Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

ROMANOW - NOWE PRZYKAZANIE 1-2 T. OK.1930

13-09-2014, 20:14
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 30 zł      Aktualna cena: 24.99 zł     
Użytkownik dicentium
numer aukcji: 4563998055
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 2   
Koniec: 13-09-2014 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

PANTELEJMON ROMANOW 1[zasłonięte]884-19,PISARZ ROSYJSKI.
NOWE PRZYKAZANIE - POWIEŚĆ OBYCZAJOWA UKAZUJĄCA SPOŁECZEŃSTWO ROSYJSKIE W PRZEDEDNIU I WOJNY ŚWIATOWEJ I PO REWOLUCJI.


FRAGMENT KSIĄZKI


Żona Sergjusza zasłoniła twarz rękoma i wy biegła z pokoju, a on sam wciąż siedział w fotelu, przed którym ona dopiero co klęczała; klęczała po wyznaniu, które mimowoli wyrwało się jej i wyja¬śniło sytuację.
Stało się bo zaraz po powrocie z teatru. Wy¬szli przed końcem drugiego aktu. Po odkryciu, jakie niespodziewanie uczyniła w teatrze, Ludmiła była w stanie tak silnego podniecenia, że Sergjusz obawiał się o jej zmysły. Zaledwie mógł doprowa¬dzić ją do dorożki. Uczyniła to wyznanie w przy¬stępie szalonej rozpaczy. Sergjusz ma jeszcze przed oczyma wykrzywioną z przerażenia twarz, z jaką wpadła na widownię z korytarza,
Sergjusz zachował zwykły spokój. Jakgdyby to, co się stało, nie sprawiło na nim wielkiego wraże¬nia. Długo siedział nieruchomy przed biurkiem. Potem spojrzał na kalendarz, który wskazywał wczo¬rajszą datę, trzydziestego czerwca. Chciał przesunąć

kartką na pierwszego lipca, ale nie przesunął — i siedział dalej w tej samej pozycji.
— Rzecz jasna, że chodzi zupełnie nie o to, co jej się wydaje — powiedział do siebie i już wziął do ręki pióro, żeby napisać ostatni list do niej, gdy nagle zatrzymał się, jakgdyby pragnąc ostatecz¬nie wyjaśnić sobie istotę tego, co zaszło.
Odgarnął ręką włosy i przeszedł się po poko¬ju, wymijając rozstawione na środku krzesła; obciąg¬nął bluzę, usiadł, potem znowu wstał i zaczął cho¬dzić tam i zpowrotem; wzrok utkwił w podłodze, a końcem trzewika uporczywie tarł włochaty dywan.
Z lekkim uśmiechem rozejrzał się po pokoju? spojrzał na dywany, kanapę, biurko — na to wszyst¬ko, co niedawno jeszcze dawało mu tak duże za-dowolenie.
Jeszcze tak niedawno pochlebiało mu to, że on — prosty chłop, którego ojciec i teraz jeszcze orze ziemię — mieszka w stolicy, ma ładną, inte¬ligentną żonę i piękne meble.
Jeszcze tak niedawno osądzał towarzyszów, którzy po przeniesieniu się do miasta zatracali da¬wny hart i pogardę dla dóbr doczesnych — którzy zasmakowali w nich i rozumieli, że fotel jest wy¬godniejszy od twardego krzesła, a samochód — od tramwaju. Niektórzy już się wstydzili swoich nie¬piśmiennych żon, tych samych żon, które w ci꿬kich latach wojny dzieliły z nimi głód i chłód, porzucali je i nawiązywali stosunki ze stołecznemi

