Powieści Gardnera są oparte na schemacie: do adwokata Perry’ego Masona zwraca się o pomoc klient w opałach, najczęściej oskarżony o morderstwo. Mason musi dowieść – a finał jest zawsze na sali sądowej - jego niewinności. W rozwiązaniu sprawy pomagają adwokatowi: nieoceniona sekretarka Della Street i prywatny detektyw Paul Drake. Nie inaczej jest i w tej powieści. Do kancelarii Masona przychodzi piękna młoda dziewczyna, prosząc o pomoc i poradę prawną dla wuja. Ten chce się po raz drugi ożenić, ale była małżonka oskarża go o lunatykowanie i próbę zabójstwa. Oskarżenie ma na celu ubezwłasnowolnienie wuja i przejęcie kontroli nad jego ogromnym majątkiem. Mason odwiedza klienta w domu i kiedy wydaje się, że z prawnego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, aby zakochany lunatyk ponownie się ożenił, zostaje popełnione morderstwo.
„Siostrzenica lunatyka” jest elegancką powieścią sądową. Elegancką dlatego, że nie znajdziecie tu krwawych opisów z miejsca zbrodni, wartkich pościgów, a bohater nie jest zapijaczonym detektywem, pociągającym, z papierowej torebki whisky i rozmyślającym o byłych żonach. Bohater Gardnera jest bogatym, eleganckim adwokatem specjalizującym się w sprawach karnych. Większość powieści to dialogi, przesłuchania na sali sądowej, opisy są bardzo oszczędne, a akcja skoncentrowana tylko rozwiązaniu zagadki. I chociaż powieść trąci już nieco myszką nadal bardzo dobrze się to czyta. Fanom kryminałów gorąco polecam.