Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

PODRĘCZNIK INKWIZYCJA 1614 R MŁOT CZAROWNICE CZARY

25-02-2012, 19:28
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 99.99 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2077864884
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 52   
Koniec: 03-02-2012 19:45:56
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY ZNAJDUJĄCE SIĘ W TEJ SAMEJ KATEGORII

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - MŁOT NA CZAROWNICE MALLEUS MALEFICARUM

MŁOT NA CZAROWNICE
POSTĘPEK ZWIERZCHOWNY W CZARACH,
a także sposób uchronienia się ich,
i lekarstwo na nie w dwóch częściach zamykający.
Księga wiadomości ludzkiej nie tylko godna i porzebna ale i z nauką Kościoła powszechnego zgadzająca się.
Z pism Jakuba Sprengera i Henryka Instytora
zakonu Dominikanów i Teologów
w Niemieckiej Ziemi Inquizytorow
po większej części wybrana
i na polski przełożona

AUTOR - ORYGINALNIE przez STANISŁAWA ZĄBKOWICA
Sekretarza Xięcia Jego Mości Ostroskiego,
Kasztelana Krakowskiego

Redakcja tekstu Robert Lewandowski
Projekt okładki Paweł Pawlak
Redakcja techniczna i opracowanie graficzne Mirosława Bohuszewicz

WYDAWNICTWO - ORYGINALNIE W Krakowie
W Drukarni Szymona Kempiniego Roku Pańskiego 1614.

JAKO REPRINT WYDAWNICTWO „WYSPA" 1992

WYDANIE - 1
NAKŁAD - ??? EGZ.
STAN KSIĄŻKI - BARDZO DOBRY JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY - ORYGINALNA, MIĘKKA
ILOŚĆ STRON - 229
WYMIARY - 22 x 16,5 x 1,4 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,375 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. - NIE ZAWIERA
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)

MŁOT NA CZAROWNICE
POSTĘPEK ZWIERZCHOWNY W CZARACH,
a także sposób uchronienia się ich,
i lekarstwo na nie w dwóch częściach zamykający.
Księga wiadomości ludzkiej nie tylko godna i porzebna ale i z nauką Kościoła powszechnego zgadzająca się.
Z pism Jakuba Sprengera i Henryka Instytora
zakonu Dominikanów i Teologów
w Niemieckiej Ziemi Inąuizytorow
po większej części wybrana
i na polski przełożona
przez STANISŁAWA ZĄBKOWICA
Sekretarza Xięcia Jego Mości Ostroskiego,
Kasztelana Krakowskiego
W Krakowie
W Drukarni Szymona Kempiniego Roku Pańskiego 1614.
WYDAWNICTWO „WYSPA" 1992
Tekst według wydania z 1614 r.
Redakcja tekstu Robert Lewandowski
Projekt okładki Paweł Pawlak
Redakcja techniczna i opracowanie graficzne Mirosława Bohuszewicz





SPISANIE ROZDZIAŁÓW
KTÓRE SIĘ W TEJ KSIĄŻCE ZAMYKAJĄ.

