Wojenne wspomnienia jednego z czołowych przedwojennych polityków Narodowej Demokracji. Autor po kampanii wrześniowej trafił do niemieckich obozów jenieckich, skąd wielokrotnie uciekał, wykazując się brawurą i fantazją.
Recenzja Piotra Zychowicza na łamach "Rzeczpospolitej".
"W Polsce istnieje wyjątkowo irytujący obyczaj. Przeciwników politycznych nie tylko zwalcza się w pojedynkach na argumenty, ale również odsądza od czci i wiary jako ludzi. Wystarczy, że ktoś ma inne poglądy, aby przedstawiać go jako wcielenie wszelkiej podłości i zła. Proszę mi więc wybaczyć, że zrobię coś tak sprzecznego z polskim duchem i napiszę dobrze o człowieku, z którego przekonaniami się nie zgadzam. Endecję uważam bowiem za formację, która wyrządziła Polsce wielkie szkody. A myśl polityczna, którą lansował Jędrzej Giertych (1903 – 1992) na emigracji, moim zdaniem, graniczy wręcz z aberracją. A mimo to chylę czoła przed Giertychem jako człowiekiem. Patriotą, znakomitym oficerem, żołnierzem o niezwykłej osobistej odwadze. Zdania tego nie podzielali zapewne komendanci oflagów, w których Giertych był więziony (dostał się do niewoli w 1939 roku na Helu). Zamiast spokojnie siedzieć za drutami, cały czas wydłubywał cegły z murów, spuszczał się z okien na sznurach z prześcieradeł, drążył podkopy i przeciskał przez okna wagonów. Jak wynika z wydanych niedawno w Polsce wspomnień Giertycha, jego umysł nastawiony był na jeden cel: ucieczkę. Próbował jej sześć razy. I sześć razy oddziały pościgowe Wehrmachtu uganiały się za nim po lasach i dworcach okupowanej Europy. Giertych nie tracił rezonu, nawet gdy został złapany. A gdy żandarmi ośmielili się podnieść na niego głos, od razu i ich osadził: „Sehr interessant! Ciekaw jestem, czy tym samym tonem mówi policja angielska do niemieckiego oficera marynarki usiłującego uciec z niewoli angielskiej!”.W efekcie strażnicy w oflagach salutowali mu z szacunkiem, a komendanci obozów wręcz błagali, by przestał uciekać. Bezskutecznie.
|