Płyta zupełnie nowa, oryginalna, zafoliowana.
Porządne, pełnowartościowe, zachodnie wydanie.
Dostępna od ręki.
Edycja – plastikowe pudełko.
Folia fabryczna lub dystrybutora.
Studio Album, released in 2004
Songs / Tracks Listing 1. Suintement (Oozing) (1:13)
2. Falling Rain Dance (4:12)
3. Partch's X-Ray (5:21)
4. Rapt D'Abdallah (3:01)
5. Miroirs (Mirrors) (1:18)
6. La Mort de Sophocle (Sophocle's Death) (3:11)
7. Ectoplasme (1:07)
8. Temps Neufs (4:56)
9. Mellotronic (4:04)
10. Bacteria (1:28)
11. Out of Space 4 (2:52)
12. First Short Dance (0:42)
13. Second Short Dance (0:41)
14. Variations on Mellotronic's Theme (3:04)
15. A Rebours (In Revers) (1:56)
16. Meandres (Meanderings) (9:38)
Line-up / Musicians
- Daniel Denis Denis / drums, percussion, keyboard, samplers, accordion, guitar
- Michel Berckmans / oboe, English horn, bassoon
- Serge Bertocchi / saxes & tubax
- Aurelia Boven / cello
- Ariane De Bievre / flute, piccolo
- Dirk Descheemaeker / bass clarinet, clarinet
- Bart Maris / trumpet, flugelhorn
- Eric Plantain / electric bass
- Christophe Pons / acoustic guitar
- Bart Quartier /marimba, glockenspiel
- Igor Semenoff / violin
Releases information
Cuniform Records Rune 190
Prologu tego niepowtarzalnego zjawiska należy upatrywać w powstałym w 1970 roku, założonym przez Daniela Denis (perkusja) zespole ARKHAM, którego największym sukcesem były wspólne koncerty z MAGMĄ (także w jej składzie) - już wtedy (1972 rok) koryfeuszami europejskiej muzyki. Nieco później był NECRONOMICON, zainicjowany przez Daniela Denis i Rogera Trigaux (gitara). Początkowo kluczyli oni wokół elektrycznego jazzu, co raczej nie zwiastowało późniejszych fascynacji. Ten okres twórczości nie zaowocował żadnymi wydawnictwami. Dobierając do współpracy wielu muzyków Denis i Trigaux powoli tworzyli zręby nowego repertuaru. Po wielu zmianach personalnych (co z czasem stało się zwyczajem) powstał wreszcie UNIVERS ZERO (1974). Kolejną, ważną osobistością okazał się być Michel Berckmans (obój, fagot). Z upływem czasu ich muzyka poczęła ewoluować w stronę bardziej wyrafinowanych form. Już wkrótce świat miał ujrzeć nowe, fascynujące i niezwykle oryginalne oblicze muzycznej awangardy. Pomimo owej oryginalności pierwsze koncerty spotykały się z kompletnym brakiem zainteresowania. Jak wspomina Eric Faes (akustyk zespołu i realizator dźwięku na dwóch krążkach UZ): "publiczność na pierwszych koncertach stanowiła mniejszość, ale i tak było w nich coś bardzo niepowtarzalnego"."Univers Zero" i "Heresie" do dziś są wymieniane jako jedne z najważniejszych dzieł avant rocka. Rocka, choć tak naprawdę umieszczone tam dźwięki bliższe są raczej muzyce kameralnej, w jej mrocznej, wrecz ponurej odmianie (może to właśnie UNIVERS ZERO ją stworzył?). Gdyby zapytać o inspiracje odpowiedź nie byłaby zbyt prosta. Strawiński, Penderecki, Górecki? Może MAGMA, albo SOFT MACHINE z płyty "5"? Na pewno muzyka dawna, na pewno wielcy malarze Średniowiecza i Renesansu.Obój, fagot, skrzypce, altówka, wiolonczela, organy, harmonium, bas, gitara, perkusja, pojawiający się czasami w formie "pomruków" i przeszywających melodeklamacji głos... Ubrana na czarno mini orkiestra serwująca posępną, przyprawiającą o gęsią skórkę atmosferę. Co ważne i nie częste oryginalny image wsparty był znakomitym warsztatem. Okładki płyt w ciemnej tonacji i tytuły kompozycji dodatkowo podkreślały klimat oscylujący gdzieś między otchłanią Średniowiecza, a czarno-białym, niemym horror filmem z lat 20-tych. Niezapomniane "Docteur Petiot", "Ronde", "La Faulx", czy "Jack The Ripper" - prawdziwe, czarne perły Nowej Sztuki.Wkrótce po płytowym debiucie UNIVERS ZERO zjednał się z "Rock In Opposition" - słynną, muzyczną międzynarodówką (HENRY COW - Anglia, SAMLA MAMMAS MANNA - Szwecja, STORMY SIX - Włochy, ETRON FOU LELOUBLAN - Francja...). Twór ten pozbawiony był granic, nie tylko geograficznych (ogromna różnorodność stylistyczna, oryginalność jako wspólny mianownik). Wkrótce RIO stało się kanonem awangardowego rocka, zaś nazwy związanych z nią grup wymieniało się jednym tchem. Jednak twórczość Belgów od większości członków tej zacnej organizacji odróżniał brak wątka politycznego (lewackiego). Tak oto wizerunek ZERO niezakłócony pozaartystycznymi elementami utrwalił się w historii jako jeden z najoryginalniejszych. Bez głośnych haseł i deklaracji, bez dziwactw i napuszonych, scenicznych "rytuałów" przetrwał w pamięci, zawsze doskonale kojarzony.Koncerty w całej Zachodniej Europie u boku takich znakomitości jak ART BEARS, WORK, THIS HEAT, AKSAK MABOUL, ART ZOYD ugruntowują pozycję UZ na samym szczycie artystycznego światka. Z ART ZOYD łączy ich coś więcej. Leader francuskiej formacji, Thierry Zaboitzeff okazjonalnie pojawia się w nagraniach UZ, z kolei Daniel Denis nagrywa z ART ZOYD kilka płyt zaliczanych do najlepszych w ich dyskografii ("Musique Pour L'odysse" - tu pojawia się też Michel Berckmans, "Generation Sans Future", " Le Mariage Du Ciel Et De L'enfer")."Ceux Du Dehors" podtrzymuje mroczny wątek kipiący z poprzednich dokonań. Muzycznie bodaj najwybitniejsze dzieło, zawiera kompozycje z rozmaitych sesji nagrywanych w latach 1980 - 1981. Pozornie mniej spójne, przynosi jednak najbardziej porywające fragmenty twórczości UNIVERS ZERO, bardzo zwarte i utrzymane w konwencji "pieśni bez słów". Najjaśniejszym punktem jest genialny "Triomphe Des Mouches", którego serce stanowią upiorny rytm i wtórujące mu harmonium - niczym metronom puszczony w ruch przez szalonego alchemika szperającego w zakurzonych nutach. Na "Ceux Du Dehors" brakuje już Trigaux. Jedna z gałęzi została odcięta, lecz szczepka przyjęła się - i tak powstał PRESENT - po części spowinowacony stylistycznie z UNIVERS. Poza Trigaux w składzie znalazł się między innymi... Daniel Denis! LP "Le Poison Qui Rend Fou" i przede wszystkim wcześniejszy "Triskaidekafobie" noszą wyraźnie odciśnięte piętno UZ, choć muzyka jest już innego rodzaju. Napięcie, mimo iż budowane podobnie, oparte zostało głównie na muzyce elektrycznej z większą dawką rocka (czytaj: niekonwencjonalnego rocka)."Uzed" nagrany po 3-letniej przerwie, oraz "Heatwave" wydany kolejne trzy lata później, odsłaniają nowe oblicze UNIVERS. Odszedł Berckmans, zastąpiony przez Dirk'a Descheemaeker'a (także instr.dęte). Coraz częściej do głosu dochodzą fortepian i syntezator. Muzyka staje się bardziej dynamiczna i rockowa, co zbliża ją do działającego wówczas równolegle PRESENT. Fani tzw. "progresywnego" rocka nareszcie mogli odetchnąć. Oto bowiem twórczość UNIVERS ZERO pozbawiona poprzedniego ponuractwa stała się bardziej przystępna i nieco łatwiejsza w odbiorze (ze wskazaniem na "Heatwave"). Czy przez to gorsza? Pewnie tak, lecz grzechem jest powiedzieć, że to kiepskie płyty. "Uzed" ma kilka fragmentów, które śmiało mogą konkurować z najlepszymi płytami KING CRIMSON, zaś "Heatwave" frapuje przejmującą, monumentalną opowieścią "The Funeral Plain". Od 1987 roku bardzo długie milczenie... *"The Hard Quest" przyszło nagle. Owszem, na solowych płytach Denis'a pojawiali się koledzy z zespołu (na "Les Eaux Troubles" aż trzech). Nigdy też nie było oficjalnej wiadomości o zakończeniu działalności. Ale nawet kiedy Eric Faes podczas pobytu w Polsce (w 1997 r. z grupą NOISE-MAKER'S FIFES) wspominał o reaktywacji (propozycję współpracy odrzucił twierdząc, że ten powrót niszczy ich legendę, zaś NMF jemu kojarzy się właśnie z UNIVERS sprzed 20 lat) nikt chyba nie myślał o nowej płycie.Jaki jest nowy UNIVERS ZERO? Zacząć należy od składu. Oczywiście Denis - jedyny od samego początku. Oprócz niego z dawnych lat są jeszcze Berckmans i Descheemaeker, pojawia się nawet Trigaux, ale nie Roger, tylko Reginald, syn... Rogera! (aktualnie obaj + Denis stanowią trzon zreformowanego PRESENT). Zupełnie nowa persona w grupie, to skrzypek Igor Semenoff. Współproducentem CD jest ART ZOYD.Muzyka posiada znowu magię. "Vieux-Manants", oraz "Rouages" brzmią niczym gotyckie pieśni - tak jak na "Ceux Du Dehors". Pogrążonym w mroku "News From Outside" i "Kermesse Atomique" nieodparcie towarzyszy wspomnienie najwcześniejszych wydawnictw. Są tu utwory w stylu najlepszych dokonań PRESENT ("Civic Circus", "Affinite", "Succes Damne"). Swoiste novum, to "Rebus" ("dziecięca" kompozycja z fragmentami w formie marszu), nostalgiczne miniaturki ("L'impasse Du Cholera", L'oubi"), czy quasi-orientalna "Xenantaya". Po ten krążek należy sięgnąć choćby dlatego, że łączy ze sobą dwie epoki. Udowadnia jak długo muzyka może drzemać, by z wielkim rykiem obudzić się po latach. Czas okazał się dla UNIVERS ZERO łaskawy, a że zegar dobrej muzyce nie tyka, można mieć pewność: za 20 lat "The Hard Quest" będzie tak samo intrygował, jak dziś robią to ciągle ich stare płyty.