"Wiatr zniósł nas na środek rzeki. Duży pas białej wody przecina Athabaskę. To kaskada! Nie ma odwrotu. Głos mi już ochrypł od krzyku. - Dalej, Gienieczko!Nabieramy ponownie prędkości. Spadamy w dół. Dziób wbija się w wodę. Półtorametrowa fala załamuje się i opada na pokład łódki. Woda zatyka mi dziurki w nosie, zalewa oczy. Pędząca rzeka jest wyżej niż nasze głowy. Stosujemy tak zwaną "podpórkę". Podpieram się wiosłem na fali. Jest to odpowiedź na działanie siły wody, które naruszają równowagę łodzi. Ratuję kanoe przed wywrotką. Majerski znowu krzyczy: - Do siebie, od siebie!Wbijam wiosła w nurt. Ciągnę do burty resztkami sił. Nie wiem, co się dzieje. Woda ma potężną cofkę. Jakby płynęła w przeciwnym kierunku do nurtu rzeki. Próbuje nas zabrać w duży lej. Znów ściąga nas na próg. Naprzód, naprzód! Wpływam ponownie na ukryty pod wodą głaz. Zjazd. Uff, rzeka wypuszcza nas ze swych szponów. - Teraz możesz plunąć niedźwiedziowi w oko. - Mój kompan klepie mnie po ramieniu. Bystrza pokonane!""Marcin Gienieczko to podróżnik wyjątkowy! Wyprawy, które organizuje należą do najtrudniejszych, a styl, w jakim są realizowane, wzbudza podziw. Pisane przez niego relacje są prawdziwe, a to rzadkość! Są tam chwile zwątpienia, strach, radość z pokonania trudnego szlaku i poznania nowych ludzi. Zabiera nas w surowy, niebezpieczny świat Dalekiej Północy i doskonale przekazuje swoją niezwykłą ciekawość świata czytelnikom. Marcin to facet, którego cechuje profesjonalne podejście do wszystkiego, co robi. Ma ciężką rękę do wiosła i lekką do pióra. Efekty widać!"Waldemar Heflich, redaktor naczelny miesięcznika "Żagle"