THE FIREMAN (PAUL MCCARTNEY & YOUTH)"Electric Arguments"
wydawca: One Little Indian
PŁYTA NOWA, W FOLII, DIGIPACK + BOOKLET
Z niepokojem czekaliśmy na nowe piosenki Paula McCartneya. Pod szyldem The Fireman genialny ex-Beatles wraca jednak w doskonałej formie. I doświadczony bolesnym rozwodem prezentuje być może najbardziej osobiste piosenki od czasu „Let It Be”.Ostatnie lata nie były dla Paula McCartenya najlepsze. Więcej pisano o jego rozwodzie z Heather Mills niż o muzycznym geniuszu. Po niefortunnych miłosnych perypetiach Macca powraca jednak z zestawem piosenek – jak zwykle znakomitych, a przy tym zaskakująco osobistych i gniewnych. The Fireman to efekt współpracy Sir Paula z Youthem – producentem znanym m.in. z nagrań z Depeche Mode czy Soulwax. Obaj muzycy spotkali się przed ponad 10 laty – wówczas, niemal anonimowo, dając upust swej fascynacji muzyką taneczną. Tym razem McCartney połączył siły z Youthem, by po raz kolejny zaoferować światu, to co potrafi najlepiej – piosenki. Ex-Beatles szczerze wyznaje, że zwrócił się do starego przyjaciela, bo nie potrafi tworzyć w całkowitym odosobnieniu. „Najlepiej pracuje mi się z zaufanym partnerem. Tak było w przypadku Johna, a z Youthem rozumiemy się równie dobrze” I twierdzi, ze ich współpracy przyświeca ten sam duch, co tworzeniu “Sierżanta Pieprza” – wyzwolenie ego i otwarcie na nowe, nieprzewidywalne muzyczne przygody.Gdy przed kilkoma miesiącami McCartney i Youth opublikowali nowy kawałek “Lifelong Passion” jako zapowiedź nowego krążka, zachwycony recenzent “The Times” opisał nowe brzmienie duetu jako „Arcade Fire spotyka Led Zeppelin”. Co zresztą – jak przyznał Paul – mile go połechtało. „Electric Arguments” brzmi jednak jeszcze bardziej zaskakująco, niejednoznacznie i eklektycznie. Jak przyznają sami muzycy – album nagrywali bez wcześniejszych założeń: po prostu, gdy czuli impuls i potrzebę, wchodzili do studia, komponowali i rejestrowali, co im przyjedzie do głowy. Efektem jest szczególny pamiętnik z życia dojrzałego mężczyzyny. Nasycony emocjami ślad burzliwych czasów. Zane Lowe z BBC Radio 1 jeszcze przed premierą albumu The Fireman określił go jako „najbardziej ekscytujący krążek na świecie w tej chwili”! Wtóruje mu większość brytyjskich mediów.Pytany o to, dlaczego wrócił do piosenek McCartney odpowiada: „Po prostu miałem o czym śpiewać”. I rzeczywiście, tematów nie szukał daleko. Już sam tytuł „Electric Arguments” odnosi się do nieprzyjemnej kampanii toczonej przez jego ex-małżonkę za pomocą maili, telewizyjnych wystąpień i internetowych ogłoszeń. Choć sam Macca taktownie twierdzi, że to po prostu ciekawa fraza z poematu Allena Ginsberga. Jednak pierwszy song z płyty rozwiewa wszystkie wątpliwości, co zaprzątało jego głowę w ostatnim czasie. Otwierający “Nothing Too Much Just Out Of Sight” to klasyczny rockowy hit i zarazem gniewne wyznanie zdradzonego i rozczarowanego przez kobietę mężczyzny. „You said you loved me – but was it true? The last thing to do was to lie about me silently (…)Now you’ve got money and no manners” – śpiewa Paul.Nietrudno odgadnąć, że adresatką tych słów jest Heather Mills, która małżeństwo z muzykiem potraktowała jako świetną okazje do wyciągnięcia 24 milionów funtów i publicznego upokarzania go. Dziś McCartney walczy o swe dobre imię przy pomocy świetnych piosenek. I broni się skutecznie. Tropiciele beatlesowskich wątków z pewnością uznają „Nothing Too Much Just Out Of Sight” za przewrotną i niewesołą kontynuację genialnego „Don’t Let Me Down” sprzed niemal czterech dekad. Zapewne zainteresuje ich też fakt, że tytułowe powiedzenie Paul przypisuje swemu staremu przyjacielowi - Jimmy’emu Scottowi. Temu samemu, który wymyślił „Ob La Di, Ob La Da”.Drugi kawałek „Two Magpies” to ciąg dalszy krucjaty zdradzonego ex-Beatlesa. „Dwie sroki” to bowiem nikt inny, tylko pochodzące z Newcastle chciwe siostry Mills (tamtejszą drużynę piłkarską określa się właśnie jako „sroki”). McCartney nie kryje swego rozgoryczenia, jednak ta złość najwyraźniej obudziła w nim twórcze siły. Wystarczy posłuchać singlowego przeboju „Sing The Changes”, by zrozumieć, że choć Mistrz nie zawsze trafiał z miłością, z pewnością zawsze trafia z właściwą nutą. Co ważne, pomimo wyraźnych biograficznych odniesień „Electric Arguments”, nie jest jednak płytą przepełnioną żółcią. Choć niektóre jej fragmenty brzmią, jakby napisano je na sądowych korytarzach, znajdziemy tu też sporo wspaniałych, optymistycznych McCarteyowskich klasyków. Sir Paul pozwolił sobie na małą autoterapię, jednak przyznał, że dzięki współpracy z Youthem w The Fireman odzyskał spokój ducha. Odnalazł też harmonię w nowej miłości – do Nancy Shevell, której poświęcona jest świetna piosenka „Lifelong Passion”. Wystarczy też posłuchać refrenowego „sing-along” w pogodnym „The Sun Is Shining”, by zrozumieć, że ex-Bealtes nie poddaje się nigdy. Sir Paul ma prawo do emocji, jednak skrywa też w sobie ogromne pokłady optymizmu i twórczej energii. Pamiętajmy, ze muzyczną terapię funduje nie tylko sobie, ale – od kilkudziesięciu lat – przede wszystkim kolejnym pokoleniom słuchaczy.