Nota wydawcy
"15 listopada 1990 roku zmarł w Warszawie Adolf Rudnicki. Był pisarzem, który w ciągu 60 lat swojej twórczości stale poszukiwał własnego tonu: od prozy psychologicznej i reportażowej do esejów i skondensowanych parabolicznych opowieści. Przede wszystkim jednak stał się piewcą zamordowanego narodu żydowskiego i ten temat zrósł się z nim tak bardzo, że to co nastąpiło później w jego twórczości, było przez krytykę słabo zauważone i najczęściej źle odczytywane. Aby go zrozumieć trzeba było bowiem zmienić perspektywę opisu z realistycznej na metafizyczną i szukać źródeł tajemniczej, wielowymiarowej, symbolicznej prozy w głębiach tradycji żydowskiej w Biblii, Talmudzie, w chasydzkim folklorze, które ten wychowanek galicyjskiego chederu zespolił z językiem polskim.
Debiutował (wespół z takimi pisarzami jak Gombrowicz, Schulz, Choromański) powieścią Szczury /1932/ wyrastającą z inspiracji psychoanalizy Freuda, ukazującą zainteresowanie snem, podświadomością, psychiką człowieka słabego, zagubionego, osamotnionego i osaczonego złem, dającą się także odczytać jako wyraz światopoglądu pokolenia tragicznego, pokolenia 1910, nad którym zawisła groźba apokalipsy.
W centrum przedwojennego okresu twórczości Rudnickiego staje człowiek; pisarz dąży do ukazania maksymalnie uniwersalnej wizji człowieczeństwa, dlatego rezygnuje z oddania specyfiki środowiska żydowskiego, z którego się wywodził i które najlepiej znał. Podobnie postąpi w Niekochanej /1937/, subtelnej analizie nieodwzajemnionej miłości, uczucia ukazanego w stanie czystym, wypreparowanego z jakichkolwiek pozaemocjonalnych uwarunkowań. Psychika wrażliwej, kochającej kobiety stanie się przedmiotem zadziwiających intuicją interpretacji w całej jego późniejszej twórczości.
W tym samym czasie od analiz psychologicznych przechodzi ku socjologicznym w reportażowych Żołnierzach /1933/ i Doświadczeniach /1939/, które przynoszą obraz wojska wraz z jego mechanizmami niszczącymi ludzką indywidualność. Najbliżej swojego wielkiego tematu stanie w Lecie /1938/, pozornie reportażu z wakacyjnego Kazimierza i pielgrzymki do cadyka w Górze Kalwarii. W istocie jest to proroczy obraz żydostwa zamykającego się w swojej odrębności społecznej wobec poczucia zagrożenia. Surowo osądził ten dorobek sam autor w powojennej już Kartce znalezionej pod murem straceń:
„Wojna postarzała to, co napisałem o tysiąc lat. Czytam siebie pełen zdumienia. Czytam w złości i dezaprobacie. Czytam i nie poznaję. /…/ Od moich książek bije duszność papierów, porzuconych na strychach. Wojna już je spaliła, choć nie tknęła ich materialnego kształtu. Refleks wielkich pożarów
odebrał czytelność stronic, zniekształcił je jak pocisk wiązania mostu”.
Zagłada narodu żydowskiego, od którego odłączył się w ostatniej drodze, nałożyła na niego obowiązek świadczenia o tych, co nieludzko umierali. Opowiadania z cyklu Epoka pieców zapewniają Rudnickiemu trwałe miejsce w literaturze polskiej. Kiedy inni szukali nowych środków dla oddania grozy przeżytych czasów, on sięgnął do źródeł, do biblijnego lamentu Hioba, do skarg proroków pełnych liryzmu i patosu. Skupił się nie na ukazaniu masowości zagłady, lecz na głębokiej tragedii jednostek przeżywających dylematy etyczne w granicznych sytuacjach, w których postawiła ich historia. Nad światem przewala się apokalipsa, a u Rudnickiego nadal istnieje miłość, bohaterstwo, wierność i pragnienie czystości etycznej lub tragiczna świadomość przegranej. Cykl Epoka pieców nigdy nie został zamknięty, jego pierwszym podsumowaniem było Żywe i martwe morze /1952/ dopełniane później utworami tej miary co Kupiec łódzki /1963/ z przenikliwą analizą mechanizmu podporządkowywania się władzy totalitarnej.
