Klasyczny, kilowy, zatokowy jacht kabinowy typu Rassmussen z 1938r. z ciekawą historią, po remoncie, nowy drewniany maszt, żagle fok i grot. Gotowy do pływania, wyposażony w cumy, odbijacze, koła ratunkowe, kamizelki ratunkowe, pagaje, kuchenka gazowa turystyczna, instalacje elektryczną, cztery koje, lodówka, barometr.
* Długość: 855cm
* Szerokość: 208cm
* Zanurzenie: 135cm
* 4 koje - gotowy do żeglugi - idealny na zatokę i jezioro
* Konstrukcja kadłuba: drewno oblaminowane, maszt drewniany.
Jacht gotowy do sezonu, po remoncie i malowaniu.
Źródło: www.sail-ho.pl
Ten jacht na wodzie pamiętali tylko najstarsi żeglarze z gdyńskiego basenu. Ci trochę młodsi pamiętają, jak latami stał "na kołkach" czekając na kogoś, kto się nim zajmie. Jacht, którego przeszłość ginie w mrokach dziejów - zbudowany w Bremie wg jednych dokumentów w 1935 roku, wg innych w 1938, po wojnie "zdjęty z falochronu", jak wiele jachtów porzuconych wówczas przez Niemców i używany w YK Stal Gdynia. Gdzieś w okolicach lat 80-tych został zgodnie z modnym wówczas "trendem" oblaminowany (z braku danych i doświadczeń dość grubo, co znacznie wzmocniło wiekową konstrukcję). Na początku lat 90-tych sprzedany w prywatne ręce młodych ludzi, którzy po włożeniu masy pracy w remont odpuścili. Kolejny właściciel zniknął i nie pojawiał się. W jachcie "zamieszkały" portowe kundy, bezdomni, demolując wnętrze dość dokładnie. To wszystko kupił Michał Biegajski, wówczas jeszcze nawet niepełnoletni. Jacht przez wszystkich spisany na straty, ale Michał zapewniał, że popłynie nim dookoła świata.
Michał spędził w Gdyni dwa sezony próbując doprowadzić jacht do porządku. Efekty były takie sobie i w końcu zapadła decyzja - jacht pojedzie do Leszna (Wielkopolska). "Towarzystwo" zwątpiło w powodzenie przedsięwzięcia, niejeden jacht już przecież "pojechał w interior", by tam sobie spokojnie zgnić porzucony na jakiejś działce. Tym bardziej, że o jachcie i jego właścicielu słuch wszelki zaginął...
Tymczasem w sobotę jacht zawinął do Gdyni. Przypłynęli nim Michał Biegajski i Edek Gajdamowicz. Jacht uczestniczył w regatach wokół wyspy Wolin, następnie dołączył do floty Cutty Sark, potem odbył podróż wzdłuż wybrzeża, wszędzie budząc zachwyt znawców, przerażenie nie-znawców i ciepłe uczucia względem młodego skippera u dziewcząt.
(...)
Warto tu nadmienić, że żeglarze nie byli "zieloni" - pływali wcześniej na s/y Falcon i Menuecie, a więc żegluga po morzu była wyzwaniem, ale nie nieświadomością.
Jacht został w zasadzie w kształcie pierwotnym. Pozostały wszystkie elementy kadłuba, luk, prowadnica szotów grota. Zostały zdarte kolejne pokłady farby i wyjrzało drewno. Wnętrze nie ma nic wspólnego z luksusem: postawniejsze osoby do środka muszą się wczołgać. Jacht za to zyskał piękny drewniany klejony lekki maszt, piękny bom i nowe żagle. Maszt w klasycznym układzie, z krojcwantami i jedynym ukłonem w stronę nowoczesności jest miękki roler na sztagu. Również silnika nie było wcześniej, choć obecny - kilkunastoletni - nie wprowadza dysonansu.
...
Autor: Jacek Kijewski