Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Non stop - ALDISS - od wydawcy - OSTATNIE

24-01-2012, 3:31
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 32 zł     
Użytkownik Solarisnet
numer aukcji: 2043954807
Miejscowość STAWIGUDA
Wyświetleń: 9   
Koniec: 14-01-2012 22:47:33

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: twarda
Rok wydania (xxxx): 2007
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Solarisnet.pl



Solaris
ul. Warszawska 25 A
11-034 Stawiguda

tel./fax 089 [zasłonięte]3117
e-mail: [zasłonięte]@solarisnet.pl

GG:[zasłonięte]13643


Zobacz również

inne tytuły

tego autora

Brian ALDISS

 



Non stop
Autor: Aldiss Brian W.
Wydawnictwo: Solaris
Twarda oprawa
Data wydania: 2[zasłonięte]007-10
Forma: Powieść
Gatunek: Science fiction
ISBN:[zasłonięte]978-83951-70-0
Liczba stron: 280
Tłumaczenie: Maciej Raginiak

Od chwili zaistnienia w formie książkowej, fantastyka przeszła ogromną przemianę. W dużym stopniu zmieniła się także jej tematyka, skłaniając się ku zagadnieniom miejscowym. Sondy badają Układ Słoneczny: już teraz kosmiczna sonda krąży wokół Merkurego, a inna pędzi w pobliżu Plutona, ale planowane wyprawy na Marsa i znane z literatury księżyce Jowisza – na które tak czekaliśmy – na razie nie doszły do skutku. Sama przyszłość w dużym stopniu odsunęła się jak oddalający się przypływ, wyrzucając nas na niebezpieczne wybrzeża teraźniejszości, gdzie tacy pisarze, jak Geoff Ryman, Ken MacLeod, Iain Banks i Philip Pullman (że pozwolę sobie wymienić paru autorów brytyjskich) piszą raczej o teraźniejszości; a jeśli nawet nie o teraźniejszości, to o jej alternatywnej wersji. To już nie jest fantastyka, jaką kiedyś znaliśmy. Teraźniejszość stała się tymczasową odskocznią. Tymczasowość nigdy nie była tak trwała.
Przewidywanie nie należy do zadań SF, jak twierdzili autorzy wcześniejszych generacji. Moim zdaniem literatura apokaliptyczna sprawdza się najlepiej jako metafora. Moja pierwsza powieść SF, „Non stop” okazała się wielkim sukcesem i zyskała wielu czytelników. Prawa do tłumaczenia zakupiło warszawskie wydawnictwo za czasów rządów komunistycznych i książka znalazła się na drugim miejscu jego listy bestsellerów. Gdy przyjechałem do Polski, by odebrać moje honorarium w złotówkach, pytałem, czemu tak się stało.
Odpowiedziano mi, że czytelnicy dostrzegli w tej książce metaforę uwięzienia w ustroju narzuconym przez ZSSR.

W skrócie, powieść „Non stop" opowiada o wielkim statku lecącym w kierunku najbliższej gwiazdy, Alfy Centaura. Nie może on lecieć z prędkością światła, więc dotarcie na orbitę odległej planety będzie trwało wiele generacji. Gdy na pokładzie statku przeminęło już kilka pokoleń, wydarzyło się coś złego. Kapitan zginął. Ci, którzy przeżyli katastrofę, stają się kanibalami; nie wiedzą już, że istnieje świat zewnętrzny. Zapominają o tym, że są uwięzieni na statku. Statek stał się ich Światem. Zaniedbane uprawy hydroponiczne rozprzestrzeniają się po statku, zamieniając korytarze w dżunglę.
Sam pomysł pochodzi z opowiadania Roberta Heinleina. Zafascynowało mnie ono do głębi, choć nie interesowały mnie walki ani to, że główny bohater jest dwugłowym mutantem. Wolałem coś bardziej nostalgicznego i romantycznego. Mój główny bohater, Roy Complain, to smutny facet, zakochany w Vyann. Zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak, coś, czego nie może określić, ale nazywa to „czymś dużym”.
Była to, moim zdaniem, zwykła opowieść przygodowa, ale wypełniłem ją uczuciami, mając wrażenie, że ja również mam nadzieję na to, że z dyskomfortu i wrażenia zamknięcia, jakie wtedy doznawałem, urodzi się w końcu coś wielkiego. Te okoliczności, niezależne ode mnie, dały początek temu, co przeżywali więźniowie na pokładzie mojego statku. Uczyłem się; pracowałem z metaforą, nie zdając sobie z tego sprawy.
Po kilku latach, gdy „Non stop” nadal się sprzedawała, przyjrzałem się kilku pisarzom, którzy w dzieciństwie przeżyli wielką stratę - Annie Kavan, Johnowi Osborne’owi, Philipowi K.Dickowi i jednemu z moich bliskich przyjaciół.
Gdy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, w Olsztynie powstało nowe wydawnictwo – Solaris! Solaris kupił prawa do nowego przekładu powieści „Non stop”. Powieść liczy sobie teraz pięćdziesiąt lat. Gdy wydanie było w produkcji, uprzejmi wydawcy przysłali mi ilustrację, która miała zostać użyta do projektu okładki książki.
Było już ze dwadzieścia wydań „Non stop”, łącznie z przekładami. Nie jest to może wielka liczba, ale wszyscy ilustratorzy projektujący okładki skupili się na widoku statku z zewnątrz: to oczywiście powszechnie rozpoznawalny znak – musi być statek kosmiczny!
Polska okładka jest uderzająco odmienna. To grafika komputerowa genialnego rysownika, Tomasza Marońskiego: widać na niej wnętrze statku (spójrzcie na okładkę). Akcja rozgrywa się wewnątrz. Na tej wspaniałej ilustracji Tomasz uchwycił moment, kiedy Complain przypadkowo otwiera osłonę i widzi ze zdumieniem Prawdziwy Świat, wielką planetę i jej księżyc. Otrzymał właśnie cały kosmos! Rzeczywistość wdarła się do jego świata. To kulminacyjny moment, w którym staje twarzą w twarz z czymś wielkim .
„Nic wielkiego. Drobna rzecz – twarz Vyann opromieniona słońcem ... Jeszcze dziś pamiętam moment, gdy pisałem te słowa.
Dla mnie właśnie było to coś wielkiego. Doznałem wstrząsu. Ilustracja Marońskiego – jak to określić? - przeobraziła mnie. Troski, jakich doznawałem w dzieciństwie, odgradzały mnie od czegoś, wybudowały ochronny mur w mojej psychice. A teraz wszystko wróciło. Nie musiałem już za nic przepraszać. Byłem wolny. Spłynęło na mnie zrozumienie: dlaczego ta scena w książce była tak potrzebna, choć skrywała swą prawdziwą naturę. Dzięki tej ilustracji Marońskiego odzyskałem jakąś część samego siebie. To tylko słowa na papierze, ale szok, objawienie, radość, jakich doznałem, nie dają się ująć w słowach.
Poczucie straty było najważniejszym czynnikiem, który skłonił mnie do pisania fantastyki, moją wszechobecną metaforą. Przynajmniej w części zrozumiałem, że rodzinne środowisko, w którym się wychowałem, było czymś innym, niż mi się wydawało. A wspaniała kobieta, w której się zakochałem, w pewien sposób przygotowała mnie na to otwarcie. Mam jednak nadzieję, Drogi Czytelniku, że dzięki temu zrozumiesz, jak ważne jest dla mnie wydanie Solarisu (z tą niezwykłą okładką, której zawdzięczam moment objawienia.)
Dzięki temu przykładowi łatwo zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób ludzie doprowadzają do katastrofy na swoim terytorium. Tym ludziom rzeczywiście przytrafiła się katastrofa. We „Frankensteinie”, potwór Frankensteina nie ma matki - jego literacka siła oddziaływania wzięła się z okrutnego faktu: matka Mary Godwin zmarła przy jej urodzeniu i Mary także wychowała się bez matki. Pod powierzchnią niemożliwego ukrywa się nieprawdopodobna prawda. Dar tworzenia rodzi się z poczucia straty.
W pewnym punkcie swej opowieści Frankenstein mówi: „Gwiazdy świeciły z przerwami, ponieważ co jakiś czas przesłaniały je chmury; ciemne sosny wyrastały przede mną, a tu i tam napotykałem na złamane drzewo leżące na ziemi.. Był to widok cudowny i uroczysty, który wywoływał dziwne wrażenia w moim umyśle.” Dziwne wrażenia, istotnie – większość istot ludzkich takie miewa. Kroczy więc naprzód, z poczuciem opuszczenia, w surowej scenerii obcego krajobrazu. Wielu pisarzy odczuwa przymus odbycia takiej podróży – nawet aż do Alfy Centaura - by odzyskać swoje prawdziwe życie.
Brian Aldiss