Moim zdaniem praktyka psychoanalizy polega, przede wszystkim, na podejmowaniu przez analityka i pacjenta próby powiedzenia czegoś, co obie strony odbierają jako prawdę o doświadczeniu emocjonalnym danego momentu sesji analitycznej i co, jednocześnie, para analityczna może wykorzystać do pracy psychologicznej. […]. Pytanie o to, czy wymiana analityczna przybiera postać czegoś prawdziwego (albo przynajmniej „względnie prawdziwego”, Bion, 1982, s. 8), nie jest jedynie problemem teoretycznym, który należy zostawić filozofom. Jako analitycy, prawie w każdym momencie sesji analitycznej zadajemy sobie to pytanie i odpowiadamy na nie (albo bardziej trafnie można powiedzieć „odnosimy się do niego”). Przedstawię zapis pierwszej konsultacji, ilustrujący to, jak ja podchodzę do pytania o to, co jest prawdą emocjonalną w danym momencie sesji oraz do pytania to, kto jest autorem myśli, która wydaje się prawdziwa […].
Thomas H. Ogden (z Rozdziału 5)
Spis treści 1. Sztuka psychoanalizy: śnienie niewyśnionych snów i urwanych krzyków 2. To, od czego nie odstąpię 3. Nowe odczytanie źródeł teorii relacji z obiektem 4. O niemożności śnienia 5. Co jest prawdziwe i czyj to pomysł? 6. Czytanie Biona 7. O trzymaniu i pomieszczaniu, byciu i śnieniu 8. O pisaniu tekstów psychoanalitycznych Bibliografia O Autorze Thomas H. Ogden jest psychoanalitykiem, członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychoanalitycznego i dyrektorem Center for the Advanced Study of the Psychoses w San Francisco. W roku 2004 otrzymał, przyznawaną przez International Journal of Psychoanalysis, Nagrodę za Wybitny Esej. Autor wielu książek, które przetłumaczono na 16 języków.
Fragment książki
Rozdział 5: Co jest prawdziwe i czyj to pomysł? W tym rozdziale ustosunkuję się do kilku zagadnień odnoszących się do tego, co my, jako analitycy, mamy na myśli, gdy mówimy, że coś jest prawdziwe, a także do powiązań między procesami myślowymi dwóch osób zaprzątniętych tym zagadnieniem. Pragnę zająć się analizą paradoksu – tym, że ludzka prawda emocjonalna jest zarówno uniwersalna, jak i niepowtarzalna dla każdej jednostki; zarówno bezczasowa, jak i specyficzna dla danego momentu w życiu. Jak się przekonamy, rozmaite stawiane przeze mnie pytania nakładają się na siebie i w rezultacie – po przemyśleniu zagadnienia z innej perspektywy – często powracam do wcześniej omawianych tematów. Wiele myśli przedstawionych w tym rozdziale pojawiło się w reakcji na pojęcia omawiane przez Biona. Staram się znajdować źródła prezentowanych przeze mnie myśli, ale trudno mi z całkowitą pewnością stwierdzić, gdzie kończą się poglądy Biona a zaczynają moje. Ponieważ pytanie „Czyj to pomysł?” jest tematem tego opracowania – zrozumiałe, że trzeba będzie się z nim mierzyć w doświadczeniu pisania i czytania tego rozdziału. […]. III. Mówienie czegoś, co zdaniem mówiącego jest prawdziwe Zatrzymajmy się na chwilę, by podsumować dotychczasowe rozważania. Jeżeli pominiemy narcystyczne potrzeby autora, to nie ma znaczenia, kto wypowiada prawdziwe stwierdzenie – znaczenie ma to, że prawdziwa myśl „znalazła” myślącego, który udostępnił ją pacjentowi lub koledze, by ci mogli z niej skorzystać. Nie ma też znaczenia i nawet nie ma sensu zadawanie pytania: „Czyj to był pomysł?”