„NA TROPIE PRZYRODY” autor: Włodzimierz Korsak rok wydania: brak – na pewno wydanie przedwojenne (lata 20/30) ilość stron: 272 Nakład Księgarni Św. Wojciecha, Poznań. stan książki: bardzo dobry minus/dobry plus (pęknięcie między blokiem książki a okładką, pożółkłe z wieku strony) Książka zawiera 35 ilustracji wykonanych przez autora – poniżej widoczne niektóre z ilustracji. Autora tej powieści dla młodzieży nie trzeba chyba przedstawiać żadnemu z polskich myśliwych. Wspaniale napisana książka której nie powinno zabraknąć w żadnej biblioteczce poświęconej łowiectwu i polskiej przyrodzie. Spis treści: I. W rodzinne progi II. Pierwsze kroki III. Hrybło IV. W koronach drzew V. Leśne jeziorko VI. Mistrzowski strzał VII. Przy pracy VIII. W krainie wiecznego słońca IX. Dzień św. Piotra X. Nastroje XI. Wilcze śpiewy XII. Wspomnienie XIII. Na dzikich bagnach XIV. Puszcza XV. Dziwy nocne XVI. Z wyżłem XVII. Przygoda XVIII. Pardwy XIX. Obława XX. Wysoki Ostrów XXI. Napowietrzne łowy XXII. Z tajemnic puszczy XXIII. W jesiennej szacie XXIV. Na grubego zwierza XXV. Pożegnanie Oto niektóre fragmenty: (opisane przez autora przygody dotyczą terenów na których Korsak miał okazję polować - zarówno łowów w naszych kniejach jak i na terenach poza granicami naszego kraju np. gór Azji) „W chwili, gdym wchodził zpowrotem w wąwóz, słońce już się chowało. Tu i ówdzie krzyczały czerwonodziube kawki górskie, które siedziały na zrębach i oznajmiały donośnie przybycie nieznanego im gościa. W pewnej chwili usłyszałem liczne krzyki tych kawek znacznie przede mną, gdzieś w głębi wąwozu. Przypuszczając obecność jakiejś żywej istoty, zdjąłem z ramienia mauzer i iść zacząłem ciszej, co jednak nie było łatwo po dnie wysłanem grubą warstwą kamieni. Wrzawa stawała się coraz bliższa i oto, wychylając się z za zagięcia, ujrzałem dość wysoko na gzymsie skalnym wielkiego, jasnego zwierza, idącego wolno ode mnie. Poznałem z nim od razu >>barsa<<, czyli lamparta azjatyckiego. Zwierz sunął wolno kocim ruchem, niski na nogach, długi jak żółtawa gąsienica i niebawem znikł mi za następnym zakrętem z oczu. Teraz, odciągnąwszy zamek u karabinu, skoczyłem jak najszybciej naprzód. Biegnąc po dość równem dnie wąwozu, zyskiwałem na czasie, gdyż gzems, po którym szedł bars, zniżał się stopniowo, wijąc się krętą linją. Dopadłszy następnego załomu, wyjrzałem z bijącem sercem i spostrzegłem go znowu, znacznie bliżej i niżej, w odległości około stu kroków. Wysunięty napół z za skały, przyłożyłem karabin do twarzy i pociągnąłem za szneller (podwójny cyngiel dla zmiękczenia spustu). Zdradziecki trzask jego doszedł snadź uszu czujnego zwierza, gdyż nie zatrzymując się zwrócił on ku mnie swój kwadratowy łeb, wychylając jednocześnie lewą łopatkę. Buchnął strzał, zwierz wspiął się dęba i runął nawznak ze skały na dno wąwozu, nie dalej niż trzydzieści kroków ode mnie. Szybkim ruchem nabiłem znów karabin i przyłożyłem go do ramienia, gdyż bars...” „Pogoda od kilku dni była niepewna. Codziennie w różnych godzinach nalatywały niewielkie, brzemienne w wilgocią chmury, siwe, o zatartych konturach, zalewając ziemię zimnym ostrym deszczem. Nasi myśliwi wyczekiwali sposobnej chwili, by zapolować na mchu Czajeckim na pardwy. Nareszcie pewnego dnia wyruszyli, korzystając z wolnego czasu, którym właśnie rozporządzał Pan Ksawery, nadzieję pogody pokładając w w pięknie świecącem słońcu, aczkolwiek stronami widać było dalekie obłoki [...] –Patrzcie u dziś pardwy były, może nawet niedawno, ślady świeżutkie – wskazał Pan Ksawery na parę okrągłych jamek wielkości czapki, wykopanych w żółtym nabrzeżnym piasku pomiędzy płatami siwego mchu islandzkiego, pokrywającego swemi suchemi szkieletami wzgórze zbocza. [...] Myśliwi wstąpili na mech, a Mars zaczął zataczać koła, migając między karłowatemi sosenkami szybkimi rzutami swego łaciatego ciała. -Pamiętajcie, chłopcy, com wam mówił – rzekł Pan Ksawery – gdy pardwy się porwą, nie spieszcie się, a każdy z was niech pilnuje swojej połowy stada i strzela do niej, niech [...] A w tem pomiędzy pobliskiemi kępami mchu, gęsto porosłemi bagnem, zakotłowało się coś, i z ostrym trzaskiem skrzydeł, wrzeszcząc głośno, wyrwało się kilkanaście dużych pstrych ptaków. Białe plamy skrzydeł, migające w różnych kierunkach, głośny łopot i przeraźliwy krzyk zbiły zupełnie z tropu Stefana, wywołując chaos w myślach i postanowieniach, i chłopak nie celując prawie, dał ognia z obydwu luf. Strzały te zlały się prawie ze strzałami...” W książce na końcu znajduje się alfabetyczny spis nazw, które zostały opisane w książce i przy każdej nazwie znajduje się numer strony na której możemy ją znaleźć: bagno, baran górski, bars, bąk, bekasik, bekas, bekas leśny, bielak, bielistki, błoto, błotniak, bóbr, bocian, borsuk, brusznica, cietrzew, cyraneczka, cyranka, czapla, derkacz, dubelt, dzięcioł, farbownik, gągół, gęsi, głuszec, gołąb wędrowny, gołębiarz, gołębie, gronostaj, grzywacz, hajstra, hiena, jagody, jałowiec drzew, jarząbek, jarzębata sowa, jastrzębie, jeleń, jerzyk, kaczki, kamionka, kania, kawka górska, kobuz, kokoszka wodna, kościanki, koszatka, koziorożec, krogulec, krzyżówka, kszyk, kulig, kurka wodna, kuropatwa, kuropatwa górska, lelek, leming, lodówki, łasica, łoś, łyska, łyżkodziob, mącznica, mech, mewa, mszarna sowa, murzyn (odsył.), myszołów, niedźwiedź, niedźwiedź syryjski, nur, orlik, orzeł, ostęp, ostrów, pardwa, perkoz, piskliwiec, pijanica, płaskonos, pławun, podgorzałka, popielice, puchacz, pustynnik, pustułka, puszczyk, przepiórka, rosomak, rożeniec, rybołówki, ryś, sarna, siniak, słomka, soból, sokół, sowy, sówka leśna, sroka, świstun, toki, torfowiec, tracz, tumak, turkawka, turzyca, uhla, uralska sowa, wiewiórka, wilk, woroniec, wypiór, wydra, żelazne drzewo, żołna, żóraw, żórawiny. Polecam i zapraszam do licytacji wszystkich sympatyków literatury poświęconej łowiectwu!!!
|
|
|
|
|