Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

WANDYCZOWA - FULA W PIĄTEJ KLASIE 1934

16-01-2012, 18:10
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 35 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2029590762
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 16   
Koniec: 13-01-2012 19:50:00

Dodatkowe informacje:
Opis niedostępny...
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

SPIS ROZDZIAŁÓW:


I. Powrót z wakacji '
H. Postanowienia .... 22
III. Nastroje jesienne . . .38
IV. Pieśń duszy .. ... 66

V. Święta . .. . t- .72
VI. Wielki teatr . . • • U5
VII. Bierzmowanie i influenza . . 145
VIII. Wiosna . . ■ 167
IX. Egzamin . . • • .203



POWRÓT Z WAKACJI


S
iostra furtjanka spieszy do furty. Dzwonek bez końca dziś się rozlega. Zjeżdżają się panienki; dziś ostatni termin powrotu z wakacji. Przez dwa miesiące tonął klasztor w zupełnej ciszy, w ogrodzie widać było jedynie białe, skupione postacie Sióstr, w milczeniu, z książką lub różańcem, przesuwające się po alejach, tętniących zazwyczaj tu¬potem małych nóżek i gwarem wesołych głosów. Wielkie okna klas, sypialni, sal zabawowych, szeroko rozwarte, wiały doskonałą pustką — i aż ośmielimy się podej¬rzewać, że bodaj sam klasztor, przesycony swą ciszą, zatęsknił już do bystrej fali młodego życia, która szumnie i triumfatorsko wypłynęła zeń przed paru miesiącami. — Siostra furtjanka nie niecierpliwiła się bynajmniej, że od paru dni nieustanny niemal dzwonek ją niepokoi — i z życzliwym uśmiechem witała, po¬wracające „ptaszki do gniazdka", które wypuszczała z dobrem życzeniem wesołych wakacji przed 10-ciu tygodniami.
To też i teraz; choć może już 20-ty raz odbywała dziś wędrówkę do furty, uśmiechnęła się przyjaźnie do wchodzącej dziewczynki.
— Niech będzie pochwalony — a, jak się masz
Fula! ale wyrosłaś przez te wakacje! — Cóż to sama
przyjechałaś?
— Sama Siostro! Dzień dobry! a to dobrze, że
Siostra została przy furcie! czy dużo zmian? czy dużo
Sióstr wyjechało? czy jest Siostra Irena, a Siostra
Zita, a Siostra Paulina? czy przyjechała już Berta
Borowska a Marynka NoJicka?

Nowoprzybyła, zasypująca pytaniami Siostrę fur-tjankę, była wysoką, 15 letnią dziewczynką. Ciemno-, blond włosy, przewiązane, niedbale granatową wstążką w gruby warkocz, rozstrzępiały się poniżej pasa w swawolne kędziory. Twarzyczkę okrągłą, o świeżej, rumianej cerze, otaczały wijące się na wsze strony niesforne „pejsy", jak je nazywano w domu u Fuli. Duże szaro-niebieskie oczy patrzyły na świat rozma¬rzone, a żywe jak płomyki. Figurkę miała niewyro¬bioną i było to jeszcze tylko duże dziecko, mimo swych 15-tu lat. Kobiecość drzemała gdzieś, głęboko uśpiona,
— Jest i Siostra Irena i Siostra Zita i Marynka
i Berta, a o zmianach dowiesz się już na górze —mó¬
wiła furtjanka, patrząc z uśmiechem na rozczerwienioną,
ożywioną twarzyczkę. — A teraz powiedz, gdzie są
twoje rzeczy.
Ale na to pytanie dobra Siostra nie otrzymała jużodpowiedzi, bo Fula popędziła, jak szalona; zdarłszy kapelusz z głowy,. wymachiwała nim, z poważnem dla tegoż całości niebezpieczeństwem, krzycząc z całej siły: już przyjechałam! już przyjechałam!
Powodem tego szalonego pędu było ukazanie się. w alei Siostry Zity. Siostry klasnej Fuli od lat trzech, uwielbianej przez dziewczynki dla jej słodyczy, po¬gody, umiejętnego odnoszenia się do dzieci i odczucia wszystkich ich trosk i strapień. Prócz tego Siostra Zita uczyła rysunków, a był to ulubiony przedmiot Fuli. Siostra Zita, zobaczywszy dziewczynkę, rozwarła szeroko ramiona. Fula radośnie do rąk jej przypadła.
— Ach jak się cieszę, że Siostra została!—woła—
złota, najmilsza Siostro!
Siostra Zita serdecznie ucałowała dziewczynkę.
— I ja się cieszę, że zostałam z wami—mówi^—
dobrze, że już przyjechałaś. Twoja klasa w kom¬
plecie, ciebie tylko jeszcze brakowało. Marynka
i Halka przyjechały wczoraj, Berta dziś przed południem.
— Siostra będzie nadal naszą Siostrą klasną? —
pyta niespokojnie Fula — prawda?
— Będę miała tę przyjemność.
— Hurra!.— Kapelusz Fuli fruwa w powietrzu, nie

chwyta go już jednak, bo oto z za muru wyłania się postać'Marynki i Berty.
— Fula!
Nowa serja padań w objęcia, grad pytań, krzy¬żujących się odpowiedzi — poczem dziewczęta ota¬czają Siostrę Zitę, jedna przez drugą opowiadają, do¬wiadują się, cieszą, wybuchają śmiechem.
Z każdego kątka ogrodu wyłaniają się po dwie, trzy dziewczynki — ciągłe powitania, ożywione roz¬mowy — wreszcie Siostra Zita nakłania Fule do pójścia do dortoiru*), umycia się, przeczesania, oczysz¬czenia zapylonej sukienki. We trójkę z Bertą i Ma-rynką idą bocznemi schodami „dzieci", mimowoli zniżając w rozmowie glos — bo surowe milczenie obowiązuje na schodach — a choć dzień dzisiejszy, dzień zjeżdżania się, nieobjęty jeszcze przepisami i robi się właściwie co się chce, ale głęboko wko-rzeniony zwyczaj, zapanowuje nawet nad podnieconem ożywieniem chwili.
Wchodzą na korytarz. Cały, nieskończenie długi korytarz zapełniony po obu stronach kuframi. Stoją pod ścianami walizy, kosze, torby, pudła, wszelkiego rodzaju paczki i pakunki. Siostra Domicella j Siostra Marta, niebieskie Siostry przydzielone do pomocy dziewczętom, zatopione'są całkowicie w stosach poń¬czoch i bielizny. Lingerja otwarta i co chwila któraś z tych Sióstr zanosi na półki całe sterty kaftaniczków, ręczników, pończoch.
Fula wita Siostry i rozgiąda się po korytarzu. . — Ano i jest się z powrotem!
— Chodź, zobaczysz jeszcze naszą klasę— mówi
Marynka — nim pójdziemy do dortoiru.
— Mamy nową tablicę — dorzuca Berta.
Wchodzą do trzeciej od końca klasy. Dwa pul¬pity podwójne stoją obok siebie w linji pionowej. Przed nimi stół Siostry. Pod oknem w kącie szafa, przy drzwiach, koło pieca, nowa tablica.