. W psychoanalizie prawdziwe znaczenie – istotne znaczenie – ma znalezienie słów do wypowiedzenia czegoś, co jest prawdą o żywym doświadczeniu (czy będzie to interpretacja podana pacjentowi, czy wkład analityka w literaturę psychoanalityczną). Analityk, który próbuje powiedzieć coś prawdziwego, musi poradzić sobie z Freudem i całą historią idei psychoanalitycznych, a także z historią analizy pacjenta, z którym pracuje. W komentarzu wypowiedzianym w trakcie konsultacji Bion wspomniał o roli, jaką odgrywają prekoncepcje w jego pracy klinicznej: „Odwoływałbym się [do teorii tylko] […] gdybym był zmęczony i nie miał pojęcia, co się dzieje” (1978, s. 52). Dla Biona (1975) każda sesja to początek analizy nowego pacjenta. Lubił powtarzać, że być może wczoraj jakiś pacjent miał żonę i dwoje dzieci, ale dziś jest singlem. Analityk musi także przezwyciężyć sam siebie, gdy spisuje myśli, które jego zdaniem, są prawdziwe. W dobrej literaturze analitycznej autorowi udaje się unikać nadmiernej obecności. Jeżeli prawdziwym realnym tematem artykułu jest sam autor, a nie to, co ma do powiedzenia albo to, co tworzy, to takie doświadczenie jest bardzo frustrujące dla Czytelnika. Borges mówi o Szekspirze, że miał on wyjątkową zdolność, której brakowało innym pisarzom, polegającą na tym że w swoich wierszach i sztukach był transparentny. W dziełach Szekspira nikt nie stoi między sztuką i widownią. Borges w przypowieści o Szekspirze napisał: Nie było w nim nikogo; za jego rysami […] za podnieconą obfitością jego fantastycznych słów było tylko trochę chłodu, sen, którego nie prześnił nikt. […] Historia dodaje, że przed czy po śmierci, czując obecność Boga, powiedział: „Ja, który nadaremnie byłem tyloma ludźmi, chcę być jednym i sobą” Głos Boga odpowiedział mu z wichru: „Mnie także nie ma. Wyśniłem świat, tak jak ty wyśniłeś swoje dzieło, mój Szekspirze, a pośród rozlicznych kształtów moich snów byłeś i ty, który tak jak ja, jesteś wieloma i nikim” (1949/1998, s. 51). Ten sposób przedstawienia Szekspira jako „osoby, w której nie było nikogo” to smutny obraz ludzkiego życia; a jednak sądzę, że taki obraz relacji Szekspira z jego dziełami może stanowić dla psychoanalityka wzór do naśladowania w tym sensie, że analityk powinien oferować siebie i stawać się każdą osobą w życiu pacjenta (przeniesieniowo), a jednocześnie nikim (osobą zadowoloną z tego, że nie jest zauważana i że pacjent się nią nie zajmuje). Przedstawiony przez Borgesa obraz Szekspira ujmuje coś z zadania stojącego przed analitykiem i polegającego na tym, że nie wpycha się on – ze swoją bystrością, sprawnością myślenia, zdolnością do empatii, bezbłędnym doborem le mot juste – pomiędzy pacjenta (lub Czytelnika) i interpretację. Analityk, który stara się nie przeszkadzać pacjentom (lub Czytelnikom) w podejmowanych przez nich próbach odkrycia czegoś prawdziwego, dąży do tego, by jego język i idee były zarówno emocjonalnie obecne, jak i transparentne. Niewiele jest takich tematów, które Borges głębiej zbadał w literaturze niż „lokalny koloryt” (1941b/2003, s. 55) i niewiele tematów, które Bion głębiej zbadał w interpretacjach analitycznych niż dążenie analityka do tego, by jego interpretacje odzwierciedlały jego niepowtarzalne cechy, dowodziły niezbędności – „jego wiedzy, doświadczenia, charakteru” (Bion, 1970/2010, s. 173) – jego własnego „lokalnego kolorytu”. Krytyk literacki, Michael Wood, pisząc o miejscu pisarza w jego twórczości, stwierdził: „Pisać to nie znaczy być nieobecnym, ale stawać się nieobecnym; być kimś, a potem odejść, zostawiając ślady” (1994, s. 18). Czy można lepiej opisać to, co my, jako psychoanalitycy, staramy się osiągnąć, podając interpretacje. Podajemy interpretacje nie po to, by