Tematyka wartości w życiu gospodarczym przewijała się przez całe moje życie naukowe, nigdy jednak nie zajmowała ważnej pozycji. W końcu dojrzałem do tego, by napisać książkę poświęconą temu zagadnieniu. Złożyło się na to kilka przyczyn.
Od kilkunastu lat rozpoczynałem zajęcia prowadzone w małych grupach od warsztatów poświęconych wartościom. Zadawałem studentom następujące pytania: jak postrzegacie Państwo podział polskiego społeczeństwa na grupy o odrębnych hierarchiach wartości? które z tych hierarchii sprzyjają rozwojowi gospodarczemu, a które nie? które z hierarchii wartości występujących we współczesnym świecie chcielibyście Państwo zaszczepić w Polsce, a przed którymi należałoby bronić polskie społeczeństwo? Tworzyłem z uczestników kilkuosobowe grupy, które opracowywały zadany temat, często w atmosferze wewnętrznych sporów, a następnie prezentowały swoje dokonania, po czym dochodziło do dyskusji. Oprócz walorów merytorycznych zajęcia te pozwalały poznać się studentom, którzy z reguły spotykali się pierwszy raz. Jednocześnie szybko okazywało się, jak różnorodnie postrzegają oni społeczeństwo, do którego należą, jak różne poglądy reprezentują, generalnie, jak bardzo się różnią.
Starałem się im pokazać, że ta różnorodność jest nie tylko stanem normalnym, lecz wręcz pożądanym. Zaakceptowanie różnorodności wymaga wzajemnego szacunku. Jakość tych zajęć zależała od samych studentów. Niektóre z nich wspominam bardzo dobrze. Rezultaty pracy dwóch grup, najbardziej uporządkowane, omówię osobno.
Kilka lat temu uczestniczyłem w seminarium zorganizowanym przez Instytut Nauk Ekonomicznych PAN na temat wartości w encyklikach Jana Pawła II. Przeżyłem deja vu. W Sali Okrągłego Stołu zasiedli paneliści, niektórzy zajęli stałe miejsca, i zaczęli przerzucać się cytatami z klasyka i wyważonymi komentarzami. Dokładnie to samo mogli robić kilkadziesiąt lat wcześniej z cytatami innego klasyka. Zakłóciłem tę podniosłą atmosferę i stwierdziłem, że wartości faktycznie respektowane przez społeczeństwo są przedmiotem badań, głównie przez agencje reklamowe, które chcą je wykorzystać dla skuteczniejszego manipulowania konsumentem. Nie wywarło to większego wrażenia na dyskutantach, którzy powrócili do opanowanej metody prowadzenia dyskusji. Po tym doświadczeniu bliżej przyjrzałem się kwestii wartości w teorii ekonomii.
W teorii ekonomii przynajmniej od dwóch stuleci toczy się spór o to, czy ekonomia powinna być nauką opisową czy też normatywną. Spór ten na trwałe określił perspektywę postrzegania roli wartości. Ukształtowało się przekonanie, że albo uprawiamy ekonomię opisową, wyzbytą wartości, albo uprawiamy ekonomię normatywną, słabo osadzoną w realiach. Podział ten uważam za błędny. Warto wyjść poza tę perspektywę i pokazać, że w ekonomii jest miejsce dla wartości i opisu jednocześnie. Co więcej, wartości rzeczywiście respektowane przez społeczeństwo mogą i powinny być przedmiotem badania.
We współczesnych naukach społecznych założenie to nie jest oczywiste, gdyż, zwłaszcza w socjologii, przyjęto po II wojnie światowej paradygmat równości kultur. Skutecznie tłumi on, poprzez cenzurę poprawności politycznej, badania nad ekonomicznymi skutkami hierarchii wartości. Z drugiej strony, w teorii ekonomii, a zwłaszcza w instytucjonalizmie, rozwija się przekonanie, że "kultura ma znaczenie".
