Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

PRZESTROGI DLA JEŹDŹCÓW Halina Gronowska i Piotr D

13-02-2015, 15:23
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 35 zł      Najwyzsza cena licytacji: zł      Aktualna cena: 35 zł     
Użytkownik Hetman-I
numer aukcji: 5044018925
Miejscowość Poręba n/Bugiem
Licytowało: 1    Wyświetleń: 21   
Koniec: 13-02-2015 15:07:57

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Nakładem Wydawnictwa „ROSA” ukazały się „PRZESTROGI DLA JEŹDŹCÓW” HALINY GRONOWSKIEJ I PIOTRA DZIĘCIOŁOWSKIEGO. Oto fragament recenzji red. MARKA SZEWCZYKA zamieszczonej na IV stronie okładki: (…)”Ponieważ wszyscy popełniamy błędy w obcowaniu z końmi, warto wiedzieć, co robimy źle. Uświadomienie błędów, to pierwszy krok na drodze do ich naprawiania. W tym sensie o książce Haliny Gronowskiej z czystym sumieniem mogę napisać, że jest poradnikiem. Moim zdaniem – bardzo wartościowym. Polecam.”

FRAGMENT KSIĄŻKI:

Tamtego telefonu zupełnie się nie spodziewała; znajomy zadzwonił z zaskakującą propozycją:

Jest za grosze najprawdziwszy, półtoraroczny andaluz - mówił – jeśli go nie przygarniesz, pójdzie na kiełbasę, bo nikt nie może sobie z nim poradzić: wykastrowano go bez znieczulenia, znienawidził ludzi, kopie, gryzie….

Biorę, przywieź!Halina Gronowska nie zastanawiała się chwili.

Widziałem tego konia zaledwie tydzień później: El Mariachi – tak go nazwała– stał już spokojnie w kącie, ale na widok człowieka w dalszym ciągu szczerzył zęby, kulił uszy, nie daj Boże było się znaleźć w zasięgu jego pyska. Tylko nowa właścicielka bez obaw mogła wchodzić do niego o każdej porze dnia i nocy, czyścić mu kopyta, brzuch, grzywę, ogon, a on nieuwiązany, ani myślał oponować. A kiedy sprzątała mu ściółkę i na wszystkie strony wymachiwała widłami, pozwalał się „przestawiać” jednym słowem, jednym gestem, jednym delikatnym dotknięciem, nie okazując przy tym ani krzty zniecierpliwienia, strachu, agresji…

Ponownie zobaczyłem El Mariachi po miesiącu, wszedłem nawet do niego do boksu: głaskałem po czole, po chrapach, on muskał wargami moje ramię; spoufaliłem się i cmoknąłem go w nos. Zniósł to ze stoickim spokojem… w przeciwieństwie do swojej właścicielki, która, co tu kryć, zwyczajnie mnie obsztorcowała:

Czy pan zwariował, co pan robi!? To są zachowania koniom obce, one nie całują się w taki sposób, jak my, tylko podskubują wielkimi zębiskami. Jak pana skubnie taki jeden z drugim – nawet z sympatii – to może się to dla pana fatalnie skończyć… To duże, silne zwierzęta i obcując z nimi trzeba bez przerwy o tym pamiętać. Mogą wyrządzić krzywdę niechcący, bo są od kilku do kilkunastu razy cięższe od nas. Ja, ażeby czuć się w ich towarzystwie bezpiecznie, nie dość, że bezmyślnie się im nie podkładam. jak nie wypominając, pan przed sekundą, to przede wszystkim nie pozwalam im do siebie podchodzić bez wyraźnego zaproszenia. A jeśli już daję znak, że mogą się zbliżyć, to i tak nie mają prawa mnie dotknąć, m.in. dlatego, bym na przykład nie nabawiła się siniaków, gdy któremuś zachce się wytrzeć łeb w moje ciało. Także dlatego, by w razie, gdy koń się spłoszy, nie stratował mnie. Nauczony, omija ludzi również w sytuacji zagrożenia. A jak w praktyce wygląda to podchodzenie, zbliżanie się, wyczekiwanie … zaraz pokażę.

HALINA GRONOWSKA daje komendę: „stój”; andaluz zatrzymuje się w miejscu; foto: FAPA-PRESS

Halina Gronowska otwiera boks i „nie pieszcząc się”, mówi do El Mariachi zwyczajnym głosem: idziemy; koń podąża za nią bez kantara. Wchodzą na padok, trenerka daje komendę: „stój”; andaluz zatrzymuje się w miejscu, ona natomiast odchodzi kilkanaście metrów. El Mariachi nie spuszcza jej z oczu, widać, że aż pali się, by do niej podejść; bez przyzwolenia jednak nie zrobi kroku. Kiedy po kilkudziesięciu sekundach otrzymuje sygnał przywołujący, rusza wtedy energicznym stępem i zatrzymuje się kilkadziesiąt centymetrów przed nią. Halina Gronowska bez słowa kieruje rękę w prawo, a on, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, puszcza się galopem we wskazaną stronę, po chwili następuje zmiana, biegnie w kierunku przeciwnym. Wreszcie sygnał „stop” i zatrzymuje się tam, gdzie akurat zastało go polecenie, kilkanaście metrów od swojej pani. I znowu podobna reakcja, jak przed kilkoma minutami: wpatrzony w opiekunkę, mówi: pozwól się zbliżyć. Jest skoncentrowany, gotów wykonać każde zadanie. I wykonuje, w końcu dostaje ostatnie: „do stajni!”. Ustawia się za trenerką i ruszają gęsiego; bez uwiązu, bez lonży… Koń dorównuje kroku, nie wyprzedza, nie zwalnia, nie zatrzymuje się; wie, że mu nie wolno. Cyrk? Złośliwi komentują: wytresowany i tyle. W końcu każde zwierzę można zmusić, by wykonywało jakieś sztuczki.

HALINA GRONOWSKA i El Mariachi; foto: FAPA-PRESS

To nie są sztuczki! – irytuje się Halina Gronowska. – Nie wymagam od konia skakania w ogień. Każę mu chodzić, zatrzymywać się albo na przykład kłaść, wspinać się, podnieść nogę. Wszystko to są czynności, jakie każdy wierzchowiec wykonuje w naturze sam z siebie. Dlaczego więc ma ich nie wykonać dla mnie, skoro go o to proszę? Nie używam przecież siły, nie podnoszę głosu. Wrzask, agresja z mojej strony, przynosiłyby wręcz odwrotny skutek. Gdybym El Mariachiego – zwierzaka po przejściach – okładała batem, to nie tylko bym niczego nie osiągnęła, ale utwierdziła go w przekonaniu, że człowiek jest zły, należy się przed nim bronić i go atakować. Po pierwsze więc trzeba zwierzęciu uświadomić, że jesteśmy jego sprzymierzeńcami. Jeśli nam się to uda, to znaczy, że uczyniliśmy pierwszy kroczek dla dobra tandemu. Jeśli chcemy, by koń nie tylko się nie bał, ale liczył też z naszym zdaniem, szanował nas, musimy awansować w hierarchii do miana przewodnika. Zdobywanie dominującej pozycji, nawet w tak skromnym stadku, jak ja-koń, jest bardzo trudne, nie wszystkim się to udaje, choć wielusądzi, że są przewodnikami od zawsze. Tymczasem większość ma z końmi stosunki – nazwijmy – koleżeńskie, partnerskie. Jesteśmy akceptowani, ale na takich samych zasadach, jakinni członkowie stada. Rolę prawdziwego przywódcy przejmują nieliczni. Wywalczeniu pozycji niewątpliwie pomaga znajomość „końskiego” języka, tzw. mowy ciała bogatej w nieskończoną liczbę rozmaitych gestów. Na przykład, kiedy stanę na wprost wierzchowca i będę wpatrywała się głęboko w jego oczy rozczapierzając przy tym palce rąk, zwierzę wystraszy się i albo ucieknie, albo mnie zaatakuje. Jeśli stanę do niego bokiem, poczuje się bezpieczne. Z kolei, gdy już ucieka, a ja „głaszczę” je wzrokiem, to wysyłam mu w ten sposób sygnały, że z mojej strony nic mu nie grozi. Takich gestów są setki, przedstawiłam kilka najprostszych. Znamienne, że kiedy zaczynałam rozumieć konie – a one mnie – nie miałam jeszcze pojęcia o zasadach pracy Monty Robertsa czy Pata Parelliego, choć operowałam i operuję tym samym językiem, co oni. Wzbogacałam wiedzę intuicyjnie, przyglądałam się zachowaniom koni na pastwiskach, padokach, w większych i mniejszych stadach. Wyciągałam wnioski analizując między innymi ruchy kończyn, które stanowią bazę tegoż języka.

Foto: FAPA-PRESS

Roberts i Parelli też się przyglądali, tyle że pierwszy dzikim mustangom, drugi mułom, które porozumiewają się w ten sam sposób, co konie. Halina Gronowska oraz Panowie, wyciągali ze żmudnych obserwacji bardzo podobne wnioski, a w oparciu o nie, opracowali autorskie sposoby uczenia wierzchowców i ludzi w ramach tzw. Natural Horsemanship. Monty Roberts stworzył m.in. metodę Join-Up® polegającą na porozumiewaniu się z końmi przy użyciu ich języka gestów, nazwanego Equus; natomiast Pat Parelli na potrzeby dogadywania się z wierzchowcami, opracował metodę siedmiu gier: w zaprzyjaźnianie, w jeża, zabawa w prowadzenie, w yo-yo, okrążanie, chody boczne, przeciskanie. Wypracowywana z kolei latami metoda Haliny Gronowskiej jest kompilacją systemów Robertsa i Parelliego, stworzoną niezależnie od nich!

Zajęcia z koniem zaczynam zawsze od stworzenia odpowiedniej atmosfery, poznania się z nim i ustalenia, kto tu rządzi. Dopiero, kiedy osiągnę ten Robertsowski etap, przechodzę do Parelliowskiego, z linką. – Niektórzy, co prawda dostrzegają u Parelliego wiele brutalności, zarzucają mu np. używanie siły… ale to krzywdzące uproszczenie. Kto bowiem zna zasady obowiązujące w stadzie, dobrze wie, że oddziaływanie siłą jest tam czymś zupełnie naturalnym. Ustalanie jednak hierarchii ja-koń, nie musi wcale opierać się na tejże sile. Znakomicie zastępuje ją niezauważalna dla oka, mowa gestów. Mowa, która dzięki odpowiedniemu zasobowi wiedzy okazuje się znacznie skuteczniejsza niż siła fizyczna. Jakże często ogier kopiąc lub gryząc przywołuje do porządku osobniki, którym nie podobają się decyzje klaczy-przewodniczki. Tymczasem człowiek-przewodnik musi być w relacjach z końmi i klaczą, i ogierem. Rolę klaczy przejmuje nasza ręka, wskazujemy nią kierunek; rolę ogiera odgrywa palcat. Ale w żadnym razie nie może być on narzędziem do katowania, a jedynie do wysyłania sygnałów: jestem i pilnuję, czy robisz to, co ci nakazano. Mój batnie przeraża koni nawet, gdy mam go w ręku; biegną w moim kierunku z ufnością, bo wiedzą, że nic im nie grozi. Bat miałam przy sobie także wtedy, gdy szkoliłam kłusaki w Szwecji. Jedna z tamtejszych klaczy, ”Bombiet” – o niebo zresztą trudniejsza od mojego anadaluza – była tak agresywna i nieprzewidywalna w swoim szaleństwie, że nikt nie wierzył,iż nawiążę z nią kontakt. A jednak.

Sandra Ragazi-Pye, asystentka Pata Parelliego podczas pobytu w Polsce zaproponowała naszej trenerce stałą współpracę w ramach szkoły Pata Parelliego…

Bardzo dziękuję, nie jestem zainteresowana; nie chcę być ani Parellim, ani Roberstem. Jestem i pozostanę Haliną Gronowską!


Książka 156 stronicowa w miękkiej okładce.

Polecam!