aktorkami, które miały piękne wypieszczone ręce i eleganckie wyperfumowane suknie.
Sergjusz uważał to za zdradę rewolucji. R oto teraz sam prowadzi takie życie. Żona jego, Ludmiła, należy do najbardziej wartościowych kobiet tej sfe¬ry. Miłość, jaką żywiła dla niego, była wyjątkowo głęboka i bezinteresowna; była to jednocześnie mi¬łość namiętnej kobiety i najczulszej matki — miłość, w której — jak się zdawało — skupiły się wszyst¬kie cnoty kobiece.
Właśnie dlatego Sergjusz pragnie napisać do niej teraz bezwzględny, okrutny list.
Kto tu właściwie zawinił? ! c?y bywają w ta¬kich sprawach winni? Czy można winić roślinę, któ¬ra, puszczając nowe pędy, rozsadza donicę, w któ¬rej rośnie?
F on właśnie przez ten czas dojrzał i wyrósł dzięki Ludmile, dzięki walce, jaką stale z nią pro¬wadził...
Ludmiła była przedstawicielką tej kultury, któ¬ra go dawniej onieśmielała i której czuł się niegod¬ny. f oto teraz uważa siebie za uprawnionego do osądzania swego mistrza.
Jeszcze przed pięciu laty był takim samym prostakiem, jak jego ojciec i bracia, flle potem przyszła wytężona praca w małem miasteczku w pa¬sie frontowym. Tam został wybrany do komitetu wykonawczego jako kierownik działu oświatowego. Jednocześnie był żołnierzem, i nieraz wypadało mu rzucać pracę oświatową i ruszać na front. Czasami



6

*■* ł

znowu trzeba było wojować z chłopami, ukrywają¬cymi zboże. Dokoła było zniszczenie, głód, tyfus, śmierć i ludzie, szalejący ze strachu o swoje życie.
ft po tem wszystkiem przeniósł się do Moskwy.
Życie jego w Moskwie w pierwszych miesią¬cach pobytu było zupełnie różne od tego, jakie pro¬wadził ostatnio. Upajało go poczucie łączności z bez¬brzeżną falą ludzką; ogarniał go nieznany dotych¬czas zachwyt na myśl, że ta fala oddzielnych ist¬nień ludzkich zlewa sie. w jeden wielki akord życia, któremu przyświeca wspólna myśl, wspólny zapał. 1 za każdym razem, kiedy stykał sie. bezpośrednio z tłumem, czuł nowy przypływ energji i uświada¬miał sobie wyraźnie cel, do którego dąży. Był je¬szcze inny tłum, który zapełniał teatry, cyrki, który spacerował wieczorami po zalanych światłem uli¬cach. Był to już właściwie nie tłum, a ciżba, która sunęła zwartą ławą, uśmiechnięta, ożywiona, rzuca¬jąc spojrzenia na wszystkie strony.
Kiedy zdarzało mu się spędzić choć jeden wieczór w takim tłumie, własny pokój wydawał mu się potem ponurym i pustym, a praca, jaką prowa¬dził — nudną i zbyteczną.
Wstrętny był ten pokój, w którym stał jeden nienakryty stół; służył on jednocześnie do pracy i do jedzenia. — Kiedy Sergjusz pił herbatę, wycią¬gał cukier z torebki i wyjmował z papierka kiełba¬sę. — Oprócz stołu w pokoju było kilka krzeseł i kanapa, obita ceratą.

Robił wszystko, co mógł, żeby nadać pokojo¬wi inny wygląd, ale nic nie pomagało.
fl obok płynęło inne życie — obce mu życie zniszczonej przez rewolucję klasy. Widywał na sce¬nie i spotykał w życiu kobiety z tej sfery o pięk¬nych subtelnych rękach w strojnych sukniach; na pewno miały też subtelne, szlachetne dusze i zupeł¬nie nie były podobne do jego żony Gruszy, która nosiła długi kaftan i miała czerwone ręce, wiecznie popękane od prania bielizny na mrozie.
Wszak subtelna dusza tych kobiet była zaw¬sze opiewana przez poetów. Wszak tylko one po¬trafią dać tę miłość, którą on zna z czytania niezli¬czonej ilości książek; chciwie pochłaniał te książki* kiedy był jeszcze uczniem szkoły powiatowej w miasteczku.
Często myślał o tem, że cała sfera życia — piękna, jaskrawa — pozostanie dla niego na zawsze zamknięta. Przecież nie można nazwać ani pięk¬nem, ani-subtelnem tego uczucia, które go łączyło z żoną, Gruszą.
To piękno było największą pokusą w jego życiu samotnika, utajonem marzeniem, które krył w głębi duszy, jako zdradę własnych ideałów. Spy¬chał je, a ono wciąż wyrywało się nazewnątrz.
Kiedy spotykał na korytarzu swego kolegę biurowego, Pietruchina, byłego robotnika, w towa¬rzystwie elegancko ubranej panienki, Sergjusz za¬trzymywał się i patrzał za nimi tak długo, dopóki nie znikli za drzwiami. Nieraz łapał się na tem.