— Aha, ładna tablica — Fula z uznaniem'prze¬
suwa ręką po lśniącej powierzchni i rozgląda się za
kredą — szkoda, że kredy niema, spróbowałoby sie_r
jak pisze.
Wyciągają szuflady z pulpitów, wyłożone świeżym,, zielonym papierem — oglądają czyściutkie kaiama-rzyki, wpuszczane w pulpity, nalane już atramentem. Otwierają szafę — wyciągają ostrożnie, z poukładanych symetrycznie -stosów^ książki i przerzucają wpół cie¬kawe, wpół wzruszone, jak to się z tych nowych książek będzie uczyło. - •
— Czyście już wybrały .książki? — pyta Fula —
przeglądając cztery litografowane egzemplarze no¬
wego testamentu.
— Tak, ten mój, a ten Berty — ten sobie za¬
trzymała Haika.
— Zamień się ze mną — prosi Fula — wybie¬
rałyście bezemnie — mogłyście zaczekać! ja tak nie
lubię się uczyć z bladego zeszytu, W zeszłym roku
dlatego tylko nigdy nie mogłam się nauczyć styli¬
styki, bo była za blado pisana.
— ja także nie lubię się uczyć z bladej — opo¬
nuje Marynka.
— Berta, to ty się ze mną zamień — będę za t&
w pierwszym tygodniu, kiedy będziesz mieć porządki
w klasie, ścierać tablicę za ciebie.
Berci nie bardzo się chce zamienić na blady egzemplarz, ale że jest z natury uprzejma i- usłużna, godzi się. Poczem następuje ostateczna umowa, co do innych książek i Marynka, wyciągniętym z kie¬szeni kawałeczkiem ołówka, znaczy Ieciuchno po¬czątkowe litery każdej w wybranym egzemplarzu. .
Po dokonanem ścisłem obejrzeniu klasy, stają na chwilę przy oknie. Ten sam stary kochany widok, co i w roku zeszłym, tylko o klasę daiej: kasztan stoi już całkiem naprzeciwko — widać część płotu u zagrody z za muru — studni, u rogu gościńca, bez wychylenia się zobaczyć już nie można — gościniec biegnie tak samo i zakręca za wzgórkiem. Oba wzgórza porosłe brzózką i grabami tak samo, jak z czwartej klasy, widoczne. Gdy tak stoją przy oknie, ogarnia

Fule na chwilę, wśród całego radosno-podnieconego nastroju, lekka melancholia. Wczoraj o tej porze była jeszcze z babcią — była jeszcze w domu, na wol¬ności — nim zobaczy babusię, rodzeństwo, minie blizko rok... Cichnie jej ożywione paplanie. Może i tamtym dwum nasuwają się podobne myśli, bo milkną wszystkie, leciuchne zamyślenie skupia oży¬wione twarzyczki...
Nagle drzwi z trzaskiem się otwierają. Do klasy wpada jak bomba Halka, Ronaszkówna.
— Fula! powiedziała mi Siostra Zita, żeś przyje¬
chała i żeś w dortoirze! obszukałam cię wszędzie
i nie mogłam znaleźć — aż wreszcie zajrsałam do
klasy!
— Halka! jak się masz? — ściskają się serdecznie.
— Ależ wyrosłaś jeszcze! — dziwi się Halka.
— A tyś się opaliła! pysznie wyglądasz!
Świeża serja pytań, udzielanych sobie na pocze¬kaniu spostrzeżeń i wiadomości. Poczem zaglądają jeszcze do klas sąsiednich — wsadzają noski tu i tam — wreszcie idą gremjalnie do dortoiru i Fula rozpoczyna toaletę.
Tamte trzy opowiadają jedna przez drugą o zasły¬szanych już nowych rozporządzeniach, na rozpoczy¬nający się rok szkolny.
— Ale! kto jest mistrzynią? — zapytuje się nagle
niespokojnie Fula.
— .Została Siostra Bronisława.
Wszystkie cztery patrzą na siebie z wyrazem dziwnie zawiedzionym, wiedziały przecież, na pewno prawie, źe Siostra Bronisława zostanie, a mimo to są rozczarowane. Dzieci zawsze liczą na niezwykłe i niespodziewane, stąd częste ich strapienia i zawody.
— Ano, mniejsza z tera — konkluduje wreszcie
Fula — może w tym roku lepiej będzie!
— Wczoraj miała Siostra do nas przemowę,
bardzo serdeczną ■— rzuca niepewnie Halka...
— E, z wami to zawsze co innego — ale ja je] działam na nerwy, czuję to dobrze — poprostu moje usposobienie i cała moja osoba są jej wręcz prze¬ciwne —' no trudno! za to została nam Siostra Zita

