Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

TURKAWSKI - WSPOMNIENIA CZARNOHORY 1880 REPRINT

16-01-2012, 18:36
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 60 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2040663334
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 10   
Koniec: 19-01-2012 19:50:00

Dodatkowe informacje:
Opis niedostępny...
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

JEST TO REPRINT WYDANIA Z ROKU 1880.


WSTĘP1.*).


Z górą trzy miesiące dzielą mię od czasu wycie¬czki na Czarnohorę, którą wraz z kilku towarzyszami i kolegami, w kółko turystowskie ściśle związanymi, przedsięwzięliśmy. Dziś okoliczności przerzuciły mnie o kilkadziesiąt mil od tych stron, gdziem w ciągu dwuletniego pobytu doznał wielu złotych snów i słod¬kich rozkoszy, zarówno jak towarzyszących im zwykle goryczy i przykrości; mimo to żywo tkwi w mojej pa¬mięci niezatarty niczem obraz prześlicznej okolicy nad Prutem i cudownych widoków górskich na Pokuciu.

8

9



Każdy niemal szczegół ostatniej naszej wycieczki czarnohorskiej tak głęboko wrył się w umysł i pamięć moją, że z niekłamaną przyjemnością zabieram się do szczegółowego opisu zwiedzanych stron; nie pominę tu doznanych przygód pociesznych, ale zarazem, opierając tę pracę na własnem doświadczeniu i osobistych po¬glądach, nie omieszkam gdzieniegdzie korzystać z cen¬nych wskazówek moich poprzedników, co pierwej zwiedzili te miejsca w Beskidzie lesistym i pierwej je opisali.
O ile mi wiadomo, wielu turystów i uczonych zwiedziło już Czarnohorę; jednak wyniki badań tu podjętych s% zbyt małe. Tak np. Kaz. Wł. Wójeicki, w ciągu podróży po Pokuciu i Czarnohorze przed ro¬kiem 1840, zwracał głównie uwagę na Hucułów i opryszków, jak Dobosza i Glinkę. (Patrz: „Stare gawędy i obrazy/' T. I—III. Warszawa 1840 r.). Dr. Maksymilian Nowicki zwiedził pierwszy z entomo-logów polskich w roku 1859 Czarnohorę i zamieści! w swojem dziele po łacinie pisanem („Emimeratio lapidopterorum Haliciae orientalis. Leopoli, 1860.) o niej, jako też o najciekawszych okolicach gór koło-myjskich nader cenne zapiski, dotyczące głównie pla¬styki i poszycia leśnego. Świeżo zgasłemu, nieodża¬łowanej pamięci Sofronowi Witwickiemu, b. probo¬szczowi w LŻabiu, nie trudno było po kilkakroć oglą¬dać dokładnie łańcuch czarnohorski, skoro w pobliżu przez kilkanaście lat mieszkał, tudzież zblizka badać stan Hucułów i o ich dziejach się dowiedzieć. Dziełu jego „O Hucułach11 (Rys historyczny, we Lwowie,

I. wydanie z r. 1860., II. wyd. z r. 1873) wieleby dało się zarzucić pod względem ścisłości naukowej i z po¬wodu braku wszelkiej krytyki historycznej; zawsze je¬dnak tak ta, jak i kilka pomniejszych rozpraw, ogło¬szonych w „Pamiętnikach Towarzystwa Tatrzańskie¬go w Krakowie" (n. p. w tomie I, z r. 1876, obszer¬niejsza mieści się praca tego autora p. t. „Hucuły"), zasługują na pochwałę. Znany przyrodnik, profesor Maryan Łomnicki przedsiębrał w te okolice kilka na¬ukowych wycieczek; ważną dla nas jest wycieczka z r. 1867, wraz z kołeopterologiem L. Millerem, podję¬ta w góry kołomyjskie, specyalnie w celu badań chra¬bąszczy, której opis ogłosił w cennej rozprawie p. t. „Wyprawa na Czarnogórę" (Sprawozdanie komisyi fizyografieznej ck. Towarzystwa naukowego krakow¬skiego. Kraków, 1868. str. 132—151. "Wyszła także osobna odbitka t. r. w 8-ce.) Ważnem też studyum tego autora jest: „Dolina Prutu od Delatyna do Czar¬nohory pod względem geologicznym," drukowana w „Pamiętniku Towarzystwa Tatrz/' T. IV z r. 1879, str. 79—87). Redaktor „Przeglądu leśniczego" BIYO-li, podczas podróży do wschodnich Karpat, zdjął po¬miary wyniesień tutejszych gór nad powierzchnię mo¬rza wedle wzorn Riihlmana. Prócz sprawozdań krót¬kotrwałych ekskursyj: prof. L. Wajgla, oddziału sta¬nisławowskiego* Towarz. Tatrz. na Howerlę, literata lwowskiego J. Tretiaka (w fejletonie „Gazety lwow¬skiej" i osobno w najnowszych czasach w „Tygodniku powszechnym," Warszawa r. 1879, str. 45 i 46), godną jest wymienienia praca na szersze rozmiary inspekto-

