Tezy Biona na pewno nie są łatwe do zrozumienia i zaakceptowania, niełatwa też jest, proponowana przez niego, droga poznania. Czytelnik tej książki dostaje zaproszenie do obcowania z nowym doświadczeniem, które może okazać się niełatwe i konfrontujące. Jestem jednak przekonany, że wysiłek włożony z zapoznanie się z tą książką – i w ten sposób z Bionem – okaże się tego wart i że będzie to nie tylko chwilowa przygoda. Przed tymi, dla których myśl Biona była do tej pory zupełnie obca, książka ta otworzy nowe perspektywy psychoanalityczne. Inni, którzy spotkali się wcześniej z myślą Biona, zyskają szansę kontynuowania znajomości. Przypuszczam, że dla nich – tak jak dla mnie – czytanie prac Biona stać się może niekończącą się sposobnością do odkrywania nowych znaczeń nie tylko w jego tekstach i sformułowaniach, ale również we współdziałających z nimi własnych doświadczeniach i przemyśleniach.
Michał Łapiński (ze Wstępu do wydania polskiego)
O Autorze Wilfred R. Bion – brytyjski psychoanalityk, który w latach 1[zasłonięte]940-19 (później w USA) praktykował w Tavistock Clinic. Analizując “problemy psychiczne” ofiar wojennych opracował analityczną teorię dynamiki grupowej.
Fragment książki
„Sugeruję, by pracę tę czytać w ten sam sposób, w jaki należy uprawiać psychoanalizę – bez pamięci i pragnienia. A potem zapomnieć. Można do niej wracać, ale nie pamiętać” (Bion, 1967, s. 163). Inicjatywa Oficyny Ingenium, która publikuje pierwszą w Polsce książkę Biona, to zamierzenie nowatorskie, niełatwe i pionierskie. Ale przecież Bion sam był pionierem nowych myśli w psychoanalizie; cechowała go odwaga i determinacja charakteryzująca wielu psychoanalitycznych odkrywców, począwszy od Freuda. [...] Nie ulega wątpliwości, że spuścizna Biona stanowi znaczący i trwały wkład do rozwoju teorii i praktyki psychoanalitycznej. Mimo sporów na temat znaczenia jego dorobku oraz trudności w jego zrozumieniu i przyswojeniu wiele z teoretycznych koncepcji Biona znalazło zastosowanie. Czasem zostały one przyswojone, a czasem tylko „oswojone”. Najbardziej znanym przykładem może być pomieszczające/pomieszczane (ang. container/contained; po polsku raczej niefortunnie tłumaczone jako „kontener i kontenerowane”) – jedna z najbardziej znaczących i „pomieszczających” konceptualizacji Biona. Z racji swej pozornej dostępności pojęcia te bywają stosowane w sposób uproszczony, nie tylko zresztą w języku polskim. Takie „łatwe i przyjemne” zastosowanie myśli Biona bywa pragmatycznie użyteczne, ale może okazać się niekorzystne, jeśli prowadzi do pomijania złożoności zjawisk psychicznych, ograniczając w ten sposób możliwość ich poznania. Rezultatem może być „spoczęcie na laurach” i zadomowienie się w wygodzie „oswojonych” prawd. Czytając oryginalne prace Biona, widzimy jasno, że nie pozwala on nam „spocząć na laurach” i zaprzestać poszukiwań, zamykając ciekawość w „pojemnikach” gotowych, skończonych teorii. Autor woli nazywać swoje konstrukcje teoretyczne modelami, które są według niego „narzędziami praktykującego psychoanalityka, ułatwiającymi myślenie o czymś, co jest nieznane” (Bion, 1962, s. 88). Teorie traktowane w ten sposób i pomagające w dokonywaniu własnych odkryć i dochodzeniu do własnych sformułowań, nie zastępują i nie blokują własnego myślenia. […]
Michał Łapiński (ze Wstępu do wydania polskiego)