zmienić pacjenta (co byłoby próbą ukształtowania go na nasze podobieństwo), ale by zaoferować mu coś prawdziwego, co może on wykorzystać do świadomej, przedświadomej i nieświadomej pracy psychologicznej. Analityk, który towarzyszy komuś w rozwoju psychologicznym, zostawia nie tyle swój podpis (czyli obecność), ani ślad nieobecności (co byłoby obecnością w nieobecności), ale zaznacza ślady kogoś, kto był obecny i stał się nieobecny, pozostawiając ślady. Najważniejsze ślady, które zostawia analityk, to nie identyfikacje pacjenta z nim jako z osobą, ale ślady doświadczenia polegającego na psychologicznym wykorzystaniu tego, co analityk powiedział, co zrobił i kim był. IV. Co jest prawdziwe i dla kogo? To, co jest prawdą o względnie trwalej strukturze natury ludzkiej oraz o osobowości jednostki, nie jest ograniczone czasem, miejscem ani kulturą – nawet gdy uwzględnimy wpływ rozmaitych systemów wartości, form samoobserwacji, przekonań religijnych i nawyków, form więzi rodzinnych, ról i tym podobnych. Na przykład, nie ma żadnych politycznych lub kulturowych granic oddzielających od siebie istoty ludzkie w doświadczaniu przez nie bólu po śmierci dziecka, lęku przed uszkodzeniem ciała, rozpaczy towarzyszącej odkryciu, iż rodzice i przodkowie nie mogą zabezpieczyć siebie ani swoich dzieci przed zagrożeniami życia i nieuchronnością śmierci. Kultura może oferować różne formy obrony przed bólem straty (lub sposoby jego unikania); może zapewnić tradycje, mity i ceremonie ułatwiające przeżywanie żałoby; może tworzyć rytuały wspierające (lub zakłócające) próby porzucenia dziecięcych pragnień. Niezależnie od wpływów wywieranych przez kulturę nasze zmagania z podstawowymi ludzkimi wyzwaniami, jakim jest dorastanie, starzenie się i umieranie, rozgrywają się w cyklach miłości i straty; śnienia siebie do istnienia oraz konfrontowania się z ograniczeniami zewnętrznej rzeczywistości; chęci podejmowania ryzyka oraz szukania bezpieczeństwa; chęci identyfikowania się z tymi, których podziwiamy oraz potrzeby zabezpieczenia (przed własnymi pragnieniami identyfikowania się) nieprzerwanej ewolucji własnego self; i tak dalej i tak dalej. Te ludzkie wyzwania i cykle, w jakich są realizowane, składają się na zestaw doświadczeń, które – moim zdaniem – przeżywa cała ludzkość. Paradoksalnie, prawda jest bezczasowa, nieograniczona do żadnego miejsca ani osoby; a jednak ożywa jedynie na moment w niepowtarzalnych okolicznościach tworzących ten moment doświadczenia przeżywanego przez daną osobę. Innymi słowy, w analizie to, co uniwersalnie prawdziwe jest jednocześnie osobiste i niepowtarzalne dla każdego pacjenta i każdego analityka. Interpretacja analityczna, jeżeli ma być użyteczna dla pacjenta, musi być sformułowana w terminach dostosowanych do tego pacjenta i w tym momencie, a jednocześnie musi być prawdziwa w odniesieniu do natury ludzkiej. Przypomina mi się inna wypowiedź Borgesa: Choć istnieją setki i tysiące metafor, można je wszystkie sprowadzić do kilku prostych wzorów. Nie musimy się tym wcale kłopotać, albowiem każda metafora jest inna – za każdym razem, gdy używamy jakiegoś wzorca, jego wariacje okazują się odmienne (1967/2004, s. 40). Uwaga Borgesa sama w sobie jest metaforą, z której wynika, że istnieje tylko kilka cech, które czynią nas ludźmi i że każda osoba, która kiedykolwiek żyła lub będzie żyła, jest absolutnie unikalna, a jednocześnie ma w sobie jakąś wersję niewielkiej liczby cech. I w tym sensie wszyscy jesteśmy jednością […]. |