Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

W CIENIU ZAPOMNIANEJ OLSZYNY 1926 IL. GRONOWSKI

25-01-2012, 11:30
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 49.99 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2063702635
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 16   
Koniec: 27-01-2012 19:49:34
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - W CIENIU ZAPOMNIANEJ OLSZYNY
AUTOR - JULJUSZ KADEN-BANDROWSKI, ILUSTROWAŁ TADEUSZ GRONOWSKI
WYDAWNICTWO - WYDAWNICTWO ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH, LWÓW 1926
WYDANIE - 1???
NAKŁAD - ??? EGZ.
STAN KSIĄŻKI - DOSTATECZNY JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM, NIERÓWNE BRZEGI KART, PRZYBRUDZENIA I USZKODZENIA, BRAK TYLNEJ CZĘŚCI OKŁADKI) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY - ORYGINALNA, MIĘKKA
ILOŚĆ STRON - 251
WYMIARY - 22 x 15 x 1,3 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,358 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. - ZAWIERA
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)


JULJUSZ KADEN-BANDROWSKI
W
CIENIU
ZAPOMNIANEJ OLSZYNY
WYDAWNICTWO ZAKŁADU NARODOWEGO IM. OSSOLIŃSKICH
JULJUSZA KADEN-BANDROWSKIEGO
Niezguła, powieść, Lwów, 1911, wyczerpane Zawody, nowele, wyd. II, Warszawa 1922 Proch, powieść, wyd. II, Warszawa 1921 Zbytki, nowele, Kraków, 1914, wyczerpane Piłsudczycy, wyd. II, Warszawa 1921 Iskry, Wiedeń 1915 Bitwa pod Konarami, Wiedeń 1915 Mogiły, wyd. II, Lublin 1916, wyczerpane Spotkanie, nowele, Warszawa 1917, wyczerpane Łuk, powieść, Warszawa 1919 Wyprawa wileńska. Warszawa 1919, wyczerpane Podpułkowik Lis-Kula, wyd. II, Warszawa 1919 Wianki, Warszawa 1920 Wiosna 1920 roku. Warszawa 1921 Rubikon, nowele, Warszawa 1921 Generał Barcz, powieść, Warszawa 1923 Wakacje moich dzieci, nowele, Warszawa 1924 Przymierze serc, nowele, Warszawa 1924 Miasto mojej matki, nowele, Warszawa 1925