Czasam znowu, kiedy był sam w pokoju, pod¬chodził do lustra i długo wpatrywał się w siebie. Wysmukła postać w długiej sukiennej bluzie, od¬garnięte wtył falujące włosy i spiczasta blond bródka - nadawały mu wygląd przystojnego inte¬ligentnego mężczyzny. Tylko ręce zdradzały chłop¬skie pochodzenie, duże ręce o wystających ko¬ścistych stawach i wielkich paznokciach, zwłaszcza u dużych palców. Jak można, mając takie palce— przystępować do nich?
I oto wreszcio nastąpiło spotkanie. Żywo do naj¬drobniejszych szczegółów stoi mu w pamięci to pierwsze spotkanie - teraz jeszcze, kiedy wszystko już jest skończone.
Było to zeszłej zimy... Poszedł do związku pra¬cowników sztuki, żeby omówić niektóre sprawy kiubu robotniczego, który właśnie wtedy organi¬zował.
Kiedy wchodził do pokoju odnośnego wydziału, wyminęła go w drzwiach młoda kobieta słusznego wzrostu z pliką papierów w ręku. Szła lekkim kro¬kiem. Sergjusz odrazu .zwrócił uwagę na jej prze¬pyszne młode włosy. Miała .na sobie obciągniętą trykotową bluzkę, która uwydatniała jej piersi i bio¬dra — i krótką sukienną spódniczkę, sięgającą wy¬sokich bucików; z kieszonki wyglądała chusteczka. Mignęła w przejściu i pozostawiła po sobie wraże¬nie ruchu i lekkości.
Po chwili wróciła z nową pliką, usiadła przy biurku i, nie podnosząc głowy, zaczęła przeglądać
10

papiery. Na chwilę przerwała pracę, spojrzała przed siebie i westchnęła — lecz natychmiast otrząsnęła się. Przytrzymując papier subtelną ręką, zaczęła coś pisać ostrem nieczytelnem pismem.
Sergjusz zwrócił się do niej. Nie podnosząc głowy, słuchała, gdy mówił, i kreśliła coś ołówkiem na papierze. Potem podniosła wzrok na niego, spoj¬rzała w inną stronę, potem znowu zwróciła głowę ku niemu. Sergjusz przestał mówić, lecz wciąż przy¬glądał się jej w ten sam sposób. Ona zarumieniła się zlekka, spuściła oczy i powiedziała, że zaraz wyjaśni to, o co mu chodzi. Tym samym lekkim, szybkim krokiem weszła do sąsiedniego pokoju i po chwili wróciła z odpowiedzią. Mówiła do niego, a jednocześnie zgrabnemi ruchami pięknych rączek doprowadzała papiery do porządku. Sergjusz, pa~ trząc na nią, pomyślał, że ta kobieta ma wielki za¬pas ukrytej siły, energji i zapału; pochłonięty tą my¬ślą, przyglądał się jej badawczo; zdziwiona tem, że tak na nią patrzał, umilkła na chwilę, a na policz¬kach jej znowu zakwitł lekki, ledwo dostrzegalny ru¬mieniec.
Kiedy Sergiusz wychodził z pokoju i zamykał drzwi za sobą, mimowoli obejrzał się. Zobaczył, że ona stoi przy stole i patrzy za nim; ale kiedy spo¬tkała się z jego wzrokiem, natychmiast spuściła gło¬wę i zaczęła przerzucać papiery.





