AUTOREM KSIĄŻKI JEST HANS HENNING HAHN.
TYTUŁ KSIĄŻKI JEST PODTYTUŁEM TEGO OPRACOWANIA.
Przedsłowie
„Myśl o powstaniu, nigdy niewyrzeczona, krąży wszędzie, nurtuje, krzewi się i przemaga. Nigdy niewyrzeczona wszystkich zajmuje, wszystkim jest przytomna, odpoczynku nie dozwala. Działaniom na pozór najobojętniejszym, zabawom nawet, każdej chwili życia, nadaje swój urok, palący interes i jakąś wartość i zasługę" — tak przemawiał do rodaków w Paryżu 29 listopada 1844 r. siedemdziesięcioczterołetni podówczas książę Adam Jerzy Czartoryski.
Po każdej klęsce narodowej łudzono się u nas, iż jest ona chwilowa, przemijająca, że powstanie listopadowe czy styczniowe ponowi się lada rok, iż wybuchnie ze zdwojoną siłą. Tymi złudzeniami żyli i krzewili je za wszelką cenę polscy emigranci. Ich działania na arenie międzynarodowej oparte były nader często na owej irracjonalnej wierze w rychłe nieuniknione powstanie. Ogarnięte nią było od lewicy do prawicy całe popowstaniowe wychodźstwo polskie, choć zachowawcy okazali się w polityce międzynarodowej po 1830 r. większymi realistami niż radykałowie. Jednak insurekcyjny monarchizm Czartoryskiego, podporządkowującego się pośpiesznie, niemal bez namysłu, pierwszej większej po powstaniu listopadowym ruchawce na ziemiach polskich — powstaniu krakowskiemu, też stanowił część polskiego romantyzmu politycznego. A jego syn Władysław, po śmierci ojca, 15 września 1861 r. oświadczał w Akceptacji testamentu politycznego Adama Xięcia Czartoryskiego: „Żołnierzem jestem w szeregu narodowym; walczę więc na stanowisku mnie, w obecnej chwili, więcej może niż komu innemu przystępnym; z niego
ustąpię natychmiast, skoro tylko innych przedstawicieli poza krajem wyznaczy jawny i ukonstytuowany Rząd Polski niepodległej lub o niepodległość dobijającej się z bronią w ręku". I podkreślał młodszy syn Adama Jerzego Czar to ryskiego, że czuje się „służbą zagraniczną Polsce podległą".
Funkcje owej służby zagranicznej ks. Adama i jego stronnictwa w najświetniejszych latach Hotelu Lambert opisuje niemiecki historyk z Kolonii, Hans Henning Hahn w swojej monografii Aufienpolitik żn der Emigration. Die Exildiplomatie Adam Jerzy Czartoryskis 1[zasłonięte]830-18, która z nieznacznymi skrótami ukazuje się w wersji polskiej w osiem lat po pierwodruku. Hahn bardziej odtwarza funkcje niż dzieje polityki zagranicznej Hotelu Lambert. Rozpatruje ją z punktu widzenia prawa międzynarodowego, którego ustalenia i normy starała się wykorzystać służba dyplomatyczna nieistniejącego państwa — Hotel Lambert, przede wszystkim odwołując się do postanowień traktatu wiedeńskiego.
