Publikowanie samych tekstów, pozbawionych muzycznego akompaniamentu, to coś, czego jak dotąd starannie się wystrzegałem. Teksty i muzyka są wzajem od siebie zależne. Podobna relacja zachodzi między ubraniem i manekinem: po oddzieleniu ich od siebie zostaje nam naga kukła i sterta materiału. A jednak było to dla mnie doświadczenie ciekawe - po raz pierwszy uzmysłowiłem sobie, jak dobrze te teksty radzą sobie same; pojawiło się też pytanie: czy teksty piosenek to poezja, czy może coś zupełnie innego. I chociaż nigdy na poważnie nie podawałem się za poetę, książka, którą trzymacie w dłoniach, nie okraszona jakimkolwiek zapisem nutowym, podejrzanie wygląda na tomik wierszy.
Wkraczam więc oto, nieco strwożony, na terytorium czystej poezji. Kompozycje ułożyłem w kolejności, w jakiej zostały napisane, a tam, gdzie uznałem to za stosowne, dodałem krótki komentarz. Żadnego ze swoich utworów nie pominąłem, żadnego też nie przyodziałem w niepasujący doń strój; mało tego, ogołociłem je z ozdób, które nadały im pierwotny kształt. Są wśród nich takie, co bez wątpienia przepadną w tej chłodnej i okrutnej dla nich formie; inne mogą okazać się bardziej odporne, a ogołocone w ten sposób, zyskają być może na urodzie. Nie jestem w stanie przewidzieć wyniku, ale ryzyko podjąłem świadomie, kierując się pełnym nadziei wersem z T.S. Eliota (którego Ziemi jałowej nikt rozsądny nie będzie próbował zaśpiewać): „Te fragmenty wsparłem o moje ruiny".
Stan ksiązki bardzo dobry minus