Warownia Arundel
Recenzje i opinie o książce
Czasem człowiek żyje tak, jak musi, autor: bogna,
Kraina Maine (aktualnie stan) leży nad Atlantykiem, na północno-wschodnim terytorium USA, graniczy z Kanadą.
"Kronika prowincji Maine" została napisana przez Kennetha Robertsa w oparciu o dokumenty, rękopisy i pamiętniki traktujące o epoce. Jeden z krytyków stwierdził: "to żywa encyklopedia Maine".
Akcja powieści toczy się w okresie poprzedzającym i w trakcie wojny niepodległościowej w latach 1[zasłonięte]775-17.
Pierwszy tom, "Warownia Arundel", to dzieje Stefana Nasona. Jego dziadek przybył do Ameryki z Anglii (w 1632 roku). Jego ojciec w wieku 17 lat był już wytrawnym kowalem, rusznikarzem i myśliwym. Powodziło się im dobrze, więc gdy znalazł urodzajny kawałek gruntu, założył posterunek handlowy, a jego nazwa wzięła się od nazwy Przylądka Arundel.
Akcja powieści rozpoczyna się, gdy Stefan ma 12 lat. Jest rok 1759 i ojciec zaczyna wprowadzać go w dorosłe życie.
I co dalej? Wątki awanturnicze, obraz Indian, tych dobrych, z którymi Nasonowie żyją jak z braćmi, i tych gorszych, którzy sieją strach. Jest krótki wątek o nawracaniu Indian na religię białych, o zagrabianiu ziemi, o leczeniu. Ciekawy jest opis strojów, jedzenia, sposobu zachowania. Najciekawsze są jednak rozdziały o tym, jak przygotowano się do zajęcia Quebecu, którym zarządzali Francuzi.
Z przyjemnością czytałam też fragmenty, w których występował generał Jerzy Waszyngton. Jeden z bohaterów opowiada: "Generał Waszyngton mówił przez zaciśnięte wargi, jak człowiek rozgniewany. Później dowiedziałem się, że ma nieregularnie osadzone zęby i chcąc uniknąć kłapania i obślizgiwania szczęki, musi mówić w ten sposób".
Pochód straceńców
Recenzje i opinie o książce
To naprawdę jest pochód straceńców, autor: bogna,
Drugi tom "Kroniki prowincji Maine" przeczytałam dopiero po kilkudniowej przerwie. Chciałam oswoić się z językiem autora i z wiadomościami, jakie wniósł do mojej wiedzy o historii Stanów Zjednoczonych. To "wyposzczenie" przyniosło efekty. Książka "Pochód straceńców" wywarła na mnie większe wrażenie niż "Warownia Arundel".
Armia idzie na Quebec... idzie, brnie w błocie, przedziera się przez puszczę, płynie kanadyjkami i czółnami, a gdy trzeba, nosi je na plecach. Dziesiątkują ją choroby i śmierć. Ale najgorszy jest głód, który pozbawia żołnierzy sił. Polują na co się da, łowią ryby, a gdy zupełnie brak jedzenia, mają jeszcze siłę, aby rozprawiać, czy rzemyki od butów będą lepsze z rożna, czy rozgotowane... W takich ekstremalnych warunkach różnie się zachowują. Czy dzielą się skromnym pożywieniem? Czy w takiej sytuacji pies to jedzenie, czy nie?
Do bram Quebecu docierają szczątki wycieńczonej armii.
Czy mogą liczyć na jakieś wsparcie?
Czy zdobędą miasto?
Czy Stefan Nason wróci do Arundel po tej kilkumiesięcznej wyprawie?
Ciekawa książka, opisująca piękno przyrody, stosunki międzyludzke, strategię wojskową i w tle człowieka, człowieka w Maine w XVIII wieku.
|