Naród przywykły od stuleci, iż ulegać musi aktom bezprawia i przemocy, niewiele troszczy się o normy prawa międzynarodowego i świadomie ignoruje istnienie krzywdzących go postanowień wielkich mocarstw. Jednakże — czy chcemy tego, czy też nie — owe normy i traktaty określały reguły gry dyplomatycznej w Europie w pierwszej połowie XIX w. W ich świetle Polska stanowiła po roku 1830 nierozwiązany problem prawa międzynarodowego, albowiem Mikołaj I złamał postanowienia kongresu wiedeńskiego, wiążącego formalnie dwory europejskie. Racje formalno-prawne były nader istotne w owej monarchicznej Europie. Król Ludwik Filip przyjął ks. Adama bodaj tylko na jednej audiencji, albowiem ten zgodnie z ówczesnym protokołem powinien był zostać przedstawiony przez ambasadora swojego państwa, a więc reprezentanta cara. To było niemożliwe. Dopiero co kreowany król Francuzów zasłaniał się obowiązującymi normami. Nie uznany długo przez Rosję król belgijski Leopold I nie przestrzegał zbytnio tych zasad. We Francji zaś trudności w bezpośrednim kontakcie z Ludwikiem Filipem wyrównywały
zażyłe, koleżeńskie stosunki prawej ręki Czartoryskiego, Władysława Zamoyskiego, z następcą tronu księciem Orleańskim, tym samym, który powiedział kiedyś, iż polscy emigranci w każdym kraju stają się „gwardią szwajcarską przewrotu". Lord Henry John Palmerston wobec sprawy polskiej będzie się też odwoływał do postanowień z 1815 r., a nie do „dziwacznych" — jego zdaniem — roszczeń Polaków, domagających się odbudowania państwa sprzed pierwszego rozbioru. Czartoryski świadom był o wiele bardziej niż którykolwiek z polskich polityków tego czasu, jakimi kartami grać musi jego dyplomacja bez listów uwierzytelniających, aby uzyskać wyniki na dworach europejskich. Wiedział też, jak bardzo liczy się polityka faktów dokonanych, które stwarzał Hotel Lambert.
Hans Henning Hahn ma inny punkt widzenia na politykę zagraniczną Hotelu Lambert niż dotychczasowi badacze Wielkiej Emigracji, od Lubomira Gadona poczynając i na Sławomirze Kałembce kończąc. Mniej zajmuje się opisywaniem faktów i ni-zaniem nieumieszczonych w ogólnym kontekście nastrojów politycznych Europy przejawów polonofilstwa, a bardziej mechanizmami pociągania za odpowiednie sznurki w ministerstwach spraw zagranicznych oraz parlamentach francuskim i brytyjskim. Stawia kardynalne pytania i udziela na nie odpowiedzi w niniejszej książce.
Czy naród nie posiadający własnego państwa może prowadzić politykę zagraniczną? Jaką rolę spełnia on w stosunkach międzynarodowych? Czy emigracja polityczna może wywrzeć wpływ decydujący lub przynajmniej istotny na status międzynarodowy swojego narodu? Jak wypada tu porównanie doświadczeń dziewiętnastowiecznych ze współczesną nam rzeczywistością?
Owa skłonność do generalizowania i nowych przemyśleń nie świadczy bynajmniej, aby Hahn nie znał faktograficznych dziejów Wielkiej Emigracji, której nota bene w 1978 r. poświęcił obszerne studium Die Organisationen der polnischen Grossen Emigration 1[zasłonięte]831-18, albo korzystał tylko z ustaleń badawczych swoich poprzedników. Wręcz odwrotnie. Hahn panuje wybornie nad materiałem faktograficznym. Wystarczy przypomnieć, że w klasycznym dziele Marcelego Handelsmana o ks. Adamie, nie mówiąc już o angielskojęzycznej monografii. Mariana Kukiela
Czartoryski and European unity, znajdujemy o polityce zagranicznej Hotelu Lambert o wiele mniej danych niż w książce Hah-na. Badacz niemiecki, świetnie władający językiem polskim, znany ze swoich polonofilskich aktywności nie jest też wolny od emocji, pisząc o drogiej jego sercu Wielkiej Emigracji, ale stara się je racjonalizować, wyważyć. Zaprotestuje przeciwko określeniu przez Handelsmana Władysława Zamoyskiego jako „złego ducha" Hotelu Lambert. Poda za i kontra oraz uchyla się od malarskich, jednobarwnych pociągnięć pióra. Pisze sucho, czasem nawet bardzo zawile, ale książka jego ma znaczenie nie tylko dla żądnych świeżej wiedzy o dziejach Polski, ale też dla tych, którzy zastanawiają się nad działaniami politycznymi dzisiejszych Polaków.
Hahn, zajmujący się w innych swoich publikacjach również stereotypami cudzoziemskimi o Polakach, zmusza nas do przemyśleń nad naszymi autostereotypami. Kto miał rację: Czartoryski czy Towarzystwo Demokratyczne Polskie? Kto liczył się bardziej z rzeczywistością europejską: ks. Adam czy Centralizacja? Kto więcej dokonał dla Polski w ówczesnej Europie? Kto więcej znaczy w dzisiejszej tradycji polskiej? Czemu sympatyzujący — jak się wydaje — z niemiecką socjaldemokracją i polską lewicą polityczną historyk z Kolonii zajął się właśnie dziejami polskiego konserwatysty i to z jawnie narastającym na kartach książki uznaniem dla jej tytułowego bohatera? Często negujemy, a nawet potępiamy w czambuł racje tych, co się bili, bądź o wiele częściej tych, co paktowali. A przecież ci, którzy paktowali, byli w wielu wypadkach świadomymi uczestnikami powstań narodowych i wojen europejskich, a ci, którzy wołali o wojnę powszechną, kiedy dochodziło do niej, potrafili się czasem uchylić od udziału w niej. A może dzieje naszych ostatnich dwustu lat zbyt nas przyzwyczaiły do jednostronnego optowania: albo — albo?
Książka Hahna nie dlatego została przetłumaczona, że wydawca zwrócił uwagę na to, iż cudzoziemiec zadał sobie trud napisania monografii z dziejów Wielkiej Emigracji. Jest to po prostu praca niezbędna z uwagi na oryginalność przemyśleń, zdolność autora do analizy pojęciowej oraz wniosków syntety-
zujących i — łast but not least — ze względu na różnorodność i świeżość wykorzystanych w niej, a nierzadko po prostu odkrytych przez Hahna dokumentów pochodzących ze zbiorów polskich oraz zagranicznych.
Dyplomacja bez listów uwierzytelniających wydana po niemiecku pod innym tytułem w 1978 r., dzieło podówczas trzydziestoletniego historyka, jest owocem dojrzałym i nieprzypadkowym. Nieprzypadkowym, albowiem Hahn, uczeń znakomitego historyka niemieckiego Theodora Schiedera (zmarłego w 1984 r. znawcy m. in. dziejów dziewiętnastowiecznych ruchów narodowowyzwoleńczych), stażował parokrotnie także w Polsce. Gruntownie przebadał zbiory krakowskie. Kształcił się w kręgu Stefana Kieniewicza. Brał udział w kilku polsko-niemieckich konferencjach podręcznikowych. Ogłosił sporo artykułów z zakresu dziejów i teorii emigracji oraz stosunków międzynarodowych XIX w. nie tylko po niemiecku, ale też po polsku (m. in. w „Przeglądzie Historycznym"), francusku i angielsku. Na światowym kongresie historyków w Bukareszcie w 1980 r. popisał się znakomitym referatem o możliwościach i formach polityki wychodźczej, podkreślając tę szczególną niepowtarzalną koniunkturę, jaka istniała dla emigracji politycznych w Europie w latach 1[zasłonięte]830-18. Żałować można trochę, iż w swojej świeżo napisanej rozprawie habilitacyjnej, poświęconej stosunkom międzynarodowym i normom prawno-politycznym w 1848 r., Hahn oddalił się od spraw polskich na rzecz Francji i Wielkiej Brytanii.