II
Znowu kilka przypadkowych spotkań w ko¬rytarzu tej samej instytucji i na ulicy. Pewnego razu zetknęli się na schodach. Ludmiła wychodziła właśnie z biura; szła do szatni, trzymając w ręku granatową teczkę.
— Spotykamy się ciągle — powiedział Ser-
gjusz i ukłonił się.
— Widocznie przeznaczenie — odpowiedziała z
nieśmiałym uśmiechem i zarumieniła się. Po raz pierw¬
szy zamienili ze sobą kiika słów, jakgdyby prag¬
nęli w ten sposób wzmocnić nić, jaka nawiązała się
już i sprawiała, że nie czuli się sobie obcy. Wyszli
razem.
Dzień był pochmurny. Padał śnieg, a płatki padały na rękawy, czapki i rzęsy przechodniów, flżeby coś powiedzieć, Sergjusz rozpoczął oficjalną rozmowę o kfubach i bibljotekach; ale nie umiał przejść na inny temat i dobrze pamięta uczucie nieśmiałości, jakiego przytem doznał.
Nagle szybkim ruchem Ludmiła szarpnęła go za rękaw i zatrzymała; nadjeżdżał samochód, które¬go on nie zauważył.
Nie zdejmując ręki z rękawa Sergjusza, Lud¬miła spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Może chciała tym uśmiechem powiedzieć, że ocaliła mu ży¬cie, może co innego...—w każdym razie uśmiech jej nie miał żadnego związku z bibljotekami...
12

— Jestem prostym chłopem —powiedział wtedy
Sergjusz — i zdziwił się własnym słowom — nie
wiedziałem, jak z panią rozmawiać, i wdzięczny je¬
stem temu samochodowi, bo mnie wybawił z kło¬
potu.
Odrazu zakłopotanie minęło, i rozmowa po¬płynęła swobodnie.
Przy pierwszem zdaniu Ludmiła spojrzała ze zdziwieniem i jeszcze większem zainteresowaniem.
— Ktoby to pomyślał — rzekła zadumana.—
Pan mówi językiem prawdziwego inteligenta.
— Czytałem bardzo dużo...
Nagle coś zaszło... Młoda kobieta drgnęła,_obej-rzała się na drugą stronę ulicy, spuściła głowę i przyspieszyła kroku. . Twarz jej nabrała wyrazu uporu i zawziętości.
Sergjusz mimowoli spojrzał w tamtą stronę i zobaczył mężczyznę wysokiego wzrostu w karaku¬łowym kapeluszu, jaki nos^ą artyści, i w modnem krótkiem palcie z karakułowym kołnierzem.
Rozmowa urwała się. Sergjusz znowu nie wie¬dział, co ma mówić; znowu poczuł onieśmielenie wobec tej kobiety, Jakgdyby mur powstał między nimi. Zdawało się, że Ludmiła zapomniała o jego istnieniu i że pełna niepokoju myśli, że ją ktoś ściga i że lada chwila zawoła na nią.
— Nie obcowałem z kobietami pani sfery —
powiedział Sergjusz — czuję się onieśmielony
w ich towarzystwie. Z panią byłem już swo-
13


