Andrzej Pawlak był podleśniczym w Stuposianach, a potem przez długie
lata pracował jako leśniczy do spraw łowieckich w Mucznem. Na kartach
książki wspomina swoich przełożonych (m.in. Władysława Peperę
- legendarnego leśniczego i myśliwego i Tadeusza Misiudę - leśnika i myśliwego, specjalistę od żubrów), wielu znajomych i przyjaciół, wśród których
bliski pozostawał dla niego Janusz Sikorski - dyrektor (częściej jego zastępca) departamentu łowiectwa w Ministerstwie Leśnictwa.
Andrzej Pawlak odsłania rąbka finansowej tajemnicy polowań, na które
w większości przyjeżdżali dewizowcy, kierowani przez niemiecką firmę Bayer. Polskim odpowiednikiem była firma Polskie Bory, której szefem był
płk. Doskoczyński. Ponoć wielkie pieniądze płynące z polowań były przekazywane premierowi Piotrowi Jaroszewiczowi, który z kolei miał je przeznaczać
na zasilenie diet ministrów podczas ich zagranicznych wizyt, aby „nie robili
z siebie dziadów”. Pieniądze oczywiście nie były księgowane.
Szczególny wpływ na autora miała książka rosyjskiego myśliwego
Michaiła Zajcewa z 1957 r. o sposobach polowania na wilki. Temat
wilczych polowań dominuje wśród jego opowiadań. I trzeba dodać, że
Andrzej Pawlak ustrzelił... 78 wilków.