Choć na pierwszy rzut oka, L100 wygląda dość niepozornie, jest klasycznym przedstawicielem swojego rodzaju. Konstrukcja zdominowana jest przez dwa duże elementy – uchwyt (kryjący także zasilające kompakt baterie) i mechanizm obiektywu. Obudowa wykonana została z tworzywa w kolorze czarnym (z wyjątkiem gniazda mocującego dla statywu, które jest w pełni metalowe). Materiał ten cechuje się dość dużą odpornością na zarysowania, co więcej, powierzchnia jest dość szorstka, a uchwyt został dodatkowo pokryty warstwą gumowej okładziny – nie musimy więc się martwić o przypadkowe wyślizgniecie aparatu z rąk. Wszystkie części są dość dobrze spasowane, a konstrukcja sprawia solidne wrażenie. Podsumowując, mamy przed sobą jakość, do jakiej Nikon zdążył nas już przyzwyczaić.
Gabaryty kompaktu nieco odbiegają od standardu. Jest to w dużej mierze efektem przyjętych rozwiązań dotyczących kadrowania i zasilania. W L100 nie znajdziemy charakterystycznej “wieży” wizjera, bowiem (niestety) zrezygnowano z tego elementu wyposażenia. Natomiast uchwyt jest bardzo szeroki (co może sprawić pewne problemy użytkownikom mającym drobniejsze dłonie), z racji faktu, iż kryje w sobie aż 4 baterie typu AA i gniazdo kart SD/SDHC. Przez to aparat sprawia wrażenie dość przysadzistego – 110x72x78 mm. Po włożeniu kompletu baterii, jest także zauważalnie cięższy – 455 g.
Na pokładzie aparatu znajdziemy matrycę CCD 1/2.33″ o efektywnej rozdzielczości 10 Mpix. Dzięki temu, maksymalna rozdzielczość generowanych obrazów, wynosi odpowiednio: 3648×2736 pikseli przy stosunku 4:3 i 3584×2016 pikseli przy stosunku 16:9. Deklarowana przez producenta czułość aparatu wynosi ISO 80 – 3 200, przy czym w praktyce, jedynie do ISO 800 dysponujemy pełną rozdzielczością matrycy – powyżej tej wartości skazani jesteśmy tylko na 3 Mpix. Co więcej, po przekroczeniu bariery ISO 200, widoczny staje się już nie tylko cyfrowy szum, ale także, co nawet bardziej uciążliwe, efekt przetwarzania obrazu przez procesor. Owocuje to zmiękczeniem detali i utratą ostrości.