Rozdział 6 Mistyk i grupa Wydaje się absurdalne, by psychoanalityk nie mógł oceniać jakości swej pracy. Gdy podejmuje on próbę dokonania takiej oceny, może wziąć pod uwagę swoją reputację (czynnik zmienny, mało wiarygodny i nieprzydatny jako podstawa oceny), lęk lub też poczucie satysfakcji i zadowolenia z – jego zdaniem – dobrze wykonanej pracy. Ta ostatnia reakcja wydaje się kryterium równie dobrym, jak każde inne, ale budzi wątpliwości i bywa źle rozumiana. Jedyna osoba – oprócz analityka – która ma prawo wyrazić opinię to pacjent. Jego opinia także musi podlegać weryfikacji. Ujawnione przyjacielskie i wrogie uczucia zbiegają się i powinny ostatecznie pozwolić na sformułowanie mądrej, życzliwej, choć krytycznej oceny. Zamiast tego intuicyjnie stwierdzamy: „To jest prawda, przyjmij ją”. Takie sformułowania trudno uznać za naukowo uzasadnione; potrzebujemy czegoś lepszego. Nasze pragnienie nie zostanie zaspokojone, dopóki nie zrozumiemy, iż takie pojęcia, jak religia, sztuka, nauka – tak jak rozumiemy je dziś – są równie niezadowalające, jak sformułowania: „prawda”, „piękno”, „bóg” lub „żywot wieczny”. Wypowiedź lub sformułowanie to końcowy produkt przekształcenia; wszelkie przekształcenia kojarzone są z jakąś perspektywą. Psychoanalityk od początku swego rozwoju i od początku rozwoju psychoanalizy konfrontuje się z problemami, będącymi konsekwencją tego, iż żadna przyjmowana obecnie perspektywa nie wydaje się właściwa. Krytykowanie psychoanalizy jako dyscypliny „nienaukowej” brzmi równie absurdalnie, jak zarzucanie jej „niereligijności” lub tego, że nie jest „artystyczna”. Psychoanaliza nie należy do żadnego z tych obszarów – za co jest krytykowana – a jednak gdyby jej się to „udało”, nie uwolniłaby się od zarzutów. Kluczowe sformułowanie, dla którego nie istnieją żadne substytuty, brzmi: to jest „niepsychoanalityczne”. […] Grupa musi zachować spójność i tożsamość; wysiłki zmierzające do tego celu przybierają postać zwyczajów, praw, kultury i języka. Grupa potrzebuje także wyjątkowych jednostek, a więc musi o takie osoby zadbać. Wydaje się to proste, gdy wyjątkowość takich ludzi jest niepodważalna, a ich wpływ na grupę, rządzące nią prawa i zwyczaje oceniamy jako życiodajny – albo odwrotnie. Tego typu rozróżnienie budzi wątpliwości i często mimo upływu setek lat toczą się spory o to, czy dana osoba wywarła pozytywny, czy szkodliwy wpływ. Podobnie rzecz się ma z ideami; poza tym grupy bywają wrogie lub przyjazne, życzliwe lub nieżyczliwe dla rozwoju nowej osoby bądź idei. „Wyjątkową jednostkę” można nazywać różnie: geniusz, mesjasz, mistyk; miewa ona wielu lub niewielu wyznawców. Grupa negatywna przedstawia się jako wróg obietnicy i robi to w sposób nieczytelny dla zwykłych ludzi, ale najwyraźniej zrozumiały dla jednostek utalentowanych, poszukujących atmosfery bardziej sprzyjającej rozwojowi jej talentów. Dla uproszczenia takie wyjątkowe osoby nazywać będę „mistykami”. Do grupy tej zaliczam naukowców, a wśród nich znakomitym przedstawicielem jest Newton: jego mistyczne i religijne zainteresowania odrzucano jako aberracje, choć należałoby dostrzec w nich matrycę, która umożliwiła sprecyzowania jego formuł matematycznych. Mistyk prezentuje się jako rewolucjonista, albo też twierdzi, iż jego funkcja polega na przestrzeganiu praw, zwyczajów i wypełnianiu przeznaczenia grupy. Byłoby dziwne – gdyby większa lub mniejsza – część grupy nie traktowała prawdziwego mistyka na jakimś etapie jego kariery jako mistycznego nihilisty. Równie zaskakujące byłoby, gdyby mistyk nie wywierał nihilistycznego wpływu na grupę, chociażby dlatego, że jego wkład na pewno okaże się niszczący dla praw, zwyczajów, kultury – i co za tym idzie – dla spójności jakiejś podgrupy lub wręcz całej grupy. Wynika z tego, że przy omawianiu ujawniania się mistyka w grupie nie sposób pominąć cech tejże grupy, których w tym momencie nie omawiam. Niszcząca siła mistycznego nihilisty lub mistyka, którego wpływ na grupę bywa niszczący lub nihilistyczny, obejmuje Język Osiągnięć i zależy od niego, niezależnie od tego, czy przejawia się on w działaniach, mowie, piśmie czy estetyce. Zazwyczaj sposób komunikacji ogranicza zasięg działania sił niszczących. Zjawisko destrukcji pozostaje niezmienne, ale przekazy bywają różnie odbierane – często jedynie przez nielicznych. […] Obszar osobowości jest tak rozległy, że nie sposób zbadać go dogłębnie. Każdy praktykujący psychoanalityk przekonuje się, iż przymiotniki takie jak: „skończony”, „pełny” nie mają zastosowania do opisu „analizy”. Im bardziej dogłębne jest badanie, tym wyraźniej widzimy, iż niezależnie od czasu trwania psychoanalizy, dociekania zaledwie się rozpoczynają. Psychoanaliza pobudza rozwój badanego obszaru. Trudność tę zamierzam wykorzystać następująco: jeżeli prawdą jest, iż proporcje znanego do nieznanego są tak niewielkie pod koniec analizy, to w czasie jej trwania muszą być jeszcze mniejsze. Tak więc poświęcanie czasu temu, co zostało już odkryte, oznacza skupianie uwagi na sprawach nieistotnych. Liczy się jedynie to, co nieznane i tym psychoanalityk winien się zajmować. Innymi słowy, pielęgnowanie „pamięci” to zatrzymywanie się na sprawach pozbawionych znaczenia kosztem tego, co naprawdę ważne. Podobnie „pragnienie” wprowadza zakłócenie w stanie umysłu analityka, zakrywa, zniekształca, zamyka jego oczy na sprawę naprawdę ważną: na aspekt O, prezentujący to, co nieznane i niepoznawalne, a co jednocześnie ukazuje się tym dwojgu ludziom w formie przekształconej. To jest ten „ciemny punkt”, który należy oświetlić „ślepotą”. Pamięć i pragnienie to „oświetlenie”, niszczące zdolności obserwacyjne analityka, podobnie jak światło uszkadza kliszę fotograficzną skrytą w aparacie. Rozważmy zastrzeżenia wobec usuwania wspomnień: wydaje się niemożliwym, by utrzymać więź z pacjentem bez pamiętania, kim on lub ona jest. Ale takie rozpoznanie nie zależy od pamięci, psychoanaliza też nie na tym polega. Liczy się doświadczenie, którego specyfikę opiszę metodą przybliżeń. Wszyscy wiemy, co to znaczy pamiętać sen; należy przeciwstawić to doświadczenie innemu, kiedy to sny pojawiają się w umyśle w sposób nieskrępowany, samoistnie i równie tajemniczo znikają. Emocjonalny klimat tego doświadczenia nie ogranicza się do marzeń sennych: myśli także przychodzą swobodnie, wyraziście, znienacka, z pozornie niezapomnianą klarownością, a potem znikają bez śladu, dzięki któremu można by je ponownie przywołać. Termin „pamięć” pragnę zarezerwować dla doświadczeń polegających na świadomych próbach przypomnienia sobie czegoś. Świadczą one o lęku, iż mogłyby pojawić się jakieś elementy, „niejasności, zagadki, wątpliwości”. Pamięć przypominająca marzenia senne to pamięć o rzeczywistości psychicznej; jest to także podstawowy materiał pracy psychoanalitycznej. Pamięć oparta na doznaniach zmysłowych nie pasuje do zjawisk życia psychicznego: bezkształtnych, nieuchwytnych, niewidzialnych, pozbawionych zapachu i smaku. Właśnie z tymi psychicznie realnymi (czyli należącymi do rzeczywistości psychicznej) elementami pracuje analityk.
|