ORĘDZIE BISKUPÓW POLSKICH
DO ICH NIEMIECKICH BRACI W CHRYSTUSOWYM URZĘDZIE PASTERSKIM
Przewielebni Bracia Soborowi!
Niech nam wolno będzie,czcigodni Bracia, zanim jeszcze Sobór zostanie zamknięty,
ogłosić Wam, naszym najbliższym zachodnim sąsiadom, radosną wieść, iż w
przyszłym roku - w roku Pańskim 1966 - Kościół Chrystusowy w Polsce, a wraz z
nim cały Naród polski, obchodzić będzie Millenium swego chrztu, a jednocześnie
Tysiąclecie swego narodowego i państwowego istnienia.
Niniejszym zapraszamy Was w sposób braterski, a zarazem najbardziej uroczysty,
do udziału w uroczystościach kościelnych polskiego Millenium. Punkt kulminacyjny
polskiego Te Deum laudamus przypadnie na początek maja 1966 r. na Jasnej Górze,
u Matki Bożej, Królowej Polski.
Następujące wywody niechaj posłużą jako historyczny i równocześnie bardzo
aktualny komentarz do naszego Millenium, a może nawet przy pomocy Bożej jeszcze
bardziej zbliżą, one oba nasze Narody do siebie w drodze wzajemnego dialogu.
Jest faktem historycznym, że w roku 966 książę polski Mieszko I pod wpływem swej
małżonki, czeskiej królewny Dąbrówki, przyjął jako pierwszy książę polski wraz
ze swoim dworem święty sakrament chrztu. Od tej chwili szerzyło się
chrześcijańskie dzieło misyjne -już od pokoleń w naszym kraju prowadzone przez
chrześcijańskich apostołów na całym obszarze Polski. Syn i następca Mieszka,
Bolesław Chrobry, prowadził dalej dzieło chrystianizacji rozpoczęte przez jego
ojca i uzyskał od ówczesnego Papieża Sylwestra II zgodę na utworzenie własnej,
polskiej hierarchii z pierwszą metropolią w Gnieźnie i trzema jej sufraganiami:
w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. Aż do 1821 r. Gnieznu jako metropolii bez
przerwy podlegało biskupstwo wrocławskie.
W roku 1000 ówczesny władca Rzymskiego Imperium, cesarz Otton III, udał się wraz
z Bolesławem Chrobrym jako pielgrzym do grobu męczennika św. Wojciecha, który
kilka lat przedtem poniósł śmierć męczeńską wśród bałtyckich Prusów. Obaj
władcy, rzymski i przyszły polski król (był on na krótko przed swoją śmiercią
koronowany na króla), odbyli długi odcinek drogi boso do świętych relikwii w
Gnieźnie, które uczcili z wielką pobożnością i wewnętrznym wzruszeniem.
Takie są dziejowe początki Polski chrześcijańskiej i zarazem początki narodowej
i państwowej jedności. Na tych podstawach ową jedność w sensie chrześcijańskim,
kościelnym, narodowym i zarazem państwowym, poprzez wszystkie pokolenia
rozbudowywali dalej władcy, królowie, biskupi i kapłani przez 1000 lat. Symbioza
chrześcijańska Kościoła i państwa istniała w Polsce od początku i nigdy
właściwie nie uległa zerwaniu. Doprowadziło to z czasem do powszechnego niemal
wśród Polaków sposobu myślenia: co „polskie”, to i „katolickie”. Z niego to
zrodził się także polski styl religijny, w którym od początku czynnik religijny
jest ściśle spleciony i zrośnięty z czynnikiem narodowym, z wszystkimi
pozytywnymi, ale również i negatywnymi stronami tego problemu.
Do tego religijnego stylu życia należy również od dawien dawna -jako główny jego
wyraz - polski kult maryjny. Najstarsze polskie kościoły poświęcone są Matce
Boskiej (między innymi również gnieźnieńska katedra metropolitalna); najstarszą
polską pieśnią, można powiedzieć „kołysanką Narodu polskiego”, jest do dziś
śpiewana pieśń maryjna „Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiona Maryja”. Tradycja
wiąże jej powstanie ze św. Wojciechem, podobnie jak legenda łączy polskie białe
orły z gnieźnieńskim gniazdem. Takie i tym podobne tradycje i legendy ludowe,
które oplatają jak powój wydarzenia dziejowe, splotły tak ściśle ze sobą czynnik
narodowy i chrześcijański, że nie da się ich po prostu bez szkody od siebie
oddzielić. One to właśnie naświetlają, a nawet w dużej mierze nadają swe piętno
całym późniejszym dziejom polskiej kultury, całemu rozwojowi narodowemu i
kulturalnemu.
