K lasyk westernu, który w istocie jest tylko przeróbką wspaniałego dzieła Akiry Kurosawy Siedmiu samurajów . Akcję przeniesiono na pogranicze amerykańsko-meksykańskie nad Rio Grande, tuż po wojnie secesyjnej. Samurajów zastąpiono najemnymi rewolwerowcami. Reszta fabularnego schematu pozostała bez zmian. Mieszkańcy biednej meksykańskiej wioski, łupieni co roku przez zgraję bandytów pod dowództwem bezwzględnego Calvery wynajmują siedmiu rewolwerowców dla ochrony. Ci przybywają do wioski, szkolą mieszkańców i przystępują do nierównej, heroicznej walki. Akcję przerobiono na westernową modłę. Monumentalną epopeję końca ery samurajów próbowano zastąpić nostalgicznym wątkiem zmierzchu Dzikiego Zachodu, ale reżyser John Sturges nie wyszedł właściwie poza od dawna wytyczone gatunkowe ramy. Swój film zrobił jednak bardzo sprawnie, rzetelnie rozgrywając znane schematy, umiejętnie dawkując elementy westernowej celebry, a przede wszystkim idealnie dobierając obsadę. Doborowa stawka młodych hollywoodzkich „wilków” z Yulem Brynnerem, Steve’em McQueenem i Jamesem Coburnem na czele wykorzystała szansę i dla większości z nich udział w Siedmiu wspaniałych stał się przepustką na szczyty sławy. Pewnym odstępstwem od „heroicznej” wersji westernu jest spora dawka autoironicznego humoru w stylu jako żywo przypominającym późniejsze produkcje Sergia Leonego. Zaskakująco dobrze przyjął film sam Akira Kurosawa, który zaproszony na premierę, obdarował Sturgesa oryginalnym samurajskim mieczem. Rzeczywiście mimo hollywoodzkiego spłycenia oryginalnych wątków powstał film zaskakująco udany, dziś już kultowy, tak jak kultowy stał się główny motyw muzyczny do dziś wykorzystywany w reklamówkach Marlboro. Techniczne niedoskonałości (i tak nie tak bardzo dotkliwe jak na film z 1960 roku) z powodzeniem wynagradzają materiały dodatkowe godne tak kultowej pozycji. Nie jest ich może dużo, bo znalazło się tu miejsce tylko na komentarz (z udziałem asystenta reżysera, współproducenta oraz Elli Wallacha i Jamesa Coburna) i film dokumentalny o produkcji. Ale zwłaszcza druga, trwająca 45 minut pozycja jest godna polecenia. Dowiemy się tu m.in., że głównym pomysłodawcą zrealizowania amerykańskiej wersji Siedmiu samurajów był Yul Brynner. On też wraz z reżyserem, Johnem Sturgesem kompletował obsadę. Co było o tyle utrudnione, bo w Hollywood rozpoczął się strajk aktorów. Zdjęcia kręcono w Meksyku, którego rząd dał zezwolenie, ale pod warunkiem, że w filmie pojawi się postać szlachetnego Meksykanina. Został nim dzielny Chico grany przez niemieckiego aktora Horsta Buchholza. Amerykańskiej ekipie przez cały czas towarzyszyła meksykańska cenzorka, pilnie bacząca na to, by nie ukazywano Meksykan w złym świetle (tak jak stało się we wcześniejszym filmie Vera Gruz z Gary Cooperem). Zażyczyła sobie m.in., by wszyscy miejscowi wieśniacy grający w filmie mieli idealnie czyste ubrania i wyglądali schludnie. Aktorzy wspominają pracę nad Siedmioma wspaniałymi jako niezłą zabawę – na planie bawili się w kowbojów, a poza nim grali w pokera, popijali i objadali się meksykańskimi specjałami. Dodatki: komentarz audio Eliego Wallacha, Jamesa Coburna, Waltera Mirischa i innych.