Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

ORKAN - LISTY ZE WSI TOM I 1925

12-04-2015, 20:22
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 35 zł      Aktualna cena: 24.99 zł     
Użytkownik dicentium
numer aukcji: 5222971059
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 5   
Koniec: 12-04-2015 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

SPIS RZECZY.



I. Lud w masie. — Uwagi Witkiewicza. —
Lud a państwo....... 5
II. Wieś a miasto........ ]g
Konwenans wsiowy...... 24
IV. Lingwista w kraju Zulów ...... 30
V. Górale, lachy i cepry ...... 37
VI. Witkiewicz: Po latach ...... Ą3
VII. Zakopane dawniej a dziś . ., . . . 49
VIII. O polityce Podhala ...... 5?
IX. Czyśmy demokraci? ...... 69
X. Sołtysi, kmiecie a żmudź..... 77
XI. Bartek Nędza a partje polityczne. . . 33 XII. Czary......- ... 90
XIII. O duchach, znakach i śmierci .... 97
XIV. Jasionów......... 105
XV. Kto jest na wsi biedny?..... 112
XVI. Emigracja..... ... 118
XVII. Za ziemią......... 124
XVIII. Bożek i jego zagroda...... 139
XIX. Współżycie ludzi na wsi..... 135
XX. Czytelnik i analfabeta..... 142
XXI. Nieco o oświacie....... 149
XXII. Czas * wychowawca ....... 156
XXIII. Inteligencja z ludu....... 165
XXIV. Co sprawiła wojna na wsi .
172



LUD W MASIE. - UWAGI WITKIEWICZA. — LUD A PAŃSTWO.