MŁOTU NA CZAROWNICE CZĘŚĆ PIERWSZA
Postępek zwierzchowny w czarach. Szesnastą rozdziałów zamykająca.
Przed którymi wprzód się kładzie kwestia albo pytanie.
Jeśli kto od Aniołów dobrych, może tak być obwarowany,
żeby mu czarownicze sposoby niżej opisanymi czarami szkodzić nie mogły?
Rozdział Pierwszy.
O różnych sposobach, którymi szatani przyciągają i wabią ludzi niewinnych przez czarownice, ku rozszerzeniu tego odstępstwa................ 33
Rozdział Wtóry
O sposobie przeklętej czarownic professiej albo wyznaniu. Także o czynieniu przysięgi szatanowi niektóre objaśnienia................... 46
Rozdział Trzeci
O sposobie którym z miejsca na miejsce bywają przenaszane........ 59
Rozdział Czwarty
1. Jako czarownice z latawcami obcują...... ......... 68
2. Jeśli w takowych brzydkościach szatani ludzkiego nasienia zawsze zażywają . . 73
3 Jesh równie każdego czasu i na każdym miejscu te brzydkość odprawują 75
4 Jeśli widomie te sprosnosć łatwiej odprawują 76
5 Z którymi białymigłowami szatani sprośnosci takie zwykli odprawowac 77
Rozdział Piąty
O sposobie którym wobec przez Sakramenta kościelne swoje czary odprawują 78
Rozdział Szósty O sposobie którym władzę rodzajną psują 82
Rozdział Siódmy
O sposobie którym mężczyźnie członek wstydliwy obejmować swym omamieniem zwykły 85
Rozdział Ósmy
O sposobie którym ludzi w bestyie przemieniają i sami siebie 92
Rozdział Dziewiąty
O sposobie którym szatani w głowie bez szkody bywają, gdy zmysły ludzkie mamią 101
Rozdział Dziesiąty
O sposobie którym szatani za sprawą czarownic w ludziach podczas osobą swą mieszkają 103
Rozdział Jedenasty.
O sprawowaniu przez czarownice wszelakich chorób, a mianowicie o głównych wobec chorobach . 112
Rozdział Dwunasty
O niektórych chorobach szczególnie 123
Rozdział Trzynasty
O sposobie którym baby czarownice przy rodzeniu posługujące wielkie szkody czynią dziatki zabijając, albo je szatanom z przeklęctwem oddając i ofiarując 129
Rozdział Czternasty
O sposobie który w bydle wielką szkodę czynią 138
Rozdział Piętnasty
O sposobie którym grady i wielkie niepogody pobudzać także piorunami z błyskawicami
Imc na ludzie i bydło zwykli 143
Rozdział Szesnasty O trzech spsobach, którymi tylko mężczyzna a nie białegłowy czarami się parają 150
MŁOTU NA CZAROWNICE CZĘŚĆ DRUGA
Sposoby leczenia czarów w sobie zamykająca
Kwestia albo pytanie do tej części należące
Jeśli się godzi czarami czarów zbywać albo je leczyć?
Rozdział Pierwszy
Lekarstwo kościelne przeciw latawcom 178
Rozdział Wtóry
Lekarstwo tym, którzy w władzey rodzajnej uczarowam bywają 186
Rozdział Trzeci
Lekarstwa służące uczarowanym w miłości, albo gniewie nieporządnym 190
Rozdział Czwarty
Lekarstwa tym, którym przez czary wstydliwy członek bywa odejmowany, albo gdy
w postaci bestialskie bywają przemieniani 196
Rozdział Piąty
Lekarstwa ludziom od szatana opętanym przez czary 200
Rozdział Szósty
Lekarstwa przez przystojne zaklinania, albo Exorcyzmy kościelne, przeciw wszelkim chorobom od czarownic sprawionym, i sposób Exorcyzmowama, albo zaklinania oczarowanych 206
Rozdział Siódmy
Lekarstwa przeciw gradom i bydłu oczarowanemu 215
Rozdział Ósmy
Lekarstwa niektóre przeciw pewnym tajemnym szatańskim sprawom, albo tajemnemu przenaśladowaniu





Wprowadzenie

— „Entliczek—Pentliczek—czerwony stoliczek..." — sądy inkwizytorskie na naszych ziemiach odbywały się zza okrytego szkarłatnym suknem stołu.
— „... Na kogo wypadnie, na tego bęc!" — któż w czasach narastającej psychozy czuł się bezpiecznym od pomówień (np. zazdrosnego sąsiada). Dzieci — tak teraz, jak i przed wiekami — z upodobaniem naśladują dorosłych. Przenoszą dla celów zabawowych instytucjonalne schematy zaobserwowane w otaczającym je świecie. Cóz zaś bardziej mogło poruszyć wyobraźnię niźli, z rozmysłem nagłośniony, ceremonialny proces o czary, zakończony skazaniem i spaleniem winnych na stosie? Jak wykazał to Robert Stiller, ta z pozoru bezsensowna dziecięca wyliczanka kryje w sobie pamięć zamierzchłych zdarzeń, jest bezwiednym odtwarzaniem — jakże charakterystycznych dla pewnego stadium rozwoju cywilizacji europejskie — procesów o czary.
Fala ogólnoeuropejskiego polowania na czarownice wzbierała stopniowo, by osiągnąć swe apogeum na przełomie XVI i XVII wieku.
We wczesnochrześcijańskiej Europie Kościół Chrystusowy nie miał jeszcze ugruntowanych fundamentów. Jako znakomite narzędzie legitymizacji, organizacji i utrwalania władzy, wspierał się przede wszystkim o warstwy rządzące, zaś do społecznych dołów docierał drogą powolnej osmozy z miej-
scowymi wierzeniami i obrzędowością. Stąd, mimo drakońskich edyktów wczesnochrześcijańskich cesarzy Wschodu i Zachodu, mimo rozporządzeń Childeryka III, Karola Wielkiego czy Karola Łysego, ludzie parający się najprzeróżniejszymi odmianami magii praktycznie nie byli prześladowani. Pragmatycznie wówczas myślące władze kościelne powstrzymywały się od skazanych na niepowodzenie działań represyjnych wobec uprawianych wśród ciemnego pospólstwa pogańskich praktyk i zalecały takąż tolerancję władzom świeckim. Znakomitym przykładem polityki kościoła wobec niezgodnych z jego nauką wierzeń jest, powstały w 906 r. słynny Cannon episcopi, który uznając praktyki magiczne pewnych kobiet za ich własne urojenia, nie zaś fakty, chronił je tym samym przed represjami.
Społeczne przeobrażenia XI i XII w. rozluźnienie układów feudalnych, rozwój miast i mieszczaństwa, rozkwit opierającej się w coraz większej mierze na stosunkach kapitalistycznych gospodarki, sprawiły że Europa zaczęła szukać dróg ekspansji. Sukcesy inicjowanych w imię jedynej masowej formacji ideologicznej, wypraw krzyżowych, doprowadziły do ożywienia życia religijnego w samej Europie. To z kolei spowodować musiało ataki na... kościół. Walczący z zrzucenie zależności od władzy świeckiej, był kościół w tym okresie instytucją feudalną, nie dostosowaną do zachodzących przemian w polityce i gospodarce. Emancypujące się warstwy nieszlacheckie i zazdrosna o władzę szlachta coraz śmielej występowały przeciw skostniałemu ideologicznie, opartemu o feudalne latyfundia, żyjącemu w gnuś-nym dobrobycie duchowieństwu. XII. stulecie przyniosło więc masową eskalację ruchów religijno-społecznych uznanych przez papiestwo za heretyckie. Atakujący władzę stolicy Piotrowej u samych jej ideologicznych i politycznych fundamentów katarzy, waldensi, henrycjanie, arnoldyści etc. stali się śmiertelnym zagrożeniem dla kościoła. Postawili go w obliczu utraty ideologicznego monopolu, zagrażali jego doczesnym i uniwersalnym podstawom. Papiestwo, zaprawione przecież w bojach z cesarstwem, teraz musiało walczyć o samo prawo do istnienia. Dlatego też właśnie z końcem XII w. rozpoczął się okres procesów o czary.
Propaganda kościelna zarzucała heretykom uprawianie kultów satanistycznych i paranie się czarną magią. Z czasem optyka sądownicza uległa pewnemu odwróceniu; początkowo, jeśli kogoś sądzono za herezję, starano się dodatkowo udowodnić, że był czarownikiem — później wystarczyło oskarżyć kogoś o czary, by uznać go za apostatę i heretyka. Tak oto, nawet najniewinniejsze ludowe gusła zaczęły być odbierane jako zbrodnia zagrażająca, bytowi chrześcijańskiej cywilizacji. Miejsce urojeń zajął bardzo realny Szatan — droga do polowania na czarownice została wytyczona.