Główny bohater książki Hahna dochował nade wszystko wierności zasadzie, iż w każdej okoliczności należy się liczyć z wymogami rzeczywistości. A rzeczywistość polityczna w Europie rewolucji i Napoleona, wojen ogólnoeuropejskich i Wiosny Ludów była o wiele bardziej zmienną niż w drugiej połowie XIX w. Odnotowując więc do końca życia przemiany w otaczającym go świecie, Czartoryski potrafił modyfikować swoje poglądy. Stąd spotykamy go w tylu wcieleniach. Liczenie się ze stanem faktycznym, unikanie ekstremizmu, dążenie do możliwie największej jedności narodowej, do powolnych, stopniowych przemian
społecznych przy zachowaniu dominującej roli szlachty, pozostały dlań motywami przewodnimi. A przy tym ów Europejczyk byl bardzo polskim politykiem, odzwierciedlającym mentalność większości wychodźców, kiedy idealizował porzucony kraj jego siel-skość i zacofanie. Mówił tak z okazji kolejnej rocznicy listopadowej: „Myśmy sobie wyobrażali, że w krajach zamożnych, obdarzonych wolną konstytucją, same wielkie zamysły i wzniosłe uczucia pałające zgrozą przeciw gwałtowi, miłością, sprawiedliwością, powinny koniecznie rodzić się i górować — Inaczej się stało. Oswobodzenie własności ludzkiej wzięło po większej części swój meat [sic! — J- W". B.] ku materialnym przedmiotom, rzuciły się ku używaniu zmysłowych przyjemności, którym industria i handel hołdują; te zaś, byle im rządy dogadzały, mało się troszczą o więcej. — Wolność tedy (jakżeby tedy się tym skutkiem strapili dawni jej zwolennicy) utwierdziła, przynajmniej dotąd, głębiej i szerzej, tak w rządach jak i w narodach, nie osobliwsze jakieś cnoty, ale egoizm, dbały tylko o siebie, troskliwy jedynie o spokojne zachowanie własnych wygód, szczodry tylko w brzmiące słowa". Jakże powtarzalne są te złudzenia polskich emigracji. Niepowtarzalna natomiast wydaje się w całych polskich dziejach nowoczesnych kariera polityczna Czartory-skiego.
Stał się on wielkością narodową, gdy ledwo przekroczył trzydziestkę. W latach 1804 - 1806 sprawował urząd ministra spraw zagranicznych Rosji. Talentów pierwszorzędnych nikt mu nie odmawiał. W dobie kongresu wiedeńskiego uczynił bardzo wiele, aby nadać sprawie polskiej znaczenie kluczowe w polityce europejskiej i uzyskać maksimum autonomii dla ziem dawnej Rzeczypospolitej.
W powstaniu roku 1830 prezesował Rządowi Narodowemu. Nawet podczas insurekcji nie zaniedbał prób porozumienia z Petersburgiem, co mu później wypomniano. W kilka zaś zaledwie miesięcy po powstaniu wśród powszechnych na uchodźstwie po-listopadowym manifestacji antyrosyjskich stary polityk pisał chłodno w swoim memoriale dla rządów europejskich, że istnienie państwa polskiego jest koniecznością, jeżeli chce się uniknąć następnych powstań i zapewnić spokój Rosji i całej Europie. Dawny minister spraw zagranicznych poprzedniego cara pisał
o obecnym: „Jego Cesarska Mość Mikołaj ma tylko dwie drogi w sprawach polskich: albo dążyć do eksterminacji narodu, albo działać wobec niego z największą sprawiedliwością i szlachetnością. Droga pośrednia nie doprowadzi do żadnego dobrego wyniku, ponieważ naród będzie nadal istniał zawsze niezadowolony i zbuntowany".
Działalność starego polityka na wychodźstwie wykopała między nim a carami rosyjskimi przepaść nie do przebycia, większą nawet niż zaoczny wyrok śmierci wydany na niego zaraz po powstaniu listopadowym. Świadom sytuacji będzie powtarzał pod koniec życia: „Pod żadnym pozorem nie mogę powrócić do Polski rosyjskiej". Hahn w swej pracy stwierdza lakonicznie z myślą o Hotelu Lambert: „Trudno by pojąć rozmiary rusofobii w europejskim liberalizmie, i później w ruchu socjalistycznym, jeżeli nie weźmie się pod uwagę efektywnej pracy propagandowej polskiej emigracji i jej sympatyków". Tak wygląda to z perspektywy prawie półtora stulecia. Z bliska natomiast, w kilkanaście zaledwie lat po roku 1830 zaciekły przeciwnik księcia, demokrata Jan Nepomucen Janowski pisał: „Dał ci Pan Bóg rozum i dał ci go niemało, kiedyś się zawsze potrafił gracko wywinąć z najtrudniejszych położeń, w jakich się tylko podobni tobie ludzie znajdować mogą — i nie tylko wywinąć, ale nadto wynieść imię niemal tak poczciwego jak Kościuszko patrioty. Może ci twoja skromność nie pozwoli wierzyć mi, ale bądź co bądź muszę ci to dobitnie powiedzieć, że nie lada kiep na twojem miejscu byłby potrafił odegrać w ostatniej rewolucji trudną rolę przyjaciela carów i dobrego Polaka".
Dla ludzi pokroju Janowskiego był symbolem polskiego konserwatyzmu czy wręcz wstecznictwa. Zwolennicy upatrywali w nim przyszłego monarchę polskiego, króla de facto, Adama Pierwszego. Należał z pewnością do czołowych dyplomatów swojego czasu. Trzydzieści lat po powstaniu listopadowym spędził na wygnaniu jako polityk bez państwa, ale liczył się z nim poważnie Palmerston i ministrowie Ludwika Filipa czy przyboczni Napoleona III. Nakazywała to siła realna, jaką uosabiał ów „ostatni król polski". Przekazując rządowi tureckiemu memoriały o wspólnocie interesów Polski i Turcji, potrafił jako załącznik do nich przesłać w 1836 r. klucze od Adrianopola, zagar-
nięte w 1829 r. przez wojska carskie w zwycięskiej wojnie z Imperium Otomańskim i zdobyte z kolei przez armię polską podczas powstania listopadowego.
Zmarł w 1861 r. jako przeszło dziewięćdziesięcioletni starzec. Do końca pozostał szefem rzeczywistym emigracyjnych konserwatystów, do końca przemawiał, wydawał zalecenia, liczył się w polityce europejskiej, choć był mężem stanu, za którym nie stał normalny własny rząd, regularna armia i policja, nie reprezentował żadnego istniejącego państwa. Jednak był emigracyjnym przedstawicielem narodu istniejącego w sercu Europy, narodu walczącego przez długie dziesięciolecia o posiadanie własnego państwa.
Czartoryski liczył się mocno z rzeczywistością i solidnie oko-pał we Francji, Wielkiej Brytanii, na Półwyspie Bałkańskim do działań na całe dziesięciolecia. Znał wagę doraźnych apeli mobilizujących tych, co zwątpili wśród trudów wychodźstwa, i wartość trudnych planów dalekosiężnych, obliczonych często na następne już pokolenia. Hahn pisze: „Hotel Lambert prowadzi pełną rozmachu politykę, którą rzadko tylko narażano na oderwanie od rzeczywistości politycznej. Toteż to ugrupowanie emigracyjne dostarcza znakomitej okazji, aby zbadać możliwości i ograniczenia polityki zagranicznej prowadzonej na wygnaniu".
Książę Adam był nieraz bagatelizowany przez współczesnych mu biografów cudzoziemców. We francuskiej broszurze o nim z 1843 r. stwierdzono: „Jeżeliby Polska potrzebowała geniusza pierwszej rangi, żołnierza, dyktatora czy trybuna, nie znalazłaby go w księciu Czartoryskim, jeśli byłby jej potrzebny umysł wzniosły, serce wspaniałomyślne, szlachetny charakter, nie mogłaby dokonać lepszego wyboru. Ale książę ma siedemdziesiąt trzy lata". Kiedy wybuchła wojna krymska, miał o dziesięć lat więcej, a jednak nie utracił całkiem znaczenia w świecie dyplomacji europejskiej, co wykazał nie tak dawno w książce poświęconej Czartoryskiemu i kongresowi paryskiemu w 1856 r. znany historyk włoski Ennio Di Nolfo.
W bezpośrednim rozrachunku trzydziestoletniej działalności emigracyjnej C żarto ryskiego nie uwieńczyły żadne znaczące ustępstwa mocarstw zaborczych na rzecz narodu polskiego. Żadne mocarstwo nie podniosło sprawy polskiej podczas wojny krym-
skiej. Przemilczano ją na kongresie paryskim. Pod koniec 1856 r. ks. Adam zwrócił się do lorda Dudłeya Rydera Harrowby, jednego z najważniejszych rzeczników sprawy polskiej w Anglii, z zapytaniem: czy mocarstwa zachodnie zajmą się losem Polski? Minister angielski wskazał na beznadziejne układy sił w polityce międzynarodowej i pisał: ,,Radziłbym Polakom, aby w tej jakże przykrej sytuacji zwrócili wszystkie swe wysiłki, aby pozostać Polakami. Jest to bój, walka pokojowa, powinni ją toczyć, powiększając swoją wiedzę pracami naukowymi, literackimi, ekonomicznymi, doskonaląc się moralnie i intelektualnie, zwiększając swój stan posiadania, swoje zasoby wszelkiego rodzaju, usiłując utrzymać swoją przewagę czy też równowagę cywilizacyjną z narodami, które panują nad nimi, wszystko to dla świętego celu, aby utrzymać się, aby pozostać zawsze Polakami".
Czegóż więc właściwie dokonał Czartoryski — polityk, który zmarł 57 lat przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości? Jego stronnictwo uległo w latach siedemdziesiątych rozproszeniu. Nie zostawił żadnego następcy na własną miarę, ba, na pół owej miary. A jednak pozostał trwałą wielkością polityki polskiej i europejskiej w pierwszej połowie XIX w. jako dyplomata, szef i symbol emigracyjnego obozu konserwatywnego.
Sprawa polska, Polska i Polacy w znacznej mierze dzięki wysiłkom Wielkiej Emigracji pozostali nadal podmiotem stosunków międzynarodowych. Akcje dyplomatyczne stronnictwa Czarto-ryskiego, memoriały, wydawanie własnych czasopism obcojęzycznych i inspirowanie cudzoziemskich odegrały tu poważną rolę. Adam Czartoryski nieustannie dostarczał argumentacji brytyjskim i francuskim dyplomatom w sporach z rosyjskimi, podsycał debaty w parlamentach zachodnich.
Układy sił w Europie narzuciły też Hotelowi Lambert stosunki z różnymi stronnictwami politycznymi. W Paryżu na salonach Czartoryskiego bywali urzędujący ministrowie i szefowie opozycji, biskupi i czołowi masoni, rumuńscy republikanie i hiszpańscy monarchiści. Każdy, kto zmierzał do zachwiania istniejącej równowagi europejskiej, mógł stać się sojusznikiem.
Badacz niemiecki przypomina, iż np. inspirowane przez Hotel Lambert wydawnictwo „Portfolio", w którym ogłaszano niezmiernie kompromitującą dokumentację dyplomatyczną z archiwum
wielkiego księcia Konstantego — zdobytego w Warszawie podczas powstania listopadowego — historyk i polityk bisrnarckow-ski Heinrich von Treitschke, daleki od połonofilstwa, nazwał jednym z najskuteczniejszych pism politycznych stulecia. Wydawcą „Portfolio" stal się znakomity publicysta angielski David Urąuhart. Na jego wypowiedzi w sprawach rosyjskich wielokrotnie powoływali się później Marks i Engels. Pierwszy numer „Portfolio" ukazał się 23 listopada 1835 r. W tym samym czasie Urąuhart został mianowany sekretarzem ambasady brytyjskiej w Stambule, co pozwalało opinii publicznej zakładać, iż za publikacją „Portfolio" kryje się Foreign Office.
Hahn poświęca wiele uwagi stwarzaniu przez stronnictwo Czartoryskiego „faktów dokonanych", które wzmagały napięcia między Petersburgiem a Stambułem i stolicami Europy Zachodniej. Ukazuje, że próby tworzenia polskich legionów w latach trzydziestych XIX w. nie udawały się jako zbyt jawne już wyzwanie wobec Mikołaja I. Interesuje go funkcjonowanie mechanizmów polityki i propagandy, mechanizmów polskiej obecności prawnej, dyplomatycznej, publicystycznej czy militarnej w Europie.