Najnowsza historiografia niemiecka nadaje naszym początkom następujące
polityczne i kulturalne znaczenie: „Przez zetknięcie się z imperium Ottona
Wielkiego przed tysiącem lat Polska weszła do łacińskiej społeczności
chrześcijańskiej, a dzięki podziwu godnej zręczności politycznej Mieszka I, a
następnie Bolesława Chrobrego, Polska stała się równouprawnionym członkiem
imperium Ottona III, imperium opartego na uniwersalnej koncepcji - objęcia
całego niebizantyjskiego świata, przez co wniosła decydujący wkład do
ukształtowania się Europy wschodniej". Tym samym dano podstawę i stworzono
warunki do przyszłych owocnych stosunków niemiecko-polskich oraz do szerzenia
kultury zachodniej.
Niestety, w późniejszym toku dziejów stosunki niemiecko-polskie nie zawsze
pozostały owocne, a w ostatnich stuleciach przekształciły się w swego rodzaju
dziedziczną wrogość sąsiedzką, o czym będzie mowa później.
Związanie nowego polskiego królestwa z Zachodem, i to w oparciu o papiestwo,
któremu królowie polscy stale oddawali się do dyspozycji, spowodowało w
średniowieczu żywą pod każdym względem i nad wyraz bogatą wymianę między Polską
i narodami zachodnimi, szczególnie z krajami południowo-niemieckimi, ale również
i z Burgundią, Flandrią, Włochami, a później z Austrią, Francją oraz morskimi
państwami okresu Odrodzenia. Przy czym, naturalnie, Polska, jako młodszy twór
państwowy - najmłodszy wśród starszych braci chrześcijańskiej Europy -
początkowo była stroną bardziej biorącą niż dającą. Pomiędzy Kaliszem i
Krakowem, królewską stolicą w średniowieczu, a Bambergią, Spirą, Moguncją,
Pragą, Paryżem, Kolonią, Lyonem, Clairvaux i Gandawą dokonywała się nie tylko
wymiana towarów. Z Zachodu przybywali benedyktyni, cystersi, a później zakony
żebracze, i natychmiast osiągali w Polsce, kraju dopiero co zdobytym dla
chrześcijaństwa, wspaniały rozrost.
W średniowieczu doszło do tego niemieckie prawo magdeburskie, które oddało
wielkie usługi przy zakładaniu polskich miast. Przybywali też do Polski
niemieccy kupcy, architekci, artyści, osadnicy, z których bardzo wielu
spolonizowało się; pozostawiono im ich niemieckie nazwiska rodzinne. Przy
wielkim krakowskim kościele mieszczan pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny
znajdujemy i dziś jeszcze napisy nagrobne licznych rodzin niemieckich z okresu
średniowiecza, które z czasem wszystkie spolszczyły się, z czego Hitler i inni
ludzie niesławnej pamięci wysunęli po prostu wniosek, że Kraków i cała Polska
były jakby jedynie niemieckim terenem osadniczym, wobec czego muszą być
odpowiednio do tego traktowane. Klasycznym przykładem niemiecko-polskiej
współpracy w dziedzinie kultury i sztuki w późnym średniowieczu jest światowej
sławy rzeźbiarz Wit Stwosz z Norymbergi, który przez całe niemal swe życie
działał w Krakowie; wszystkie znajdujące się tam jego dzieła inspirował genius
loci polskiego otoczenia. Stworzył on w Krakowie własną szkołę artystyczna,
która przez całe pokolenia wywierała swój wpływ i wzbogacała polską ziemię.
Polacy głęboko szanowali swych braci z chrześcijańskiego Zachodu, którzy
przybywali do nich jako posłowie prawdziwej kultury. Polacy nie pomijali
milczeniem ich niepolskiego pochodzenia. Mamy zaiste wiele do zawdzięczenia
kulturze zachodniej, a w tym i niemieckiej.