ILUSTROWAŁ TADEUSZ GRONOWSKI



MICKIEWICZ WRACA DO KRAJU..,

Napróino szukam w pamięci jakichś początków, — dzień ten siał się i popłynął naprzód, odraza pełen pogody, biegania, okrzyków, pośpiechu i szczęścia.
Wszystko odbywało się nagle!
Wystrojono nas w nowe ubrania, — dotąd widzę na granatowym rękawie wyszytą kotwicę czerwoną, — kiedyż więc wyciągnięto te bluzki uroczyście z komody?!
Nikt nie pamięta.
Robił się obiad dla gości, ciotek, wujów i różnych znajomych, miał być pan Karmański, pan Gali, może nawet pan Kossak, — Filipina „wpadała do kredensu", różowa, omączona, zasapana, — kiedyż naradziły się z mamą, co będzie na legominę?!
Nikt nie wie.
Napróżno szukam wszystkich ważnych początków, — dzień ten rozmachnął się sam, pogodny, wykąpany, czysty, wygładzony nad całem miastem, bez jednej chmurki.
Na/cudniejsza farbka do prania, od nas z dołu, ze sklepu od Fuksa jest niczem, gdy wspomnę niebo tego dnia, lżejsze, cieńsze chyba od płatków najświeższej niezapominajki świata!
Irzek i ja siedzimy zawczasu w salonie, przy oknie. Przy jednem, — przy drugiem. Próbujemy, gdzie lepiej?
Siedzimy i czekamy.
Dziś, gdy te chwile wspominam, — stare serce moje ze wzruszeniem wędruje po kamykach krakowskiego rynku, — wtedy jednak leciutkie, małe, było równocześnie sobą, ziemią, kamieniem, czubami akacji, rybką, — gdyby były na świecie ryby lubiące pływać po ziemi.
Było gołębiem, „widzącym sobie" wszystko z Marjackiej wieży, dorożką, która jedzie w stronę „całej dzisiejszej uroczystości", — było wszystkiem.
Było z radości — całem niebem!
Czekaliśmy tu, na aksamitnych fotelach morelowych, kiedy dziś, w setną rocznicę pójdzie nareszcie ten wspaniały pogrzeb Mickiewicza... Kiedy Go zaczną skądś, ze świata przenosić na Wawel.
Czy będą szli pod naszemi oknami, Rynek Główny, numer 7, czy może nagle rozmyślą się i zawrócą w ulicę Sienną?/
Irzek powiedział: — Takie rzeczy dzieją się czasem. Może raz na tysiąc lat? Zdarza się „zupełnie niechcący" i w ostatniej chwili pogrzeb skręca w bok...
— Nikt tu nie będzie szukał żadnej Siennej. Z dworca kolejowego na Wawel idzie się Florjańską, pod nami, przez Rynek, dalej Grodzką, — zawołała mama, wałkując kruche ciasto.
Ręce miała do łokci odsłonięte. Klepała „kopiec" ciasta i powtarzała miarowo: — Na Siennej nawet okna nieprzy-brane, — na Siennej nawet okna nieprzybrane.
To samo twierdził Tomasz, nasz dzielny służący, były kapral artylerji fortecznej, czyli wałowej, ubrany w biało-nie-bieskie drelichy.
To samo mówił ojciec. Dodał nawet do tego:
— Zmiłujcie się i dajcie mi już raz święty spokój. Polecieliśmy znowu do okien.
Jakże ważny musiał być dzień dzisiejszy, skoro nam nikt nie przypomniał, byśmy się zanadto nie wychylali, i nikt „nie drżał", że się znów zaziębimy/ Czekaliśmy na fotelach, by nam miejsc nie zajęto.
Ludzi na Rynek wysypało się bez końca, — a jeszcze ilu do nas na obiad zaproszonych?!
Ilu ludzi może się zmieścić na jednej połowie Rynku?
Kłóciliśmy się o to z Irzkiem.
Stu? — Dwustu? — Miljon? Sto tysięcy?
Wedle naszych reguł rację będzie miał ten, kto pierwszy krzyknie: — Jest tu ludzi największa liczba na świecie, — „razy" i
Razy — czyli zwykłe mnożenie.
Liczby z okrzykiem „razy" nie wolno nigdy wymawiać na początku sporu. Sztuka zwycięstwa polega na tem, by „razy" wymówić po dość długim targu.
Wporę!
Wtedy, kiedy jest pora, w sam czas, — o czem nikt nigdy naprzód nie wie...
Ludzi, ludzi — / ludzi!!
Chodzą, stoją, wiszą na latarniach, siedzą na wszystkich słupkach.
Do nas, do mieszkania przybywa też ciągle ktoś nowy. Pan Karmański z gwoździkiem w klapie. Mnóstwo wujów. Obie babcie — aż szumią z uroczystości. Naturalnie Gucio, — cóż mu to szkodzi?
Przychodzą, opierają się na naszych ramionach, rozmawiają — i przeszkadzają.