Na olbrzymiem, nierównem rozłożu, od Bałtyku po Tatry, od niemieckich miedz po seia ruskie, rozwinął się, o różnym roślinnym i drzewnym przystroju, a jednako pełen swo* istego uroku —pejzaż polski. W rozmaitych, bogatych lub uboższych oramieniach tego pejzażu zakwitły setki wsi: skupiskami przy* drożnemi w niżach, dziedzinami i rozstra* conemi osiedlami w roztokach górskich. Na* okół tych tysięcznych siedzib zaima się pej* zaż, przemienny porami roku, rodzajem ludzkim. Od wczesnej wiosny, gdy pierw* sza wynika zieleń —przez lipce, sierpnie sło* neczne—dzwonią i roją się ludzkiemi zabiegi jakoby pszczelnym trudem pola, hukają lasy i stukają odgłosami rąbanie jak kuciem dzię* ciołów, po ostatnie, rdzawe dni listopada. A zimą długą—zaiście dzięki prapradziadom, którzy tu sadyby swe obrali, prawdziwie oj*
czyźnianą — gdy śniegowa gruba ościel okry* je wszystko, wysnuwają się, jak hołd niebu kadzielny, dymy z chałup — błękitnią się śla? dy stóp między osiedlami — znaczą się wstę* gami w pustkowiu koleje sań — wiodą sze* rzej udeptane trakty ku miastom.
Morze, szumiące latem — uciszone zimą. Wśród tego morza, jak wyspy rzadkie — mia* sta... Kipiące znów swoistem życiem, o życiu wlaściwem onego morza okrężnego nic nie* wiedzące.
A w tych zatoniętych w pejzażu polskim wsiach miljony istot trudzą się, cierpią, we? selą, walczą, padają i krzepią się nadzieją ostawione samym sobie, otoczone całym świas tem swoistych wyobrażeń. Lud w masie — przez mgłę zdała widny.
Był czas, po powstaniu 63 r., gdy widziano, że bez udziału masy ludu czyn odrodzeńczy nie da się pomyśleć. „Historyczną zasadą obecnej chwili" ¦— stwierdza Witkiewicz przed 20=tu laty — „jest uznanie mas ludo^ wych, jako rozstrzygającego czynnika naro* dowego bytu. Z temi lub owemi zastrzeże* niami wszyscy stwierdzają, że od sił, które się znajdują w łonie ludu, zależy przyszłość".
Rzucono się tedy nagwałt do „oświaty" i „podnoszenia" ludu. Poczęto lud gloryfiko* wać w poezjach, w obrazkach „malowanych w słońcu". Wszystkie przymioty najlepsze
w nim widziano. Wszystkie nadzieje z nim łączono.
Lud spełnił pokładane w nim nadzieje — częściowo. Zastąpił go bieg wydarzeń, spra* wiedliwość dziejowa.
I oto — w Polsce wolnej — lud biały stał się naraz czarny. Przypomniano sobie nagle jego „chamstwo", co nawet przewódcom jego wbrew rzucono.
Wrażenie zastąpiło wiedzę istotną o ludzie — tak wtedy, gdy go pokostowano na różowo, jak dziś, gdy się go widzi we wszystkich ciemnych barwach.
Lud w rzeczy jest dziś narodem — choć w masie świadomości tego nie posiada. Po* znać zaś naród swój jest chyba pierwszym obowiązkiem—kwestją bytu na przyszłość— każdego obywatela. Nim lud—siebie o ludzie naprzód trza oświecać.
Aktualne są wciąż jeszcze przemądre Wit* kiewicza w tej materji uwagi. Mówią o łu* dzie w sobie, o t. zw. kwestji ludowej, o sto= sunku doń „oświecicieli", jak i różnych pars tyjnych „zbawiaczy". Nie dość silnie je pod* kreślić dla zapamiętania.
„Jeżeli do ludu — mówi — nie przychodzi się ani „z przebaczenia anielską pogardą" klas, wierzących w swoją wyższość, ani z de* mokratycznem uczuciem, chcącem się zaopie^ kować niedolą ludu; jeżeli się nie jest agi*
tatorem na rzecz stronnictw demokratycz* nych, ani na rzecz większej włosności, jeżeli się żyje z ludem w tem zbliżeniu i wzajemnem poszanowaniu, które ponad różnicami form pozwalają ujawnić się istotnej treści dusz ludzkich, to sprawa ludowa przedstawia się ogromnie inaczej, niż z punktu haseł teore= tycznych lub partyjnych dążeń. -— Przede* wszystkiem lud, widziany z tego zbliżenia, przedstawia się jako całość, utrzymująca się tylko pod naciskiem warunków ekonomicz* nych, które jednak niQ tworzą z ludu zbitej masy, zasadniczo, masowo różniącej się od reszty społeczeństwa — jak stado wróbli od orłów. Lud składają ludzie, zupełnie tak sa* mo różni między sobą indywidualnie, jak we wszystkich innych klasach społecznych".
„Dla zrozumienia kwestji ludowej, trze; ba potracić wiele arystokiatycz* nych i demokratycznych uprze? d z e ń, trzeba zejść do dna duszy ludu i zro* zumieć, że jej potrzeby i pragnienia są zasad* niczo te same, co klas wyższych, choć się przejawiają inaczej. Jeżeli komu się zdaje, że te wszystkie grube przejawy egoizmu ludowego są czemś innem od objawów wy* rafinowanego egoizmu klas wyższych, to się bardzo myli. Chciwość jest chciwością, czy przedmiotem chęci posiadania jest kupa gno* ju, czy brylant, świecący jak gwiazda.
ma rodowa i pycha, pochodząca z bogactwa, rozpiera tak samo pierś Gąsieniców, jak i Zbaraskich. Człowiek! — człowiek! — oto co trzeba widzieć w chłopie i w panu, żeby stracić mnóstwo złudzeń i zyskać wiele na* dziei".
„Człowiek z ludu oddany jest na pastwę tych samych pragnień i namiętności, tych samych nadziei i zwątpień, na pastwę tych samych niemiłosiernych elementarnych praw bytu, co ludzie innych warstw społecznych. Różni się on pojęciami — nie różni się uczuciami. I tu jest właśnie ta za* pora, w której tkwi niemożność p o d n i e* sienią ludu na wyższy szczebel przez klasy wyższe, ponieważ klasy te są wyższe bogać* twem, zbytkiem, wyrafinowaniem form oby* czaj owych, poj ęciami umysłowemi, a nie różnią się rodzajem uczuć, pożądań i pra* gnień. Rozwój zaś społeczny osią* ga się nie przez kształcenie pojęć — lecz przez kształcenie u c z u ć".
„Dotąd dziewięćdziesiąt dziewięć części siły ludzkiej duszy wytęża się w służbie instynkt tu posiadania. Zdobywać, bronić i używać własności, to jest najistotniejsza treść ży* cia jednostkowego i życia zbiorowego. Cóż więc dziwnego, że sprawa ta jest naj* istotniejszą osią życia ludu, że ona je wypeł*
nia, a często przepełnia, gdyż w materjal? nych warunkach życia ludowego zdobywać jest trudno, a bronić i używać czasem pra? wie niema czego, ponieważ niema bogactwa zaoszczędzonego".
„Chłop, mając wszystkie te same pragnie* nia i potrzeby, co inne klasy społeczne, stoi bezradny wobec swego pólka, wobec swego bydła, wobec choroby, wobec śmierci—wobec każdego zagadnienia bytu, społecznego czy osobistego. „W polu ludzkości" jego zagon jest zostawiony tak nisko, że jego środki w walce o życie graniczą niekiedy z pierw? szerni czasami początku epoki metali, pod? czas, kiedy na „wyższym zagonie" tego sa? mego pola elektryczność wyrugowuje już pra? cę. Tu, w tem upośledzeniu ograniczenia sił umysłowych, tkwi rdzeń wszystkich trudno? ści kwestji ludowej".
„Partj e polityczne, ciągnąc lud, każda w swoją stronę, jedne w imię jego upośles dzonych praw i społecznego dobra, inne, usiłując zachować pewną patrymonjalną przewagę, rzekomo dla dobra samego ludu, z racji jego niedojrzałości politycznej, inne znowu, poprostu nie chcąc, żeby lud wyszedł z klubów ich władzy, wszystkie razem roz? kołysują ludowe masy, przyczyniając się do ich „uświadomienia". Lud pójdzie jed? nak swoją drogą, którą mu wskazują
z jednej strony ogólnoludzkie elementarne dążenia, pragnienia i potrzeby, z drugiej sto? pień i rodzaj kultury, którą iud już posiada, splot pewnych pojęć i pewnej obyczajności, która ma swoją odrębność".
„N ędza dusz za mało była b r a? na pod uwagę w rachunku s p o? ł e c z n y m, a wyobrażenie, że wyższy po? ziom posiadania bogactwa odpowiada istot? nemu podniesieniu się ludzkiej istoty, do? prowadziło do przekonania, że mędrszym, lepszym, więcej wartym człowiekiem można być tylko poza sferą ludowego bytu. To też jednostki z ludu, które otrzymały wyższe wykształcenie, opuszczają sferę ludową, de? zerterują z niej i przyłączają się do „panów", i nietylko nie wpływają na podniesienie urny* słowego i moralnego poziomu ludowej si~e? ry, lecz przeciwnie, często są drogowskaza? mi krętych dróg, na jakich się „robi karjery".
„A jednym z pewników, których uczy ni? storja, jest, że rozstrzygającym czynnikiem życia zbiorowego nie są formy urządzeń, in? stytucje, tylko stan dusz ludzkich da? nego społeczeństwa. Nic nie pomoże najdo? skonalsza ustawa, najstaranniej obmyślany ustrój, jeżeli materjał ludzki jest lichy, jeżeli etyka i umyslowość jednostek, stanowiących społeczeństwo, stoją nisko".
