Opis
Człowieka zawsze fascynowało zjawisko reinkarnacji, kolejnych wcieleń i przeznaczenia. Czy można odmienić los? Co go determinuje? I jak reinkarnacja - wielokrotne powracanie dusz do życia ziemskiego - pozwala na odpracowanie karmy?
Reinkarnacja jest zjawiskiem dotykającym ludzi niezależnie od rasy, płci, przynależności etnicznej, narodowościowej czy religijnej. Istotą życia jest nieśmiertelna świadomość, ciągła poprzez kolejne wcielenia.
Książka ta i seanse hipnotyczne pozwolą Ci zrozumieć dlaczego żyjemy kilkakrotnie, kim byliśmy w poprzednim wcieleniu i jak może ta wiedza wpłynąć na nasze życie tutaj i teraz.
Spis treści:1. Wprowadzenie ....... 11
2. Metody badań i ich organizacja..... 17
3. Doświadczenia prenatalne i z dnia urodzin ..... 20
4. Doznania pomiędzy kolejnymi wcieleniami..... 52
5. Wydarzenia z minionych wcieleń..... 77
6. Zdalne sterowanie Świetlistych Postaci..... 110
7. Podsumowanie..... 149
8. Bibliografia..... 151
Fragment: Wypowiedzi Melchiora Wańkowicza
spisane przez warszawską jasnowidzącą pismem automatycznym w latach 1[zasłonięte]975-19 Pierwsza wypowiedź Pytanie1: Dlaczego w dniu 10 września 1975 r. w rocznicę śmierci śp. Melchiora Wańkowicza ukazała się niespodzianie jego twarz na fotografii?
Odpowiedź: Przyszedłem, by was przekonać, że jestem. Ale to nie jest mej fantazji gestem.
Lecz to jest prawdy niezbitym dowodem, że nadal istnieję za ciała grobem. Aż dziw, że się tak szybko zbudziłem i z warunkami tymi oswoiłem. Jaka to inność wszędzie dokoła: jakbym u ramion miał skrzydła anioła. Jest mi tu lekko, ale nie radośnie. Krajobraz mogę przyrównać tej wiośnie. Jako na Ziemi zwykle panowała i ludzkie serca oczarowywała. Chciałbym przedostać się poza bariery. Których przede mną jest jeszcze cztery. A hen za nimi cudne krajobrazy. Jak gdyby ze świateł utkane obrazy. Czuję, jak byłbym czymś mocno związany i do warunków tu przystosowany. I pójść nie mogę tam, do tych piękności. Bym mógł brać udział w szczęściu i radości. Choć jest mi lekko, ale bardzo smutno nad niemożliwością tą moją wierutną: Zastanawiam się i szukam przyczyny. Na pewno dotrę do ośrodków winy. Chociaż na Ziemi złego nie robiłem. Lecz najważniejszy sens zgubiłem. Cóż mi pomogą teraz dzieła moje, gdym zaprzepaścił tam wzrastanie swoje? Całe plejady przyjaciół po piórze. Żyją i błądzą w swej dumnej naturze. Rozdają skierki przyziemne i małe. Owoce wiedzy swej bardzo zwietrzałe. Teraz dopiero widzę doskonale. Jak pracowałem i ku czyjej chwale. Zbierałem plony, co Ziemia dawała, która mej duszy tym nie wzbogacała. Jestem tu licho odziany tą wiedzą. Dumam nad życia zaniedbaną miedzą. Choć wiem, że moje dzieła nie zaginą. Nie będą one rozwoju przyczyną!
Pytanie 2: Czy można za pomocą koncentracji myślowej naświetlić kliszę fotograficzną?
