Siedmiolatka czyli kto ukradł Polskę?
JACEK KUROŃ PIOTR ŻAKOWSKI
WROCŁAW 1997
s. 237
„Mam 64 lata. Jestem po swojemu szczęśliwy. Dolega mi to i owo, niczego się nie dorobiłem, nie zbudowałem domu, nie posadziłem drzewa, ale mam wspaniałą rodzinę, wypróbowanych przyjaciół i świadomość, że spędziłem życie tak pożytecznie, jak tylko umiałem. Chyba nie zmarnowałem czasu, który mi na tym świecie dano. Ale kiedy późnym wieczorem wracam wreszcie do naszego mieszkania na warszawskim Żoliborzu, kiedy - jak teraz - siadam przy biurku, które wraz z całym tym mieszkaniem odziedziczyłem po ojcu, nie mam poczucia sukcesu. Mam w głowie wrzask, krzyk, pretensje i żale. Wciąż dźwięczą mi w uszach słowa, że „za komuny było lepiej”, że „Polacy nigdy jeszcze tak nie cierpieli”, że „następuje biologiczne wyniszczenie narodu”, że „w Polsce dokonuje się nowy holocaust”, że „głodzimy na śmierć” emerytów, lekarzy, wiejskie dzieci. Wciąż huczą mi w czaszce ostrzeżenia, że „tak dalej być nie może”, że „solidaruchów trzeba powywieszać”, wibrują oskarżenia, że „rozkradliśmy Polskę”, że „sprzedaliśmy nasze idee”, że „zdradziliśmy” naród, „Solidarność”, robotników, wiarę, Kościół, Polskę. I wciąż słyszę mocno, rytmicznie skandowane okrzyki demonstrantów maszerujących przed oknami mojego sejmowego pokoju: „mordercy! mor-der-cy!”, „zło-dzie-je! zło-dzie-je!” Z moich 64 lat, 5 spędziłem w niepodległej II Rzeczpospolitej, 5 w Polsce okupowanej przez hitlerowskie Niemcy i stalinowską Rosję, prawie pół wieku przeżyłem w Polsce peerelowskiej - zdominowanej przez Sowietów, dysponującej ograniczoną autonomią. Przez pierwsze lata, jako kilkunasto-, a potem dwudziestoparoletni chłopak, brałem udział w budowaniu „nowego ustroju”. Wierzyłem, że komunizm może być ładem wolności i sprawiedliwości społecznej. Potem przez 30 lat na różne sposoby starałem się ten ustrój obalić. Spędziłem za to sporo lat w peerelowskich więzieniach. Aż wreszcie się udało. W roku 1989 dzięki cudownemu zbiegowi korzystnych okoliczności Polska odzyskała wolność. I także każdy z nas odzyskał część swojej wolności wcześniej mu odebraną przez niedemokratyczne państwo. Jeśli są w Polsce jakieś konkretne osoby, o których można powiedzieć, że są autorami tej zmiany i osobiście ponoszą za nią jakąś odpowiedzialność - z pewnością do nich należę. Przez lata bałem się nawet marzyć, że dożyję tej chwili. Cóż może być wspanialszego? A jednak... Bo skoro jestem współautorem polskiego sukcesu, z którym nie potrafię porównać żadnego innego na przestrzeni kilkuset ostatnich lat dziejów Polski, to jestem też współodpowiedzialny za to morze prawdziwego czy mniemanego nieszczęścia, cierpienia, frustracji i agresji, które od siedmiu lat wylewa się na warszawskie ulice. Skąd to się wzięło? Dlaczego zamiast świętować wielki polski sukces, wciąż żyjemy w cieniu poczucia narodowej klęski? Na początku tej książki muszę postawić pytania, które ludzie w Polsce wciąż sobie zadają: Kto nam odebrał nasz sukces? Kto ukradł Polskę?” Fragment książki