ra leśnego Włodzimierza Hankiewicza p. t. „Wyciecz¬ka na Czarnohorę," w r. 1876 podjęta (w „Pamiętniku Towarz- Tatrz." T. IV, r. 1879, str. 37—46.). O in¬nych źródłach pomocniczych wspominamy w ciągu sa¬mej rozprawy; tu dodajemy, żeśmy nie mogli korzystać z opisu Wójcickiego p. t. „Nad-Prucie" („Kwartalnik naukowy krakowski" z r, 1835 tom II), gdyż nie za¬wierał nowych rzeczy.
Zabieram się obecnie do tej' pracy tem chętniej, iż pomijając już obowiązek sekretarza, który wyraźnie nakazuje: kreślić sprawozdania z naszych wycieczek, zamknę w niej zarazem szczupłą wiązankę moich wspomnień o Pokuciu, i niejako pożegnam w niej (mo¬że na zawsze) miasto Kołomyję i jej mieszkańców, którzy przy rozłączeniu się wzajemnym a moim odjeź¬dzie dozgonnie mnie dla siebie zobowiązali.



PRZYGOTOWANIA DO WYCIECZKI.


Naprzód winienem podać rys przedwstępnych czynności Zarządu Oddziału Czarnomorskiego Towa¬rzystwa Tatrzańskiego w Kołomyi, za którego inicya-tywą i staraniem oraz pod którego opieką ta wycie¬czka się odbyła.
Na XIV zwyczajnśm posiedzeniu Zarządu, dnia 1 lipca 1879 r., uchwalono w zasadzie, wraz z bliż-szem określeniem i szczegółowym oznaczeniem, cały projekt wielkiej wycieczki, które"j głównym celem mia¬ła być „Czarnohora." Jak każdą naszą w życiu czyn¬nością kierują pewne ważne pobudki, tak i zarząd młodego jeszcze stowarzyszenia liczyć się musi z róż-nemi względami, jeśli ani na chwilę nie zechce spuścić z oka wzrostu i bytu tej instytucyi, i na niechybny szwank ją narazić.

11

13



Od półtora roku istniało „de facto" nasze towa¬rzystwo, liczące w sześciu sąsiednich powiatach blizko dwustu członków; nosiło od zawiązku nazwę „czarno-liorskiego," a większość członków Zarządu (nie wyj¬mując piszącego te słowa sekretarza) nie znała oso¬biście (chyba tylko z większych kart) okolic Czarno¬hory. Przy naszych czynnościach polegaliśmy zwy¬czajnie na zdaniu innych znawców tutejszych gór, lub jeszcze częściej wyręczaliśmy się już dawniej w Żabiu utworzoną komisyą wykonawczą, której członkowie, przebywając w pobliżu górskiem, przysyłali na żąda¬nie Zarządowi albo pojedyncze wnioski, albo wszech¬stronnie obmyślane uchwały zbiorowe.
Drugie walne zgromadzenie członków oddziało¬wych włożyło na Zarząd poniekąd moralne zlecenie, aby nie pominął najbliższej sposobności do poczynienia stanowczych kroków celem zwiedzenia ciekawych sie¬dzib Hucułów. Statuta określające zadanie, t. j. wła¬ściwy cel towarzystwa wymagały, abyśmy zwrócili prąd turystowski w te strony, ułatwiali przystęp do nich poprawianiem dróg i ścieżek, stawianiem schro¬nisk i kolib. Jakoż rzeczywiście po długich zacho¬dach wynajęto na dziesięć lat przytuliskó na Gadży-nie i gospodę w Żabiu; należało tylko objąć w posia¬danie, czyli raczój w opiekę góry, które wchodziły w zakres naszego działania. Ulegając więc częścią, wewnętrznemu poczuciu dobrze zrozumianych i do-browoinie na się przyjętych obowiązków, częścią czy¬niąc zadość ogólnemu żądaniu naszych członków i dal-

