Jest to biografia niezwykłego człowieka – naukowca, biznesmeen, filantropa. Aż dziw, że to nie ona, lecz książki Grossa wyznaczają standard stosunkow polsko- żydowskich. Zandman ponadto pisze żywo, z pasją, ma osiągnięcia – jest miliarderem, stworzył super czołg dla armii izraelskiej, jego produkty (VISHAY) znależć można w każdym telefonie komórkowym. Można by się więc wiele od niego nauczyć, poznać zacnego człowieka, który nie boi się chwalić Polakow za ich heroizm i pomoc Żydom, ale nie, to nie książka Zandmana, pełna humanizmu i mądrości, lecz Strach jest w Polsce bestsellerem. Jesteśmy narodem masochistów, więc niech mi nikt potem nie nadrzeka, że nas za takich mają.
Słowo wstępne profesora Szewacha Weissa
Trudno jest związać słowo „zwycięstwo” z Zagładą, z Holokaustem. W II wojnie światowej naród żydowski poniósł wielkie straty, a nie zwyciężył. Prawie milion żołnierzy i oficerów Żydów walczyło przeciwko nazizmowi w armiach Stanów Zjednoczonych, ZSRS, Wielkiej Brytanii, Francji, Australii, Polski (zarówno w szeregach Armii Andersa, jak i w polskiej brygadzie Armii Czerwonej); żydowska brygada z Palestyny walczyła o Monte Cassino i w innych miejscach Europy. Ale to nie było zwycięstwo. Nie można też nazwać zwycięstwem walki powstańczej w gettach w Warszawie, Krakowie, Białymstoku ani buntów w obozach zagłady w Birkenau, Treblince, Sobiborze. To też nie było nasze zwycięstwo, bo myśmy stracili na tej wojnie jedną trzecią część naszego narodu. Faszyzm w Niemczech i w krajach z Niemcami współpracujących był siłą szatańską, a morderstwo, które było jego dziełem, ma wymiar wyjątkowy, nieporównywalny z żadnym innym wydarzeniem w historii ludzkości. Skutki tego morderstwa są nadal obecne: nie żyją ci, którzy mogliby się urodzić, gdyby żyli ich potencjalni rodzice. Gdyby nie Zagłada, naród żydowski liczyłby dzisiaj 30, a może 40 milionów ludzi. Przed wojną było nas 18 milionów. Niemcy zamordowali 6 milionów (z czego 4 mln w Polsce) i od tego czasu jest nas nie więcej niż 12, 13 milionów. Jest to niezagojona rana. Rana, która nigdy się nie zagoi.
Można jednak mówić o osobistych zwycięstwach. Być może jednym z najważniejszych i najciekawszych przykładów takiego osobistego zwycięstwa jest ten młody, piętnastoletni chłopak, Fajwel, który, straciwszy całą rodzinę, przetrwał wojnę i został tym, kim jest. Nie wiem, czy nazwać to zwycięstwem, czy cudem – może i tym, i tym. Historia każdego uratowanego wiąże się z cudem. Światowa i nasza teologia powojenna wciąż zadaje sobie pytanie: gdzie podczas Zagłady był Bóg? Dlaczego to się wydarzyło? Nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi, są różne interpretacje teologiczne. Jedno jest pewne: podczas II wojny światowej Boga można było znaleźć w sercach Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Bóg mieszkał w sercach Puchalskich, którzy w wykopanej pod podłogą swojego domu dziurze ukrywali młodego Fajwla, jego wujka Sendera i troje innych Żydów. Odwaga i otwarte serce rodziny Puchalskich są związane ze zwycięstwem Feliksa Zandmana. Feliks opowiada o tym, jak mając dziewięć lat zadawał dziecinne, naiwne pytania swojej babci Temie, która pochodziła z małego miasteczka Wiszej. Pytał: „Babciu, do kogo należy ten sklep? Do kogo należy ten dom?” i tak dalej. Babcia Tema odpowiedziała, że to wszystko nie jest własnością ich rodziny, bo w każdej chwili może przestać do nich należeć albo przestać istnieć. Od ojca Feliks już wiedział, że jedyną rzeczą, jakiej nie można człowiekowi zabrać, jest to, czego się nauczył. Babcia Tema mówiła, że nawet wiedza nie jest nasza. „Pamiętaj, Fajwel, mamy tylko to, co dajemy innym”. Z tym testamentem swojego ojca i babci Temy, Fajwel uciekł i ukrył się w dziurze pod podłogą Puchalskich. Przetrwał wojnę, ucząc się w jamie od wujka Sendera. Niezwykle trudno jest zachować normalność, przebywając tyle czasu w tak trudnych, pełnych codziennego strachu i zagrożenia warunkach. Dzięki udzielanym w ciasnocie i ciemnościach lekcjom matematyki Fajwel nie zwariował.