i Siostra irena — nagłe płomienie wybiegają na twarz Fuli...
— Tak — a Siostra Irena znów ciebie specjalnie
lubi — mówi to, smagła, smukła Bercia, zawiązując
wstążkę u warkocza Fuli.
Fula pada, je] gwałtownie w ramiona.
— Dziękuję ci — szepce gorąco, dziwnie, go¬
rąco, bo wszak chodzi tylko o zawiązanie wstążki.
Toaleta skończona. Biorą się dwójkami pod ręce; Halka z Marynką i Berta z Fula i wychodzą na ko¬rytarz. Stoją, rozmawiają — oglądają wzajem swoje drobiazgi, wchodzą do klas, ■ zostawiając szeroko drzwi rozwarte — nucą, śmieją się — harmider jak się patrzy. Siostra 'Domicella co trochę woła którąś, zapytuje o jakieś szczegóły — oddaje starszym bie¬liznę do ich szafek.
Co chwila ukazuje się któraś z Sióstr klasnych. Odbywają się radosne powitania, wesołe rozmowy, opowiadania, przeplatane wybuchami śmiechu, klasztor cały drga życiem — powróciły ptaszki do gniazdka!
Na końcu korytarza ukazuje się wysoka, starsza zakonnica, o pomarszczonej twarzy, ostrym nosie, bi¬noklach, na szarych, przenikliwych oczach.
Weszła, chwilę stoi milcząc, przyglądając się bacznie wszystkiemu, a potem, mocno klaszcząc w dłonie, woła donośnym głosem:
— Silence! silence! — Rozmowy urywają się nagle,
to siostra Bronisława, mistrzyni.
— Mais ąuelle bruit vous faites mesdemoiselles!
on croirait qu'on ait a la foire! Rentrez dans les
classes je vous prie, celles qui n'ont rien a faire —
ne faites pas de bruit, attendant la sonette. Celles qui
deballent, qu'elles font vite — ce sera bientót temps-
d'aller a la benediction*).
Milknie hałaśliwa przed chwilą gromadka — po¬spiesznie rozsypuje się po klasach. Siostra Bronisława

zagarnia małe nowicjuszki; oddaje je jednej z star¬szych pensjonarek pod opiekę. Małe patrzą w około siebie trochę wystraszonemi oczami — zanadto pełno w ich serduszkach blizkich wspomnień o domu, ma¬musi, tatusiu, rodzeństwu, nie.znajdują jeszcze żadnego uroku w klasztorze, ze wszech stron otaczają ich rze¬czy obce i nieznane, coraz gorętsza tęsknota prze¬pełnia serduszka. Dają się zabrać jakiejś dużej, obcej pannie, prowadzić do jakiejś klasy.
W klasie 5-tej zebrane dziewczynki uchyliły drzwi do 6-tej — koleżanki zeszłoroczne, w tym roku jut zaliczają się do „dużych". O wiele mniej stykać się z nimi będą. Rekreacje bywają oddzielne dla „małych", pierwsze trzy klasy — „średnich", z 4-tej i 5-tej — i „dużych" z klas wyższych. A że rekreacje są jedy¬nym momentem, w którym dziewczęta,. cały dzień w klasie zajęte, stykają się, stąd oczywista wytworzy się wnet między dawnemi towarzyszkami wybitny przedział. Tymczasem jeszcze rozmawiają z ożywie¬niem, opowiadają sobie wakacyjne zdarzenia, co chwila któraś ucisza zbyt gwarne, bo głos Siostry Bronisławy dochodzi z korytarza.
Wreszcie dzwonek długi i głośny zaprowadza absolutną ciszę, wszystkie spiesznie, w milczeniu, wy¬chodzą na korytarz. Tu Siostra Bronisława ustawia nowe pary. Zwłaszcza sympatyzujące z sobą koleżanki, stają czempilniej razem, może uda im się i w tym roku. się nie rozłączać. Pary układają się według klas i według wzrostu. Fula dostaje się prawie na sam koniec. Przed nią Marynka z Bertą — w zeszłym roku szły razem z Bertą -'no, nie szkodzi — idzie obe^ cnie z Isią Dowolską z 6-tej, jedną z najprzykład-niejszych dziewczynek i dobrą koleżanką. Wreszcie pary poustawiane. W tym roku jest wszystkich uczen¬nic 36, najwyższa liczba jaką Niżniów posiadał od wielu lat; pełno jest maleńkich, wstępna klasa będzie liczyć aż 9 uczennic.
Kiedy pary ustawione, naznacza Siostra Bronisława starszą, która w tym miesiącu „prowadzić" będzie długi szereg, ilekrotnic idą wszystkie razem. Jest nią na razie Wikcia Czalska, przez Fule specjalnie lu-

biana koleżanka. Jest jedną z najstarszych z 7-mej klasy — a mimo to w zeszłym roku dziwnie się z sobą zbliżyły — mówiły kiJka razy tak poufnie, poważnie, . o rzeczach głębokich, drogich — i Wikcia nigdy nie okazywała Fuli tego nieuchwytnego cienia lekcewa¬żenia, jakie w stosunku do dużego trzpiota manifestują pobłażliwie starsze — jest w stosunku do niej prostą i serdeczną — i zato należy do kółka koleżanek, które mają w sercu Fuli całkiem odrębne miejsce.
Teraz Wikcia rozdaje welony — do kaplicy cho¬dzi się w białych welonikach. Jedna zawiązuje go drugiej — potem już raz zawiązane, dadzą się szybko nasuwać na włosy. „Nowe" nie mogą sobie z nimi dać radę. Wstępniaczki wyglądają niezmiernie zabawnie: małe figurki o pyzatych, różowych buziach, w poważ-nem obramowaniu welonu. Ale wreszcie wszystkie już są w welonikach, naciągają'szybko rękawiczki — jesz¬cze trochę bieganiny, bo „nowe" nic o tym zwyczaju nie wiedziały, rękawiczki zostawiły w klasie, albo z kapeluszami na wieszadłach — w końcu, pochód należycie przygotowany, wyrusza do kaplicy.
Idą schodami, którymi niedawno z ogrodu wy¬biegała 5-ta klasa — potem przez sionkę, maleńkim ciemnym korytarzykiem. Siostra Bronisława otwiera drzwi, wchodzi pierwsza do kaplicy, staje z boku i przepuszcza idące pary. Każda para macza palce w święconej wodzie, (jedna podaje drugiej), żegna się, poczem przyklękają na środku przed romaniką i roz¬chodzą się jedna na prawo, druga na lewo, do ławek, stojących na środku, dla dziewcząt przeznaczonych. Po obu stronach kaplicy znajdują się szeregi ławek, po prawej dla Sióstr białych, Sióstr nauczycielek, po lewej dla Sióstr niebieskich, Sióstr służących. Wgłębi, pod ogromnem oknem, stoją organy. Naprzeciw, w dru¬gim końcu kaplicy, ołtarz.
Wchodzi Isia z Fula. Nim.zmaczała palce w świę¬conej wodzie, rzuca Fula szybkie spojrzenie w ławki Sióstr: czy jest Siostra Irena?... Serce jej łomoce — nie, niema — zapewne chyba przyjdzie za chwilę — machinalnie macza palce w kropielniczce, żegna się, przyklęka przed romaniką.