bodniejszy, i nagle znowu coś się zmieniło. Jakgdy-by się pani odgrodziła ode mnie.
Po tych słowach Ludmiła, która na wąskim chodniku wyprzedziła Sergjusza o kilka kroków, za¬trzymała się, aż zrównał -się z nią, i powiedziała, patrząc na niego serdecznie, z ufnością.
— To nie dotyczy pana... Pan jest bardzo sub"
telny — dodała po chwili milczenia, a w glosie
jej przebijały tkliwość i współczucie:
— Nie pochodzę z tej sfery, jaką pan ma na
myśli. Jestem córką rządcy majątków bardzo boga¬
tych obywateli moskiewskich... w przeszłości — do¬
dała. — Wychowywałam się razem z ich dziećmi
i jeszcze teraz przyjaźnię się ze starszą córką, któ¬
ra mieszka w Moskwie, flle dla nich jestem osobą
z niższej sfery. Inteligencja pracująca była dla tych
ludzi zawsze czemś niższem, dlatego, że utrzymy¬
wała się z własnej pracy.
Ludmiła mówiła przyciszonym głosem, tak, jak się rozmawia z przyjaciółmi i 2 bliskimi ludźmi. Sergjusz uchwycił ten ton, i kiedy przechodzili przez śliski chodnik,,ujął ją pod rękę. Przez lekkie futer¬ko płaszczyka, poczuł ciepło jej ręki. Zrobił to niby niepostrzeżenie, jakgdyby cała jego uwaga była po¬chłonięta jej opowiadaniem.
Ona też niby nie zwracała uwagi na to, że chodzi pod rękę z prawie nieznanym jej mężczyzną, i mówiła dalej trochę podnieconym głosem:
14
— Wtedy postanowiłam usunąć się z tej sfery,
znienawidziłam ich za tó, że mieli pogardę dla ludzi

wanikiem, i toaleta, którą zapamiętał jako coś bły¬szczącego, białego, koronkowego.
Wszystko to do najdrobniejszych szczegółów zachowało Się w jego pamięci. Może dlatego, że kiedy wrócił do domu, przez cały tydzień żył tem spotkaniem i tym wieczorem.
Pamięta, jak Ludmiła zdjęła płaszczyk i kape¬lusz tym niedbałym ruchem, jaki ma kobieta u sie¬bie w domu, kiedy już nie wybiera się nigdzie; została w trykotowej bluzce z. kieszonką, z której wyglądała chusteczka. Włosy, spłaszczone pod ka¬peluszem, tworzyły zbitą masę; stanęła przed lustrem i poprawiła je; potem zwróciła się do Sergjusza i zrobiła rękami gest, który oznaczał, że już jest gotowa bawić gościa. ft on wciąż myślał o tem, kim jest ten mężczyzna, którego spotkali, i jakby to było dobrze, gdyby się dowiedział, że ich nic nie łączy. Dumny był z tego, że jest teraz w pokoju tej pięknej, nieznanej i nieprzystępnej kobiety i że może swobodnie rozmawiać z nią.
— Ile razy spojrzę na panią, zawsze myślę,
jaka pani jest siina. Widocznie zahartowana.
Ludmiła spojrzała na niego, i w oczach jej uka¬zał się błysk, który zgasł natychmiast. Potem wes¬tchnęła powoli, a bluzka na jej piersiach uniosła się i opadła.
Siedziała na kanapie; nogi założyła jedną na drugą, a piękne ręce zarzuciła wtył głowy,
Nowe przykazanie. Tom I — 2.
17
— Są rzeczy — powiedziała powoli, mrużąc

OCzy — cenniejsze niż siła i hart, rzeczy, któ¬rych nie można zdobyć ani siłą, ani hartem.
Opuściła ręce, usiadła w innej pozycji i mó¬wiła dalej:
— Stanęłam mocno na nogach, jestem cenio¬
na i szanowana jako pracownica, której się płaci,
flle to, co stanowi moje ja, odrzuca się, jako nie-
należące do sprawy, jako zupełnie zbyteczne. Wła¬
ściwie nawet nie odrzuca się, lecz poprostu moje
życie nikomu nie jest potrzebne. Potrzebna jest
tylko moja siła robocza.
Sergjusza uderzyły te słowa; stanął na środku p.okoju, wpatrzony w nią:
— Nie, właśnie, że Uraz będzie potrzebna nie-
tylko siła robocza pani — powiedział tak cicho
i znacząco, że podniosła na niego zdziwiony wzrok.
— Teraz tworzymy życie, i są nam potrzebne
nowe soki, nowe słowa, których nikt dotychczas
nie mówił; możemy je czerpać tylko z tego, co się
dotychczas wyrzucało za nawias, jako niepotrzebne.
Takich rzeczy nie znajduje się na powierzchni; są
one ukryte w głębszych warstwach.
— Skąd pan wie o tem? — zkolei zdziwiła sie.
Ludmiła.
— Stąd, skąd i pani,
— Rleż ja mam dużą kulturalną... podstawę;
a pan?
— To niema żadnego związku z kulturą; a może
nawet jest z nią w sprzeczności — odrzekł Sergjusz.
Patrzał na tę młodą kobietę i nie poznawał jej.

