Historia, na której oparty będzie „The Getaway: Black Monday” pozwoli na poznanie losów trójki całkiem nowych bohaterów: sierżanta policji Bena Mitchela, zawodowego boksera Eddiego O’Connora oraz dziewczyny z przedmieścia, sprytnej złodziejki Sam. Każde z tej trójki ma jakieś własne problemy, które przy wydatnej pomocy graczy postara się rozwiązać.
Tryb fabularny zawiera 22 misje rozlokowane na 25 milach kwadratowych współczesnego, odtworzonego z fotograficzną dokładnością Londynu. Gra techniką narracji i dynamiką rozgrywki przypomina hollywoodzkie superprodukcje, Co ciekawe, mimo spójności fabuły, następujące po sobie zadania wcale nie będą czasowo uporządkowane chronologicznie.
Autorzy, wyzbyci pacyfistycznych przekonań, udostępnili całkiem pokaźny arsenał, na który składa się 14 typów broni. Obyło się bez dziwactw (typu działko Vulcan) i nadal podstawą będą pistolety, strzelby i karabiny maszynowe. Aby dostać się na miejsce wykonania misji, konieczne stanie się zdobycie jakiegoś środka lokomocji. Wybór pojazdów jest pokaźny: motocykle, samochody osobowe, furgonetki, autobusy itd., cała maszyneria rzecz jasna, licencjonowana. Niejednokrotnie bohater w trakcie misji zmuszony będzie korzystać z wielu pojazdów, gdyż ulice Londynu wcale nie należą do najspokojniejszych (kraksy, ucieczki, pościgi). Oczywiście nikogo nie stać na kupno całego parku maszynowego, dlatego upatrzony wozik można będzie albo ukraść, albo zdobyć „na chama” (wyrzucając uprzednio jego właściciela ze środka).
W temacie oprawy zrobione zostało wszystko, by gra wyglądała jeszcze efektowniej niż jej pierwsza część. Lokacje, znane z „The Getaway”, zostały podrasowane graficznie, a sama mapa Londynu wzbogaciła się o 17 nowych lokacji (miejskie metro, nadbrzeże Tamizy itd.).