Klęczą wszystkie w ławkach. Siostra Bronisława i Wikcia usadawiają małe, szepcą im coś cicho. Fula klęczy obok Berty. — „Zobaczymy teraz, czy są jakie nowe Siostry" — mruczy. —O, Siostra Paulina!— Marynka kręci się w swej ławce, ale Siostra Paulina "idzie skupiona, patrząc wprost przed siebie.
— Siostra Swiętosławs! —■ Fula zaczyna się krztu¬
sić niemiłosiernie, daremnie, Siostra Świętosława nie
odwraca oczu.
— Siostra Wawrzyna! — Idzie sobie Siostra ko¬
chana z swą wesołą, pogodną twarzą, przesuwafąc
życzliwe spojrzenie po kręcących się,' pokaszlujących
gwałtownie dzieciach.
— Siostra Antonina! — Fula szturcha Isię, chcąc
zwrócić jej uwagę na jej ukochaną Siostrę —' ale Isia
już zatopiona w modliwie, zwraca ku niej zdumioną
twarz: Co się stało ?
— Siostra Antonina idzie!
— To dobrze — odpowiada Isia całkiem spo¬
kojnie i z powrotem chowa twarz w dłonie. Ta zimna
kiew zdumiewa Fule —ale Isia jest zawsze, wyjątkowa.
Siostra Adela- zapala świece na ołtarzu — na ■chórze słychać lekkie przesuwanie krzeseł, jakiś ur¬wany ton prganów: lada chwila wyjdzie ksiądz. Cóż to? niema Siostry Ireny?! dlaczego nie przychodzi? dla-czego?... Fula słyszy jak serce jej łomoce. Jeśli Siostra Irena nie przyjdzie, nie będzie się modlić! wcale nie będzie się modlić! żal buntowniczy wzrasta w jej sercu.
Ksiądz wychodzi z zakrystji — na chórze organy zabrzmiały.
Dlaczego? dlaczego? trzepią się myśli spłoszone.
Cichutko otwierają się drzwi — i teraz dopiero jakby organy zadźwięczały, rozjarzyły się światła, po¬niósł się słodki radosny śpiew: weszła Siostra Irena. Jej wysoka, smukła postać, zda się, wionęła tylko ku ławkom. Siedzi przed Fula, odległa o dwie ławki — można na nią patrzeć, bez zwrócenia uwagi, ile się chce. Jest! I nagle gorąca wdzięczność zalewa serce Fuli. O! jaki Bóg jest dobry! Siostra Irena jest! klę¬czy tuż przed nią! cały rok będzie ją można wiUzieć,

słuchać, mieć z nią lekcje, może reakreacje! I tak jak wpierw żaJ, tak teraz radość tak rozpiera piersi Fuli, że aż dławi w gardle, aż krzyczeć chce — ja¬kiś tłumiony, chrapliwy dźwięk przedarł się na usta. Berta zdumiona patrzy na nią. —- „Czy ci nie¬dobrze ?" — szepce *ze zdziwieniem. Fula czerwienieje cała. Gniewnie zawstydzona, wstrząsa przecząco głową i chowa szybko twarz w dłonie. Teraz chce się mo¬dlić! modlić! teraz potrafi się modlić.
A w kaplicy roznoszą się słodkie tony litanii, śpiewanej na głosy przez kilka Sióstr. Z za okna pa¬dają długie smugi świetlane, łamią się w "kolorowych szybkach i kiadą czerwonswemi plamami na posadzce. Chwilami zalatuje świergot wróbli, gnieżdżących się. w dzikiem winie, porastajacem tę część muru, tak do¬nośny, że słychaq go przy pianach" śpiewu. Ołtarz cały w kwiatach; w migotliwem obramowaniu świec jaśnieje biały adamaszek na sukience Przenajśw. Sa¬kramentu — Najśw. Panna Niep. Poczęta, o cudnej, dziewiczej twarzy, wyciąga ręce z obrazu. Biała szata ją opływa, biały welon otula świętą głowę, niebieski ■ płaszcz spada z ramion. W kaplicy, u jej stóp, w wąs- , kich ławkach, po dwie, klęczą Siostry w białych ha¬bitach, welonach białych, otulone w niebieskie płasz¬cze—Siostry Niepokalanki. Zda się w powietrzu drgać jakieś mistyczne, palące rozmodlenie...
Ostatnie dźwięki organów przebrzmiały, ksiądz wyszedł do zakrystji, Siostry i panienki odwracają się ku ławce Siostry Jadwigi, przełożonej, która krzyży¬kiem żegna co rano, po mszy i co wieczór, po bło¬gosławieństwie, tę powierzoną sobie gromadkę. — Poczem, jeśli któraś z Sióstr czy dzieci ma Siostrze Przełożonej coś do powiedzenia, wychodzi ze swego* miejsca, klęka przed ławką jej i cicho rozmawia. Fuic kusi. niezmiernie pójść do Siostry przywitać się. Tale bardzo, bardzo kocha Siostrę Jadwigę, ceni ją głę¬boko za jej mądrość, ma do niej zaufanie bez gra¬nic, niezmiernie lubi rozmowy z Siostrą, przy których jest bezwzględnie szczera i teraz oto tak chętnie po¬szłaby ucałować jej drogie ręce, po długiem, dwumie-siccznem niewidzeniu — ale tli w niej nadzieja, że