W odróżnieniu od teoretyków praktycy zawsze byli przekonani o znaczącym wpływie kultury na rzeczywistość społeczną. Przykładem może być członek lewicowej Partii Pracy R. Prebble, który spędził 9 kadencji w parlamencie Nowej Zelandii i wielokrotnie piastował urząd ministra w różnych resortach. Stwierdził on: "Jeśli chcemy mieć wpływ na przyszłość narodu nowozelandzkiego, musimy poddać temat wartości naszego społeczeństwa drobiazgowej debacie. Nie mam wątpliwości, iż w odniesieniu do poszczególnych krajów podstawowym czynnikiem sukcesu i długotrwałego powodzenia nie są zasoby gospodarcze, ale wartości kulturowe". Warto uważnie przeczytać tę wypowiedź. Pojawia się w niej pojęcie narodu i jego wartości. Tymczasem w Polsce niektórzy politycy i media (a właściwie większość polityków i mediów) z ostentacyjną wręcz niechęcią odnoszą się do pojęcia narodu. Podkreślają zagrożenie nacjonalizmem, twierdzą, że w obliczu globalizacji i integracji europejskiej narody tracą na znaczeniu.
Wybitny twórca współczesnej teorii zarządzania, M. Porter, prezentuje zgoła odmienną opinię: "W świecie narastającej konkurencji globalnej znaczenie narodów wzrosło a nie zmalało. W miarę tego, jak podstawą konkurencji w coraz większym stopniu staje się tworzenie i przyswajanie wiedzy, wzrasta rola krajów. Przewagę konkurencyjną tworzy się i utrzymuje w wyniku procesu w znacznym stopniu umiejscowionego. Do powodzenia w konkurencji przyczyniają się różnice w narodowych wartościach, kulturze, strukturach gospodarczych, instytucjach i w historii".
Warto sprawdzić, czy polska kultura predestynuje nas do wygrywania konkurencji we współczesnym świecie, czy też jest balastem, który trzeba odrzucić, by szybko się rozwijać. Ta praca nie powstałaby, gdyby nie było Internetu. To dzięki niemu możliwe było odwołanie się do wielu źródeł z różnych dziedzin wiedzy i publicystyki z różnych krajów europejskich. Upowszechnienie Internetu spowodowało zmiany w uprawianiu nauki nie do końca uświadamiane przez samych naukowców. Na przykład wpisanie do wyszukiwarki Google pojęcia social capital powoduje, że pojawia się 48 milionów odesłań. Nawet jeżeli założymy, że każde hasło jest 1 000 razy powtórzone, to i tak pozostaje 48 tys. odesłań. Jest to więcej niż można przeczytać w ciągu całego życia. A przecież to tylko jedno z wielu używanych w tej pracy pojęć. W pracach naukowych na stopień wymaga się od doktoranta czy habilitanta znajomości światowej literatury przedmiotu. Przy obecnym rozwoju literatury naukowej żądanie to okazuje się niemożliwe do spełnienia. Co zatem w tej sytuacji pozostaje? W moim przekonaniu należy wykazać większy krytycyzm w doborze źródeł.
Niegdyś dobór źródeł był ułatwiony ze względu na istnienie renomowanych czasopism naukowych. Obecnie jesteśmy świadkami rozmywania tej renomy, co wynika z kilku przyczyn. Po pierwsze zwiększenie liczebności populacji naukowców powoduje, że wydłuża się kolejka osób chętnych do opublikowania swej pracy w renomowanym czasopiśmie. Proces recenzyjny trwa zdecydowanie dłużej i nieraz dopiero po dwóch latach można uzyskać odpowiedź odmowną. Skutecznie zniechęca to wielu naukowców. Pozycja renomowanych czasopism jest podtrzymywana przez system punktów nadawany przez struktury urzędnicze. To z kolei zmusza te czasopisma do poprawności politycznej. Ponadto, redakcje renomowanych czasopism, zgodnie z koncepcją paradygmatu T. Kuhna, publikują teksty mieszczące się w obowiązującym współcześnie paradygmacie. W rezultacie teksty krytyczne wobec tego paradygmatu i alternatywne ujęcia są odrzucane.
Zastosowana przeze mnie procedura wyglądała następująco. Pierwszym etapem było wyszukiwanie interesujących tekstów za pomocą Google. Następnie selekcja i dochodzenie do pierwotnego źródła. Z reguły było to pismo naukowe, często z dziedzin odległych od ekonomii. W ten sposób trafiłem np. na badania kliniczne nad dziećmi z rozbitych rodzin, których wyniki zostały zamieszczone w wąsko specjalistycznym piśmie z zakresu psychologii. Pisma tego na pewno nie posiada żadna biblioteka ekonomiczna. Przy tradycyjnym prowadzeniu studiów literaturowych nie miałbym szansy, by z nich skorzystać. A że warto było, Szanowny Czytelnik przekona się, jeżeli przebrnie do tego momentu.
Następnie dążyłem do uzyskania przekrojowych danych statystycznych na badany temat. By uniknąć kłopotów nieuchronnie związanych z porównywaniem danych krajowych, korzystałem z danych organizacji międzynarodowych: OECD i Eurostatu. Do danych mam krytyczny stosunek. Wiem, że wszędzie, gdzie pojawia się pomiar, pojawia się również błąd. Organizacje z reguły nie informują o popełnianych błędach. Podważa to wiarygodność danych, choć przecież nie ma nic lepszego. Jesteśmy skazani na oficjalne dane.
W pracy zamieszczam liczne cytaty, niekiedy bardzo długie. Mógłbym omawiać poglądy wyrażone przez licznych autorów, wolałem jednak oddać im głos. Niekiedy jest to usprawiedliwione formą literacką, która nie zasługuje na pominięcie. W innych przypadkach pozostawiam oryginalną argumentację, by uniknąć zniekształceń, nieuchronnych przy omówieniach.
Mam szczęście pracować w niezwykłym zespole - w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej. Jest to rzadkie w Polsce kolegium interdyscyplinarne, w którym pracują ekonomiści, finansiści, historycy gospodarczy, filozofowie, socjologowie, politolodzy, prawnicy, politycy społeczni, specjaliści od funkcjonowania jednostek terytorialnych i Unii Europejskiej, bezpieczeństwa międzynarodowego i zrównoważonego rozwoju. Koledzy uczynili mi zaszczyt i wybrali mnie na prodziekana do spraw naukowych. Dzięki temu uczestniczę w odbiorach badań statutowych, egzaminach i obronach doktorskich. Wywarło to ogromny wpływ na moje postrzeganie nauk społecznych. Na co dzień mogę obserwować sposób formułowania pytań przez socjologów i filozofów podczas egzaminów doktorskich, obserwować sposób zadawania pytań przez specjalistów z różnych dziedzin podczas obron prac doktorskich, uczestniczyć w dyskusjach nad prowadzonymi badaniami naukowymi. Bez tego doświadczenia nie byłoby tej książki. Pragnę w tym miejscu serdecznie podziękować Kolegom za ich wkład w moją pracę, często przecież nieuświadomiony i przypadkowy. Wielu z nich jest mistrzami w swoich dziedzinach i obcowanie z nimi uczy pokory. Dzięki kontaktowi z nimi wiem, że nie jestem historykiem, filozofem, socjologiem, politologiem itd. Niemniej jednak sposób uprawiania przeze mnie ekonomii na pewno zmienił się pod ich wpływem i jestem im za to wdzięczny. Poglądy wyrażone w tej książce są dość odległe od poglądów Kolegów z Kolegium i na pewno ich nie obarczają.
Mam szczęście uczyć w niezwykłych szkołach: Szkole Głównej Handlowej i Wyższej Szkole Zarządzania - Polish Open University. Pierwsza z nich nie wymaga rekomendacji. Natomiast druga jest mało znana. Szkoda, gdyż zajęcia tam prowadzone polegają na pracy w grupach, co umożliwia bliski kontakt ze studentami i czerpanie z ich doświadczeń zawodowych. Studentom z tych szkół, doktorantom z SGH i słuchaczom MBA z WSZ-POU chciałbym podziękować za dyskusje, inspiracje i atmosferę sporu, otwartości i dążenia do prawdy.
Szczególnie wdzięczny jestem Kolegom z Katedry Teorii Systemów Ekonomicznych, którzy cierpliwie znosili dyskusje na temat wartości, mimo iż zajmują się innymi zagadnieniami ekonomicznymi. Sformułowali oni wiele uwag szczegółowych, dzięki którym niniejsza praca jest lepsza i zawiera mniej błędów. Za wszystkie pozostałe ponoszę odpowiedzialność.