Eseje Andrzeja Więckowskiego dotyczące problematyki niemieckiej nie mają sobie podobnych w polskim, bogatym przecież, piśmiennictwie związanym z tą tematyką. Po pierwsze więc są esejami w najlepszym rozumieniu tego pojęcia. Jego spojrzenie na Niemcy i stosunki polsko-niemieckie zaleca się perspektywą na wskroś indywidualną, opartą nie tylko o wiedzę, ale przede wszystkim własne doświadczenia i własne przemyślenia. Więckowski przebywał w Niemczech wiele lat, w dodatku w okresie dla ich teraźniejszości i przyszłości przełomowym. Był tam berlińskim korespondentem polskiej rozgłośni radia „Wolna Europa”. Dla każdego, kto znał i pamięta jeszcze do dzisiaj komunikacyjne standardy tej radiostacji, nie ulega najmniejszej wątpliwości to, że zarówno wiedza, jak i doświadczenie musiały być przede wszystkim rzetelne. Więckowski mówił i pisał dla Polaków w Polsce w czasach, gdy Niemcy kochało się bezgranicznie z powodów, co tu kryć, ekonomicznych, albo nienawidziło również bezgranicznie z powodów wszystkich innych. Odnaleźć w tym wszystkim jakiś sens i jakąś równowagę, przezwyciężyć uprzedzenia i stereotypy, pamiętać o zaszłościach i dostrzegać teraźniejszość i przyszłość Niemiec. Przy tym nie zamazać nic w pamięci nam, Polakom. Kiedy to, co czytamy w tej mądrej i błyskotliwej zarazem książce, formowało się jeszcze, wówczas oficjalne przeciwniemieckie fobie ścierały się z powszechnym doświadczeniem zwykłych ludzi, którzy tyleż byli nieskłonni ufać oficjalności, co prostodusznie mniemać, że naród i kraj, który produkuje mercedesy, audi, volkswageny i bmw nie może być zły i głupi. Ale nadal przecież w potoczności uważaliśmy naszych sąsiadów za kogoś w rodzaju poczciwych głupków, bo nie na darmo przecież kiedyś w poczuciu niemałej wyższości nasi dzielni przodkowie nazwali ich Niemcami. Więckowski dostrzega w swej książce niezwykle więc przenikliwie ów paradoks, gdy okazuje się, że jest dokładnie na odwrót. Ilość wspólnie wygłoszonych oficjalnych mów, zjedzonych obiadów, wypitych szampanów, uścisków nie tylko dłoni, w żaden sposób nie wpływa na jakieś prostsze relacje między zwykłymi ludźmi. Zwykli Niemcy mają w Polsce niebywałe wzięcie jako dostarczyciele samochodów, które można ukraść, zwykli Polacy zaś są bohaterami na wpół urzędowych sugestii, by jednak nie wybierać się tam, gdzie można auto stracić. Zwykłych Niemców coraz częściej, niestety także półoficjalnie, postrzega się jako przyszłych właścicieli niemałych terytoriów polskich i coraz częściej straszy się nimi dzieci, zwykłych zaś Polaków jako bohaterów coraz bardziej wyrafinowanych dowcipów o Polakach. Z tej książki dowiemy się tego, czego tak naprawdę nie widać ani na pierwszy rzut oka, ani nawet z innych podobnych książek o Niemczech i Niemcach, których autorzy zadają sobie przecież niemały trud, by nas albo odpowiednio intensywnie postraszyć, albo równie intensywnie uspokoić. Zaletą jej jest bowiem charakterystyczna dla eseistycznego oglądu świata perspektywa głębszej refleksji wolnej od uproszczenia i stereotypu. Ale także świadomość, że nasza wiedza na ten temat, a zwłaszcza nasze poglądy, nie są wolne od poniekąd odwiecznie w nich zakodowanej albo piekącej niechęci, albo pobłażliwej tolerancji. Nie łudźmy się więc, mówi nam Więckowski, że Niemcy łatwo mogą się stać dla Europy wzorem demokracji czy zaniku zachowań ksenofobicznych. Nie wierzmy, że neofaszyzm to margines, a prawdziwe oblicze Niemiec to łańcuchy ludzi dobrej woli zapalających świece zawsze i tylko wówczas, gdy dzieje się coś złego. Nie popadajmy w przesadną euforię, gdy dowiadujemy się z ust prominentnych polityków, że Niemcy raz na zawsze rozliczyły się z własną przeszłością. /fragment wstępu/
cyt. za: www.interesik.pl