szej publiczności, — urządził Zarząd towarzyską wy¬cieczkę na Czarnohorę.
Rozumie się, że tylko jeden punkt wyniosły, je¬dna góra lub łańcuch górski, stanowić mogą w tym razie wybitny cel wycieczki; dalsze gałęzie wysoczyzn uboczne tu zajmują miejsce. Najtrudniejszą ze wszyst¬kich spraw było: ścisłe oznaczenie dnia wyruszenia w podróż i przeciąg czasu trwania wycieczki. Ze wszech miar wydał się Zarządowi najdogodniejszym do wyjazdu dzień 18 lipca, ponieważ kończący się w połowie tego miesiąeia rok szkolny mógł najwięk¬szej dostarczyć liczby ochoczych turystów, którzyby w ten sposób przyjemnie pragnęli rozpocząć wyczeki¬wany z niecierpliwością czas wakacyj. "Ważny nader wzgląd, aby podczas tej pierwszej wycieczki choć po¬bieżnie przeciąć w poprzek cale pasmo Czarnohory i jako tako zapoznać się z podgórską tą okolicą, powo¬dował Zarządem do ułożenia następującego pro¬gramu:
Dnia 18 lipca 1879 r. grono turystów, zebranych o 6 godzinie z rana za miastem na Wierzbiążu, wyru¬szy drogą przez Kossów i Jaworów do podgórskiej wsi Żabiego, gdzie we wynajętej stale przez Zarząd gospodzie (od fundacyi Skarbkowskiej) nastąpi nocleg; dnia 19 lipca wspólny pochód w góry aż do schroniska imienia „Gregorowicza" (na połoninie „Gadżyna," w pobliżu Czarnohory), zkąd jako z pnnktu środkowe¬go łańcucha górskiego robić się będą w następujących dniach pojedyńcz-e, — stosownie do wzajemnego poro¬zumienia—mniejsze wycieczki na Czarnohorę i jej,

14

15



szczyty, do Burkutu i do innych miejsc godnych widze¬nia; wreszcie powrót miał się odbyć konno do Żabiego, spławami po Czeremoszu Czarnym do Kut i w końcu podwodami do Kołomyi. Całą podróż obliczono, jako maksimum, na 6 do 7 dni. Po przykrych doświadcze¬niach dawnych ekskursyj, nie obierano, celem wyko¬nania programu, specyalnego komitetu, lecz natomiast poruczono całe kierownictwo wycieczki głośnemu znawcy tych stron, profesorowi gimnazyalnemu p. Le--opoldowi "Wajglowi, zastępcy przewodniczącego na¬szego oddziału.
Każdy turysta powinien według instrukcyi zao¬patrzyć się w potrzebny prowiant, postarać się o wspólną z kilku towarzyszami podwodę do Żabiego, zgłosić się ze swoim współudziałem do Zarządu, skła¬dając tytułem zaliczki na pokrycie wspólnych wydat¬ków pewną małą kwotę; resztę kosztów możliwie wyższych pokryje się dopiero po dokładnem obliczeniu budżetu. Dalej z preliminowanej przez Zarząd sumy na wstępne kroki ma się wydrukować zaproszenia, które zwykłym w takich razach trybem rozsyła się między członków, treść zaś ich podaje się wcześnie do wiado¬mości publicznej przez stosowne ogłoszenia w ga¬zetach.
Od dłuższego już czasu nosiliśmy się z myślą, sądzimy ze nienaganną, wydania swoim kosztem albu¬mu widoków czarnohorskich, choćby w mniejszych rozmiarach i nie tak wzorowo wykonanego (wszak je¬steśmy w Kołomyi!!), jak świeżo publikowane śliczne album tatrzańskie w Krakowie. Do spełnienia tego

