Władysław Bartoszewski - więzień systemu nazistowskiego i komunistycznego, konspirator i powstaniec, bibliograf i kronikarz, dziennikarz i historyk, opozycjonista i państwowiec, chrześcijanin i humanista, wzór i autorytet.
„Życiorys nie do popsucia” – chciałoby się napisać w tym miejscu, ale określenia tego użył już wcześniej (w odniesieniu do Ojca Świętego Jana Pawła II) ks. Adam Boniecki, autor Kalendarium życia Karola Wojtyły. „Przebóg, jaki długi, jaki piękny, jaki płodny żywot” – chciałoby się strawestować Juliana Ursyna Niemcewicza, ale uczynił to już Jan Nowak-Jeziorański mówiąc o Jerzym Giedroyciu. O Władysławie Bartoszewskim napisano już niemal wszystko. By nie wpaść w patos i nie powtarzać się, powiem językiem przełomu wieków: życiorys wielowymiarowy i multimedialny, a jednocześnie integralny i kompatybilny.
To właśnie niezwykły życiorys legł u podstaw owego wyjątkowego autorytetu, jakim Władysław Bartoszewski – nazywany pięknie „budowniczym mostów” – cieszy się zarówno wśród Polaków, jak Niemców i Żydów. Z kolei autorytet ów sprawił, iż mógł on odegrać – i odgrywać nadal – tak istotną rolę w dziele historycznego pojednania polsko-niemieckiego i dialogu polsko-żydowskiego. Sprawił, że to właśnie on został zaproszony na uroczyste sesje parlamentów Niemiec i Izraela z okazji 50. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej, i że to właśnie on przemawiał podczas uroczystych obchodów 60. rocznicy wyzwolenia Auschwitz (o czym wyżej wspominałem).
Przewidział to prof. Hans Maier w laudacji wygłoszonej podczas wręczania Nagrody Pokojowej Księgarstwa Niemieckiego w 1986 r.: „Jeśli polsko-niemieckie pojednanie zostanie uwieńczone sukcesem, Władysław Bartoszewski będzie jednym z jego inicjatorów i orędowników. Tak często poszukujemy wzorców. On jest jednym z nich”.
(…)
Ten niekwestionowany autorytet Władysława Bartoszewskiego w Polsce i na arenie międzynarodowej budowały także jego publikowane świadectwa, jak również liczne i ważne publikacje historyczne. Był on bowiem – i jest – nie tylko uważnym świadkiem (obserwatorem) i uczestnikiem najważniejszych wydarzeń naszej historii najnowszej, ale także wytrawnym znawcą i wydawcą źródeł, znakomitym dokumentalistą i niezwykle rzetelnym historykiem, wreszcie wybornym popularyzatorem.
Pobieżna nawet znajomość życiorysu Władysława Bartoszewskiego i choćby najważniejszych tylko jego książek skłania do oczywistego wniosku o pełnej zgodności czy wręcz jedności (integralności) życiorysu i działalności publicznej z tematyką pracy badawczej i twórczości pisarskiej.
Pełna bibliografia jego publikacji liczy już przeszło 1 200 pozycji. Traktował je – zwłaszcza książki Warszawski pierścień śmierci 1[zasłonięte]939-19 i Ten jest z ojczyzny mojej – jako wypełnienie nakazu dania świadectwa i rodzaj spłaty długu.
„Kiedy 22 IX 1940 r. przekraczałem bramę z napisem Arbeit macht frei w grupie ludzi szczutych psami, jak wszyscy normalnie tam przybywający, miałem osiemnaście lat – mówił Władysław Bartoszewski podczas uroczystego posiedzenia Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego 26 I 1995 r. w Krakowie. – Nigdy w życiu nie byłem bity, nie widziałem bitych ludzi. Tak szczęśliwie upływało moje dzieciństwo i młodość. I oto tam spotkałem się z tak niewyobrażalnym wtedy – a był to przecież dopiero początek okupacji – poniewieraniem ludzi, wdeptywaniem w żwir, zabijaniem, katowaniem, odczłowieczaniem, że stało się to dla mnie doświadczeniem przełomowym.
Pamiętam jak 14 marca 1941 r. w obozowej izbie chorych siedziałem na łóżku ciężko chorego profesora UJ Adama Heydla, wielkiego ekonomisty i historyka kultury, i słuchałem, jak mówił z pamięci wiersze Norwida. I w tym momencie przyszli esesmani, zabrali go, ledwie zdążyłem odskoczyć. Po kilku godzinach zginął razem z innymi od salwy plutonu egzekucyjnego w żwirowni koło drutów, tuż za terenem obozu Auschwitz. Dla młodego człowieka śmierć tak zasłużonego profesora, w tak spektakularnej formie, była wtedy wielkim wstrząsem.
I kiedy z Bożą pomocą udało mi się w kwietniu 1941 roku wyjść z Oświęcimia, powiedziałem sobie, że poświęcić trzeba wszystkie siły ratowaniu nieszczęśliwych. I to popchnęło mnie do współdziałania z najbardziej nieszczęśliwymi i najbardziej prześladowanymi, jakimi byli polscy Żydzi”.
„Po raz pierwszy – choć nie ostatni – w życiu doświadczyłem wtedy uczucia zupełnej bezsilności wobec znęcania się nad ludźmi: jako ofiara i jako świadek – pisał w innym wspomnieniu przed dwudziestu laty. – Mówiono do mnie niejednokrotnie: jesteś młody, umiesz patrzeć; jeśli przeżyjesz, musisz to opisać. I tak nie będą chcieli wierzyć, a gdyby nawet uwierzyli – nie będą mogli sobie wyobrazić...