Odpowiedź: Ten eksperyment możecie stosować. A może uda wam się wywołać? Przy silnej woli i Bożej pomocy, może rozbłysnąć płomień Słońca w nocy. Chciałbym ucieszyć to wasze pragnienie, i z tym związane niejedno westchnienie. O, gdyby się to jeszcze powtórzyło, to od zwątpień by was uwolniło. Tutejsze prawo nas zobowiązuje: Do innego każda dusza się stosuje. Tylko na Ziemi ludzie prawa łamią. Szydzą z bliźniego, depczą oraz kłamią. A mój opiekun drogę mą prostuje: On zna mnie na wskroś i wie co ja czuję. Ciągle zachęca mnie do wytrwałości: Radzi, bym pozbył się z duszy miłości, bo jestem jeszcze Ziemią, bo jestem jeszcze Ziemią przesiąknięty, jeszcze są we mnie i te momenty, że rad bym uciec od tych piękności i zanurzyć się znów w ziemskiej szarości. Pamiętam chwile na Ziemi spędzone, miałem przy boku ukochaną żonę, która mi często sprawiała kłopoty, ale kochałem ją, bo to człowiek złoty! Tu jeszcze teraz nie jesteśmy razem. Choć żyję w duszy jej uczuć wyrazem, ale mój miły opiekun powiedział, że pójdę do niej, żebym o tym wiedział. Ona już wiele tu się nauczyła. Wiele tutejszej wiedzy już zdobyła: Wie, że przeszedłem poprzez cierpień bramy. I, że niedługo się spotkamy. Ja również nową wiedzę tu zdobywam, bo w gronie mądrych osób tu przebywam. Nauka wszystkich tu zobowiązuje. Niejeden w pocie czoła tu pracuje. Wiele zaniedbań tu z Ziemi przynieśli, mroku i cieni z sobą wnieśli, lecz gdy ktoś pragnie światła, ono opływa, niejedną bliznę kojąco przykrywa.
Warszawa, dnia 3 października 1975 r. Druga wypowiedź Mówiłem, że się jeszcze spotkamy i o wrażeniach mych pogadamy, a jest ich wiele, ogromnie wiele, nie takie kiedy mieszkałem w ciele. Cóż by to było, gdybym mógł wiedzieć i bliźnim mógł o tym opowiedzieć, gdym jeszcze z wami bywał na Ziemi w kręgu przyjaciół i znajomymi. Opiekunowi wiele zawdzięczam, do tych wynurzeń on mnie zachęca, z tego powodu jestem szczęśliwy, jest przyjacielski. Wielce życzliwy. Ja ze swej strony chętnie go słucham, w mej duszy dotąd noc była głucha. Mimo, że ziemskie mądrości fale, iluzoryczne wskazywały dale, które nietrwałe, przemijające i złudnym blaskiem pociągające. A przesłaniające cel życia jasny: człowiek zatraca kierunek własny. Wiele rozmyślam, oceniam, ważę. Odróżniam blichtry i złud miraże. I zauważam co jest niezbędne, a co jest płytkie i co dogłębne! Chłonę to, co opiekun wskazuje, świadomość tego mą myśl prostuje: Rozpływającej przeszkód bariery, których przede mną jest jeszcze cztery! Rozpływają się, gdy coś zrozumiem, lecz jeszcze głębi pojąć nie umiem. Dlatego znów zagradzają drogę! Wiem, że je w końcu przemogę. Tyle tu jest nowości dookoła, wszystko uśmiecha się, wszystko woła, a wszystko takie potrzebne, jasne. Och, gdyby nie to sumienie własne. Które mnie karci, błędy wskazuje! Wydaje mi się, że to się snuje. Jak gdyby z jakiejś przestrzennej kuli lub z jakiejś jakby szarawej szpuli. Widzę tu także znajome twarze, spowite w nieprzejrzyste miraże: Oni mnie widzą ja ich poznaję - skomplikowanych uczuć doznaję! Dlaczego stoją oszołomieni, niepewni oraz mocno zdumieni? Co ich tak bardzo teraz krępuje i każdy z nich się z sobą mocuje. Nie jestem z siebie zadowolony i również jestem nieco speszony, lecz takich więzów mocnych nie czuję i wyłamywać się z nich próbuję. Wyłamywać się znaczy: zrozumieć! Trzeba to chcieć, pragnąć, by umieć odczuć zagadkę losu swej duszy, z którą się każdy spotkać musi.
Trzecia wypowiedź Wreszcie do ciebie mnie dopuszczono! Obecnie tu jestem z moją żoną. Tak jak Opiekun to mi powiedział, bym Mu zaufał i żebym wiedział, że to co powie, to i wypełni, że każda moja myśl tu się spełni. Istotnie, wszystko tu obserwuję: Tu wszystko drga i dziwnie wiruje, skrzy się, jak jakaś wstęga tęczowa, ponagla jedno drugie od nowa, a czasem zalśni seledynowo i znów od nowa, i znów na nowo! Ja tu się czuję dziwnie swoiście, bo tak jest pięknie i uroczyście. Czasem z oddali zabrzmi muzyka, znajome twarze czasem spotykam i tak swobodnie lekko tu chodzić! Mógłbym bez końca w tym pięknie brodzić. Lecz moja żona ciągle narzeka, ciągle się spieszy, ciągle ucieka. Myślę, że może nie widzi tego kręgu wokół nas przecudownego? Jest jakaś szara i zalękniona, ta ukochana przeze mnie żona! Więc jej tłumaczę i pokazuję: Bo w tych rozterkach wielce współczuję: Chciałbym, żeby to piękno ujrzała, żeby wyraźniej na to spojrzała. Ona tu czuje się zagubiona. I tą innością jakby strwożona. I dla mnie wszystko tu takie nowe, czasem złociste, różowo-płowe, ale ta nowość tak mnie pociąga, jak gdyby w swoje orbity wciąga. Chciałbym popłynąć w górę i w doły, gdzie stoją rzędem barwne anioły! Ale od żony odejść nie mogę, może wprowadzę ją na swą drogę. I może moja myśl ją uniesie w jej smutną duszę świadomość wniesie, że przecież razem tu istniejemy, i że w tym pięknie nie zaginiemy! Tak chciałbym żeby się już obudziła, żeby ode mnie się nie różniła. Żebyśmy mogli przejść te bariery, których przede mną jest jeszcze cztery, a które chciałbym przejść razem z żoną i znaleźć się tam, gdzie znicze płoną! Wszystko oceniam i komentuję, na ziemski sposób myśleć próbuję, lecz w mojej duszy widzę to jasno, że te wysiłki tak szybko gasną: Inaczej myśleć trzeba w tym planie i zapracować tu trzeba na nie. Tu jakoś dziwnie się rozwijamy i jakby z łusek się wyzwalamy, bo ciągle z duszy coś jakby spada, jakby skorupa jakaś odpada: Dusza się ciągle z czegoś wyzwala i to co tkwiło w niej, ciągle spala. Ja to wypełniam ze świadomością, która napełnia duszę radością, bo czuję świeżość innego tchnienia, które uwalnia mnie od myślenia. Bo to co jest prawdą, że nagrzeszyłem, kiedy po szarej Ziemi chodziłem i teraz wiem, skąd snuje się wątek i skąd cierpienie wzięło początek, co w końcu życia dane mi było, aż wreszcie duszę mą wyzwoliło z domu, w którym wśród was tyle żyłem i poprzez nie tyle nabroiłem. Nikt nie uwierzy temu co piszę: Tyle krytyki wśród was wciąż słyszę, że nie używam dawnego stylu! Inność wśród ludzi nie ma...! W ciele inaczej przecież się sądzi i przez to każdy grzęźnie i błądzi. Ale gdy domek już opuścicie, Nowe poza nim zaczniecie życie: Wtedy to bielmo z oczu odpadnie, gdy się ujrzycie w chaosie na dnie. Tego, co sami żeście stworzyli i w tym właściwy cel zagubili. Ziemskie nawyki ze mnie spadają i nowy polot mym myślom dają, bo widzę nowy horyzont jasny, nie taki ziemski, szary i ciasny, i rozgłos ziemski już mnie nie bawi. Bo taki mdły jest, aż mnie to bawi! Tyle na Ziemi tych lat spędziłem i się niczego nie nauczyłem: Przeszedłem tutaj nagi i bosy, choć biegły za mną wychwalań głosy: Jakie to dzieła Melchior zostawił i jak się swymi pracami wsławił! Przecież na Ziemi wszystko zostało co mi chwilową radość sprawiało: Zaspokajało ambicję duszy. Do równowagi człowiek przyjść musi, aby pomyśleć, że to się skończy! I co zostanie Duch bez opończy! Bo się dla niego nie pracowało, ziemski interes nie przeciwstawiało. Ziemskie pochwały cel przesłoniły! Swoim blichtrem tak odurzyły! O tym co przyjdzie, człowiek zapomniał. Dopiero teraz... sobie przypomniał, gdy w pozaziemski region popłynął, a to co stworzył teraz ominął: Zobaczyć jego kruchość zwietrzałą i swój wysiłek, pracę niemałą... Ale nic tego nie może zabrać! Z pustymi dłońmi trzeba tak zostać aż się przebudzi, aż to zrozumie, ziarno od plewy odróżnić umie: Odróżni trwałe od nietrwałego oraz postępki życia całego. Będzie rozsądził i rozpatrywał i to co mroczne z nich wychwytywał! Ja tam osądu tu dokonuję i swoje wady wciąż wychwytuję. Bo chcę przekroczyć wszystkie bariery, których przede mną jest ciągle cztery! Chociaż się od wad uwolniłem, lecz barier dotąd nie przekroczyłem! Ciągle się uczę, wiedzę zdobywam, jedną po drugiej łuskę odrywam, lecz wiele jeszcze z nich pozostało co mi cel życia tak przysłaniało! Lecz wierzę mocno, że się pozbędę jak z kokonu się wydobędę. Ta myśl i takie moje pragnienie, rozbudza w duszy jakby wzniesienie: Jakby mi skrzydła u ramion rosły oraz spowija mnie w nastrój wzniosły, który mnie w myślach tych podtrzymuje: Wydaje mi się, że już szybuję! Uczucie to mą duszę rozwija i problem jeden za drugim mija! Wydają mi się tak nierealne i w swej ważności niewyczuwalne! A tam na Ziemi tak ważne były - To najważniejsze mi przysłoniły! Chciałbym was o tym jakoś przekonać. Wyłomu w waszych myślach dokonać. Choć życie ziemskie wartko się toczy, Miejcie Szeroko Otwarte Oczy, że dusze na tę Ziemię Przychodzą oraz Powtórnie na niej się rodzą! Etapy życia tu zrozumiałem. Do wiadomości podać wam chciałem, żebyście temu nie zaprzeczali, moich zrozumień nie odpychali: Bo jeżeli teraz nie zrozumiecie, będzie wam gorzko, gdy tu przyjdziecie! Ja też goryczy takiej zaznałem. Gdy się z innością tu zapoznałem. Bo przecież Jestem, wciąż nadal żyję! Skutek ziemskiego życia tu piję, które stworzyło wielkie Bariery: Przede mną stoi ich jeszcze Cztery, ale zrozumiem tego przyczynę, wtedy z łatwością wszystkie ominę! Z tym zrozumieniem spłynę na Ziemię, by móc pociągnąć wzwyż ludzkie plemię! Na tym właściwie polega życie, chociaż wy jeszcze w to nie wierzycie. Gonicie za tym co wciąż ucieka, lecz ono kusi was i urzeka. A życie szybko ucieknie już do końca. Proszę przyjmijcie mnie jako gońca, który wśród was przebywał i takie same troski przeżywał. Towarzyszyła mu ludzka chwała, na Ziemi serce mu rozpierała! I tak żył Melchior z dnia na dzień sobie, aż stare ciało złożono w grobie. Ale mnie przecież tam nie złożono, ani wieńcem nie przytłoczono: Patrzyłem na to i podziwiałem, o tym, że jestem znaki dawałem! Wszyscy wkoło przechodziliście, myśląc, że mnie tam pochowaliście. Było mi smutno, że nie widzicie, że przecież na tym nie kończy się życie. Tylko się szata zbyt zestarzała, która chwilowy schron mi dawała. Ale ja jestem - wołałem - jestem! To było wielkiej radości gestem. Odeszli wszyscy - tak zasmuceni... Zostawiając mnie - w krainie cieni. I w swoich myślach mnie pogrzebali. Jedni więcej lub mniej żałowali: I ciągle jedni drugich grzebiecie, aż właściwy sens życia znajdziecie. Życie trwa wiecznie. Wiecznie się snuje! Znajdą się ci, których się miłuje. By razem zacząć od nowa życie, w którym się teraz często trudzicie: Życie od nowa znów powtarzacie. Ja także długów tych narobiłem, chociaż poprzednich nie wypłaciłem, ale powtarzam teraz z uporem, by w przyszłym życiu być dobrym wzorem! Chciałbym przejść wiele, być wzorem męstwa. Walczyć o dobro, aż do zwycięstwa! Na tym zakończę w obecnej chwili. Niechaj ten rąbek, którym uchylił przemówi do was, choć odrobinę. Ja jeszcze do was kiedyś przypłynę. Za Twoją pomoc, miła, dziękuję! Tulę do siebie i obejmuję.
Warszawa, dnia 20 lutego 1976 r.