może, wychodząc, uda się zmarudzić trochę —(Siostra Bronisława idzie na czele z małemi!) może uda się przywitać z wychodzącą Siostrą Ireną...
Walczą w niej dwa pragnienia, silniejsze zwy¬cięża: wychodzi z wszystkiemi. Kiedy ostatnie pary zbliżają się już do drzwi, rzuca niespokojne spojrze¬nie, na klęczącą wciąż jeszcze Siostrę, Irenę. A nut. Siostra zostanie — trzeba będzie pójść, zrezygnować na dziś z powitania. — Wrażliwe, wciąż różnorod-nemi wzruszeniami falujące serduszko Fuli kołacze znów niespokojnie: wyjdzie — nie wyjdzie — Fula znajduje się już koto samych drzwi, ociąga się chwilę... nie ma rady, trzeba pójść za innemi I W sionce przy¬staje, bucik się rozsznurował — ostatnie pary ją mi¬jają. Ach żebyż Siostra wyszła!
Biały habit bieleje na ciemnem tle sionki.
— Siostra Irena!...
Płonące policzki Fuli tulą się do białych, chłod¬nych rąk Siostry.
— Fuluś !
Chwilę głowa dziewczynki spoczywa na piersiach
Siostry.
— No idź, Fuluś, wszystkie już odeszły — zo¬
baczymy się w klasie.
— Jak się Siostra teraz ma? czy będzie mieć
lekcje? czy dobrze się czuje? czy nie kaszle? —. Fula
pyta gwałtownie. W 'glosie drży głębokie uczucie
i .niepokój. ■ ,
— Mam się o wiele lepiej, Fula i ufam, że tęga
rokuytak wiele lekcji opuszczać nie będę!
— Ach to cudnie! — chwyta ręce Siostry, raz jesz¬
cze do ust przyciska i ucieka prędziutko na górę, wy¬
biega po dwa schody na raz, po drodze zdziera welonik
i rękawiczki i bez tchu staje na korytarzu, w chwili
gdy już długi sznur dziewcząt niknie w drugim jego
końcu, w drzwiach dortorru. Jeszcze jeden szalony
pęd i przecież ostatnia wprawdzie, ale obecna, oddaje
welonik i rękawiczki, tymczasem już świeżo do roz¬
dawania welonków i rękawiczek naznaczonej dy-
żurnej.
Rozchodzą się do klas, niektóre zostają w ko-

rytarzu; po chwili dzwonek zgro.nadza je znów w re¬
fektarzu na wieczerzy. I
Jedzą dziś wieczerzę wszystkie razem — i duże i małe. Jutro,' kiedy wszystko już będzie uregulowane podziałem godzin, zasiądą do stołu o 1/2 godziny później. Gwarno też dziś w refektarzu. Wolno rozma¬wiać, byle nie zbyt gfośno — to też chociaż wszystkie uwagi zajęte chwilowo przeważnie jedzeniem, przecież brzęku i hałasu dosyć.
Wieczerza przebiega szybko i wesoło. Niebawem fala, ustawionych .w pary dziewcząt, wylewa się na-, rekreację do ogrodu.
■ W sionce spotykają Siostrę Wawrzynę, eko-nomkę, w dużym niebieskim fartuchu, wydającą je¬dzenie dia biednych, karmiących się u furty — i tu $ już rozluźniają się pary. Siostra Wawrzyńa, oto¬czona radosnem witaniem, każdej coś wesoło od¬powiada, Jeciuchną ironją zaostrzając uwagi. Lubią ją serdecznie dziewczynki, choć nie wiele z nią mają styczności, bo lekcji zbraku czasu nie udziela — i nie mogą się oprzeć pokusie rozmowy, gdziebądź ją spotkają. To też i teraz gwarno koło Siostry: Fula stoi z innemi w progu sionki, tuż u wejścia. Po za Siostrą Wawrzyną, dla której się zatrzymała, Jubi niewytłomaczenie ten skrawek ciasny pola, wciśnięty tu w kącik, między mur. Kilka metrów kwadratowych zaledwie, trochę kukurydzy szeleszczącej zeschłymi liśćmi, harbuzów żółtych, fasolki jakiejś, ale zawsze to „pole", coś, co przypomina dalekie wolne łany... , I tuż nad niskim murem błękit nieba i kasztan stary, co zagląda do okien klas na pierwszem piętrze, a, potem tuż tuż furta gospodarska, otwarta czasami na podwórze zabudowań, a wtedy widać kury grze¬biące i osiołka, a czasem wóz zaprzężony, którym zajeżdża Kiryłło, stróż — i domek piętrowy kape¬lana. Wszystko tak błyskawicznie tylko, bo furta zaraz się zamyka, a dość długo przecież, by prze¬mknęło złudzenie domu, wsi, na szerokim świecie własnego, drogiego kąta.
Zdaje sobie z tego Fula sprawę bardzo niedosko¬nale, nie wie właściwie co ją w tym zakątku ostatnim

ogrodu klasztornego pociąga, a przechodzi tędy zawsze z nieokreślonem uczuciem leciuchnej, miłej tęsknoty.
— Cóż to Fula. piątoklasistka, taka poważna?
Głos Siostry Wawrzyny budzi ją z króciuchnej
zadumy — otrząsa się z niej szybko.
— Jakże to, Fula urwisz, roztrzepaniec, dzieciak,,
jakże to się będzie w tej piątej klasie sprawowało^
— Ależ wspaniale Siostro! gotowam nawet.
dostać powołania do klasztoru!
— Och ty, powołania!... „
Całe gronko wybucha śmiechem, ale Fula nie-słucha już, porywa Bertę za sobą.
— Goń mnie! — woła — do n-ich dołącza się
Marynka i Halka X Olga Czarkowska z 6-tej klasy
i rozpoczyna się wspaniała gonitwa w dużej alei
ogrodu.
— Cache-cache! bawmy się w cache-cache! —
proponuje zdyszana Fula.
— Dobrze -*- godzi się Berta.
Marynka i Olga i Halka nie mają nic przeciwko temu. Ale starsze mają sobie tyle do opowiadania, że nie chce się im rozpoczynać hałaśliwej zabawy.
— Fuli by lepiej jeszcze było z małemi — mówi
poważnie Isia.
— Jutro zapewne rozdzielą nas; wy będziecie
„duże", będziecie sobie mogły udawać powagę ile
zechcecie, a my będziemy biegać — broni Bercia ko¬
leżanki.
— Chcecie się bawić w cache-cache? — zwraca
się Marynka do Żuli irzykowskiej z 4-tej klasy, które
w roku zeszłym jeszcze „małe", obecnie zajmują jut
honorowe stanowisko „średnich".
— Chcemy! — odpowiada chóralnie 4-ta klasa —
z 6-tej dołącza się Olga i rozpoczyna się wspa¬
niałe bieganie, najulubieńsza gra Fuli w cache-cache.
Zdaje się, że bawią się w nią entuzjastycznie wszystkie dzieci na całym świecie — choć różne nazwy nosi: pukanego, chowanego i t. p. Daje spo¬sobność do rozwinięcia sprytu, szybkiej decyzji, szybkiego orjentowania się — no i możność wyła¬dowania całej : energji, nagromadzonej w młodych