Jest rok 1474 — starzejący się dominikanin, Henryk Kraemer, człowiek o osobowości emocjonalnie zaburzonej, który własne obsesje czyni drogowskazem, zostaje mianowany przestawicielem Świętego Oficjum na południowe Niemcy.
Od czasu powołania w Niemczech przez Grzegorza IX pierwszego inkwizytora minęło ćwierć milenium; Chrześcijaństwo w t)i:i okresie widziało dzikie mongolskie ordy i Klucze Piotrowe w rękach Anl^^vsta, utraciło Jerozolimę i Cesarstwo Łacińskie na Wschodzie, tłumić musiało niezliczone rebelie i ruchy heretyckie, przeżyło klęski głodu i pochód „czarnej zarazy", drżało przed wzrastającą potęgą niewiernych zdobywców Konstantynopola.
Jak postrzegać musiał świat Henryk Kraemer, Institiorem sam się nazywający, profesor wykształcony na skostniałej w obronie przed prądami r^e-sansu scholastyce i średniowiecznej recepcji arystotelizmu? Gdzież on, człowiek o wyobraźni opanowanej wywodami demonologów, a dumie upokorzonej przez drwiny, mógł szukać swego posłannictwa? Jak mógł ratować zagrożone Królestwo Chrystusowe na ziemi? Jak demaskować i niszczyć wrogów dzieła zbawienia?
Z dzieła pt. „Tractatus de orgine humanitatis ac daemonitatis ac daemo-num meleficiis" dowiedział się Kraemer, że wszyscy wrogowie ludzkości czyli Żydzi, złodzieje, heretycy, modnisie itd, wzięli swój początek ze spół-kowania ludzi z demonami, największą zaś winowajczynią była rajska pra-
matka. Jeśli Szatan tak łatwo skusił Ewę do grzechu, to ileż obecnie jej cór może mu się oprzeć? Kiedyś, gdy za sprawą zacnych obyczajów, mniej było na świecie grzechu bronił Bóg dusze ludzkie pilną strażą anielską i poprzez cuda jawne „gdy było potrzeba ludzi do wiary cudami przyciągać". Teraz, na skutek rozwiązłości ludzkiej, w której celują białogłowy, odwrócił Bóg od ziemi swe zgorszone oczy i dał więcej swobody szatańskim działaniom. Gdziekolwiek się dzisiaj spojrzy, wszędzie widać diabelskie dzieło: tryumfujący husyci, spiskujący Żydzi, a nade wszystko białogłowy sprośnością i złymi czarami gniew sprawiedliwy na ludzkość ściągające. Nie pasują do tych skarlałych czasów dawne sposoby dochodzenia prawdy — odeszły bezpowrotnie Sądy Boże, próby ognia, wody i żelaza. Dziś jedyną skuteczną metodą zdemaskowania sług Szatana jest sąd inkwizycyjny, gdzie człowiek wyposażony w Wiedzę i daną mu od Boga Władzę sam zbiera dowody winy i czyni sprawiedliwość. Niełatwe jest to dzieło!
Na pierwszy ogień miały pójść tyrolskie czarownice. Niestety — ogień nie zapłonął. Doszczętnie wykpiony i upokorzony profesor Institior został odesłany tam, skąd przyszedł, zaś za sprawą biskupa Brescii watykańska kancelaria otrzymała list charakteryzujący fanatycznego inkwizytora jako „na skutek starczego uwiądu całkowicie zdziecinniałego". Kraemer wyprzedzał po prostu swe, pławiące się w renesansowym zepsuciu czasy. Nie sam był jednak w awangardzie; Jego brat zakonny i kolega po funkcji (inkwizytor na obszar Nadrenii), teolog kolońskiego uniwersytetu, Jacob Sprenger, borykał się z podobnymi trudnościami. Szacowni mężowie owi zaczęli tedy wespół zasypywać Innocentego VIII skargami i petycjami. Cóż miał począć, brylujący po salonach, lubujący się w zbytku i rozpuście papież z nieznośnie nagabującymi go fanatykami? Jako urodzony konformista wyjście znalazł dość szybko i pozbył się natrętów w 1484 r. za sprawą bulli „Summis desiderantes", w której czytamy: „Innocenty, biskup, sługa sług Bożych. W sprawie pilnej na przyszłość napomnienie. Jako pragnieniem naszym gorącem jest [...] iżby wszelakie sprośne kacerstwo precz wygnanym było poza granice wiernych [...] Za pewne mając i dla wielkiego zmartwienia naszego do uszu naszych dotarło, jako w niektórych okolicach Nie-
miec południowych tudzież w arcybiskupstwach mogunckim, kolońskim, tre-wirskim, salzhurskim, toż w miastach i krajach licznych, mnogość osób płcie obojej, zbawienia przepomniawszy, od wiary katolickiej odpadając, bezwstyd z biesami czyni. [...] Przeto ukochani synowie nasi Henricus In-stitoris i Jacobus Sprenger, inkwizytorami przeciwko kacerstwu bezecnemu przez nas ustanowionymi będąc [...] jako poniektórzy duchowni i świeccy [...] co bezwstydnie opornymi będąc, prawa inkwizycji sprawowania inkwizytorom onym odmawiają [...]. Przeto pragnąc, by sprośne kacerstwo jadu swego sączyć dłużej nie mogło [...] przekazujemy pomienionym inkwizytorom [...] przeciw wszem osobom, jakiego bądź stanu i zasług, wszelką moc i wolność karcenia [...]." — Tak oto obaj zbawcy ludzkości otrzymali do rąk tarczę — oręż zaś uczynili z wynalazku niejakiego Gutenberga. W 1486 roku wyszedł drukiem wraz z dołączoną doń, rzeczoną bullą, najsłynniejszy w dziejach świata podręcznik inkwizytorski Młot na czarownice (Malleus Maleficarum). Przełomu w powszechnym postrzeganiu świata, dokonanego przez publikację uczonych, inkwizytorskich wywodów nie sposób przecenić. Dzieło to w latach 1496—1520 doczekało się czternastu wydań. Jego czytelnicy — członkowie społecznych elit — wielmoże kościelni i świeccy, prawnicy, sędziowie i urzędnicy zyskali świadomość realnego zagrożenia, jakim są dla świata jako całości i poszczególnych ludzi z osobna, działania wspólniczek Szatana. Jako, że zbrodnia czarostwa najbujniej się zdała rozpleniać wśród niższych warstw społecznych, trzeba było zatem ostrzec prostaków, aby świadomi zagrożeń wykazać mogli należytą czujność. W archiwach miejskich i biskupich znaleźć można wiele dokumentów świadczących o przeprowadzonych w tych czasach akcjach uświadamiających i agitujących za powszechną współpracą z organami sądowniczymi. Odtąd procesy czarownic stały się sposobem potwierdzenia tez zawartych w podręczniku. Można było przyporządkować każde rzeczywiste bądź wyimaginowane zdarzenie gotowemu już schematowi, w ten sposób je rozpoznać i na tej podstawie ferować wyroki. Każdy rozpalony stos potwierdzał prawdy zawarte w „Młocie...". Ruszyła samonapędzająca się machina — liczba przyszłych procesów była kwadratem liczby tych, które już się odbyły.
Dziejom ogólnoeuropejskiego polowania na czarownice jego mechanizmom, chronologii i statystyce poświęciło swe prace wielu badaczy, może warto przytoczyć tu za Walterem Mehringiem tylko pewien pojedynczy przypadek. Historia ta, pozornie zawężając optykę, daje jednak możność bardzo osobistego odczucia przełomu, jaki dokonał się za sprawą Krae-mera i Sprengera. Obaj ci dominikanie przedkładając swe naukowe dzieło do zrecenzowania kolońskiej Alma Mater, postawili senat tegoż uniwersytetu w kłopotliwej sytuacji. Z jednej bowiem strony profesorowie kolońscy uznali „Miot..." za rozprawę pełną bzdur i sprzeczności. Z drugiej zaś nie mogli zdobyć się na odważną krytykę autorów popartych a priori przez samego papieża. Umyślono zatem, że najlepiej będzie obarczyć odpowiedzialnością tylko jednego ze swego grona, aby reszta mogła się odciąć od sporządzonej przez niego opinii. Wybór padł na Urlicha Molitora, podwójnego wdowca, ojca nieudanych jego zdaniem i nie utrzymujących z nim kontaktu dzieci. Ten dobiegający 7O-tki doktor praw zwany był przez studentów, dla przymiotów ciała i ducha, szarańczą.
Molitor z wielką pilnością zabrał się do dzieła, tematyka satanistyczna nie była mu przecież obca, sam miał w dorobku kilka rozpraw o czarach. Rozumiejąc zatem doniosłość swego zadania, zrezygnował dla niego ze swych, dotąd regularnych, odwiedzin w portowych spelunkach, gdzie koił wewnętrzną gorycz śród kurew i dzbanów wina.
Nie dane mu było jednak ukończyć swej pracy. Musiał zrezygnować. Wielekroć I )wiem, jego uwagę od pobożnego zajęcia odwodziła nowa sąsiadka, 34-letnia Elżbieta Schreber, jędrna blondynka, żona wojskowego rachmistrza. Pewnego lipcowego wieczora rzucił się Molitor w ataku szaleństwa na niczego nieświadomą kusicielkę — ta zaczęła krzyczeć... Głośny skandal sprawił, że doktor praw i niedoszły gwałciciel wyniósł się z porządnej dzielnicy, by wegetując w okolicach portu nawracać po pijanemu złodziei i ladacznice.
Taki byłby zapewne koniec tej historii, za morał zaś posłużyć by jej mogła ułożona na tę okoliczność przez żaków piosenka: „Poszła raz szarańcza w swaty...", ale nie był to jednak koniec.
Henryk Kraemer, dowiedziawszy się o nieszczęściu swego kolegi wyczuł znakomitą okazję, aby wykazać cały kunszt zawarty w „Miocie na czarownice". Wyciągnął Molitora z rynsztoka, nakłonił go do oskarżenia pani Schreber o czary i sam wystąpił w roli oskarżyciela. W wyniku pokazowo przeprowadzonego dowodzenia winy, nie przyznającą się do niczego (mimo czterokrotnie powtarzanych tortur) Elżbietę Schreber spalono na stosie. Nie koniec jednak na tym! Oświecony żelazną logiką inkwizytora, oskarżył jeszcze Molitor obie swe nieżyjące żony o to, że były czarownicami, własne dzieci uznał za szatański pomiot a w rodzonym bracie rozpoznał diabła. „Miot na czarownice" rozpoczął swój zwycięski pochód przez kraje Europy, lecz dopiero w 1614 r. doczekał się polskiego tłumaczenia.
Nieprzypadkowa to data.
Polska u progu XVII stulecia zapominała powoli o o swej dawnej tolerancji. Kontrreformacja przybierała na sile. Zygmunt III Waza, wychowanek jezuitów, wyrachowany fanatyk snuł swoje dalekosiężne plany. Marzyło mu się stworzenie katolickiego imperium ze stolicą w przymusem nawróconej Szwecji, rozciągające się na zhołdowane Rzymowi ziemie Ruskie i oczyszczoną z innowierców Rzeczpospolitą.
W 1606 r. na skutek intrygi dwóch jezuitów: królewskiego spowiednika Bartcha i Piotra Skargi, nie doszło do uchwalenia — gotowej już — ustawy Sejmu, nakazującej sądom terytorialnym surowo karać sprawców rozruchów na tle religijnym. Polska miała już za sobą „Złoty Wiek", zmarnowane zostały intelektualne zdobycze renesansu. Odtąd nikt już nie weźmie innowierców w obronę — rząd dusz przeszedł w ręce dogmatyków.
W polityce wewnętrznej stawiał Zygmunt III na domy magnackie. Nigdy w naszej historii fortuny nie rosły tak szybko, a wraz z nimi polityczne
wpływy. Regionalne instytucje samorządowe zostały całkowicie ubezwłasnowolnione magnacką wszechwładzą.
Dla realizacji wówczas jakiegokolwiek ambitnego przedsięwzięcia należało zatem oprzeć się albo na jezuitach, albo na którymś z ziemskich potentatów. Stanisław Ząbkowic — autor polskiego przekładu „Miota na czarownice" — wykorzystał oba człony powyższej alternatywy. Oddając krakowskiemu drukarzowi Szymonowi Kempiniemu owoc swej translatorskiej pracy, mógł być pewien — z racji intencji dzieła — przychylności jezuickich hierarchów, zaś dedykując księgę księciu Januszowi Ostrogskiemu miał świadomość, że czyni mu tym przysługę. Książę Janusz, od 1593 r. kasztelan krakowski, był dziedzicem większości Ziemi Wołyńskiej, ogromnej części Ukrainy, a katolikiem był dopiero w pierwszym pokoleniu. Jego ojciec
— Konstanty — czczony był na Rusi jako obrońca prawosławia, toteż dla Janusza korzystnym być musiało łączenie tak „słusznej" rozprawy z jego imieniem. Ząbkowic w swej przedmowie wysławia zresztą to imię ponad wszelki umiar. Ród księcia wywodząc od Rusa — lechowego brata tak o nim pisze: „cokolwiek po wszytkie przeszłe wieki zacnego i godnego pamięci było, wszytko z gniazda tego pochodziło". Samego książęcego protektora porównuje z Juliuszem Cezarem, a to dla osobistych zasług jego
— tak czasu wojny jak i pokoju. Schlebiwszy, komu trzeba, popisuje się później autor biblijną erudycją i znawstwem historii, chwali nawet Kaligulę, iż ten, mimo że zbrodniarz, to jednak czarowników na gardle karać kazał. Wspomina też i inne, dawne sposoby tracenia za czary (kamieniowanie, rzucanie dzikim bestiom, rozszarpywanie hakami) i w ich kontekście palenie na stosie uznaje za znacznie stosowniejsze i najodpowiedniejsze dla „płci białogłowiej". Ząbkowic w pełni podtrzymuje, rewolucyjną niegdyś, tezę autorów „Młota...", iż samo powątpiewanie w czary, czy ich lekceważenie jest już zbrodnią herezji. Wychodząc z tego założenia, Ząbkowic wyrzeka na urzędy krajowe do karania zbrodni czarostwa powołane, a na proceder ten szatański „przez szpary patrzące". „Niedbalstwa tego nie inszą przyczyną [...] upatrują, jedno że ludzie albo nie wierzą żeby czary były, albo jeśli wierzą, tedy lekce je sobie ważą, nie wiedząc jako brzydkie są [...] Ten
błąd żeby z umysłów ludzi naszych był wykorzeniony, rozumiałem być rzecz potrzebna, opisać zwierzchowny postępek i sposoby, których zażywają czarownice w odprawianiu swej bezbożności [...] mając nadzieję, że tą pracą moją ludziom się oczy na te zbrodnie otworzą i urzędy do odprawowania powinności swojej się pobudzą. [...] Która praca moja, żeby ku pożytkowi ludzkiemu szczęśliwie się rozeszła, pod zacną obroną i imieniem W.X.M-ci Pana mego M-ciwego puścić ją umyśliłem."
Ziściły się niestety nadzieje Ząbkowica. Polska, Otępieniu czarownic nieskora, już wkrótce — w dobie swego upadku — stać się miała krajem przodującym na kontynencie w tej dziedzinie. Sam Ząbkowic tego nie dożył — wielka szkoda, bo mógłby być z siebie dumny, popularyzował bowiem „Młot na czarownice" KU OBRONIE I OZDOBIE RZECZYPOSPOLITEJ!
Robert Lewandowsld
Od Wydawcy
Wznawiając po, bez mała, czterystu latach dzieło tak osobliwe, należałoby opatrzyć je kilkoma choćby uwagami dotyczącymi intencji i formy tego przedsięwzięcia.
Nie jest w żadnym razie ząbkowicowski przekład słynnego dzieła arcydziełem starej polszczyzny. Schematyzm — tak pojęciowy (jak i z niego wynikający: językowy) może razić współczesnego czytelnika. Programy szkolne kształtują naszą znajomość literatury staropolskiej w oparciu o najwybitniejsze jej osiągnięcia. Podejście to — zapewne słuszne — ogranicza jednak naszą percepcję (przecież nie zawsze chlubnego) własnego dziedzictwa. Aby, w pełni docenić kunszt Kochanowskiego, należy odnieść jego język do współczesnej mu przeciętności. O generację odeń młodszy Stanisław Ząbkowic daje nam możliwość dokonania takiego porównania. Już tylko z tej przyczyny nie byłoby celowym dokonywanie zbyt daleko idących korekt w tekście „Miota...". Może wydać się to paradoksalne, lecz sądzę, że stylistyczna obróbka tekstu, podniesienie estetycznych i logicznych walorów języka pozbawiłoby to dzieło całej jego wartości. Nieporadna, „przekombinowa-na" składnia, niekonsekwencje stylistyczne i gramatyczny „barok" wraz z warstwą pojęciową, merytoryczną i postulatywną dzieła, stanowią integralną całość. Sposób wyrażania oddaje bowiem sposób myślenia, stąd aby „Młot..." mógł dać świadectwo prawdom swej epoki, należy pozwolić mu mówić jego własnym językiem. Stąd zdecydowałem się zachować oryginalną interpunkcję, a nawet — też o czymś świadczące — błędy drukarskie. Przy wszystkich tych zastrzeżeniach, jest to przecież polszczyzna dla swej naiw-
ności dość wdzięczna, wcale nietrudna, a pozwalająca dzisiejszemu odbiorcy głębiej zrozumieć język, jakim się na codzień posługuje.
Uznałem za niezbędne podać objaśnienia terminów dawno już wyszłych z użycia, lecz — szanując inteligencję czytelnika — nie podaję objaśnień w rodzaju: „niemowiątko — dawne określenie niemowlęcia". Z podobnych powodów, chcąc dać czytelnikowi możność samodzielnej analizy owego dzieła, ograniczam się w tej materii do kilku tylko uwag:
Polska wersja słynnego podręcznika — podręcznikiem właściwie nie jest. (Ząbkowic przetłumaczył tylko środkową z trzech części niemieckich.) Nie ma w niej — obecnych w oryginale — praktycznych porad typu: ,,O prowadzeniu procesu i sposobie naukowym korzystania z rozpalonego żelaza, wrzątku etc..." Takie ograniczenie drastyczności „Młota" mogłoby świadczyć o łagodności swojskiej odmiany polowania na czarownice, lecz traci nieco na znaczeniu, zważywszy że na naszych ziemiach dochodziło do największej liczby samosądów, w trakcie których metody prowadzenia śledztwa zależały od pomysłowości prowodyrów. Per saldo — karano u nas wspólniczki szatana równie skutecznie jak gdzie indziej, choć nieco mniej „naukowo".
Pozostając przy naukowych metodach, może warto teraz dodać na czym polegała praca średniowiecznego badacza. Otóż, jej metodą było zawsze komentowanie, zaś celem — potwierdzenie słuszności Autorytetu. Aby stwierdzić istnienie jakiegoś zjawiska, nie należało bynajmniej empirycznie go poszukiwać, lecz odnaleźć poświadczające oń ustępy w bogatym dorobku patrystyki lub u późniejszych teologów. Nader często Kraemer ze Spren-gerem, pisząc o jakiejś właściwości Szatana, udowadniają prawdziwość swych stwierdzeń poprzez powołanie się na dawnych mistrzów. W tym aspekcie Młot na czarownice należy do klasyki średniowiecznych traktatów.
Inną cechą, uzasadniającą takie zaszeregowanie dzieła jest — obok typowej hagiografii — uprawiany w nim z żelazną konsekwencją kult liczb.
6 Dni Stworzenia, 7 pieczęci Apokalipsy, 7 stopni Kapłaństwa, 4 Cnoty Kardynalne, 5 zmysłów cielesnych, 5 zmysłów duchowych, 3 rzeczy prowadzące do piekła i 3 do nieba, 7-mioraka nagroda dla Sprawiedliwych, 7 sto-
pni cnoty, 6 sposobów myślenia w Sprawach Bożych, 40 i pół dnia pobytu Adama w raju i 4293 lata w piekle — to typowe wyliczanki średniowiecznych kodeksów, zgodnie z „Księgą Mądrości" św. Augustyna i jego teorią Boskiego Porządku ustanowionego według: Miary, Liczby i Wagi.
Mimo swego scholastycznego dogmatyzmu, wykracza jednak Miot na czarownice poza tradycyjne konwencje. Powstały w rozkwicie renesansu
— przyjął mimochodem pewne nowe cechy. Autorzy zastrzegając się, że „chwała z ust własnych śmierdzi" niedwuznacznie jednak sugerują czytelnikowi swe indywidualne, bohaterskie wyczyny i osobiste zalety. Wyrażają dumę z własnych osiągnięć i wysoce sobie cenią, wynikające z nich, praktyczne doświadczenie. Surowi inkwizytorzy przywodzą na karty swego dzieła, rubaszne, obiegowe wówczas „kawały" (stąd przekonanie autorów, że są to historie prawdziwe), które upodabniają pewne fragmenty „Miota..." do
— na wskroś renesansowego — Dekamerona. Warto też zwrócić uwagę na...
Życzę owocnej lektury! 220






Historia Powszechna (PWN, Tom II) za najważniejsze wydarzenie 1486 roku uznaje ukazanie się „MŁOTA NA CZAROWNICE"
„Od czasu wynalezienia druku, tylko dwie książki miały rzeczywisty a fatalny wpływ na dzieje Europy: „Młot na czarownice" oraz „Mein Kampf T E cTAmbrois
„... Powiedał abowiem człowiek niektóry, iz gdy członek męski zgubił, i czarownicy jednej o przywrócenie go prosił. Rozkazała mu czarownica, zęby na drzewo pewne wstąpił i z gniazda, w którym takowych członków było niemało, któryby mu się podobał, wziąć pozwoliła. Gdy tedy on jeden najwiętszy między nimi obrawszy wziąć go chciał. Rzekła czarownica: zaniechaj tego, abowiem to jest plebana jednego..."
— Z rozdziału „O sposobie którym mężczyźnie członek wstydliwy odejmować swym omamieniem zwykły"



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.