„Mieszkam tu nad Wisłą tyle lat” – śpiewa Mieczysław Fogg. Mieszkał nad Wisłą i śpiewał w Warszawie i o Warszawie. Bez jego piosenek brakowałoby naszemu miastu tego szczególnego koloru. Przechodząc brzegiem Wisły, Fogg zastanawia się nie tylko nad tym, „ile rymów od stuleci wyłowili z niej poeci?”, ale i też „ile kul tu leży na dnie?”.
Albert Harris, którego sercu stolica była równie bliska, po powrocie do niej w roku 1944 pragnąłby znów ujrzeć zapamiętane przed laty miasto, przypominające „uśmiech dziewczyny kochanej”. Tymczasem Warszawę „przygniotły rozpacz i ból i teraz można było nad nią już tylko zapłakać”. Z tych rozdarć powstała „Piosenka o Warszawie” – jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających. I słowa, i muzykę do niej napisał właśnie Albert Harris, który też śpiewa ją na niniejszej płycie. Posiadał ją w repertuarze również Mieczysław Fogg i często wykonywał – jeszcze w gruzach Warszawy. Była rodzajem hymnu, dającego wiarę, że uda się przywrócić zrujnowanej stolicy ów „uśmiech dziewczyny kochanej”.
Jesteśmy oto w Warszawie lat 20. i 30. Czas wspomnień otwiera Ludwik Sempoliński. Z perspektywy czasu i doświadczeń starszego pana wzdycha, iż kiedyś „inny maj był – inne bzy. I gdzie te czasy, gdy na bicyklu w aleje się mknęło, a urocze wieczory można było spędzić w Iluzjonie”.
Po nim „Trubadur Przedmieść Warszawy”, jak mówiono o Tadeuszu Faliszewskim, śpiewa panegiryk (od razu dodajmy, że jak najbardziej należny) na cześć pięknych mieszkanek stolicy: „Warszawianki, warszawianki – wszystkie zgrabne i powabne, bo Warszawa tylko takie córy ma”. Faliszewski to jeden z największych pieśniarzy Warszawy, a w latach 30. bodajże jedyny. Z jego piosenek poświęconych stolicy można by wydać cały album, spośród których zwłaszcza te z dalekiej Pragi stworzyłoby kwiecistą i „charakterną” mozaikę. Kilka z nich zamieszczamy na naszej płycie.
Zajrzyjmy też na sceny i scenki dawnej Warszawy, gdzie prym wiodły heroiny przedwojennego kabaretu. Wśród nich ta jedyna i niezrównana – Hanka Ordonówna. Są też i eleganckie dancingi z wytwornym towarzystwem i ze świetnymi orkiestrami tanecznymi. Orkiestry grały wybornie, a refreny śpiewały gwiazdy tej miary, co Adam Aston.
Aston, poza tym, że znakomicie czuł styl swingowy, słusznie uchodził za „króla polskiego tanga”. Tango było wówczas i modą, i stylem. Z czasem Astonowi zaczął wyrastać konkurent: Mieczysław Fogg, co słyszymy wyraźnie, gdy wraz z Chórem Dana śpiewa słynne tango ze światowego repertuaru: „To samo niebo”. Ale jak śpiewa!
Na koniec jeszcze kilka wspomnień dawnej Warszawy: pokoik na Hożej Zofii Terné, mały pokoik na piątym piętrze Aleksandra Żabczyńskiego oraz wspomnienie Wiery Gran, która stojąc wśród ruin próbuje odtworzyć widok „swojej ulicy kochanej”."
Przedmiot nowy, oryginalny, zafoliowany.