiętne sławną awanturą Jana Tenczyńskiego ze Samuelem Zborowskim, co tyle nowemu-monarsze narobiła kłopotu...
Sądzimy, że nie od rzeczy będzie, bodaj nawiasowo nadmienić, że jak dawniej Gnie¬zno, tak później, zacząwszy od Władysława Łokietka,'..Kraków był miejscem koronacyj-nem królów pojskich. Łokietek pierwszy prze¬niósł obrzęd ■ koronacyjny r. 1319 z Gniezna do Krakowa, z Czego powstawały częste nie¬porozumienia pomiędzy królem a Wielkopol¬ską, która w owej zmianie widziała upadek
swojego wpływu na losy państwa i dopatry¬wała politycznej przewagi Małopolski.
Salwując więe honor prowincji, Mikołaj Trąba, arcybiskup gnieźnieński, wyrabia przy¬wilej u Władysława Jagiełły, moeą którego tylko arcybiskupowi, zwanemu odtąd pryma¬sem państwa, przysługuje prawo koronowania nowego monarchy, kiedy dotąd którykolwiek z biskupów mógł ten obrzęd sprawować. .
Oprócz królów bywały koronowane i kró¬lowe nasze. Jak zaś ów obrzęd się odbywał nie wiemy zupełnie prawie ; skromne bowiem wzmianki, rozrzucone po różnych pamiętni¬kach, nie dają nam jasnego o nich wyobra¬żenia. Przestajemy więc na powyższej, nie-chcąc się wyobraźnią uwodzić w tym wzglę¬dzie...
Z obrzędem koronacyii zabawy rycerskiej wiąże się tutaj starożytny zwyczaj pasowania na rycerzy, przywiązany do chwili, kiedy król zasiadł na majestacie, wzniesionym na krakowskim rynku trzeciego dnia po korona-cyi. Czytamy n. p. w „Ojczystych spomin-kaeh" A. Grrabowskiego, że po koronacyi Henryk Walezy „pasował wielu na rycerzy dotknięciem szpady", a za Władysława IV „wezwani potem przez marszałka osób zna¬cznych kilkanaście do pasowania na rycerstwo,
którzy pojedynkiem przystając, krzyżem przed królem Imei padali, a król onych dotykał mieczem".
Według Fryderyka Sapiehy dzieła: de ordine militari (o porządku rycerskim) ry¬cerze pasowani z miejskiego stauu, nabywali tylko prawa równego ze szlachtą dla siebie i prawych potomków, posiadania w Polsce dóbr ziemskich, ale nie odbierali, przy pasowaniu swojem ani pasa rycerskiego ani ozdoby, ani łańcucha, ostrogi lub miecza, chociaż pierwsi eąuites aurei lub aureati, rycerze złociści, inni torquati, łańcuchowi się zwali. Zatwier¬dzeniem Sapiehy przemawiają i odnośne da¬wne relacye z owych obrzędów, które nie wzmiankują o tem, aby pasowani mieszcza¬nie byli obdarowywani przez króla jakim przy¬borem rycerskim. To też, jak świadczy Pia-secki, gdy Władysław IV. kilku rycerzy zło-eistych pasował, a w tych liczbie przypusz¬czeni byli ludzie gminni i nieświadomi sztu¬ki rycerskiej, szlachta pasowaniem gardzić zaczęła.
Dla lepszego scharakteryzowania obrzę¬du pasowania na rycerzy, jako te£ i sposobu potwierdzenia przywilejów krakowskiego mie¬szczaństwa, niech nam posłuży relacya wjaz-
du do Krakowa i koronaeya Augusta II., która między inuemi prawi: Tyg.kralr. 1834.
„Dnia 16. w poniedziałek, jechał król Imść z zamku pompose (z okazałością) przed ratusz krakowski, gdzie mu było wystawione teatrum, obszerne, czerwonein suknem obite i tron pod bałdachinem, a od zamku aż do samego ratusza stały dwoma rzędy piechoty królewskie w barwie czerwonej. płaszcze za¬winione na sobie mające, z podszyciem bia-łem; za niemi drugim rzędem stały piechoty węgierskie różnych panów."
Opuszczając szczegółowy opis pocztów i strojów pańskich, przytaczamy jeszcze nastę¬pujący ustęp tej relacyi:
„Między chorążymi jechał Imp. mieeznik koronny z gołym mieczem. Po nich jechali Ichmśćp. trzymając królewskie insignia. Imśćp. jenerał wielkopolski niósł jabłko zło¬te, berło Imśćp. hetman litewski polny, ko¬ronę Imśćp. wojewoda krakowski, następował Imśćp, marszałek nadworny z laską bogatą z wierzchu, weśród i od spodku dyamentami sadzoną, a za nim król jegomość na tymże ma-slowatym (sic!) koniu, co i na wjazd tak pląsy czyniącym, właśnie o godzinie piątej wjechał przed ratusz, przed którym po Grodzkiej uli¬cy pieniądze rzucano, takowe na,die corona-
tionis (dzień korouaeyi). W tem dawano hu-cząco ognia z moździerzów w rynku krako¬wskim, także z hakownic około nad kaba¬tami przy ratuszu. Sam król Imść siedział w szatach polskich: żupan biały, lamowany w kwiaty miotane złote, kontusz z moskie¬wska wcięto robiony, aksamitny, grauatko-wy, czapka sobolowa, aksamitna, także gra-natkowa, na krzyż przepasana perłami ury-anskiemi, z boku pióro z sztuką dyamentową, but żółty, podkówki srebrne, w ręku buzdy¬gan piękny; jadący wszędzie wesoło poglądał po oknach i częstokroć czapkę zdejmował — niepodobna, jak mu po polsku przystało.
„Przyjechawszy przed teatrum, zsiadł z konia i trochę posiedziawszy na tronie pod baldachinem, poszedł na ratusz, gdzie mu było posłane sukno czerwone od samego te¬atrum aż do izby. Tam się ubrał w sandały, albę, dalmatykę i kapę, jak przy koronacyi wdziawszy perukę i aa nią koronę włożywszy, berło i jabłko złote mając, szedł z ratusza na tron, przed którym szli parami Imśćpp. radzcy. Imśćp. pisarz niósł księgę z prawa¬mi i przywilejami miasta. Drugi na tacy srebrnej wielkie klucze srebrne, złociste.
„Siadł tedy na tronie król Imść, a Imśćp burmistrz krakowski, Stanisław Łopacki, miał
2*
do niego perorę krótką, któremu Imść KaL kanclerz odpowiedział od króla Imści; potem, królowi Imści prezentowano na poduszce księ¬gi, na których rękę położył, a to in singnum approbationis et confirmafionis jurium *) potem Ichmśćpp. radzcy przysięgę ' królowi oddawali, a rotam juramenti **) Imść ks. kanclerz wielki koronny czytał, gdzie zaraz, przystępowali do pocałowania ręki gołej Ikmści. „Gdy się to skończyło, zawołano dzie¬sięciu panów rajców, których pasował na szlachectwo, trzykroć mieczem uderzywszy każdego, potem wstawszy z krzesła, na trzy strony szermował mieczem i oddał go Imp. miecznikowi koronnemu; zszedłszy tedy z tro¬nu pieniądze w tem na teatrum rzucano, po trzy razy tylko, ho złoto było.
„Powróciwszy król Imść do ratusza, zno¬wu powziął suknie polskie i w karoc swoją wsiadłszy, jechał do zamku, poznany po lu¬dziach; krzyku dość było, nie tylko w kotły i trąby, ale i pospólstw" wołającego vivat!' •vivat! rex! Przed wjazdem królewskim do ratusza sprowadzono wina na czterech wozach,
które na bokach ratusza na czterech stro¬nach rynku składano i fontanami misternie wystawionemi dla pospolitego ludu wylewa¬no. Założono fcakże publiczną w rynku kra¬kowskim kuchnię, z której jedzenie pospól¬stwu rozdawano."
Potrąciwszy o nobilitowanie mieszczan krakowskich, nie możemy pominąć bodaj po¬bieżną i nawiasową wzmianką prawa paso¬wania na rycerzy, przysługującego niektórym panom naszym.
Zwyczaj ten upowszechniony wielce w zachodnio^południowej Europie, a tak znako¬micie skarykafcurowauy w „Donkiszocie" Cer-Tantesa, u nas wyłącznie panującym przy¬sługiwał; jednakże Jan Zamojski pasuje na rycerza Rymanowicza, a cesarz Maksymiljau r. 1618 daje przywilej pasowania na rycerzy rodzinie Jastrzębców, który następnie spada na Myszkowskich, Bielawskich, Niedzielskich, Dzierzkowskich, Njemirowiczów i Sezytów.
Paprocki tak nam opisuje ten zwyczaj:
„Wybrawszy godnego być rycerzem, udać się mają z nim do kościoła. Tam przy obe¬cności innych współbraci, jeden z zacniejszyeh trzykrotnem uderzeniem oręża, błogosławio¬nego wprzód przez kapłana, wkładając mu złoty pierścień na palec skazo wkę, rycerzem
afcanowi, przyczein ma mówić: „W imieniu
i powagą cesarza nam przez przywilej udzie¬loną, ciebie prawym rycerzem złotym (£,gui-tem aureatum) przez podanie oręża mianu¬jemy (który mu wtedy bez pochwy- podadzą) i tąź powagą udzielamy ci wolność używania wszelkich zaszczytów, godności, broni, ozdób, łańcuchów we wszystkich igrzyskach i tur¬niejach, jakich rycerze św. państwa rzymskie¬go, krzyżowrney i inni jerozolimscy nawet używają." Tu wkładają pierścień. Poczem rycerz wykonywa przysięgę : że cesarza i je¬go następców, jako wierny rycerz, czci i do¬bra przestrzegać, kościoły od krzywdy, wdo¬wy, sieroty od ucisku bronić będzie."
Jak widzimy zwyczaj to obcy, mało też był praktykowany przez nasze rycerstwo, dalekie zawsze od niemieckich „ritfcerów."
W Polsce szlachectwo zdobywało się orꬿem na polu walki lub publicznej zasługi; tylko mieszczanie krakowscy dostępywali szla¬checkiego indygenatu na zasadzie starego zwyczaju. Radzi tez byli zawsze nowej koro-uacyi, bo wtedy z rąk królewskich spływał na nieb zaszczyt, którego im słusznie mie¬szkańcy innych grodów mogli pozazdrościć. Łatwo też sobie wyobrazić owe gorące obja¬wy życzliwości i rodzinnego ciepła, którera
Krakowianie odwdzięczali się monarsze. Spie¬szyła też rada miejska i mieszczanki z róż¬nego rodzaju podarunkami, składając je u stóp króla i królowej, siedzących na wynio¬słem teatrum krakowskiego rynku. A były pomiędzy temi darami przeróżne przedmioty; zacząwszy bowiem od złota i srebra, widzia¬łeś pomiędzy niemi cukierki, pomarańcze, kitajkę, ryby, gruszki, oskubane kapłony i kurczęta, ba, nawet nie pominięto krzaczków rozmarynu. Słowem, co tylko zamożność i niedostatek Krakowa miały u siebie, spieszono z tem, by złożyć zapomogę dla króla i wzbo¬gacić królowej wiano.
W zwyczaju tym, uświęconym wiekami, oprócz mieszczan, uczestniczyli i panowie na¬si. Jan Sobieski n. p. ówczesny hetman, ofia¬rowuje nowo ukoronowanemu Wiśniowieckie-mu bogatą karoce, zaprzężoną w dzielne ru¬maki. Rozrzewniające były owe dary, to też pewno i królestwo uie "przyjmywali ich bez głębokiego i błogiego uczucia.
Dary takie odbiera 1400 r, od rajeów krakowskich Władysław Jagiełło z żoną An¬ną „de Cilia", po matce wnuczką Kazimie¬rza Wielkiego ; zapisano bowiem w wydatkach radzieckich Krakowa: za „podarek weselny królowi Imci grzywien dwieście, za ręka-
wice ruskie dane pp. „de Cilia* grzywien trzy, skojców dziewięć". Dla Henryka Wa-lezyusza. nazajutrz po koronacyi, Kraków o-fiarował „siedm pnłiarów srebrnych pozło¬cistych, dwadzieścia cztery talerzy pozło¬cistych ważących grzywien pięćdziesiąt trzy, skojców dwadzieścia dwa", oraz „naczynie wielkie, w kształcie miednicy, miejscami po¬złociste, .alias wanna srebrna, grzywien trzy¬dzieści pięć' ważące".
Nie sam jednak Kraków dostępywał owe¬go zaszczytu; oto miasto Kazimierz, co tuż pod Wawelem osiadło, ofiaruje Annie Jagiel¬lonce „pięć kapłonów, pięć cytryn, trzydzie¬ści pomarańcz, trzydzieści okoniów, dwa szczu¬paki, dwie knry indyjskie, macę mąki na pączki i masła bryłkę".
Kiedy zaś król Zygmunt III. stanął w Krakowie 15. lutego 1592 r. z żoną Anną Austryaczką, darowują mu Krakowianie siedem szczupaków, jądyka, dwanaście oprawionych kapłonów, trzy pary jarząbków, sześć kuro¬patw, sto gruszek, kosz jabłek i dwa kraaki rozmarynu. W dzień zaś po koronacyi ofia¬rowali dla pierwszego z naszych Wazów „trzy pozłociste srebrne kubki, co ważyły in toto (razem) siedemdziesiąt dziewięć grzywien, jeden i pół skojca, a kosztowały tysiąc sto
pięćdziesiąt siedm złp. i dwadzieścia trzy grosze". Nie zapomniano nawet o czerwonej kitajce, potrzebnej na okrycie onych kubków, bo jak świadczą miejskie rachunki, zapłaco¬no za nią grzywien trzy, groszy szesnaście. Jakżeż przy darów składaniu pominąć dawną królowę Annę Jagiellonkę? Toż i jej prezent się należy od wiernych zawsze monarchom mieszczan krakowskich. Jakoż nie pominięto jej tym razem, gdyż czytamy w rachunkach radzieckich, iż „żeby nie było markotno kró¬lowej Imci starej, na witanie darowano jej dwanaście garncy małmazyi." *)
WIELKOŚĆ 18X11CM,TWARDA INTROLIGATORSKA OPRAWA,LICZY 336 STRON.
STAN :OKŁADKA DB-,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB .
KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM
/ KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .
WYDAWNICTWO KORNELA PILLERA LWÓW 1880.
INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.
PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"
NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!
ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE
ZOBACZ STRONĘ O MNIE