Nikogo już nie puścimy na nasze miejsca, — zresztą nagle, — nie wolno przeszkadzać... Ojciec położył palec na usta, — po ogromnym tłumie powiało, jak po wodzie, — słychać śpiew, idący zdaleka.
Już słychać, jak się w słońcu palą poszczególne głosy.
Sunie — pochód.
Gucio popatrzył na zegarek i powiedział: — Rok tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty pierwszy, — Mickiewicz wraca do kraju.
Krzyknęliśmy na Gutka: — Me przeszkadzaj!!
Jadą banderje krakusów, chłopi z kosami, różne cechy, różni zakonnicy.
Idą szlachcice w kontuszach.
Ojciec woła nagle do mamy: — Patrz, ten idjota Przy-jemski, przebrał się!
Nigdy pana Przyjemskiego, masarza, nie uważaliśmy za idjołę, — miał duży sklep z wędlinami, dlaczegoż nie miał paradować w kontuszu?
Ledwo ojciec zdążył zawołać o Przyjemskim, gdy nagle!
Nagle...
Rozlega się „w powietrzu oliwa".
Jak w czasie polowania na wieloryby, — Irzek o tem już czytał, — gdy burza szaleje na morzu, wylewa się na bałwany oliwę, tak teraz na te wszystkie głosy ludzi i koni wylał się głos wawelskiego Zygmunta.
Chwyciliśmy się za ręce i krzyknęliśmy, przepełnieni naj-ogromniejszem szczęściem:
— To dzwon Zygmunt, — z wieży!!
Zygmunt wali, tymczasem Irzek do mnie, bezczelnie: — Zapomniałeś, głupi, że latarnie świecą się mimo dnia, a są w żałobie.
— Na czem polega żałoba latarń? Odpowiedział: — To samo, co krepa.
— To znaczy, — co ?
— Gaza.
— Gdzie masz gazę? — wołam.
Nie chciało mu się odpowiedzieć, udawał teraz, że nie słyszy.
Odwróciłem się, aby mi mama wytłumaczyła. Cóż to znaczy, — latarnie w żałobie? Przez czas naszego patrzenia na Rynek wszystko zmieniło się przy oknach. Przy każdem stał kosz, tam, gdzie rodzice, — cała beczka z kwiatami.
Beczka ta została nam z zimy po suszonych śliwkach.
— Widział kto w beczce kwiaty? — krzyknąłem.
Na to ojciec, stojący przy drugiem oknie, zrobił się blady i zawołał do mamy:
— Uważaj, — teraz idą! Jedzie?! — Czy też Go niosą!! — Machnął ręką przez powietrze...
Mama oburącz złapała mnie za ramiona i odwróciła ku oknu. Uczułem na włosach jej oddech gorący.
Przez czas mego patrzenia na beczkę po śliwkach i na rodziców — znowu wszystko zmieniło się w Rynku!
Pochód sunął w najlepsze, u brzegu naszego domu, pośród tłumu zobaczyłem górę drżących kwiatów.
Rzucali je wszyscy ze wszystkich stron, ojciec ze swego okna wysypywał koszyki, jeden za drugim.
Nie wiem, czy tę górę kwiatów wlokło sześć koni, czy też ją ludzie dźwigali? Pamiętam z całego widoku, że szpaler strażaków raz za razem przerywał się i pękał. Wtedy tłum czarną falą opływał zewsząd ów kwiecisty pagórek.
— Czy widzisz? Mama wstrząsnęła mną gwałtownie. — Czy widzisz?...
Nie mogła mówić. Nie mogła złapać żadnego słowa. Pobielałe jej wargi drżały, z oczu płynęły łzy. Jedna za drugą. Parami. Nawet nie patrzyła, że spadają na piersi. Zanurzała tylko ręce w beczułkę z kwiatami i rzucała gałązki w powietrze.
Nawet nie wdół, — na chodnik, — przed siebie — w powietrze, — jakby na ślepo, — nikomu.
Przechylona daleko za okno, zawołała wreszcie: —
— Mickiewicz! Mickiewicz! Mickiewicz!!
Ani jednego słowa więcej. Odebrało jej głos. Same łzy.
Przytula mnie do piersi, drugą ręką garść po garści ciska i ciska i rzuca, kwiaty lecą, -- ona jeszcze i jeszcze i ciągle, — rzuca ciągle, — bez końca.
Widzę dotąd różową gwiazdę jej dłoni na niebie, gałązki zielone, które z palców spadają i w szumie śpiewu, — pagórek kwiatów pod domem...





SPIS RZECZY

Mickiewicz wraca do kraju........... 5
Wyścigi................ 13
Kukułka................ 49
Wezwanie......jr....... 51
Samo wydarzenie............ 54
I już wracamy ... -......... 89
Polityka................ 91
Gucio....... ......... 133
Ostatnie imieniny............. 173
Zakończenie............... 245



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.