„Będziemy grać soul. Wiecie, Pan Bóg powiedział mi, że moi Irlandzcy bracia potrzebują trochę soulu. Ed Winchell, baptysta, wielebny na Lenox Avenue w Harlemie, powiedział mi, że Pan Bóg powiedział mu, żeby powiedział mi, że on powiedział, że bracia Irlandczycy nie będą strzelać do siebie nawzajem, jeżeli będą mieli SOUL” (fragment powieści R.Doyle’a)
W życiu Jimmy’ego Rabbitte’a istnieją tylko dwie świętości: muzyka i Bóg, w takiej właśnie kolejności. Podobnie jest w jego domu, gdzie na ścianie nad obrazem papieża wisi zdjęcie Elvisa Presleya, któremu duszę oddał Jimmy Rabbitte Senior. Jimmy Rabbitte młodszy nie oddał swojej, wręcz przeciwnie – ma wystarczająco dużo soulu, żeby zarazić nim innych i stworzyć pierwszy irlandzki zespół soulowy.
„Irlandczycy to czarnuchy Europy, chłopaki (…) A dublińczycy to czarnuchy Irlandii. A ci z północnego Dublina to czarnuchy Dublina. Say it loud, I’m black and I’m proud„ (fragment powieści R.Doyle’a)
Jimmy poszukuje ludzi „z duszą”, więc zamieszcza w lokalnej gazecie ogłoszenie o naborze do zespołu („wieśniaków i burżujów nie przyjmujemy”). W odpowiedzi zgłaszają się tłumy młodych Irlandczyków, którym entuzjazmu nie brakuje, a widz ma dziki ubaw, oglądając sceny przesłuchań, podczas których można usłyszeć dosłownie wszystko – od wesołych piosenek o Elvisie („Bluźniercy! Elvis nie był z Luizjany!”) przez przeboje The Smiths aż do tradycyjnych pieśni irlandzkich. Mimo trudnych początków szalona wizja Jimmy’ego z czasem zaczyna nabierać realnych kształtów, ale prawdziwie rozpędza się dopiero wtedy, gdy nogę na jego podwórku stawia Joey „Magiczne Usta” – podstarzały trębacz, twierdzący, że został przysłany przez Boga.