Jej zwykle chłodne, opanowane spojrzenie, przez które przebijała ciekawość, zmieniło się w tej chwili. Oczy płonęły nowym zapałem. Kiedy podszedł do kanapy, ujęła jego rękę i długo patrzyła mu w oczy jakgdyby chciała coś zbadać czy też sprawdzić. 1 znowu Sergjusz odczuł w niej głębokie napięcie, napięcie duszy, która czegoś szuka i nie ufa sobie. Wreszcie rzekła jakgdyby do siebie:
— Największem, największem szczęściem, ja¬
kie człowiek może osiągnąć, jest świadomość tego,
że życie nasze jest komuś potrzebne- I kiedy czło¬
wiek oddaje komuś swoje życie całe bez zastrzeżeń,
oddaje je1 jako wielki skarb, a nie jako rzecz zbęd¬
ną, wtedy staje się szczęśliwym.
Sergjusz nie zrozumiał, co miała na myśli, i powiedział:
— Zdaje się, że nasze drogi schodzą się.
W każdym razie teraz wiem, że jest ktoś, z kim
mogę dzielić się myślami, bo pozostawać samemu
ze swemi myślami bywa czasami bardzo ciężko.
— Nie chce się walczyć samemu, potrzebny
jest giermek?
— Nie, giermek nie jest potrzebny; niech
każdy sam nosi oręż. Mam pewną myśl, która
dawno kiełkuje we mnie i którą poczęści stosuje,
w życiu. Sprawdzam ją nietylko na sobie, lecz i na
innych; mianowicie: co mam w sobie, nie wyrzu¬
cam za nawias; ze wszystkiego robię użytek w ży¬
ciu. Biorę duży udział w pracach jednego klubu

19

robotniczego -*- właśnie z tej okazji poszedłem wtedy do pani; i oto do tego klubu „wrzucam" ze siebie wszystko to, co inni wyrzucają za nawias. Niedługo bądzie otwarcie, i bardzobym chciał, żeby pani była obecna. Myślę, że chyba nikt prócz pani nie zro¬zumie, czerri jest ten klub w mojem życiu. Dobrze?
— Dobrze — odpowiedziała Ludmiła.
Sergjusz wstał i zaczął się żegnać. Zatrzymała
jego rękę w swojej, chciała coś powiedzieć — ale się powstrzymała.
— Co? — zapytał Sergjusz.
— Nie, nic... zresztą, chciałam powiedzieć ie,..
że ja nie miewam w życiu takich spotkań.
— I ja też — odpowiedział i wyszedł. Kiedy
zamykał drzwi i obejrzał sie., zobaczył, że ona stoi
na tem samem miejscu, na którem pożegnali się,
i patrzy za nim. Patrzy zupełnie inaczej niż dotych¬
czas; nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Wy¬
szedł z uczuciem wielkiego szczęścia w duszy.


WIELKOŚĆ 18X13CM,TWARDA INTROLIGATORSKA OPRAWA,LICZY
1 TOM - 160 STR.
2 TOM - 144 STR..

STAN:OKŁADKA DB-,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,BRAK GRN.ROGU OSTATNIEJ KARTKI I POŁOWY WYKLEJKI TYLNEJ OKŁADKI,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB.

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 10 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA EKONOMICZNA + KOPERTA BĄBELKOWA.W PRZYPADKU PRZESYŁKI POLECONEJ PRIORYTETOWEJ PROSZĘ O DOPŁATĘ W WYSOKOŚCI 3ZŁ.KOSZT PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ ZGODNY Z CENNIKIEM POCZTY POLSKIEJ / .

WYDAWNICTWO BIBLJOTEKI GROSZOWEJ WARSZAWA /NIE PODANO ROKU WYDANIA - OCENIAM NA OK.1930/.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE