Interesujący wywiad z prof. Zdzisławem M. Rurarzem na temat transformacji Polski i innych krajów zniewolonych przez komunizm. Interesująca analiza fatalnych reform wprowadzonych w Polsce na tle sytuacji ekonomicznej Europy i świata oraz w porównaniu do reform wprowadzonych w innych krajach byłego bloku moskiewskiego. Wiele nieznanych informacji - książka całkowicie niemal przemilczana w kraju.
„W poprzedniej rozmowie mówiliśmy o burzy, która w 1989 r. przetoczyła się po Europie Wschodniej, a nawet niektórych pozaeuropejskich krajach komunistycznych. Różne jej natężenie w poszczególnych krajach, w niektórych z burza szalała jeszcze po 1989 r., a tu i ówdzie były nawet jej nawroty. Z tego co Pan mówił jasno wynika, że była to burza niezależnie od nagromadzonych chmur nad obszarem wywołana sztucznie. Wywołał ją Kreml, mając w tym jakiś ul cel. Ale burza nie ominęła, zwłaszcza w 1991 r, samego ZSRR, który nawet w jej wyniku został zmieciony z mapy świata. Po co było wiec Kremlowi wywoływać taką burzę? — Zanim odpowiem na Pańskie pytanie, proponuję prześle sam przebieg burzy w ZSRR. W dwóch rozmowach na ten temat proponuje też, w bardzo wielkim skrócie, w pierwszej omówić objawy zewnętrzne tej burzy, a w drugiej jej objawy wewnętrzne. Jeszcze raz też podkreślam, że sam przebieg sztucznie wywołanej burzy przebiegał w większym lub mniejszym stopniu zgodnie z nieznanym nam z góry założonym scenariuszem wydarzeń, który okresowo podlegał i nadal podlega różnym korektom. — No dobrze, załóżmy zatem, że tak istotnie było i jest Pan mówi. Ciągle jeszcze nie widzę w tym wszystkim większe sensu. Kreml przez dziesiątki lat coś tworzył i potem sam wszystko zburzył. Dlaczego? — Postaram się odpowiedzieć na Pańskie pytanie, ale najpierw omówmy sam przebieg burzy, tak jak zapisano ją w kalendarzu. Otóż początkiem burzy, choć wtedy jeszcze nikt nie słyszał pomruków, było dojście do władzy Michaiła Gorbaczowa w dniu marca 1985 r. Faktycznie doszedł on do władzy nawet nieco WCZEŚNiej, kiedy to zastępował śmiertelnie chorego Konstantina Czernienke. Samo dojście Gorbaczowa do władzy było zastanawiające. Jak na panujące wówczas na Kremlu stosunki był on „młodzikiem", mającym tylko 54 lata, a ponadto był nowicjuszem w rządzącej mafii. Komuś jednak zależało, żeby to on właśnie wszedł na świecznik i może nie tak rządził, jak był na nim widoczny i posłusznie wykonywał dawane mu zakulisowo polecenia... - Kto Pańskim zdaniem był tym „kimś", który miałby to robić? Proszę Pana, w każdym kraju, nawet demokratycznym, są różne grupy nacisku, które faktycznie rządzą, choć formalnie wygląda to inaczej. W ZSRR, pomijając jego pierwszy okres istnienia, przez prawie trzydzieści lat rządził niepodzielnie Stalin. Potem jednakże rządy były już bardziej kolektywne, albo raczej mafijne. Jądrem tej mafii był i nadal jest „kompleks wojskowo-policyjny". To on, a nie partia sprawował faktyczną władzę w ZSRR po śmierci Stalina. Ale powróćmy do Gorbaczowa. Nie będę już przypominał jego kosmicznej kariery, ale nie ulega wątpliwości, że zrobił ją głównie dzięki Andropowowi, ongiś szefowi KGB. Sam Gorbaczow, o czym wspominają jego dawni znajomi, marzył o pracy w KGB, choć do tego formalnie nie doszło. Jest jednakże więcej niż pewne, że z tytułu swojego stanowiska w prowincjonalnym aparacie komsomolskim a potem partyjnym miał bieżący kontakt z KGB. Potem też ujawniono nawet jego stopień wojskowy, stopień pułkownika, zapewne KGB. Fakt, że podano stopień relatywnie niski jak na Gorbaczowa, mógł świadczyć o jego podporządkowaniu oficerom wyższego stopnia... W każdym razie, jeszcze przed objęciem władzy, Gorbaczow wygłosił swoje przemówienie w dniu 10 grudnia 1984 r., w którym mówił o konieczności „demokratyzacji życia społecznego i ekonomicznego". Nikt wtedy nie zwrócił na to uwagi, ale mafia z pewnością nie tylko zauważyła taką wypowiedź, ale najprawdopodobniej kazała mu tak właśnie powiedzieć. Co więcej, mafia zapewne też wiedziała, że Gorbaczow cieszy się rosnącą popularnością na Zachodzie, gdzie wyraźnie błyszczał na tle zramolałych przywódców kremlowskich. Był inteligentny, pełen dynamizmu, a nawet miał atrakcyjną żonę, rzecz nie bez znaczenia dla „public relations" na Zachodzie. Z takim Zachód mógł łatwiej się komunikować, niż na przykład z Gromyką, człowiekiem o zaciętej i skrzywionej twarzy, która od dziesięcioleci nosił miano „Mr. Nyet". A stawka była wysoka i trzeba było grać „va banque"... — Załóżmy, że tak było jak Pan mówi. Ale kto konkretnie, operując już nazwiskami, doprowadził Gorbaczowa do władzy? — Nie ulega wątpliwości, że głównie KGB. To Wiktor Czebrikow, ówczesny szef KGB, przywiózł Gorbaczowa w swoim towarzystwie i w swoim samochodzie na Plenum KC w dniu 11 marca 1985 r. Wszyscy to widzieli i już wiedzieli na kogo muszą głosować... Zresztą, wyboru dokonano już wcześniej. Nie tylko na posiedzeniu Biura….”
Zdzisław Rurarz (1930 - 2007) – polski dyplomata, wykładowca w SGPiS, autor wielu książek i publikacji, ambasador PRL w Japonii. W 1945 r. wstąpił do ZWM, w 1946 r. do PPR. W latach 70. pracował m.in. w zespole doradców ekonomicznych Edwarda Gierka. Po ogłoszeniu stanu wojennego w 1981 r. schronił się w ambasadzie USA w Tokio prosząc o azyl polityczny, informacje o jego ucieczce przeciekły do Polski, w związku z czym został przewieziony wraz z rodziną do USA, gdzie mieszkał do końca życia. Następstwem ucieczki Rurarza do USA było odebranie mu przez władze PRL obywatelstwa, konfiskata majątku w kraju oraz zaoczne skazanie na śmierć za zdradę ojczyzny. W USA wystąpił przed komisją Kongresu, potępiając politykę gen. Wojciecha Jaruzelskiego, a wprowadzenie stanu wojennego określił "wypowiedzeniem wojny narodowi przez rząd". Wzywał polityków amerykańskich do wprowadzenia sankcji ekonomicznych wobec PRL. Po 1989 r. rzadko angażował się w politykę i wypowiadał publicznie, był również sceptyczny wobec transformacji politycznej w Polsce. W lutym 1990 r. odbyła się rozprawa rewizyjna w sprawie cofnięcia wyroku skazującego Zdzisława Rurarza na śmierć, wyrok zamieniono na 25 lat pozbawienia wolności. W maju doszło do kasacji wyroku, jednak nie postanowiono o zwrocie pozostawionego majątku. Prof. Rurarz nigdy nie wrócił do Polski z obawy o własne życie – nie wierzył w prawdziwość deklaracji, z nieufnością podchodził do przemian w Polsce. Po śmierci został uhonorowany jedynie przez stronę amerykańską, co podkreśliły słowa ambasadora USA w Polsce V. Ashe- "Ambasador Rurarz był człowiekiem niezłomnych zasad, który w czasie trudnym dla Polski podjął niełatwą decyzję, by twardo bronić swoich przekonań, i zostanie zapamiętany dzięki swojej odwadze". W Polsce praktycznie przemilczano ten fakt.
|