planu nadarzała się obecnie wyśmienita sposobność, bo przy naocznem oglądaniu górskich krajobrazów wskazać mogliśmy zdejmującemu miejsca (parties) piękniejsze i rzadsze; dla tego Zarząd równocześnie uchwalił subwencyą 50 złr. miejscowemu fotografowi panu D., któryby nam towarzyszył z odpowiednim przyrządem i według umowy dostarczył pewnej ilości widoków fotograficznych, mających stanowić album; ale ten projekt, którego, nawiasem mówiąc, dotąd nie zaniechano, uległ nieprzewidzianej wówczas zwłoce, a to z powodu chwilowego wyjazdu z Kołomyi wzmian¬kowanego wykonawcy.
Wydrukowane dnia 3 lipca b. r. odezwy w for¬mie zaproszenia uwiadomiły szerszą publiczność i wszystkich naszych członków o zamierzonej wyciecz¬ce na Czarnohorę; umieszczony był w nich szczegóło¬wy plan jazdy a zarazem wezwanie do tych, co zechcą w niej przyjąć czynny udział, aby najdalej do 15 t. m. zgłosili się ze swojem uczestnictwem. „Zapraszając tą odezwą (przytaczamy końcowe słowa) pp. człon¬ków i sz. publiczność do wzięcia, licznego udziału w tej wycieczce na Czarnohorę, nie wątpi Zarząd, że gorąco zainteresuje nią ogół i dostarczy sposobności do zwiedzenia uroczych okolic i drogich sercu naszemu gór ojczystych-"
Dalecy od pochwał dla własnej osoby lub dla wnioskodawców powyższego projektu wycieczkowego zaznaczamy tylko dodatnie i korzystne jego strony. Upraszczając nadzwyczaj trudny sposób kierownictwa a tem samem poręczając jednolite postępowanie pod-

16

17



czas drogi, rozstrzygnięto pomyślny rezultat całej wy¬cieczki. Z drugiej strony dla każdego początkującego-turysty wielce pociągający ma urok: różnolitość jazdy, to podwodami różnego rodzaju, to wierzchem na sła¬wnych koniach huculskich, to pieszo, to znowu spława¬mi. Ale nie możemy przemilczeć i pominąć odwrotne¬go medalu obrazu, bez ujemnych bowiem stron nie obę¬dzie się żaden w świecie wniosek/żadnauchwała. Chci¬wie właśnie 'chwycono się drobnych i małoznaczących ustępów powyższego projektu, zaczęły się rozmaita interpretacye i drobnostkowe roztrząsanie szczegółów; publicznie i w domowych kółkach brano pod skalpel krytyki długość czasu, oddalenie, niewygody, trudy, możliwe koszta i t. p. okoliczności. Niejednego od-stręczał od udziału rzeczywiście za długi termin praw¬dopodobnego trwania wycieczki; osobliwie też wiej¬scy gospodarze, zajęci w tym czasie na polu dogląda¬niem zbóż dojrzewają.cych, z których czerpią główne źródło dochodów, nie mogli, prócz naszego przewodni¬czącego, z czynnym zgłosić się spółudziałem. Z war¬stwy urzędniczej, jedni tylko profesorowie byli cał¬kiem wolni; oni też dostarczyli stosunkowo najliczniej¬szego kontyngensu turystów, jakoto: podskarbi oddzia¬łu katecheta gimnazyałny ksiądz Mikołaj MartiDi, Teodor Czuleński, Ludwik Maciulski i niżej podpisany sekretarz oddziałowy. Nadto za urlopem zdołał przy¬łączyć się do szczupłego grona naszego radca sądowy p. "Władysław Kawecki z trzema ochoczymi synami, uczniami gimuazyum kołomyj skiego.