[...] po wojnie uznałem za konieczne zbieranie materiałów i dokumentów do dziejów Warszawy lat okupacji, do dziejów widzianych przede wszystkim poprzez losy ludzi, przez ich cierpienia, działanie, walkę. Interesują mnie fakty, liczby i konkretne informacje o wszystkim, co tu przeżywano, ale najbardziej – zagadnienie formowania się postaw wobec gwałtu i przemocy, sprawa patriotycznego i człowieczego samookreślenia się w tych właśnie tragicznie trudnych warunkach. Poprzez rozpatrywanie i badanie dokumentów czasu pogardy i nienawiści dążę do odnalezienia wszystkiego, co ludzi różnych poglądów, pochodzenia, zawodu czy stanu wówczas wiązało i jednoczyło.
Czterdzieści lat przeżytych po II wojnie światowej, nie szczędziło mi nowych, dotkliwych doświadczeń. Byłem świadkiem wielu krzywd, jakie spotykały ludzi szlachetnych, prawych i ofiarnych, świadkiem brutalnej przemocy i niezasłużonych cierpień, bezradności, rezygnacji, ale także i siły charakteru i męstwa. W latach 1946-54 przebyłem trudną drogę więzienną (6 lat i 7 miesięcy), by w noc wprowadzenia w Polsce stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku znów utracić wolność. Zaokrągliło to sumę doświadczeń za drutami i kratami do ośmiu lat.
Bywałem pozbawiony możliwości zawodowych odpowiadających moim zainteresowaniom i uzdolnieniom. Były lata, w których nie wolno mi było publikować książek ani artykułów, choć pisarstwo jest moim zawodem. [...]
Spotykałem się z nienawiścią i cynizmem, ale także z wyrazami i dowodami przyjaźni wspaniałych ludzi, na których mi zależało i zależy. Miałem jako wykładowca uniwersytecki (na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i w ramach zajęć na «uniwersytecie latającym» powołanym w 1978 przez Towarzystwo Kursów Naukowych) zetknąć się młodzieżą, której cały stosunek do życia i moralno-patriotyczne zaangażowanie nasuwały mi stale analogie z doświadczeniami mojego pokolenia. Zyskałem też przyjaciół i życzliwość wielu obcych ludzi w Izraelu, w Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii, Szwecji, ale także – czego przecież nie mogłem się spodziewać – w Niemczech.
Pragnąłem i pragnę, aby to, co robię i piszę, służyło nie tylko upamiętnieniu przeszłości, ale też i lepszemu zrozumieniu faktu, że przed każdym z nas stoi problem stałego poszukiwania i wyboru. Myślę o poszukiwaniu i wyborze dróg, które by zabezpieczały nasz świat przed nawrotami ciemności, nienawiści i barbarzyństwa. Nie tylko bowiem doświadczenia II wojny światowej, ale i powojennego czterdziestolecia, przypomniały dobitnie, że osiągnięcia współczesnej cywilizacji mogą być wykorzystywane w sposób jak najbardziej różnorodny. Zarówno dla prawdziwego rozwoju wartości ludzkich, jak dla budowy komór gazowych, antyludzkich broni i systemów.
Jestem, jak byłem, po stronie słabych i krzywdzonych, przeciw terrorystom – po stronie ofiar terroru, przeciw krzywdzicielom i wyznawcom metod gwałtu, jakkolwiek by ich ideologicznie nie uzasadniali. Nie znoszę dyktatorów i systemów autorytatywnych, trzeba przyznać, że z wzajemnością”.
„Z całego dorobku mego życia nie żałuję ani jednego napisanego zdania, choć na pewno niejedno napisałbym lepiej, precyzyjniej, mądrzej czy trafniej. Nie ma takiego zdania, a tym bardziej ustępu czy artykułu, o którym marzyłbym: oby zapadł się on pod ziemie, oby nigdy nie był napisany. Przywiązuje bardzo dużą wagę do tego stwierdzenia” – powiedział Władysław Bartoszewski w rozmowie z Łukaszem Kądzielą na łamach miesięcznika „Więź” (1986). Niewielu tylko autorów może złożyć podobne oświadczenie o sobie i swojej twórczości.
*
Niniejsza edycja Pism wybranych Władysława Bartoszewskiego obejmuje wybór najważniejszych jego teksty opublikowanych w latach 1[zasłonięte]942-20.
Rzecz jasna, zarówno dokonanie reprezentatywnego wyboru efektów czterdziestoletniej, tak bogatej, działalności dziennikarskiej i pisarskiej, jak i sposób ich uszeregowania – nie jest sprawą prostą, ani łatwą. Po długiej dyskusji zdecydowaliśmy się na przyjęcie porządku chronologicznego, przedrukowując najważniejsze teksty w kolejności wynikającej z dat ich pierwodruków.
Najważniejsze argumenty, przemawiające za przyjęciem takiego rozwiązania, to po pierwsze – jego czytelność dla każdego Czytelnika, po drugie – jak najlepsza realizacja podstawowego naszego celu: przedstawienia nie tylko wyboru najważniejszych publikacji Władysława Bartoszewskiego, ale i ukazania owej niezwykłej integralności życiorysu i twórczości, którą usiłowałem wyżej w skrócie zarysować".
Andrzej Kunert – Wstęp (fragmenty)