Listopad deszczowa pora,
Rok siedemdziesiąty drugi,
Zawołano wnet doktora,
Carlos płaczem świat obudził.
Norman, Norma wręcz szaleją,
Mają szóste upragnione,
Dziecka nie wylać z kąpielą,
Życzenia będą spełnione.
Enrigue, Patrycja, Laura,
Claudia i Ramon Zelaya,
Chcą mieć chłopa nie zaś karła,
Wyuczą, by brat miał jaja.
Ramon jego był ostoją,
Od początku swojej szkoły,
I dzieciaki się ich boją,
Tak jak bąka oraz osy.
W rodzinie tradycja wielka,
Co niedzielę przypomina,
Księgowy, nauczycielka,
Wiozą swe dzieci do kina.
Gdy miał jeszcze naste lata,
Wujek z ciocią odwiedzili,
I dostali zgodę brata,
Kształcić w Stanach uradzili.
Carlos krótko i odważnie,
Długo się nie zastanawiał,
Wziął naukę na poważnie,
I pojechał drogi kawał.
Tu zrobimy małą przerwę,
I nie będzie żadnej ściemy,
Nabędziemy nową werwę,
I za Asię się weźmiemy.
(tutaj mała przerwa na toast za zdrowie Carlosa)
To była środa majowa,
Tak jakby osiemnastego,
Przyszła na świat Asia zdrowa,
Roku nie podam którego.
|
Od małego świat zwiedzała,
Trzyma się mamiego ucha,
I do Polski przyjechała,
Tam nazwali ją „kaczucha”
Hej do Wiartla na Mazury,
Tam się babci lubi skrywać,
Są na niebie ciemne chmury,
Idzie sama sobie pływać.
Gdy wrócili do Warszawy,
Tam wjeżdżali na dziewiąte,
Mama z tatą mieli sprawy,
A ona szczęście ogromne.
Stanęła na parapecie,
Aby szukać swojej maci,
Grześ siedział sobie w klozecie,
Raptem wyskoczył bez gaci.
To babcia rwetes podniosła,
Bo dziecko się obudziło,
Do łóżka znowu zaniosła,
Wszystko dobrze się skończyło.
Na podróżach przy nauce,
Sobie Asia dorastała,
Od życia nie da się uciec,
I oto kobietą się stała.
Uroda i uśmiech mamy,
Trza mieć szczęście los był hojny,
Pracowitość, rozum taty,
Choć i on był też przystojny.
Marcin brat jej ukochany,
Czy poczuje się samotnie?
Jego przyłóż jak do rany,
Zatęskni za nią okropnie.
Niczym lwica w swej Afryce,
Twardość życia poznawała,
Serce było w Ameryce,
Ona grzecznie zaś czekała.
|
Nim zaczniemy nową drogę,
Wypijmy zdrowie Joanny,
Tym razem na drugą nogę,
Ciąg dalszy będzie staranny.
(I tutaj wznosimy toast za zdrowie Asi)
Dwa lata się prowadzali,
Spędzali z sobą chwil dużo,
Na spacery sporo chadzali,
Skończyło się uczuć burzą.
Carlos patrzy jest Floryda,
Wczoraj Grzesia imieniny,
Dzień Matki na coś się przyda
I ogłosił zaręczyny.
Wieczór długi, romantyczny,
Muzyka była hiszpańska,
Nastrój obojga prześliczny,
Zabawa jakby szampańska.
W Ameryce uzgodnione,
Czas do Polski teraz ruszyć,
Serce trochę wylęknione,
Trzeba babcie Wandę wzruszyć.
Ta Carlosa groźnym wzrokiem,
Od stop z powagą zmierzyła,
Idźcie godnie razem z Bogiem,
Jak żeś sobie go wyśniła.
Gorąco w lipcu było od rana,
Bar Figaro otworzył podwoje,
Kąpcie się często w strugach szampana,
Mała uwaga…zawsze we dwoje.
Dziś w sobotę wyruszycie,
W żagle wiatru nabierzecie,
W podróż co się zowie życie,
Bądźcie szczęśliwi na świecie.
Tu opowieść się już kończy,
Wypijemy zdrowie Wasze,
Skoro Bóg Was juz połączył
Niech toasty będą nasze.
(I tu toast za ich związek + gorzka wódka)
Z najlepszymi życzeniami z okazji Waszego Ślubu
Wujek Piotr
Warszawa 03.31.2007
|