" Oczywiście przodowała FiJla, która była duszą wszystkiego, w co trzeba było włożyć cały tempe¬rament, w czem był ruch i życie — Fula niewyczer¬pana w pomysłach, często niefortunnych, ściągających bury od Siostry Bronisławy — a przecież niepoprawna ^antastyczka, lubiąca ucieleśniać swe fantazje w gwarze, zamęcie, jaki dostatecznie wytwarzała sama, w który wciągała zarażliwie swe koleżanki.
— Kto puka?
— Na kogo wypadnie.
Liczą.
— Marynka!

— Dam ja wam f — mówi Marynka z pewną Je-
■ciuchną zawiścią, • idąc do muru, bo wolałaby się
Je ryć.
— Gdzie gniazdo?
— Gdzie zawsze. Przy murze, koło krzaku bzu.
— Czy wolno się kryć w całym ogrodzie?
— Tak! tak! dziś w całym! niema dziś miejsca
wyznaczonego na rekreację. s
Nadchodzi Siostra Zita.
— Dzieci! , dzieci! — woła, klaszcząc w ręce ~
.mam dziś z wami rekreację!
— Siostra Zita! ach cudnie! wspaniale! a wy
idźcie się bawić, idźcie się bawić! — dokuczają
triumfująco starsze — my będziemy rozmawiać z Siostrą.
Klasa 5-ta i 4-ta zaskoczone, stoją chwilę mil-czsfco, patrząc po sobie.
— Najpierw się przebawimy — przerywa stra¬
pioną ciszę decydujący głos Fuli — a jak się zmę¬
czymy, będziemy rozmawiać z Siostrą — dobrze
Siostro? ale wtedy tvlko my, średnie, prawda? — Fula
patrzy tak przymilnie, że Siostra musi się zgodzić.
— No dobrze, dobrze — zobaczymy — tylko
nie hałasujcie zanadto. , , ,<
.— Nie „zobaczymy" ale „napewno" — błagają średnie — „napewno" Siostro!
— Tak; dobre sobie! teraz chcą biegać, kiedy

Siostra przyszła, a potem chcą mieć Siostrę dla siebie! Jeszcze czego! nie damy! — obrusza się Liii Po-stępska, najstarsza z 7-mej klasy,, koleżanka Wikci. — No już „napewno!" „napewno!" — uspokaja Siostra Zita pojednawczo. — My będziemy w dużej alei, a wy biegajcie.
Jeszcze pofrunęło parę zdań od Fuli i jej zwo¬lenniczek pod adresem Liii i „starszych", starsze nie pozostały dłużne — ale ostatecznie Marynka stoi u muru i puka. Reszta dziewczątek rozwiała się jak puch po ogrodzie.
Berta. Halka i Fula uciekły razem, teraz każda z osobna szuka sobie najlepszej kryjówki.
Bercia chowa się w długich splotach dzikiego wina, tuż opodal „gniazda". Stoi cichutko, przytulona do muru. Jej delikatna, smagła twarzyczka płonie emocją gry, czarne oczy z wytężeniem śledzą cień Marynki na żwirze alei.
Halka schowała się w graby, o gęstym liściu, u wylotu alei — widzi stąd Marynkę i Bertę. Prawda, że niebezpieczne ma miejsce, bo Marynka niewąt¬pliwie najpierw tu do gąszcza się skieruje, ale za to blizko i Halka liczy na swe dobre nogi. Wyjmuje szybko szpilki z włosów, gruby jasny warkocz raz jeszcze zwija mocno i starannie upina, żeby się jej w biegu włosy nie rozsypały i nie pogubiły szpilki, obciąga fartuszek, gotując się do biegu, oglądając, czy gdzie nie zaczepi się o gałązkę.
Fula pobiegła do studzienki, która naprzeciw bramy klasztornej, w klombach ogromnych, różowych, pełnych piwonji i jaśminów, w żelazną rurę objęta, wytryska. Wprawdzie mosiężnem kółeczkiem zakrę¬cona, ale woda sączy się drobniutkiemi kropelkami i tworzy maleńki stawek, nie większy jak fartuszek Fuli, na żwirze w koło studni. Wilgotno tu. 'ale bujnie, zielono, kwiaty największe i najpiękniejsze.
Fula postanowiła ukryć się w krzewach jaśminu przy studni. Nie bacząc zbytnio na sukienkę i far¬tuszek wpełzała pod krzewy, w pewnej chwili po¬czuła przemoczoną na kolanie pończochę, ale zado-

wolona z wybornego miejsca, nic sobie z wilgoci nie robi.
— Raz, dwa, trzy! — krzyczała, kończąc już-pukać Marynka.
Fula bacznie śledzi jej ruchy. Najpierw, z genialną ostrożnością bada Marynka,. leżący opodal krzak bzu i dopada Dziunię Dobo-szyriską, kryjącą się "w nim podstępnie.
— Mądra Marynka — myśli Fula — a głupie te małe, nikt się tam już w bez nie chowa,
Marynka ostrożnie oddala się od gniazda, staje na małym, otwartym na wsze strony placyku przed murem i bacznie śledzi zarośla spirei i ciągnącą się dalej grabirję — poczem ostrożnie się cofa — znać niepewna. Teraz na lewo wychodzi, zbliża się ku Berci, — Berta dech w piersiach zapiera — ale drgnęły gałązki: Berta! widzę cię! — krzyczy Marynka, ale już Berta, ruchem giętkiego kotka, mignęła tylko przed jej oczami.
— Raz, dwa, trzy! — krzyczy w triumfie.
—- Widziałam cię — woła Marynka.
— Mogłaś mnie wypukać!
— Tak prędko wypadłaś, nim się opamiętałam.
— Dlatego też wygrałam — mówi Bercia,z dumą, i
obierając czerwone i żółte listki wina z włosów
i sukienki.
proponuje
— Chodź teraz ze mną szukać -
Marynka i odchodzą zgodnie razem.
Wyjść czy nie wyjść — namyśla się Fula — odeszły dość daleko. Fula widzi Halkę jak skrada się-już tuż u sanlego brzegu grabiny — ale wnet cofa się błyskawicznie, bo Marynka pędzi, za nią Żuła Irzykowska.
■^r- Raz, dwa, trzy! — krzyczy reszfką tchu Marynka.
Po zwycięstwie, widać pewniejsza siebie, odchodzi dalej. Czy też wyjdzie za klomby spirei ? zdaje się że tak, bo idzie ostrożnie aleją, gdy w tera, jakby przeczuciem tknięta, zwraca raz jeszcze głowę w stronę grabiny — dostrzegła Halkę. Obie puszczają się teraz do gniazda ile sił w nogach. Pędzą w naprężonem