Epoka holokaustu przechodząc do przeszłości zostawiła jednak w dziele Rudnickiego niezatarty ślad, od tego czasu jego twórczość przedstawiać będzie „świat po końcu świata”, choćby opisywała błahe zdarzenia lub wakacyjne flirty. Bohaterem tych opowiadań /Teksty małe i mniejsze, 1971; Zabawa ludowa, 1979/ jest zazwyczaj przybysz, wędrowiec, ktoś „wygnany ze wszystkich światów", obcy, niepodobny do innych, samotny. Miłość w tym świecie jest taka jak w Niekochanej, skazana na osamotnienie. W rzeczywistość wkracza zło, fałsz, nieszczerość, obłuda, nieautentyczność, człowiek szuka więc oparcia poza realnością, ma bowiem przeczucie innej rzeczywistości. Pozornie jest to proza realistyczna, ale nie ma tu rzeczywistości naśladowanej, kreacja Rudnickiego rządzi się raczej prawami snu niż jawy. Dialogi bohaterów pełne potocznych, codziennych zwrotów dalekie są od naturalności. Ich rytm podporządkowany jest zupełnie innej, wewnętrznej melodii, może wyniesionej z melodyjnego odczytywania Pisma w chederowej ławce lub zaśpiewu kantora.
Rogaty warszawiak /1981/, Sto lat temu umarł Dostojewski /1984/, Teatr zawsze grany /1987/ reprezentują bogaty nurt eseistyczny twórczości Rudnickiego, u jego początków stoją Niebieskie kartki publikowane od 1954 roku. Te książki zachowały ich charakter: urywkowość refleksji, opisu, łatwość zmieniania toku myśli, wychodzenie od błahej często obserwacji prowadzącej do filozoficznej refleksji. O tym quasi-gatunku pisał Kazimierz Brandys: „Do niczego niepodobne zmieszanie kilku gatunków: eseju i beletrystyki, refleksji intelektualnej z reportażem publicystyki z moralitetem”. Ich role i los, zwłaszcza tych z okolic 1956 roku, a więc pomieszczonych w tomach Ślepe lustro tych lat /1956/ i Prześwity /1957/ były jak napisał Tomasz Burek: „Najodważniejsze, najuczciwsze, dygocące od pasji wymierzania sprawiedliwości stalinowskiemu światu /.../, właśnie one — skazane na niepamięć, razem z tomem Prześwity wypchnięte za kurtynę milczenia”.
Pisarstwo rozumiał Rudnicki zawsze trochę na sposób dziewiętnastowieczny — jako powołanie, wybranie do roli szczególnej: tworzenia w słowie, ale rozumianym nie jak u współczesnych mu awangardzistów. Jego słowo wywodziło się z Biblii i do tego absolutnego wzorca miało się zbliżać. Stąd niespotykana u innych pisarzy troska o doskonały kształt dzieła, dla którego druk nie był formą ostateczną, stale poprawianego albo wręcz wyrok zapomnienia dla dzieła skażonego.
O rzeczywistości wypowiadał się tylko poprzez literaturę, po kilku nieznacznych ukłonach w stronę socrealizmu osiągnął artystyczną niezależność, może trochę egotystyczną. Kiedy więc historia nabierała przyspieszenia i pisarstwo wspierało politykę a polityka pisarstwo, on pozostawał samotniczy, nieatrakcyjny, coraz bardziej gorzki. Ta skrajnie indywidualistyczna postawa podyktowała mu tom Sto lat temu umarł Dostojewski, pisany na przekór ogólnonarodowemu solidaryzmowi roku 1980 i 1981 oraz pierwszej fali euforii. Nie mógł on być wówczas wydany oficjalnie i ukazał się w drugim obiegu a tam nie był oczekiwany. Krytyka przyjęła go chłodno, jeśli nie niechętnie. Pojednanie pisarza z krytykami, powrót do szerszego grona czytelników nastąpił po wydaniu Krakowskiego Przedmieścia pełnego deserów /1986/, książki, której bohaterami są nieżyjący już Andrzejewski, Jastrun, Gombrowicz — wszyscy z jego pokolenia.
Z Adolfem Rudnickim widziałem się po raz ostatni w jego mieszkaniu na Kanonii 25 października. Rozmawialiśmy o jego planach pisarskich, nic nie zapowiadało tej wiadomości, która zaskoczyła mnie w trzy tygodnie później. Myślę o Nim tak jak On o zmarłych: „Pierwsze dni po czyjejś śmierci. Wydaje się ona nieprawdopodobna, nadal żyjesz nadzieją, że wyjdziesz na ulicę i spotkasz go. Śmierć kogoś bliskiego nie może znaczyć tego, co znaczy, musi przejść wiele etapów.
Żyjesz, a wraz z tobą, w twojej głowie, w twoim rytmie żyją zjawiska, do których przywykłeś, mieści się w nich i ten, co odszedł.
Jeszcze nie odszedł. Jeszcze nie”
DEKADA LITERACKA 1990
KOMUNIKAT!!!!!!!!!!!!!!
PRZED ZAKUPEM KONIECZNIE ZAPOZNAJ SIĘ Z REGULAMINEM NA STRONIE O MNIE