Z Zachodu też przybyli do nas apostołowie i święci. Oni to należą do wartości
najcenniejszych, którymi obdarzył nas Zachód. Błogosławioną działalność
społeczną odczuwamy na wielu miejscach dziś jeszcze. Do najbardziej znanych
zaliczamy św. Brunona z Kwerfurtu, zwanego biskupem pogan, który w porozumieniu
z Bolesławem Chrobrym dokonał dzieła ewangelizacji słowiańskiego i litewskiego
północnego wschodu. Szczególnie znana jest św. Jadwiga, księżniczka śląska,
urodzona w Andechs, małżonka polskiego, piastowskiego władcy Śląska, Henryka
Brodatego, założycielka klasztoru żeńskiego zakonu cysterskiego w Trzebnicy,
gdzie znajduje się jej grób. Stała się ona największą dobrodziejką ludu
polskiego w XII w. na terenie ziem zachodnich, należących wówczas do Polski
piastowskiej na Śląsku. Jest rzeczą niemal historycznie stwierdzoną, że nauczyła
się ona mowy polskiej, by móc służyć prostemu ludowi polskiemu. Po jej śmierci i
jej szybkiej kanonizacji, do miejsca jej wiecznego spoczynku w Trzebnicy, której
nadano później nazwę Trebnitz, płynęły tłumy polskiego i niemieckiego ludu. Dziś
jeszcze robią to całe tysiące i nikt nie zarzuca naszej wielkiej świętej, że
była pochodzenia niemieckiego. Przeciwnie, uważa się ją na ogół, pomijając
nacjonalistycznych fanatyków, za najlepszy wyraz budowania chrześcijańskiego
pomostu między Polską i Niemcami. Cieszymy się, że i po niemieckiej stronie
słyszy się często ten sam pogląd. Pomosty między narodami budują najlepiej
właśnie ludzie święci, tylko tacy, którzy mają szczere intencje i czyste ręce.
Nie dążą oni do zabrania czegokolwiek bratniemu narodowi: ani języka, ani
obyczajów, ani ziemi, ani dóbr materialnych. Przeciwnie, przynoszą mu
najbardziej wartościowe dobra kulturalne i oddają zazwyczaj to, co jest
najcenniejsze i co sami posiadają: siebie samych, i w ten sposób rzucają
nasienie swej własnej osobowości na żyzny grunt nowej ziemi sąsiedniego,
misyjnego kraju; nasienie to przynosi, zgodnie ze słowami Zbawiciela, stokrotne
owoce, i to na całe pokolenia. Tak właśnie patrzymy w Polsce na św. Jadwigę
Śląską, patrzymy na wszystkich innych misjonarzy męczenników, którzy przybywszy
z krajów położonych na Zachodzie, działali w Polsce, jak to było z apostołem
męczennikiem Adalbertem-Wojciechem z Pragi na czele. Na tym właśnie polega
również najgłębsza różnica między prawdziwie chrześcijańską misją niesienia
kultury a tak zwanym kolonializmem, dziś słusznie potępianym.
Po roku 1200, gdy polska ziemia stawała się w swych ludziach i instytucjach
coraz bardziej chrześcijańska, ziemia ta wydała własnych świętych polskich. Już
w XII w. biskup krakowski, Stanisław Szczepanowski, wyznawca i męczennik, został
zamordowany przy ołtarzu przez króla Bolesława Śmiałego (król ten zmarł
następnie na wygnaniu jako świątobliwy pokutnik w pewnym klasztorze Górnej
Austrii). Przy grobie św. Stanisława w królewskiej katedrze w Krakowie powstała
majestatyczna pieśń ku jego czci, śpiewana dziś wszędzie w Polsce po łacinie:
Gaude Mater Polonia, prole faecunda nabili.
Następnie ukazała się na firmamencie potrójna gwiazda polskich świętych z
rodziny Odrowążów (stary ród, który przez wieki miał swą siedzibę nad Odrą, na
Górnym Śląsku). Największy spośród nich to św. Hiacynt - po polsku Jacek -
apostoł dominikański, który krokami olbrzyma przemierzył całą wschodnią Europę
od Moraw do Bałtyku i od Litwy po Kijów. Krewny jego, bł. Czesław, również
dominikanin, który bronił ówczesnego Wrocławia przed Mongołami, a w dzisiejszym
Wrocławiu spoczywa w grobowcu w nowo wybudowanym kościele św. Wojciecha, jest
czczony przez pobożną ludność jako patron miasta odbudowującego się z gruzów od
1945 r.
W Krakowie spoczywa wreszcie bł. Bronisława, według tradycji siostra bł.
Czesława, norbertanka ze Śląska.
Coraz więcej gwiazd ukazuje się na firmamencie świętych. W Sączu bł. Kunegunda,
w Gnieźnie bł. Bogumił i bł. Jolanta, na Mazowszu Ładysław, a na zamku
królewskim w Krakowie świątobliwa Jadwiga, nowa polska Jadwiga, która czeka na
kanonizację. Później doszli nowi święci i męczennicy - św. Stanisław Kostka,
nowicjusz jezuitów w Rzymie, św. Jan Kanty, profesor Uniwersytetu
Jagiellońskiego w Krakowie, św. Andrzej Bobola, męczennik we wschodniej Polsce,
kanonizowany w roku 1938, oraz inni święci, aż do franciszkanina o. Maksymiliana
Kolbe, męczennika obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który dobrowolnie oddał
życie za swego brata. Obecnie czeka w Rzymie na kanonizację, względnie
beatyfikację, około 30 polskich kandydatów. Naród nasz otacza czcią swoich
świętych, uważa ich za najbardziej szlachetny owoc, jaki wydać może kraj
chrześcijański.
Wspomniany wyżej polski uniwersytet krakowski był obok Pragi pierwszą tego
rodzaju uczelnią na całym obszarze wschodnioeuropejskim. Założony w roku 1363
przez Króla Kazimierza Wielkiego był przez wieki środkiem promieniowania nie
tylko polskiej, ale również ogólnoeuropejskiej kultury w najlepszym tego słowa
znaczeniu. W XV i XVI wieku, kiedy śląskie ziemie piastowskie przestały należeć
do Królestwa Polskiego, studiowały i nauczały w Krakowie tysiące studentów i
profesorów z Wrocławia, Raciborza, Gliwic, Głogowa, Nysy, Opola i z wielu innych
miast Śląska. Nazwiska ich i nazwy ich miejsc urodzenia figurują w
polsko-łacińskim narzeczu w starych rejestrach uniwersytetu. Także Mikołaj
Kopernik (Copernicus) jest tam wymieniony po nazwisku. Studiował on astronomię w
Krakowie u profesora Bylicy. Uniwersytet ten wydał kulturze europejskiej setki
uczonych najwyższej klasy naukowej: matematyków, fizyków, lekarzy, prawników,
astronomów, historyków i filozofów kultury. Znajduje się między nimi również
słynny Paweł Włodkowic, rektor uniwersytetu krakowskiego, który podczas obrad
Soboru w Konstancji z całą otwartością i najwyższym autorytetem uczonego głosił
niesłychaną na owe czasy religijną i ludzką tolerancję i z wielką odwagą
osobistą reprezentował pogląd, że pogańskie ludy wschodnioeuropejskie nie są
dziką zwierzyną, którą należy i wolno nawracać ogniem i mieczem. Mają one bowiem
naturalne prawa ludzkie tak samo jak chrześcijanie.
Włodkowic był niejako klasycznym wyrazem tolerancyjnej i wolnościowej myśli
polskiej. Jego tezy kierowały się przeciwko niemieckim rycerzom zakonnym, tak
zwanym Krzyżakom, którzy wówczas na słowiańskiej północy oraz w krajach pruskich
i bałtyckich właśnie ogniem i mieczem nawracali tubylców. Stali się oni w ciągu
wieków straszliwym i w najwyższym stopniu kompromitującym ciężarem dla
europejskiego chrześcijaństwa, dla jego symbolu - krzyża, a także i dla
Kościoła, w imieniu którego występowali. I dziś jeszcze, po wielu pokoleniach i
wiekach, określenie „krzyżak” jest dla każdego Polaka budzącym przestrach
wyzwiskiem i, niestety, od dawna aż nazbyt często identyfikowanym z tym, co
niemieckie.
Z terenów, na których osiedlili się Krzyżacy, zrodzili się następnie ci Prusacy,
którzy doprowadzili do powszechnego skompromitowania na ziemiach polskich
wszystkiego, co niemieckie. W dziejowym rozwoju reprezentują ich następujące
nazwiska: Albert Pruski, Fryderyk zwany Wielkim, Bismarck i wreszcie Hitler jako
punkt szczytowy. Fryderyk II uchodzi w oczach całego Narodu polskiego za
głównego inicjatora rozbiorów Polski, i to bez wątpienia nie bez racji. Przez
150 lat wielomilionowy Naród polski żył pod zaborem dokonanym przez trzy
ówczesne mocarstwa: Prusy, Rosję i Austrię, aż mógł wreszcie w 1918 r., w chwili
zakończenia pierwszej wojny światowej, znowu powoli powstać z grobu; do
ostatecznych granic osłabiony, rozpoczął na nowo wśród największych trudności
swą egzystencję państwową.
Po krótkiej, bo około 20 lat trwającej niepodległości (1[zasłonięte]918-19 r.), rozpętało
się bez jego winy nad Narodem polskim coś, co eufemistycznie nazywa się drugą
wojną światową, co jednak było dla nas, Polaków, pomyślane jako akt totalnego
zniszczenia i wytępienia. Nad naszą biedną Ojczyzną zapadła strasznie ciemna
noc, jakiej nie doznaliśmy od pokoleń. Powszechnie nazywa się ona u nas okresem
„niemieckiej okupacji” i pod tą nazwą weszła do polskiej historii. Wszyscy
byliśmy bezsilni i bezbronni. Kraj pokryty był obozami koncentracyjnymi, z
których dniem i nocą dymiły kominy krematoriów. Ponad 6 milionów obywateli
polskich, w większości pochodzenia żydowskiego, musiało zapłacić życiem za ten
okres okupacji. Kierownicza warstwa inteligencji została po prostu zniszczona; 2
tysiące kapłanów i 5 biskupów (jedna czwarta ówczesnego Episkopatu) zostało
mordowanych w obozach. Setki kapłanów i dziesiątki tysięcy osób cywilnych
zostały rozstrzelane na miejscu w chwili rozpoczęcia wojny (tylko w diecezji
chełmińskiej 278 kapłanów). Diecezja włocławska straciła w czasie wojny 48%
swych księży, diecezja chełmińska - 47%. Wielu innych wysiedlono. Zamknięto
wszystkie szkoły średnie i wyższe, zlikwidowano seminaria duchowne. Każdy
niemiecki mundur SS nie tylko napawał Polaków upiornym strachem, ale stał się
przedmiotem nienawiści do Niemców. Wszystkie rodziny polskie musiały opłakiwać
tych, którzy padli ich ofiarą. Nie chcemy wyliczać wszystkiego, aby na nowo nie
rozrywać nie zabliźnionych jeszcze ran. Jeśli przypominamy tę straszliwą polską
noc, to jedynie po to, aby nas dziś łatwiej było zrozumieć, nas samych i nasz
sposób dzisiejszego myślenia... Staramy się zapomnieć. Mamy nadzieję, że czas -
ten wielki boski kairos - pozwoli zagoić duchowe rany.
Po wszystkim, co stało się w przeszłości, niestety, tak świeżej przeszłości -
trudno się dziwić, że cały Naród polski odczuwa wagę elementarnej potrzeby
bezpieczeństwa i że wciąż jeszcze z nieufnością odnosi się do swych najbliższych
sąsiadów na zachodzie. Ta duchowa postawa jest - można powiedzieć - problemem
naszych pokoleń, który, co daj Boże, przy dobrej woli zniknie i zniknąć musi. W
najcięższych chwilach politycznych i duchowych udręk Narodu, w jego
wielowiekowym rozdarciu Kościół katolicki i Święta Dziewica były zawsze dla
niego kotwicą ratunku i symbolem narodowej jedności, podobnie jak była nim
polska rodzina. We wszystkich walkach wolnościowych w czasach uciemiężenia szli
Polacy ze swymi symbolami na barykady: białe orły po jednej stronie, obraz Matki
Bożej po drugiej na sztandarach wolności. Dewizą ich było zawsze: „Za naszą i
waszą wolność”.
