Podczas obozu harcerskiego w miejscowości Ołobok Zdrój, zdarzył się straszny wypadek. Oto Luiza, wskutek nieuważnej eksploracji starego, zardzewiałego czołgu zatrzasnęła się w środku i nie może się wydostać. Zadaniem naszego bohatera jest pośpieszyć sympatycznej dziewczynie na ratunek i znaleźć sposób na wydostanie jej z tej okrutnej pułapki.
Skaut Kwatermaster to polska gra przygodowa, już przy pierwszym kontakcie nasuwająca skojarzenia z produktami LucasArts, a zwłaszcza z jednym – Day of the Tentacle. Autorzy „pożyczyli” (żeby nie powiedzieć brzydko) zarówno postać głównego bohatera, która jest nieznacznie zmodyfikowaną kopią Bernarda, jak i ogólny styl rysowania lokacji, pełen powyginanych budynków i abstrakcyjnych form. Również interfejs przypomina to, co mogliśmy zobaczyć choćby w serii Monkey Island, chociaż w porównaniu z nim został okrojony do sześciu rozkazów. Podobnie jak Sołtysie, innej przygodówce LK Avalon z tamtego okresu, ku wygodzie gracza wprowadzono mapę okolicy, pozwalającą szybko i bezboleśnie przenosić się pomiędzy poszczególnymi lokacjami.
Program, który jak widać powyżej, korzysta z najlepszych wzorców technicznych, niestety całkowicie zawodzi pod względem grywalności. Scenariusz jest bardzo nierówny i miejscami wręcz nielogiczny, razi też idiotyczne wykorzystanie niektórych przedmiotów. Jednak największą bolączką gry jest toporna, niemal cmentarna atmosfera. W Skaut Kwatermaster praktycznie brak jakichkolwiek wydarzeń nie związanych z naszym bohaterem, statyczne tła rażą monotonią a napotykane postacie z którymi można porozmawiać, da się policzyć na palcach obu rąk. Pojawiające się od czasu do czasu niezłe dowcipy nie są w stanie zmniejszyć atmosfery przygnębienia, która dodatkowo potęgowana jest przez mdłą kolorystykę.