Słusznie dochodzi do wniosku, iż Czarto ryskiemu zależało przede wszystkim na tym, aby bezpośrednio oddziaływać na wąskie kręgi — elitę władzy w Wielkiej Brytanii i Francji. Stosunkowo niewiele troszczył się Hotel Lambert o urabianie opinii szerokich mas. Propaganda jednak całej Wielkiej Emigracji, od Hotelu Lambert po Towarzystwo Demokratyczne Polskie, była tak wieloraka, iż można ją śmiało porównać z normalną zagraniczną „polityką kulturalną" istniejącego państwa. Nie zapominajmy, iż przez długi czas „kraj polityczny" uznawał Wielką Emigrację za wyrazicielkę interesów całego narodu. Przypomnijmy też, iż wśród licznych organizacji związanych z Czartoryskim znalazło się nie tylko Towarzystwo Literackie Polskie powstałe w Paryżu, ale również założona 25 lutego 1832 r. angielska pod względem składu — Literary Association of the Friends of Po-land, która liczyła w okresie rozkwitu do 500 członków. Należało do niej między innymi około 40 deputowanych do parlamentu. Niemiecki historyk podkreśla wyraźnie, iż o sile Czartoryskiego stanowiły nie tylko jego zdolności i powiązania osobiste
w Europie oraz waga sprawy polskiej w stosunkach międzynarodowych. Za ks. Adamem stało przez całe dziesięciolecia zorganizowane stronnictwo polityczne na emigracji, posiadające trwałe więzi z politykami krajowymi. Hahn pokazuje na przykładzie Hotelu Lambert, jak wielką wagę dla działalności politycznej każdego wychodźstwa posiada „jedność polityczna" większych grup, dyscyplina, istnienie communautć politiąue organisee.
Nic chyba lepiej nie uzmysłowi nam tej jedności i dyscypliny niż opis zależności polskich agentów dyplomatycznych na Bałkanach od agenta głównego Hotelu Lambert w Stambule, Michała Czajkowskiego — opis dostarczony nam przez Jerzego Skowronka w pracy o polityce bałkańskiej stronnictwa ks. Adama. Autor ten stwierdza: „Agenci terenowi przed podjęciem, samodzielnej pracy odbywali — w miarę możliwości — krótką praktykę pracując przy boku Czajkowskiego w Stambule. Rozpoczynając swą działalność przyjmowali zasady monarchiczne obozu oraz zobowiązywali się do bezwzględnego posłuszeństwa «królowi de facto» i jego reprezentantowi w Stambule — agentowi głównemu. Agent główny przekazywał im wynagrodzenie i dyspozycje Władzy, dawał im instrukcje i polecenia, utrzymywał stałą (co 3-7 dni) korespondencję i przekazywał im raporty Władzy. Zabroniona była jakakolwiek korespondencja prywatna, a wszelkie listy musiały iść przez ręce agenta głównego (wynikało to nie tylko z potrzeb zachowania tajemnicy, ale takie z dążenia do pełnego podporządkowania agentów dyrektywom obozu Czartoryskiego)".
Jeden z wniosków, jakie Hahn wyciągnął ze studiów nad polską Wielką Emigracją brzmi: „W stosunkach międzynarodowych również polityka ugrupowania emigracyjnego jest w stanie odgrywać pewną rolę jako niezależny czynnik. Polityczna emigracja może zatem być podmiotem stosunków międzynarodowych (ale nie prawa międzynarodowego). Zasadnicza różnica między polityką emigracji a polityką zagraniczną państwa polega na tym, że państwo ma stale na względzie utrwalenie własnej egzystencji, zaś emigracja dąży do zakończenia swego przejściowego statusu emigracji".
Każda zorganizowana emigracja polityczna dąży do zachwiania istniejącego stanu rzeczy. Niemal zawsze brak jest dosta-
tecznych środków materialnych, czy też uzyskanie ich wiąże się z całkowitą zależnością od obcych rządów. Stąd więc o jej sile stanowi liczba wybitnych i zgodnie działających jednostek. Ich brak najczęściej uniemożliwia odgrywanie niezależnej roli politycznej nawet w sprzyjającej koniunkturze międzynarodowej. Ileż historia zna przypadków wychodźców, którzy znaleźli się na powrót w ojczyźnie wsparci obcymi bagnetami, ale rządzić
nią nie potrafili.
Książka Hahna zachęca do analogii i porównań niekiedy daleko idących. Sam autor twierdzi, iż gdyby Czartoryskiemu po roku 1831 zezwolono na oficjalny udział w jednym z kongresów europejskich dla wyłożenia kwestii polskiej, to byłoby to mniej więcej porównywalne z pojawieniem się Jasera Arafata w ONZ czy Radzie Bezpieczeństwa. Hahn zwraca uwagę na to, iż polska emigracja w pierwszej połowie XIX w. udowodniła bardziej niż jakakolwiek inna w tamtych czasach, iż wychodźstwo polityczne może stać się istotnym podmiotem w stosunkach międzynarodowych.
