Przedmiotem aukcji jest porada.
Nie udzielamy bezpłatnych porad telefonicznych czy mailowych.
"Seksowny Dziadek z „wodą” w płucach
6 stycznia b.r. zadzwonił znajomy polityk lokalny. Prosił o pomoc w ratowaniu swojego dziadka. Krzepki do niedawna, ponad 80 letni były milicjant i myśliwy z zamiłowania, pan Jan z Kamienia Pomorskiego nie mógł już wychodzić do lasu.
W Wigilię Bożego Narodzenia przy składaniu życzeń miał łzy w oczach, kiedy mówił do wnuka Krzysztofa: „…ostatni raz składamy sobie życzenia…”.
Kochający wnuczek postanowił zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy, by dziadkowe zdrowie poprawić i w następną wigilię znów składać sobie życzenia. Dziadek już cztery razy miał w ostatnich miesiącach ściągane ok. 1,5 litra płynu z płuc. Lokalni lekarze rozkładają ręce w geście bezradności nie znajdując przyczyny i sugerując, że z uwagi na wiek nie należy mieć większych nadziei.
Gdy mi to opowiedział, poprosiłem o dostarczenie wyników badań. Otrzymałem je nazajutrz. Już następnego dnia otrzymałem alarmującą wiadomość pocztą elektroniczną od Wnuka. Pan Krzysztof pisał w mailu: „Dobry wieczór, najnowsze informacje dotyczące zdrowia mojego dziadka nie są najlepsze. Kiedy po raz piąty w ciągu trzech miesięcy, czyli dwa dni temu ściągali mu „wodę” z płuca, była mętna i koloru wiśniowego. Lekarz twierdzi, że nie ma sensu tego zasuszać, bo zrobi się wodobrzusze, a to jest coś gorszego i trudniej się taką „wodę” ściąga. K.”.
Była zima, ale postanowiliśmy zawieźć dziadka na badanie do Poznania. Jednak wcześniej p. Krzysztof, przez starostę i lekarza z rady powiatu, załatwił poza kolejnością badanie tomografii komputerowej w szpitalu w Szczecinie.
Zawiózł tam dziadka we wtorek. Lekarze renomowanego specjalistycznego szpitala w mieście wojewódzkim, natychmiast po wstępnym badaniu stwierdzili odmę i zakazali mu podróży nie tylko do Poznania, ale nawet powrotnej do Kamienia Pomorskiego. Gdy wnuczek zadzwonił do mnie z pytaniem, co ma robić, odpowiedziałem: „Jak stwierdzili odmę, to trzeba
zostawić w szpitalu”. Tak też się stało. Pan K. wrócił do domu sam. W niedzielę, gdy po porannej mszy wróciłem do domu, zadzwonił telefon. Dzwonił p. Krzysztof z dramatyczną wiadomością, że „ Dziadek w szpitalu dostał udaru! Ma niedowład jednej strony”.
Natychmiast spytałem: „… czy podawano mu leki rozrzedzające krew?”. Odpowiedź brzmiała: „Nie, zapomniano mu podać takie leki. Przy przyjmowaniu do szpitala nie spytano nawet o to, a przecież praktycznie każdy w takim wieku bierze takie leki, bo ma miażdżycę i zwężenie naczyń, hamujące przepływ krwi z tlenem!”. Po konsultacji tego samego dnia, pomimo niedzieli pojechaliśmy do D. na Wyspie Wolin po …. Na szczęście miała go w zapasie pewna pani. Następnego dnia członek rodziny, bez wiedzy lekarzy, zawiózł dziadkowi do szpitala …. Kolejnego dnia, w podobny sposób dziadek zaczął otrzymywać ….
Po 10 dniach lekarze stwierdzili, że „…stał się cud”. Dziadkowi nie tylko cofnął się udar, ale i przestała pojawiać się woda w płucach! Niestety, nie umieli powiedzieć ani dlaczego zaczęła się pojawiać, ani dlaczego za piątym ściąganiem była w niej już krew, ani nawet tego, dlaczego teraz przestała się pojawiać.
Dziadek wrócił do domu.
Byłem u Niego na przyjęciu popijając zieloną herbatkę i jedząc ciasto z orkiszu.
Po kilku tygodniach odwiedziłem Wnuka K.. On i Jego Małżonka J. powiedzieli mi, że była u nich Babcia z interwencją, żeby Dziadkowi zabrać już te preparaty, bo „…domaga się seksu!”.