Książka ta jest wspomnieniem z lat szkolnych Adolfa spędzonych w Wyższej Szkole Realnej w Kielcach [której początki sięgają 1727 roku; jej gmach to obecne Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego], w której uczył się w latach 1[zasłonięte]858-18, czyli skończył ją w wieku 21 lat, co jak na gimnazjalistę to chyba sporo. Dla przyzwoitości dodam, że w tej szkole uczyli się też Stefek Żeromski, Bolek Prus i Gutek Herling Grudziński. Edukacja i wychowanie wyglądały wtedy wówczas jednak dosyć specyficznie – „system kozy i bata jest najwybitniejszym środkiem wychowawczym”, „bito często, wszędzie i przy każdej okazji”. Dygasiński „w częstych był zatargach z władzą, która go nieraz dokuczliwie prześladowała za różne przewinienia, za krnąbrność, nocne wycieczki z kolegami, grę w karty a głównie za wolnodumstwo.” Był nawet zadenuncjowany o przewodniczenie na zebraniu młodzieży szkolnej i miał wytoczone śledztwo z zagrożeniem niewydania świadectwa. Ale z drugiej strony dyrektor szkoły Formiński po groźbach wobec młodzieży napotkał na ostrą reakcję, wybito mu bowiem wszystkie szyby od frontu w mieszkaniu. Uczniowie byli poddawani nieustannej kontroli, prowadzono rewizje na stancjach, pilnowano by nie czytali zakazanej literatury i gdy pewnego razu Dygasiński użył zbyt mądrego wyrażenia w szkole na lekcji, postanowiono zrobić mu rewizję na stancji i zarekwirowano kilka nieprawomyślnych książek. Kolega Adolfa ze szkoły poszedł z kolei drogą otwartej bezczelności – zakazaną książkę Rousseau kazał sobie oprawić w czerwone płótno ze złoconymi brzegami i czytywał bez stresu w czasie nabożeństw.
Opisując uczących go wówczas profesorów dorzuca do wspomnień pewną ciekawostkę dotyczącą jednego z nich o ksywie „Świder”, ale ma ona wymowę dla mnie nieco inną, jest to bowiem prehistoria kieleckiego streetartu: „Oto gdziekolwiek się ruszył [profesor], wszędzie spotykał napis „Świder” na murach szkoły i seminarium, na parkanach i ławkach w ogrodzie spacerowym, na dzwonnicy, na zamku, na każdym domu znaczniejszym, a także poza miastem, na słupach wiorstowych, na skałach Kadzielni, murach klasztoru bernardyńskiego na Karczówce i zresztą w miejscach, których nie wymienimy. Na ścianach białych pisano węglem, atramentem, ołówkiem; na poczerniałych parkanach – kredą, a byli i tacy, którzy ów napis wyrzeźbili nożem na rosnących drzewach, skałach, murach, na ławkach w klasie. W całych Kielcach nie było nic popularniejszego nad ów napis.” Jak dla mnie to niezła historia, nie były takie te Kielce do tyłu jakby się mogło wydawać, a wręcz przeciwnie;)"
Warszawa 1939
Nakład Instytutu Wydawniczego "Biblioteka Polska"
STRON 181; FORMAT 14,2 CM X 20,2 CM
PODNISZCZONA OKŁADKA; ŚRODEK CZYSTY; INICJAŁY BYŁEGO WŁAŚCICIELA;
BEZ BRAKÓW
PRZED LICYTACJĄ BARDZO PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ ZE STRONĄ ‘’O MNIE”
przystąpienie do licytacji jest równoznaczne z zaakceptowaniem zasad opisanych na stronie >o mnie<