Polscy emigranci — dodajmy od razu — wskazywali drogi i metody działania słabszym od nich i późniejszym emigracjom politycznym, rumuńskiej czy węgierskiej, pośredniczyli w sprawach Słowian południowych między Zachodem a Turcją, szkolili i łączyli swoich doraźnych i długofalowych sojuszników na Bałkanach.
Sami przegrali w XIX stuleciu, ale walnie przyczynili się do zwycięstwa haseł narodowowyzwoleńczych w wielu krajach europejskich. Polacy spod znaku Hotelu Lambert i Towarzystwa Demokratycznego Polskiego wiele zdziałali dla wytworzenia się owej koniunktury międzynarodowej, w której wiele narodów urzeczywistniło swoje prawa do samostanowienia. Pomogło to — w pół wieku po rozproszeniu się Wielkiej Emigracji — podjęciu sprawy niepodległości Polski.
Obok pozostałości nastrojów polonofilskich w wielu krajach, w tym właśnie widziałbym plon działalności Wielkiej Emigracji, m. in. także plon działań ludzi Czartoryskiego, którzy mimo zachowawczego światopoglądu potrafili dla dobra sprawy polskiej rewolucjonizować Bałkany, wciągając do swoich prac Serbów,
Rumunów, Bułgarów, stając się tureckimi paszami czy dyplomatami w służbie brytyjskiej i francuskiej.
Książka niemieckiego historyka pokazuje, jak rozważny konserwatysta o szerokich horyzontach — Adam Czartoryski i jego obóz stopniowo wyzwalali się z zależności od dyplomatycznych koncepcji polityków zachodnich i rachowania na przemijające koniunktury, jak coraz bardziej pojmowali zależność sprawy polskiej od układów głównie w Europie Środkowo-Wschodniej i Południowej, jak pracowali nad własnymi długofalowymi projektami odrodzenia Polski, jej sojuszy, federacji słowiańskiej, jak wiele doświadczeń i klęsk nie tylko zbrojnych złożyło się na polskie nil desperandum — nawet pośród największej beznadziei nie tracić wiary, iż możliwe jest odzyskanie niepodległości.
Jerzy W. Borejsza
Spis treści
Przedsłowie ................ 5
I. Uwagi wstępne o problematyce......... 19
II. Patriota polski i rosyjski mąż stanu. Czartoryski w Rosji 29
III. Obecność polska w postaci autonomicznego królestwa — Polska
w systemie z 1815 r.............. 37
1. Wiedeńskie rozstrzygnięcie z 1815 r. Essai sur la diplomatie 37
2. Koniec autonomii. Czartoryski w powstaniu listopadowym 52
IV. Starania o obecność polską w Europie po roku 1831 .... 61
1. Argumentacja legalistyczna i próby ustanowienia prawnej
obecności. — Początek emigracji polityki Czartoryskiego 65
2. Obecność narodowa: emigracja jako reprezentant narodu 135
3. Hotel Lambert. Program narodowy i struktura organizacyjna 140 Dygresja: wychodźstwo i stosunki międzynarodowe . . . 193
4. Obecność dyplomatyczna: tworzenie własnej polityki . . . 203 o. Próby stworzenia obecności militarnej: legiony .... 286 6. Obecność publicystyczna: propaganda....... 300
V. Rekapitulacja i wnioski ogólne......... 324
Bibliografia................. 339
Indeks osób................ 358
WIELKOŚĆ 20X14CM,MIĘKKA OKŁADKA,LICZY 369 STRON.
STAN :OKŁADKA DB,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB+.
KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 10 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA EKONOMICZNA + KOPERTA BĄBELKOWA.W PRZYPADKU PRZESYŁKI POLECONEJ PRIORYTETOWEJ PROSZĘ O DOPŁATĘ W WYSOKOŚCI 3ZŁ.KOSZT PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ ZGODNY Z CENNIKIEM POCZTY POLSKIEJ / .
WYDAWNICTWO PWN WARSZAWA 1987,NAKŁAD 1200 EGZ.
INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.
PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"
NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!
ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE
ZOBACZ STRONĘ O MNIE