milczeniu,, obie kładą w ten bieg całą namiętną chęć zwyciężenia. O długość ręki zwycięża Halka.
Poczem stoją obydwie chwilę wyczerpane przy gnieździe i mówią coś zciszonym od zmęczenia głosem.
No, kiedyż wreszcie odejdą? Fula niecierpliwi się. Wreszcie odchodzą! Haika siada opodal na ławce, Ma¬rynka pewna, że już nikt się. w pobliżu nie skrada, oddala się śmiało. Tak, a teraz się trzeba przekraść. Pełzając krzewami, zaczepiając bezustannie o gałązki i pręty, włosy pełne Mści, ręce zabłocone, nie zwa¬żając na nic, cała zapamiętałą emocją gry, Fula skrada się do celu. W międzyczasie AAarynfea co chwila przebiega, kogoś wypukując, lub też w daremnym wy¬siłku pościgu —Fuia jak Indjanin, korzystając z ogól¬nego zamieszania, sunie coraz bliżej — coraz bliżej. Aż nagle porywa ją chęć otwartej walki! Wszystkie tętna łomocą, nagłe upojenie ją ogarnia. Zrywa się z ziemi, wydaje przeraźliwy okrzyk i pędzi cwałem, wprost przed oczyma oniemiałej Marynki, cała trium¬fująca i zwycięska do „gniazda".
Zaskoczona tem nagleni jej pojawieniem, się. tak zupełnie niespodziewanem, Marynka nie próbuje nawet gonić — pozwala Fuli upoić się się swym triumfem
do dna.
— Ę)zieci! idziemy na górę! — rozlega się głos
Siostry Żity.
— Jakto? dlaczego?
— W pół do 9-tej! czas spać — idziemy na pa¬
cierze, j
— Jakto? już?...
A gdzież rozmowa z Siostrą Zitą? gdzież reszta rekreacji, która miała być obróconą na wypoczynek? ani się spostrzegły w zapale zabawy, jak zmrok zwolna zapadł. Ach jaka szkoda! nieznośnie ten czas leci!
Zabłocone ręce Fuli, powalany fartuszek,- wywo¬łują niezadowolenie nawet u dobrej Siostry Zity.
— Jak ty wyglądasz, Fula! cóżeś ty robiła? zmi¬
łuj się, kiedyż ty wreszcie się trochę ustatkujesz!
Zawstydzona winowajczyni, biegnie pod studzienkę umyć ręce — Bercia i Marynka czyszczą plamy na fartuszku. Chustką do nosa wycierają wszystkie trzy
Fula w V klasi*. 2

ręce, obcierają spocone czoła — i za chwiJę gromadka znajduje się w mrocznej kaplicy na pacierzu. Przed ołtarzem tli się lampka i rzuca stłumione; czerwone światło. Siostra Jadwiga nizkim, harmonijnym głosem mówi pacierz. Kładą się ostatnie fale podniecenia, ci¬sza wstępuje w serduszka, skupienie ogarnia te, do¬piero co tak hałaśliwe, dziewczęta.
Mrocznym korytarzem idą do dortoirów. Siostra Bronisława siedzi w swej loży — drzwi do sypialni uchylone, dziewczęta rozbierają się szybko, Siostra Domicella ustawia w kącie lampkę nocną, — przymyka niektóre okna, gasi światła. Za chwilę za¬lega sypialnię cisza — spokojne oddechy śpiących wypełniają ją rytmicznie.
Fula nie śpi. Odrzuciła daleko kołdrę, jest jej gorąco i duszno, rękę podłożyła pod głowę — sze¬roko rozwartemi oczami patrzy w okno. Stara akacja lekko porusza gałązkami — wygląda, jakby kiwając się, odmawiała pacierze — chłodny wietrzyk idzie z okna — dochodzi monotonne a świeże szemranie fontanny — Fula z lubością myśli o tej chłodnej, pluszczącej wodzie.
Wczoraj o tej porze... tak, wczoraj jechała pocią¬giem, sama w 3-ciej klasie — nie spała także. Otwo¬rzyła sobie okno, przyćmiła lampę, księżyc wpadał łagodnem zielono-białem światłem, wysrebrzając drew¬niane ławki- Jechała z tęsknotą za domem i radosnem wzruszeniem, że ujrzy klasztor. Co chwila to jedno, to drugie uczucie brało górę. Tęskniła za babcią, którą trzeba był*o zostawić całkiem samą, rozżaloną i spłakaną — za siostrą, wyjeżdżającą do Monachium na studja — za tym najdroższym kątem na świecie, białym dworkiem, tonącym w powodzi lip pachnących, okolonym ogródkiem pełnym astrów, balsaminów, he-Jiotropów, wyczek i werwen. Maleńkiego, liljowego astra, wzięła na pamiątkę — jest w piórniku. Nowa fala gorącej tęsknoty, zaiewa serce Fuli. Czy też bab¬cia już śpi?... może jak ona leży w swem łóżku, z sze¬roko rozwartemi oczami i patrząc w okno, myśli z tę¬sknotą o swej Fuli... — Gorące łzy staczają się po po¬liczkach... — Kochana, .kochana babcia najdroższa istota

na świecie! taka pobłażliwa i dobra i względna i dumna ze swej wnuczki! wszystko wybaczy i zawsze znajdzie dobrą stronę wszystkiego — a już. to u swej Fuli, to złych stron bez mała nie widzi.
Fula nie ma matki, została sierotą w wczcsnem dzie¬ciństwie, ojciec wyjechał daleko w świat, za chlebem, straciwszy majątek. Fule i dwoje jej rodzeństwa wy¬chowała babcia. Starsza od niej od trzy lata Maniusia kształci się w malarstwie w Monachium, brat średni koń¬czy gimnazjum, babcia zostaje na starość już całkiem samiutka w swym pustym małym dworku. Przypomina się Fuli, jak tu przyjechała do klasztoru cztery lata temu. Po bezowocnej rozpaczliwej walce, błaganiu, zużyciu wszelkich środków małego zrozpaczonego serduszka, by babcię i dziadka odwieść od zamiaru oddania jej do klasztoru. Ł)aremnie! to z trudem dla niej zdobyte miejsce bezpłatne w Niżniowie, musiało być zajęte nawet za cenę jej niepohamowanej, szalonej rozpaczy ! Fula nigdy nie zapomni głębokiego bólu, co jak góra przygniótł jej dziecinną pierś podczas pierwszej jazdy. Odwoziła ją babcia, dziadka poże*-gnała w domu. — Ta długa kilkunastogodzinna droga w ciasnym wagonie, dzień spędzony w małym ży¬dowskim hoteliku w miasteczku, noc bezsenna, gdy tuliła się bez łez już, w. udręczeniu niezmiernem do babci i rozstanie na korytarzu klasztornym — wszystko, jak obrazy kinematograficzne, przesuwa się jej przed oczami. Nie skorzystała z pozwolenia odprowadzenia babci do furty — zacięła się w swym bólu w ostat¬niej chwili i po ostatnim uścisku uciekła na górę, do sali. Wiele dziewcząt ją otoczyło.
— O, nowa! patrzcie I jak się nazywasz?
A ona, spuściwszy głowę onieśmielona, wyszep¬tała: Fula Unikowska.
— Fula! Fula! co za śmieszne imię! , ■
I została już Fula, choć było to jedynie zdrobnienie pieszczotliwe, nadane jej przez babu.się. Naprawdę na imię jej było Stefanja i wszyscy poza domem wołali ją: Stefka. Żal jej było, że zdradziła się niebacznie, że naraziła na drwiny tę nazwę drogą, ale przepadło. Nikt nigdy nie wołał jej już w klasztorze inaczej —,

z biegiem czasu imię przestało wydawać się śmieszne—' a może i polubione zostało wraz z właścicielką?... Wszystkie te dawne dzieje przesuwają się teraz Puli przez głowę — tak jasno, jakby to wczoraj było!
Szybko zaaklimatyzowała się w klasztorze. Siostry były niezmiernie dobre, koleżanki miłe, lekcje łatwe. Prawda, że jej wybuchowa natura, fantastyczna i na¬miętna a dziecinna, narażała ją na szereg „bur",. na częste niezadowolenie Siostry Bronisławy, na przykre przejścia — ale zato przedziwnie mięka, pobłażliwa słodycz Siostry Zity — zrozumienie, które wyczuwała przesubtelnie specjalnym w tym kierunku zmysłem dziecka, u Siostry Swiętosławy — polot ducha i głębia . Siostry Ireny, z której niedoskonale sobie zdając sprawę, uwielbiała całą spragnioną piękna i prawdy duszą — przywiązywały ją co dnia mocniej i goręcej do tych drogich murów, wplatając się ściśle w napozór jed¬nostajne, a przecież barwne i urozmaicone życie klasz¬torne. I oto piąty już rok tego życia się zaczyna.
Co w nim będzie? jakie nowe poznania i prze¬życia ją czekają! Piąta klasa, to klasa wyjątkowa — biorą w niej „Nowy Testament", życie Chrystusa — to tak, jakby w bliższy kontakt wchodziły z Bogiem — jakby dopuszczane były do bliższego, ściślejszego z Nim stosunku—'to klasa, która często bywa punkte-ra zwrotnym dla wielu dziewcząt. Zmieniają się w niej — trudne i rozrzucone stają się skupione w sobie, ja¬kieś inne, jakbyv kryły w sobie tajemnicę. To klasa „powołania". Wszystkie w piątej marzą o życiu klasz-tomem, a niejedna z dziewcząt wychowujących się tu, została i na zawsze. Może i ona, Fula?... Jakiś dreszcz. dziwny, jakby Jęk przed czemś wielkiem i nieznanem a upragnionem zdejmuje ją. Co będzie?...
W piątej klasie, czyta się „Pieśń Duszy" z Siostrą Ireną — Siostra Irena droga! cudna! kochana!
p Przed oczyma Fuli staje ta smukła, biała postać, o dużych, błękitnych oczach. Nie widzi jej nieregular¬nych rysów, chorobliwej cery — widzi tylko oczy jak otchłanie, nęcące jakiemiś dalami bezkresnemi — czemś, ku ezemu się cała jej dusza wydziera — i słyszy drogie, kochane jej słowa, takie porywające, szczytne,

jakich dotąd nigdy nie słyszała. Siostra Irena! przy¬myka oczy by, lepiej ją widzieć. Taka biada była dziś! Fula wie, że Siostra ma gruźlicę i to ją przeraża, na¬pawa stałym niepokojem o Siostrę, ale wierzy mocno, że przecież się wyleczy. , Tylko smutno jej nieskoń¬czenie kiedy długie dnie jedne za drugiemi nie widać Siostry w kaplicy, ani przychodzi na lekcje.
Uczucie jej dla Siostry Ireny jest niepohamowane, jak cała jej natura, składająca się z ognia i wrzątku— natura wrażliwa, głęboka, mięka a nieokiełzana — prze¬żywa je też o wiele głębiej i gwałtowniej, niż się przeżywają zwykłe przywiązania przeciętnych dziewcząt.
Siostra Irena!... Przyjdzie jutro... mówiła... a potem
zaczną się lekcje, czytania... — Uśmiech rozjaśnia twa¬
rzyczkę, o zamkniętych już oczach; z ręką pod głową,
zwrócona do okna, śpi spokojnie. ,


WIELKOŚĆ 19,5X12,5CM,TWARDA OKŁADKA,LICZY 231 STRON.

STAN :OKŁADKA DB-/DST+,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .

WYDAWNICTWO NAKŁADEM FRANCISZKA ZEMANKA KRAKÓW 1934.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE