PIOTR CHOYNOWSKI
KIJ W MROWISKU
TOWARZYSTWO WYDAWNICZE IGNIS
W WARSZAWIE 1923
190 x 130
str.207
stan db
O Choynowskim wiedziałem tylko tyle, że pisał udane opowiadania o czasach szlacheckich. Jako że nie jestem miłośnikiem opowiadań, poznawanie jego twórczości chciałem rozpocząć od książki, która w podtytule zaznacza, że to „Powieść”. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jest zbiorem opowiadań! I to bynajmniej nie szlacheckich, ale jak najbardziej współczesnych, oczywiście autorowi. Cóż, nie jest to powód, by książkę rzucić w kąt, więc zabrałem się do czytania.
Wszystkie opowiadania łączy to, że wszystkie dotyczą miłości, jej różnych postaci i odcieni. Mamy tu między innymi miłość młodzieńczą, pełną naiwności, miłość siostrzaną, miłość namiętną czy miłość zdradzoną.
Utwory mają postać miniatur, moim zdaniem - idealnie nadających się na krótkie etiudy filmowe. Autor potrafi w kilku zdaniach stworzyć nastrój i wiarygodnie przedstawić charakter postaci. Robi to często z humorem, co sprawia, że zbiorek czyta się szybko i przyjemnie.
Poziom opowiadań jest jednak nierówny. Najciekawsze i najlepsze są te, które dotyczą uczuć dziecięcych, zarówno beztroskich:
„- No, no! aby mi się tu nie rozmazywać... Gadaj, coś tam nabroił? - Ja nic... to oni nie dali mi pójść do pani! - Mojeż ty niewiniątko! A kto wyprawiał awantury przy lekcji? Co? - To ona, ta nauczycielica... krokodyl! - Jak? - A bo jest krokodyl i już. - Co ty gadasz? Pewnoś nic nie umiał? - Oho, wszystkich królów na wyrywki... może pani zapytać! Dopiero, jakem się zaczął trochę huśtać na krzesełku, ale troszeczkę, to ona postawiła pałę ze złości. A ja nie chcę, bom umiał. - Coś tam kręcisz, smyku... przyznaj się! - Wcale nie... tylko potem było mi już wszystko jedno. Ona mówi: »- Huśtaj się, huśtaj... może nogi na stół położysz?« - A ja mówię: »- Jak mi się spodoba, to położę«. »- Dostałbyś od Ojca - no!« - Więc ja nogi na stół, a ona rozzłościła się jak pies, i otworzyła drzwi do jadalnego, gdzie była mama”[1],
jak i bardzo poważnych:
„- Janek... Ale uważaj!... Jakby była awantura, to musisz mnie zastąpić... rozumiesz, Janek? W półzmroku, wśród kompletnej ciszy, głos jej nabiera jakiegoś tajemniczego wyrazu, z którego wieje chłodny strach. Janka przebiega znowu zimny dreszczyk. Nie odrywając od lampy zastygłego wzroku, szepce żałośnie, niby stłumiona skargę: - Och, Genia!... Dzisiaj będzie... Ja wiem, dzisiaj będzie... Co ja zrobię?... Nowy szept dziewczynki, mocniejszy teraz, jak rozkaz. - Nie bój się nic... Rób wszystko, jak ja... wiesz przecie... Kiedy zaczną się kłócić... rozumiesz? Jak będziesz widział, że źle - to stawaj między nimi i wrzeszcz czy płacz, byle głośno... Rozumiesz Janek - głośno!... I długo... Póki nie przestaną!...”[2].
|