Oto w ogólnym zarysie obraz tysiącletniego rozwoju polskiej kultury, ze
szczególnym uwzględnieniem sąsiedztwa polsko-niemieckiego. Obciążenie
obustronnych stosunków ciągle jeszcze jest wielkie, a potęguje je tak zwane
„gorące żelazo” tego sąsiedztwa. Polska granica na Odrze i Nysie jest, jak to
dobrze rozumiemy, dla Niemców nad wyraz gorzkim owocem ostatniej wojny, masowego
zniszczenia, podobnie jak jest nim cierpienie milionów uchodźców i
przesiedleńców niemieckich. (Stało się to na międzyaliancki rozkaz zwycięskich
mocarstw, wydany w Poczdamie 1945 r.). Większa część ludności opuściła te tereny
ze strachu przed rosyjskim frontem i uciekła na Zachód. Dla naszej Ojczyzny,
która wyszła z tego masowego mordowania nie jako zwycięskie, lecz krańcowo
wyczerpane państwo, jest to sprawa egzystencji (nie zaś kwestia większego
„obszaru życiowego"). Gorzej - chciano by 30-milionowy naród wcisnąć do
korytarza jakiegoś „Generalnego Gubernatorstwa” z lat 1939 - 1945, bez terenów
zachodnich, ale i bez terenów wschodnich, z których od roku 1945 miliony
polskich ludzi musiały odpłynąć na „poczdamskie tereny zachodnie”. Dokąd zresztą
mieli wtedy pójść, skoro tak zwane Generalne Gubernatorstwo razem ze stolicą
Warszawą leżało w gruzach, w ruinach. Fale zniszczenia ostatniej wojny przeszły
przez kraj nie tylko jeden raz, jak w Niemczech, lecz od 1914 r. wiele razy, to
w jedną, to w drugą stronę, jak apokaliptyczni rycerze, pozostawiając za każdym
razem ruiny, gruzy, nędzę, choroby, zarazy, łzy, śmierć oraz rosnące kompleksy
odwetu i nienawiści.
Drodzy Bracia niemieccy, nie bierzcie nam za złe wyliczanie tego, co wydarzyło
się w ostatnim odcinku czasu naszego tysiąclecia. Ma to być nie tyle oskarżenie,
co raczej własne usprawiedliwienie. Wiemy doskonale, jak wielka część ludności
niemieckiej znajdowała się pod nieludzką, narodowosocjalistyczną presją. Znane
nam są okropne udręki wewnętrzne, na jakie swego czasu byli wystawieni prawi i
pełni odpowiedzialności niemieccy biskupi, wystarczy bowiem wspomnieć kardynała
Faulhabera, von Galena i Preysinga. Wiemy o męczennikach „Białej Róży”, o
bojownikach ruchu oporu z 20 lipca, wiemy, że wielu świeckich i kapłanów złożyło
swoje życie w ofierze (Lichtenberg, Metzger, Klausener i wielu innych). Tysiące
Niemców zarówno chrześcijan, jak i komunistów, dzieliło w obozach
koncentracyjnych los naszych polskich braci...
I mimo tego wszystkiego, mimo sytuacji obciążonej niemal beznadziejnie
przeszłością, właśnie w tej sytuacji, czcigodni Bracia, wołamy do Was: próbujmy
zapomnieć. Żadnej polemiki, żadnej dalszej zimnej wojny, ale początek dialogu,
do jakiego dziś dąży wszędzie Sobór i Papież Paweł VI. Jeśli po obu stronach
znajdzie się dobra wola - a w to nie trzeba chyba wątpić - to poważny dialog
musi się udać i z czasem wydać dobre owoce, mimo wszystko, mimo „gorącego
żelaza”.
Właśnie w czasie Soboru wydaje nam się nakazem chwili, abyśmy zaczęli dialog na
pasterskiej platformie biskupiej, i to bez ociągania się, byśmy się nawzajem
lepiej poznali - nasze wzajemne obyczaje ludowe, kult religijny i styl życia,
tkwiące korzeniami w przeszłości i tą przeszłością kulturalną uwarunkowane.
Staraliśmy się przygotować wraz z całym polskim Ludem Bożym na uroczystości
Tysiąclecia przez tak zwaną Wielką Nowennę, pod wysokim patronatem Najświętszej
Maryi Panny. Przez dziewięć lat (1[zasłonięte]957-19) używaliśmy - w myśl słów per Mariam
ad Jesum - kazalnic w całej Polsce, a także całego duszpasterstwa, dla
zajmowania się ważnymi, współczesnymi problemami duszpasterskimi i zadaniami
społecznymi, jak na przykład społeczne niebezpieczeństwa, odbudowa sumienia
narodowego, małżeństwo i życie rodzinne, katechizacja itp.
Cały wierzący Naród brał też duchowy i bardzo żywy udział w Soborze przez
modlitwy, ofiary i dzieła pokutne. W czasie obrad soborowych odprawiano we
wszystkich parafiach błagalne nabożeństwa. Święty obraz Matki Boskiej, jak i
konfesjonały i stoły, przy których komunikowano w Częstochowie, były przez całe
tygodnie oblężone przez delegacje parafialne z całej Polski, które przez
osobistą ofiarę i modlitwę chciały pomóc Soborowi.
Wreszcie w tym roku, ostatnim Wielkiej Nowenny, oddaliśmy się wszyscy pod opiekę
Matki Bożej: biskupi, kapłani, osoby zakonne, jak i wszystkie stany naszego
wierzącego Narodu. Przed ogromnymi niebezpieczeństwami tak moralnej, jak też i
socjalnej natury, które zagrażają duszy naszego Narodu oraz jego biologicznej
egzystencji, może nas uratować tylko pomoc i łaska naszego Zbawiciela, którą
chcemy uprosić za pośrednictwem Jego Matki, Najświętszej Maryi Panny. Pełni
dziecięcej ufności rzucamy się w Jej ramiona. Tylko tak możemy być wewnętrznie
wolni, jako oddani na służbę, a jednocześnie jako wolne dzieci - a nawet jako
„niewolnicy Boga” -jak to nazywa św. Paweł.
Prosimy Was, katoliccy Pasterze Narodu niemieckiego, abyście na własny sposób
obchodzili z nami nasze chrześcijańskie Millenium: czy to przez modlitwy, czy
przez ustanowienie w tym celu odpowiedniego dnia. Za każdy taki gest będziemy
Wam wdzięczni. I prosimy Was też, abyście przekazali nasze pozdrowienia i wyrazy
wdzięczności niemieckim Braciom Ewangelikom, którzy wraz z Wami i z nami trudzą
się nad znalezieniem rozwiązania naszych trudności.
W tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu, wyciągamy do
Was, siedzących tu, na ławach kończącego się Soboru, nasze ręce oraz udzielamy
wybaczenia i prosimy o nie. A jeśli Wy, niemieccy biskupi i Ojcowie Soboru, po
bratersku wyciągnięte ręce ujmiecie, to wtedy dopiero będziemy mogli ze
spokojnym sumieniem obchodzić nasze Millenium w sposób jak najbardziej
chrześcijański.
Zapraszamy Was na te uroczystości jak najserdeczniej do Polski. Niech tym
kieruje miłosierny Zbawiciel i Maryja Panna, Królowa Polski, Regina Mundi i
Mater Ecclesiae.
Rzym, dnia 18 listopada 1965 r.
Podpisali:
Stefan Cardinalis Wyszyliski, Primas Poloniae Antonius Baraniak, Archiepiscopus
Posnaniensis Bolesiaw Kominek, Archiepp. Tit. in Wrociaw Carolus Wojtyla,
Archiepiscopus Metropolita Cracoviensis Antono Pawlowski, Episcopus
Vladislaviensis Casimirus Joseph Kowalski, Episcopus Culmensis Michael Klepacz,
Episcopus Lodzensis, Ord. Czestaw Falkowski, Episcopus Lomzensis Petrus Kalwa,
Episcopus Lublinensis Franciscus Jop, Episcopus in Opole Herbertus Bednorz,
Episcopus Coadiutor Katovicensis Stefan Barela, Episcopus Czestochoviensis
Bogdan Sikorski, Episcopus Plocensis Edmund Nowicki, Episcopus Gedanensis
Joannes Jaroszewicz, Admin. Apost. Kielcensis Jerzy Ablewicz, Episcopus
Tarnovlensis Joseph Drzazga, Episcopus Vic. co. p. Olsztyn Stanistaw Jakiel,
Vic. Cap. Przemygl Andrzej Wronka, Episcopus Auxil. in Wroclaw Venceslaus
Majewski, Episcopus Auxil. Varsaviensis Georgius Stroba, Episcopus Auxil. in
Gorzöw Franciscus Jedwabski, Episcopus Auxil. in Pozriafi Julianus Groblicki,
Episcopus Auxil. Cracoviensis Carolus Pgkala, Episcopus Auxil. in Tarnöw Zygfryd
Kowalski, Episcopus Auxil. Culmensis Georgius Modzelewski, Episcopus Auxil.
Varsaviensis Jan Wosifiski, Episcopus Auxil. Plocensis Bogdan Bejze, Episcopus
Auxil. Lodzensis Thaddaeus Szyagrzyk, Episcopus Auxil. Czestochoviensis
Venceslaus Skomorucha, Episcopus Auxil. in Siedlce Jan Zargba, Episcopus Auxil.
Vladislaviensis Henricus Grzondziel, Episcopus Auxil. in Opole Joseph Kurpas,
Episcopus Auxil. Katovicensis Ladislaus Rubin, Episcopus Auxil. Gnesnensis
Paulus Latusek, Episcopus Auxil. in Wroclaw Joannes Czerniak, Episcopus Auxil.
in Gnienzno
List biskupów polskich do
niemieckich z 1965, nazywany później orędziem, uważany jest za jeden z
najważniejszych etapów pojednania polsko-niemieckiego po II wojnie światowej. Z
listu pochodzi cytat: ...przebaczamy i prosimy o wybaczenie [dosłownie:
udzielamy wybaczenia i prosimy o nie].
18 listopada 1965 podczas obrad Soboru Watykańskiego II orędzie podpisało 34
polskich biskupów, m.in. kardynał Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła. Autorem i
inicjatorem listu był arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek. List był
konsultowany z polskimi i niemieckimi biskupami oraz niemieckimi
intelektualistami.[potrzebne źródło]
Pretekstem były pielgrzymki, jakie w połowie lat 60. odbywali niemieccy
chrześcijanie do miejsc zbrodni niemieckich w Polsce oraz tzw. memorandum z
Tybingi z 1961. Niemieccy ewangelicy wzywali w nim polityków do zaprzestania
zabiegów o rewizję polsko-niemieckiej granicy. 1 października 1965
zachodnioniemiecka Rada Kościoła Ewangelickiego zaapelowała do Niemców o uznanie
granic na Odrze i Nysie.
W liście, pisanym prawdopodobnie po niemiecku[potrzebne źródło], streszczono
polskie dzieje, podkreślając ciemne i jasne strony polsko-niemieckich stosunków.
Przypomniano, że miliony Niemców ucierpiały wskutek powojennych wysiedleń.
Również skutkiem wojny jest granica na Odrze i Nysie. Polscy biskupi zapraszali
też niemieckich na obchody tysiąclecia chrztu Polski. Najsłynniejsze zdanie
listu brzmi: W tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu
wyciągamy do Was, siedzących tu na ławach kończącego się Soboru, nasze ręce oraz
udzielamy wybaczenia i prosimy o nie.
Odpowiedź (nadesłaną 5 grudnia) podpisało 41 biskupów z RFN i NRD. Niemieccy
biskupi przyjęli zaproszenie na polskie uroczystości, unikali jednak jasnego
określenia stanowiska w kwestii granicy na Odrze i Nysie.
List polskich biskupów bardzo negatywnie oceniły polskie władze. Komitet
Centralny PZPR uznał, że biskupi sfałszowali historię, że orędzie służyło
interesom niemieckim, a jego sygnatariusze dopuścili się zdrady. Władze uważały
za niedopuszczalne wypowiadanie się biskupów w sprawach dotyczących całości
polskiego społeczeństwa i rozpętały kampanię propagandową przeciwko autorom
listu. Publikowano artykuły w prasie, broszury i książki, odbyła się masowa
akcja odczytów i wieców protestacyjnych w zakładach pracy. Władze przeprowadzały
też rozmowy z księżmi na temat orędzia, odbyło je 70% proboszczów. Oceny księży
były podzielone. Społeczeństwo było początkowo przeciwko biskupom, ale wobec
nagonki, zaczęło ich bronić.[potrzebne źródło]
Sprawa listu biskupów wpisywała się również w nasilający się w połowie lat
sześćdziesiątych konflikt między władzami PRL a Kościołem, którego kulminacją
było zorganizowanie przez władze oficjalnych obchodów Tysiąclecia Państwa
Polskiego konkurencyjnych wobec kościelnych obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski.
Władze wykorzystywały sprawę listu dla dezawuowania obrazu Kościoła w oczach
społeczeństwa.
W czterdziestą rocznicę tego wydarzenia, które jak się później okazało otworzyło
drogę do następnych porozumień międzynarodowych, na wrocławskiej Wyspie Piasek
postawiono pomnik metropolity wrocławskiego Kominka ze wspomnianym cytatem u
jego stóp.
|