Tak dojrzewał nasz geniusz, szykując się do spełnienia drugiego testamentu – testamentu babci Temy. Feliks przetrwał dzięki syntezie intelektu i wyobraźni, chęci życia i sile moralnej. Metafizyka zwyciężyła fizykę. Jama pod podłogą domu Puchalskich jest wieloraką metaforą grobu, a wyjście Feliksa z tego grobu to jego powrót do życia. Po Zagładzie Feliks podjął dalszą naukę, wyjechał do Francji, doktoryzował się na Sorbonie. Stamtąd wyjechał do USA, gdzie kontynuował pracę wykładowcy i wynalazcy. Obdarzony niezwykłym zmysłem praktycznym, przedsiębiorczy, otwiera własną firmę i nadaje jej symboliczną nazwę Vishay. Małej leżącej na pograniczu Polski, Litwy i Białorusi miejscowości Wiszej nie ma na wielu mapach, ale jej nazwę można znaleźć w najróżniejszych zakątkach świata, w 26 krajach, między innymi w Izraelu – starej, odbudowanej ojczyźnie narodu żydowskiego i Feliksa Zandmana. W ten sposób – oddając innym to, co miał najlepszego: swoją wiedzę, swój talent i ich owoce – Feliks spełnił testament babci Temy.
Feliks Zandman dzieli swój czas między Filadelfię i Izrael. Jest typowym, tradycyjnym, wędrującym żydowskim intelektualistą. Dla takiego człowieka – z taką duszą i z takim intelektem – jedno państwo to za mało. Zandman to dusza światowa. Mimo to jednak swój drugi – a może w istocie pierwszy – dom zbudował w Izraelu. Tam mieszka wraz z żoną Rutą i dziećmi – również związanymi z życiem Izraela i z żydowską tradycją, tą, która była kultywowana w Wiszeju i w Grodnie. Feliks Zandman pochodzi z Grodna. W Grodnie mieszkało prawie 30 tysięcy Żydów. Hitlerowcy wymordowali prawie wszystkich. Z żydowskiego Grodna nie zostało prawie nic. Zamordowano ludzi, zburzono synagogi, zrujnowano cmentarze. Niemcy nie tylko chcieli ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską, ale chcieli wymazać wszelkie ślady kultury i ducha żydowskiego. Patrząc z tej perspektywy, to, co zrobił po wojnie Feliks Zandman, jest jego osobistym Marszem Żywych.
Zandman nigdy nie zapomina o swoich korzeniach. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość to dla niego jeden czas. Bo kto nie pamięta, skąd przychodzi, nie wie, dokąd idzie. Feliks Zandman wie dokładnie, dokąd idzie i zawsze pamięta, skąd przyszedł.
Pamięta też o tych, którzy wyrządzili jemu i jego narodowi tak straszną krzywdę. Nie poddał się w czasie Zagłady i nie poddał się po wojnie. Walczył o prawdę w sądach, uważał, że moralność nakazuje, by sprawców zbrodni ukarano. Jego wysiłki nie zawsze kończyły się sukcesem, ale mimo to walczył. Chciałbym napisać kilka słów jako ktoś, kto pełnił odpowiedzialne funkcje we władzach Izraela. Będąc w latach 1992 – 1996 przewodniczącym Knesetu, w sytuacjach kryzysowych odbywałem wiele rozmów z premierem Icchakiem Rabinem, z ministrem skarbu i innymi ministrami. W trakcie każdej z tych rozmów pojawiało się nazwisko Feliksa Zandmana. Mówiono, że jest to człowiek, który może pomóc, może rozwinąć działalność Vishaya w Izraelu. Vishay był w tamtych latach synonimem jakby cudu, sygnałem nadziei i pomocy. Pomoc okazała się skuteczna. W krytycznych momentach wynalazki Zandmana pomogły naszej armii. Feliks wraz z generałem Izraelem Talem (również pochodzącym z Polski) przyczynił się do udoskonalenia izraelskiego czołgu i stworzenia być może najlepszego czołgu na świecie.