„Wszystko, co się ma spełnić w przyszło?
ści, jako faktyczna zmiana stosunków, musi być rozstrzygnięte w duszach ludzkich. Bez tego niema postępu".
Mimo stu kilkudziesięciu reprezentantów chłopskich, zasiadających w sejmie i senacie, biorących udział rozmaity w państwowych pracach i kłopotach, przeważna masa ludu, zwłaszcza w ukrainnych ziemiach, nic prawie o państwie i jego strukturze nie wie; niewie* le ją też ono ziębi ani grzeje. „Niech sobie tam będzie, jakie będzie — niech sie nazywa tak czy owak — byle zbytnio nie dociskało". Bo z pojęciem państwa w umyśle prostaczym wiąże się przedewszystkiem ciężar opłat, przymus. Że ono nieść może i udogodnienia, że może być w czas burzy i dachem nad gło* wą — to zbiedniałej masie ludzi na myśl nie przychodzi. Cóż się zresztą nieucznym dzi? wić — ich obojętności zrozumiałej na losy państwowe, gdy tylu „świadomych" obywa* teli świadomie na szkodę państwa działa, uważając je za teren dla swych zysków.
O czynnikach rządzących, o rządzie, męt* ne też ma lud pojęcie. Powszechne jest mniemanie — taki przychodzi gabinet do steru, czy owaki — że „panowie rządzą". Już mniemanie to urabia tradycyjne pojęcie o panach „tam w górze", no i to, że rząd jest
w stolicy, w mieście, gdzie „pańskie" z na* tury rzeczy przeważają wpływy.
Że przez głosowanie powszechne sam wpłynąć może na charakter rządów, lud w większej części o tem nie wie. Nie rozu* mie też kooperacji sejmu z gabinetem; nie rozumie ministrów bez króla, którzy w po= ięciu jego są niejako ministrantami osoby naj* wyższej. Osoba panującego — króla czy ce* sarza — symbolizuje w umyśle prostego lu« du władzę istotną, państwo. Ten urok też wychowywał w masie ludu prostego ów ro* syjski czy austrjacki pół*patrjotyzm. Budził zaufanie jakieś, naiwną wiarę.
W czasie okupacji części Królestwa przez władze austriackie, gdy Gubernjum (Kreis* Commando) piotrkowskie nałożyło podatek na gminy, chfopi z jednej okolicznej wsi na* pisali „zażalenie do Najjaśniejszego cara Mi= kołaja" i wnieśli to pismo przez Gubernjum w Piotrkowie.
W czasie znów, gdy „Polska się otwarła", a w Galicji władzę bezpieczeństwa niewszę* dy jeszcze zastąpiono władzami polskiemi i w tej bezwladzy tu i ówdzie zdarzały się lokalne antysemickie poruszki, z pod Babiej Góry, od Sidziny, ruszyła ku Zawoi kupfi podpitych wyrostków pod dowództwem de* zertera, dumnie na czele kroczącego w kaba? cie oficerskim, który pytającym go: Ka idą?
Co sprawiać mają? — odpowiadał zwyso* ka z pełnem przekonaniem: „Cysarz kazał narychtować Polskę bez zidów". Wychowa* nie wiekowe streściło się w tej odpowiedzi.
Lud jeszcze w Polskę nie wszedł. Pomału bardzo przesiąka w jego kłopotami pór roku zajęty umysł rozumienie wagi swojej odręb? nej, własnej państwowej postawy. Niewiele w tym względzie wpływa nań oświecenie przez udział pośredni w ustawodawczych pracach, o których masa nie wie lub mętne ma wieści, więcej znacznie przez woj sko, które wychowywaćby mogło poczucie dumy państwowej, gdyby na ton ten przy naucza? niu sprawności mocniejszy kładziono nacisk. Ważną z tego względu szkołą byłby udział liczny chłopów w samorządzie wojewódz* kim i powiatowym.
Jak dotąd — poza miedzę interesów gmis ny umysł chłopski nie sięga. Było — praw* da — w tym czasie, iż wstrząs ogólny, niby prąd elektryczny, przeleciał przez masę ludu. Sprawił to moment wyjątkowo piorunny, ja* kim było zabójstwo pierwszego prezydenta.
Zasię podczas nawały bolszewickiej lud w masie krytycznego położenia państwa nie rozumiał, lub rozumiejąc, uważał to, zalękły w sercu, jak grad, powódź, za dopust boży, przeciw któremu nie miał bynajmniej ocho* ty skóry swojej nadstawiać. Bajką jest owa
chwalba, zresztą wdzięcznie brzmiąca, których chłopskich polityków, iż chłop od* parł nawałę sowiecką. Zapewne, jako zol* nierz — lecz nie z własnej woli. Ochotnie szła młodzież szkolna, inteligencja; z mło* dzieży wiejskiej ci tylko, którzy służyli wpoprzód w legjonach. A lud w masie wca* le się nie kwapił. Gdy poszła na wieś tenden* cja zhidzeniowa, by ochotników werbować, lud z przemówców wiecowych, z ich obietnic śmiał się. „Na wesele się prosi, a na wojnę się kazuje" — mówił. Gdy zaś wkońcu—tro* chę późno — kazować zaczęto, mało kto wo* lę miał słuchać. Musiano całe kompanje po* syłac po uchylających się i biwakujących po lasach dezerterów. To sobie trzeba po* wiedzieć, jak było — by złudzeniu drugi raz nie podpaść. „Cud nad Wisłą" nie stąd się. rozwinął. I wielu jest niestety „inwalidów", których, w. domu wojujących, kula polowego żandarma zraniła.
Przyczyną tej abstynencji masowej było rozluzie powszechne, wyniesione z końca wielkiej wojny, lekceważenie nowopowsta* łych, tradycją nieuświęconych władz i zrozu* miała obojętność na los tej opatrznościowej a niedoznanej jeszcze Polski.
Ta obojętność w ludzie do dziś pozosta* la, gdy posłuch się już skarnił. Inteligent czytający, który uwielbił tęsknotą wizję Poi*
ski, więcej niż jej oto jawę, wchodzi przecie kłopotem własnym w kłopot państwa — ro* botnik przez organizację, prasę, częste wie* ce, osłucha się obywatelskich myśli, obowiąz= ków — lud ostaje w padole przyziemnym z jedynie dotykającemi go porami roku. Par* tje polityczne na wsi organizacji właściwej nie mają i lawirują na fluktach od wyborów do wyborów, częste zbierając niespodzianki. Lecz o tem w innym powiem liście.
Niemałą, i kto wie, czy nie główną przy* czyną tej obojętnej nieufności przeważnej masy chłopskiej do państwa, w którem bytu* je, jako też niedowierzania pewnego prawo* mocnościom zarządzeń, jest brak symbolu: króla. Bo—niech mówi kto co chce—lud w ma? sie jest monar clii styczny. W sprawie tak wielkiej, jak państwo, czuje potrzebę kultu-A Rzeczpospolita nadto się mu pospolitą wi* dzi. Do zrozumienia jej dobra nie dorósł. Głównie struktura górna republiki jest mu niezrozumiała.
— Powiedzcie mi, panie — pytano mię z nieświadomych stron często w czasie sej* mu suwerennego — kto u nas rządzi?
— Wy rządzicie.
Tłumaczę im ich decydujący wpływ przez głosowanie powszechne na skład i charakter sejmu.
¦— No dobrze... sejm... zbiera sie, radzi...
Ale kto właściwie rządzi? Czy jest jaki król? — przecie ktoś nad wszystkimi być musi...
— Jest Naczelnik.
— Hm... naczelnik... — miny jakoś przy* gasły. Dy i oni mają naczelnika w gminie... — A co on, ten naczelnik może?
Tłumaczę zakres jego władzy,
— Hm... to to mniej, jak wójt. Bez to wi= dać niedobrze, że nikto nima władzy ozkazać: tak a tak być musi. I tak sie wszystko kutwa; si... Jak i u nas w gminie... — przechodzą do żalów lokalnych.
To też, gdy podatków długo nie ściągano, powszechne było wśród masy mniemanie:
— Nima kto nakazać podatku, bo króla niman.
I wcale tego — dziw — wyrzekający daw* niej na podatki, za dobro nie uważali. Czuli się jakoś niepewnie... nie czuli w górze władzy.
I prezydent ich nie olśnił. Choć wiedzę sło* wa tego wysokiego wielu z Ameryki znało.
— Co inszego w Ameryce. Tam już jest tak. Ale u nas... — kiwanie różne głowami.
I plebiscyt dziś wypadłby: za królem. Chy* ba, gdyby agitacja republikanów...
Ważną tu pedagogja. Wychowanie i czas. Zczasem może — przez udział samorządny zdołu—lud wejdzie w rozumienie dobra re* publiki. I wtedy stanie krwią za nią.



WIELKOŚĆ 19x12,5CM,TWARDA INTROLIGATORSKA OPRAWA ,LICZY 178 STRON.

STAN
:OKŁADKA DB,LEKKO ZAGIĘTE DLN.ROGI STRON,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB+ .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 10 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA EKONOMICZNA + KOPERTA BĄBELKOWA.W PRZYPADKU PRZESYŁKI POLECONEJ PRIORYTETOWEJ PROSZĘ O DOPŁATĘ W WYSOKOŚCI 3ZŁ.KOSZT PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ ZGODNY Z CENNIKIEM POCZTY POLSKIEJ / .

WYDAWNICTWO GEBETHNER I WOLF 1925.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE