Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Podróż The journey - Brandon Bays

09-07-2015, 0:12
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 36.27 zł     
Użytkownik dobreksiazki
numer aukcji: 5496346697
Miejscowość ŁÓDŹ
Wyświetleń: 1   
Koniec: 09-07-2015 00:19:08

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Waga (z opakowaniem): 0.50 [kg]
Okładka: miękka
Kondycja: bez śladów używania
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Podróż The Journey to książka przewodnik. Autorka Brandon Bays zabiera nas w niezwykłą, inspirującą podróż prowadzącą do uzdrowienia. To książka niosąca nadzieję i niezwykłą siłę do walki. Brandon pokazuje, że sama bez pomocy lekarzy, bez operacji i bez przyjmowania leków pokonała chorobę i pozwala nam wierzyć, że każdy z nas może wsłuchać się w siebie, w swoje ciało i poradzić sobie z każdym, nawet najcięższym życiowym problemem. Podróż The Journey wiedzie nas do przyczyn naszych lęków, schorzeń, niepowodzeń i dostarcza narzędzi oraz głębokiego przekonania potrzebnych do zwalczenia blokad i odzyskania prawdziwej wolności.

 

Podróż the journey to książka o wolności. Wolności przeżywania takiego życia, o jakim zawsze marzyliśmy.
Głęboko z naszego wnętrza wzywa nas ogromny potencjał, czekając by otworzyć nas na radość, wolność i miłość, które kryją się w środku nas. Ta obecność woła, byś właśnie teraz wrócił do domu abyś odbył podróż, bo pragnie cię wyzwolić. Każdy z nas ma jeszcze sprawy, które nas ograniczają albo sprawiają, że czujemy się uwięzieni, słyszymy szept duszy, kiedy nas wzywa, ale czujemy, że nie jesteśmy w stanie dosięgnąć jej wspaniałości. Zamiast tego czujemy się w jakiś sposób blokowani, zatrzymywani, ograniczeni przez swoje problemy - strach, lęk, depresję, żal, ból, niepokój. Może to coś tak prostego, jak poczucie, że w życiu musi chodzić o coś więcej, albo coś równie złożonego jak uczucie kompletnej porażki. Może to być coś tak destrukcyjnego jak nałóg, albo tak groźnego dla życia jak poważna choroba.
Nieważne, jak głęboki jest problem i jak długo z nim walczyłeś, masz możliwość stać się absolutnie wolnym, pełnym i uzdrowionym. Jesteś w stanie dotrzeć do pierwotnej przyczyny problemów, rozwiązać je, pozbyć się ich całkowicie i wyzwolić się, by przeżywać życie na miarę najwyższego potencjału,jako pełną ekspresję swojego prawdziwego ja.
Poprzez uczące pokory i dogłębnie transformujące doświadczenie uleczenia guza w naturalny sposób w ciągu jedynie sześciu i pół tygodnia, odkryłam bezgraniczną radość i wolność, które odtąd stały się moim codziennym doświadczeniem. Jest to najcenniejszy dar, jaki w życiu otrzymałam. Od czasu tej niezwykłej podróży, jaką przebyłam dziesięć lat temu, niesamowicie porusza mnie i inspiruje patrzenie, jak Dzieło Podróży rozpala się w każdym kraju, w którym zostaje ofiarowane. Na całym świecie dziesiątki tysięcy ludzi, podążających różnymi życiowymi ścieżkami, wykorzystuje Podróż by odkryć prawdziwą wolność w swoim życiu. Ludzie znajdują swoje własne odpowiedzi i docierają do swojej własnej, najgłębszej prawdy. Oczyszczają się z emocjonalnych blokad i fizycznych przeszkód, które ich powstrzymywały. Doznają ostatecznego uzdrowienia na wszystkich poziomach życia. Zwykli ludzie osiągają niezwykle wyniki. Wygląda na to, że niezależnie od pochodzenia, wieku, kultury i wychowania, każdy wie, że w jego wnętrzu istnieje ogromna obecność, do której jeszcze nie dotarł, a której wszyscy potajemnie pragniemy doświadczyć. Ta obecność nie zasypia nawet wtedy, kiedy idziemy spać i sprawia, że nasze serce bije, włosy rosną, a komórki rozmnażają się. Częścią niezwykłego daru mojej uzdrawiającej podróży było odkrycie i rozwinięcie prostej lecz potężnej, dokładnej metody uzyskiwania bezpośredniego dostępu do nieskończonej mądrości - mądrości, która jest zdolna odkryć przed tobą stare wzory emocjonalne i wspomnienia przechowywane w komórkach ciała, oraz do uzdrawiającej energii, która jest w stanie ostatecznie rozwiązać stare problemy i oczyścić cię z nich, aby twoje ciało i cała twoja istota mogła zająć się procesem naturalnego uzdrawiania,
Dziś przemierzam z Dziełem Podróży cały świat, prowadząc warsztaty i zaawansowane szkolenia. Wciąż zachwyca mnie, że przyciągają one ludzi zajmującymi się wszystkimi metodami leczenia, zarówno tradycyjnymi jak i alternatywnymi. Moje wykłady i seminaria odbywają się w szpitalach, hospicjach, ośrodkach dla ofiar przemocy, szkołach homeopatii, ośrodkach uzdrowicielskich, organizacjach duchowych, a także w ramach grup wsparcia dla chorych na raka i dla osób uzależnionych. Gdziekolwiek się zjawię, ludzie skutecznie, łatwo i swobodnie włączają Dzieło Podróży do swoich programów pracy zawodowej. Wierzę, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że niektóre sprawy wymagają po prostu, żeby zakasać rękawy i wykonać więcej głębokiej pracy uzdrawiającej. Wiemy, że ważne jest, żeby zmierzyć się z problemem na najgłębszym poziomie, aby w końcu rozwiązać go raz na zawsze i oczyścić się z niego całkowicie. Wspólnie rozumiemy, że Dzieło Podróży to sposób na przyniesienie dogłębnego uzdrowienia, integralności i dobrego samopoczucia na najgłębszym poziomie - niezależnie od naszego pochodzenia. Jednym z programów, które prowadzę, jest ogólnoświatowa akredytacja terapeutów, na którą przychodzą lekarze medycyny, terapeuci zajmujący się metodami alternatywnymi, wszelkiego rodzaju doradcy, psychiatrzy oraz księża.

 

Fragment książki


Obudziłam się tamtego ranka, latem 1992 roku i uświadomiłam sobie, że czymkolwiek to jest, muszę się wreszcie zmierzyć z faktem, że mój brzuch tak strasznie urósł w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nie mogłam się już dłużej zapierać. Jakaś część mnie wiedziała, że w środku działo się coś naprawdę złego i że muszę w końcu iść do lekarza i sprawdzić, o co chodzi.
Trudno mi było uwierzyć, że coś może u mnie być naprawdę „źle". Wyglądało na to, że wszystko robię dobrze! Miałam niebywałą świadomość zdrowotną, skrupulatnie rozwijaną już od dwunastu lat. Jadłam najzdrowsze, pożywne, wegetariańskie posiłki, piłam tylko nieskazitelnie czystą, filtrowaną wodę i codziennie ćwiczyłam na batucie. Mieszkałam w małym domku na plaży w kalifornijskim Malibu i oddychałam świeżym morskim powietrzem. Co jeszcze ważniejsze, dzięki wieloletniej pracy nad rozwojem osobistym, nie musiałam już kierować swoich myśli na pozytywne tory - działo się to samoczynnie. Czułam się całkowicie spełniona w małżeństwie, kochałam moje dzieci i czułam się ożywiona pracą, za którą byłam niesamowicie wdzięczna - podróżowałam po całym świecie, prowadząc seminaria i inspirując ludzi do tworzenia życia w zdrowiu. Moje życie było spełnieniem wszystkiego, czego pragnęłam.
Bardzo dużo czasu spędziłam na kursach i warsztatach, ucząc się wszystkiego o uzdrawianiu ciała i duszy. Całe moje życie zdawało się toczyć wokół zasad zdrowia i dobrego samopoczucia, a ja zdecydowanie tych zasad przestrzegałam. A mimo to właśnie miałam przed sobą swój brzuch, tak wielki, jakbym była w ciąży, choć wiedziałam, że na pewno nie jestem. Jak to się stało, skoro wszystko robiłam dobrze?
Speszona i zawstydzona, nie wyznałam swoich obaw nawet najbliższym przyjaciołom. Oto ja, ekspert uczący innych, jak przejmować kontrolę nad swoim zdrowiem, nie mogę zapiąć się w najluźniejszych spodniach.
Od piętnastu lat zajmowałam się medycyną naturalną i alternatywną, a teraz, postawiona przed poważnym problemem zdrowotnym, czułam się zagubiona wobec perspektywy udania się do „zwykłego" lekarza. Mimo że wiedziałam, że pilnie potrzebuję odpowiedniej medycznej diagnozy, nie miałam pojęcia od czego zacząć, ani do kogo zadzwonić.
Nie mając odwagi zadzwonić do kogoś z przyjaciół, ani nie wiedząc do kogo się udać, zdecydowałam się odwiedzić pobliską księgarnię. Przejrzałam zawartość półek i znalazłam książkę napisaną przez panią chirurg, specjalistę w dziedzinie spraw kobiecych, znaną z tego, że nie wycinała z pacjentek wszystkich możliwych narządów, gdy tylko nadarzyła się sposobność. Pomyślałam, że rozsądnie będzie zacząć od wizyty u tej lekarki, a gdy zadzwoniłam pod numer telefonu podany na okładce, ku swojemu zaskoczeniu i przerażeniu usłyszałam, że mogę umówić się na wizytę już za sześć tygodni.
Przez ten czas okazało się jednak, że mój brzuch „napęczniał" oraz, co było bardzo dziwne, mój okres zaczął się na długo przed czasem. Na dzień przed umówioną wizytą zebrałam się na odwagę, by opowiedzieć co się dzieje Catheri-ne, jednej z moich najlepszych przyjaciółek, i poprosić ją, żeby mi towarzyszyła.
Gdy dotarłyśmy do gabinetu, zrobiło mi się niedobrze na myśl o możliwej diagnozie. W czasie, gdy siedziałyśmy z Catherine w kolejce do badań i zajmowałyśmy myśli rozmową o czymś innym, oblał mnie zimny pot, a fale strachu zaczęły przelewać się przez moje ciało. Minęło półtorej godziny, zanim pielęgniarka w końcu przyszła, żeby nas wywołać. Trwające czterdzieści pięć minut badanie było skrupulatne, drobiazgowe i zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Pani doktor nie odzywała się ani słowem, a ja czekałam by usłyszeć to, czego bałam się najbardziej.
Kiedy badanie dobiegło końca, doktor w ciszy odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy. Uprzejmym, lecz pozbawionym emocji głosem powiedziała: Brandon, masz guza wielkości piłki do koszykówki, który sprawia, że wyglądasz jakbyś była w piątym miesiącu ciąży.
Miałam wrażenie, jakby wszystko wokół zaczęło zwijać się do środka i desperacko próbowałam jakkolwiek odnieść się do tego, co usłyszałam. Niezdarnie Próbowałam zdobyć się na beztroskę. Ależ pani doktor, chyba pani to wyolbrzy-mia, piłka do koszykówki, nie przesadzamy trochę? Piłka do koszykówki jest taka wielka! - powiedziałam, pokazując dłońmi rozmiar takiej piłki. Uśmiech-n?łam się przy tym z niedowierzaniem i natychmiast zrobiło mi się głupio.
Mój nieudany żart nie ocieplił nastroju lekarki, która twardo, niemal kąśliwie odpowiedziała: Wolałabyś, żebym przyrównała go do piłki plażowej? Piłka plażowa jest taka duża (pokazała, jaki to rozmiar). I to nie wszystko, ten guz miażdży inne twoje narządy. Nie zauważyłaś ostatnio, że masz problemy z oddychaniem?
Pokiwałam głową i wymamrotałam, że myślałam, że to ze względu na wzdęcie i przyrost masy. Odpowiedziała: To ze względu na to, że ten guz, ta „masa miednicowa" rozrosła się od okolic łonowych aż do klatki piersiowej (dotknęła mojego ciała, pokazując dokładnie ile miejsca zajmował guz) i uciska na przeponę, utrudniając oddychanie. Guz urósł tak bardzo, że musisz już dzisiaj iść do szpitala na dalsze badania, żeby można było usunąć go chirurgicznie.
Poczułam się, jakby ktoś wycisnął ze mnie całe powietrze. Jeszcze kilka razy głupio i nieudolnie próbowałam poprawić atmosferę, zanim zebrałam się na odwagę i poprosiłam panią doktor o rozmowę na osobności w jej własnym gabinecie.
Gdy szłyśmy korytarzem, Catherine zasypała lekarkę gradem pytań. Przypuszczam, że chciała zdobyć dla mnie trochę czasu, żebym mogła się pozbierać i wrócić do zmysłów. Usiadłyśmy i zapytałam panią doktor, o co dokładnie w tym wszystkim chodzi i jakie są możliwe rozwiązania. Im dłużej mówiła, tym bardziej tragiczne wydawało się moje położenie. Usłyszałam, że operacja i to natychmiastowa była dla mnie „jedynym rozwiązaniem".
Wewnętrzne napięcie wzrastało, a moje serce zaczęło łomotać. Czułam się jak zwierzę w pułapce. W końcu musiałam powiedzieć coś takiego: Nie mogę na to pozwolić, pani doktor. Zajmuję się uzdrawianiem ciala-umysłu. Muszę mieć szansę rozwiązać to zgodnie ze swoimi przekonaniami i uleczyć się w swój własny sposób... ile czasu mogę na to dostać?
Doktor spoważniała jeszcze bardziej i odpowiedziała, że nie można tego lekceważyć. - Nie rozumiesz, Brandon - mówiła. - Nie chodzi tylko o wielkość twojego guza. Najbardziej martwię się o to, że moglibyśmy stracić cię w ciągu kilku dni ze względu na postępującą utratę krwi. To nie jest okres. To krwotok wewnętrzny.
Zaczęłam szamotać się, negocjując z każdej pozycji, jaka przyszła mi do głowy. Inteligentnie i logicznie rozważałam wszystko, co mówiła doktor i nie chciałam ryzykować swoim życiem, ale czułam, jakby coś mnie ciągnęło i jakbym po prostu musiała w jakiś sposób zdobyć jeszcze trochę czasu. Musiałam stać szansę na podjęcie własnego procesu uzdrawiającego i zrobić, co w mojej mocy.
- A co, jeśli udałoby mi się powstrzymać krwawienie przez hipnozę leczniczą, homeopatię albo w jakiś inny sposób? Ile czasu mogłabym wtedy dostać? - spytałam.
Lekarka pokręciła głową, jakby w geście wyrażającym czystą irytację i przeszła na uprzejmy lecz całkowicie zdecydowany, brzmiący nieco protekcjonalnie ton.
- Brandon, wydajesz się być bardzo szczerą osobą, a czasem nawet ja polecam alternatywną medycynę naturalną, lecz tylko wtedy, gdy diagnoza wskazuje na możliwość skorzystania z takich metod. Jednak masa zgromadzona w twojej miednicy jest po prostu za duża, żeby można było w ogóle o czymś takim myśleć - powiedziała. Wskazując na półki książek ciągnące się wzdłuż ścian jej gabinetu tak, jakby były one rozstrzygającym dowodem, mówiła dalej. - W żadnej z tych książek nie ma ani jednego przypadku kobiety, która wyleczyłaby się naturalnymi metodami z masy miednicowej takiej jak twoja. Zatem nawet jeśli masz najlepsze pod słońcem intencje, nie mogę z czystym sumieniem wypuścić cię stąd w takim stanie, w jakim teraz jesteś. Moim obowiązkiem jako lekarza jest ratowanie życia - musisz zostać przyjęta do szpitala dziś popołudniu.
- A gdybyś musiała dać mi trochę czasu, ile mogłabym dostać? - błagałam. I tak negocjacje ciągnęły się jeszcze przez pół godziny zanim w końcu umówiłyśmy się, że jeśli uda mi się jakoś powstrzymać krwawienie w ciągu kilku następnych dni, to będę miała miesiąc, żeby zrobić to, co wiem, że zrobić muszę - wszystko, co w mojej mocy. Gdyby objawy pogorszyły się, miałam natychmiast zadzwonić, a jeśli po miesiącu guz nie zniknąłby całkowicie, musiałabym wrócić i pozwolić chirurgom zrobić to, co oni wiedzieli, że muszą zrobić - usunąć guz operacyjnie.
Wychodząc z gabinetu, obejrzałam się i napotkałam zatroskane spojrzenie pani doktor. Wtedy uświadomiłam sobie, że ona naprawdę się o mnie martwi. W jej spojrzeniu zobaczyłam też jednak, że nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że nie uda mi się uleczyć się samodzielnie. - Do zobaczenia za miesiąc -powiedziała po cichu i znacząco, absolutnie pewna, że pisana mi była operacja.