Niestety nawet dobrzy ludzie, sprawiedliwi – a jest ich niemało na świecie i w Polsce – także filosemici, mają zakodowany w wyobraźni obraz Żyda jako małego dziesięcioletniego chłopaka w kaszkiecie, który podnosi ręce na rozkaz gestapowca. Ludzie nie mogą się przyzwyczaić, że po tym wszystkim Żydom też należy się państwo, którego musi bronić armia. Nie mogą się przyzwyczaić do młodego żydowskiego żołnierza, czołgisty. Najokropniejsze lata w życiu Zandmana przypadły na jego młodość. Jako młody chłopak przeżył śmierć swojej rodziny, był świadkiem, jak mordowano jego sąsiadów i całe Grodno. Zrozumiał wtedy, że nam – Żydom – potrzebny jest Izraelczyk czołgista, który broniłby naszego państwa. Gdy patrzę na takich ludzi, myślę sobie: jak wyglądałby świat, Europa i Polska, gdyby nie było Zagłady. Mieliśmy przecież setki, może tysiące takich Fajwlów, obdarzonych energią, intelektem, duchem. Oni zmieniliby świat na lepsze. Ile straciliśmy! Ile stracił świat! Feliks nigdy nie zapomniał o Puchalskich. Był z nimi w kontakcie, zaprosił ich do Izraela. W Jad Waszem rośnie ich drzewko. Książka Zandmana ukazuje się teraz w Polsce. Trzeba podkreślić, że na okupowanych przez Niemców polskich ziemiach hitlerowcy zamordowali prawie 4 miliony Żydów (z ogólnej liczby 6 milionów Żydów zamordowanych w latach 1939 – 1945), w tym ponad 3 miliony Żydów polskich. Prowadzona w Jad Waszem Lista Sprawiedliwych wśród Narodów Świata liczy już ponad 20 tysięcy osób, w tym ponad 6 tysięcy – najwięcej – Polek i Polaków.
Z Feliksem Zandmanem mam dużo wspólnego, łączą nas – jak braci – podobne przeżycia. Ja również – tak jak Feliks Zandman – należę do tych cudów, do małej grupy ocalałych. Mój los jest podobny do jego historii. 7 miesięcy przesiedziałem wewnątrz podwójnej ściany, 20 miesięcy w piwnicy, wiem, co to znaczy wilgoć, wiem, co to znaczy strach.
Wiem również, jak ważna była w takich warunkach pomoc ludzi z zewnątrz. Stosunki między Polakami i Żydami nie zawsze układały się dobrze, ale Żydzi mieszkali na ziemiach Polski prawie 1000 lat. Żyliśmy razem, żyliśmy obok siebie. Sprawiedliwi wśród Narodów Świata będą wiecznym mostem między narodami żydowskim i polskim.
Szewach Weiss
Prezes Instytutu Jad Waszem
były Przewodniczący Knesetu Ambasador Izraela w Polsce w latach 2000 – 2004
Życie Feliksa Zandmana było niezwykłe, a jednocześnie typowe. Jak miliony innych Żydów przeszedł piekło Holokaustu. Jako jeden z nielicznych wyszedł z niego cało. Potem zrobił olśniewającą karierę naukową i biznesową we Francji i w Stanach Zjednoczoncyh, cały czas pozostając patriotą Izraela. Karierę zawdzięcza swym zdolnościom, pracy, a także solidarności tych, którzy przeszli przez Holokaust. Biznes i martyrologia, zysk i ideały, praca i pamięć o wymordowanych – te zzestawienia mogą dziwić polskiego czytelnika. Gdy zdziwienie mija, lepiej rozumiemy emocje Żydów – naszych dawnych, mało znanych sąsiadów, których większość została wymordowana, część wyemigrowała, a niektórzy zrobili olśniewające kariery.
Witold Gadomski