Liczyliśmy też wiele na spółudział sąsiedniego nam oddziału Towarzystwa Tatrzańskiego w ritanisła-wowie, który już przed nami podejmował walne wy¬prawy w góry a zaręczał delegatowi, że odtąd wspól¬nie działając w jednym kierunku oba oddziały razem zwiedzać będą okolice Czarnohory. Tą rażą za¬wiedliśmy się na tóm wprawdzie, ale słuszność każe nam wszelkie oddać uznanie zastępcy przewodniczące¬go doktorowi Eminowiczowi za gorące starania w celu przysporzenia licznego udziału z grodu Eewery, czego dowodem była żywa między nami korespondencya i oso¬biste przyłączenie się jego z dwu synami.
"Wielką w końcu przeszkodą do liczniejszego ze¬brania się ochotników na Czarnohorę była niepogoda, od dwóch tygodni nas trapiąca, która odstraszała wie¬le osób drażliwszego usposobienia i nerwowych wygo-dnisiów. Gdyby przynajmniej, jak sądzimy, o dwa dni prędzej rozpoczęto wycieczkę, możnaby było po¬zyskać kilka straconych dla nas sił pedagogicznych, bo.te zaraz po ukończeniu kursów zniknęły z widowni kołomyjskiej, rozbiegajac się na wsze strony, aby na łonie rodziny odpocząć.
Początkowe te niepowodzenia nie zraziły nas bynajmniej; liczyliśmy z góry na nie, nawet oswoili¬śmy się z myślą, iż pierwsza dłuższa w osamotnione krainy gór wycieczka nie znajdzie wielu zwolenników, nie może rokować świetnych owoców; ale dotkliwie uczuliśmy ubytek kolegi p. "Wajgla, opiekuńczego du¬cha całego tego przedsięwzięcia, który obeznany już z tą krainą połonin, zaopatrzony w dokładne, specyal-
Wepomnienia Czarnohory. Dodatek do „Wędrowca" Sr. 164. 2

18

19



ne mapy, byłby dzielnym przewodnikiem wycieczki i dobrym doradzcą. Nad wszelkie bowiem spodzie¬wanie w przededniu wyjazdu zapadł na zdrowiu: nie mogąc opuścić łóżka twierdził jednak stanowczo: „góry wyleczyłyby mnie prędko." Objął kierunek po chorym towarzyszu przewodniczący oddziału p. Kon¬stanty Siwicłu, właściciel dóbr.
Równocześnie z przesłaniem odezw poczyniono w miejscach, któredyśmy mieli przejeżdżać lub gdzie wypadło zabawić, przedwstępne przygotowania na na¬sze przyjęcie; sami zaś krzątaliśmy się za podwodami i oglądali za niezbędnemi wiktuałami. Bodaj w tym wypadku nie być kawalerem! Gromadzenie i pako¬wanie podobnych zapasów przechodzi zakres możności człowieka nieżonatego; sprawia mu to przykrość i nie¬małą trudność; różni radzili różnie: jedni wynosili pod niebiosa gościnność huculską i doradzali, aby nic nie brać ze sobą; drudzy straszyli zakłopotanego człeka formalnym w górach głodem, a w dalszej konsekwen-cyi niechybną śmiercią. Na szczęście nie zaliczam się do rzędu trwożliwych „bojahuzów," lecz dla samej pew¬ności powierzyłem tę gastronomiczną kwestyą mojej zapobiegliwej gospodyni, dzięki której leżał w kącie mego mieszkania przygotowany spory worek starannie przesianej mąki kukurydzowej, a w nim zawinięty sążnisty kawał wędzonej słoniny. Kupiwszy do tego po drodze dwa ogromne bochenki chleba mogłem za¬śpiewać niemiecką piosenkę:
...„Mein Liebchen, was willst du nocn melu.?K

Resztę złożyłem z całą ufnością i poddaniem się w ręce czuwającej nad samotnikami Opatrzności i ja¬ko sekretarz pocieszałem się myślą, że bogate zapasy kuehenno-spiżaniiane spółtowarzyszy podróży, o któ¬rych pakowaniu dość szczegółowo byłem informowany, nie dadzą mi zginąć z głodu. I rzeczywiście nie za¬wiodłem się na nich; powszechną otaczając „sierotę" opieką, dostarczali chętnie, co tylko sami miełi, za co z mojej strony należy się im pełna wdzięczność!



SPIS RZECZY.


Wstęp str. 7.
Przygotowanie do wycieczki. . . . „ 11.
Pierwszy dzień wycieczki „20.
Drugi dzień wycieczki .. „ 53.
Trzeci dzień wycieczki. . .... . „ 106.
Powrót do Kołomyi „ 133.


WIELKOŚĆ 17X13 CM,TWARDA OKŁADKA,LICZY 148 STRON+MAPKA.

STAN BDB.

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / / W PRZYPADKU PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ PROSZĘ O KONTAKT W CELU USTALENIA JEJ KOSZTÓW / .

WYDAWNICTWO FILIPA SULIMIERSKIEGO WARSZAWA 1880 ORYGINAŁ/
KAW KRAKÓW 1990 /REPRINT/
NAKŁAD 1250 EGZ.!!!
.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE