"Tymczasem Osmanowie przełamali uderzenie ciężkozbrojnej jazdy, w czym główną rolę odegrała ich artyleria. Decydujące uderzenie zadał jednak prawdopodobnie wspomniany wcześniej oddział akindżych z jazdą bośniacką, wykonujący manewr oskrzydlający. W rozsypkę poszło prawe skrzydło węgierskie, dowodzone przez bana Chorwacji (który uszedł z pola bitwy), a równocześnie zauważono nieobecność króla. Węgrzy zaczęli uciekać. Walka trwała jeszcze przez jakiś czas przed czołem artylerii tureckiej, jednakże losy bitwy rozstrzygnęły się niezwykle szybko, w ciągu około 90 minut. Osmanowie nie ścigali uciekających wrogów. Walczono przez półtorej godziny, jak pisał Stefan Broderyk, jednakże zapadłe ciemności oraz deszcz uratowały życie wielu Węgrów. Niestety znaczna ich liczba zginęła w czasie ucieczki, tonąc w naddunajskich bagnach. Przerażeni rycerze szukali schronienia na drugim brzegu Dunaju, by jednak do niego dotrzeć, musieli pokonać nadrzeczne mokradła oraz wartki nurt rzeki. Właśnie zdradliwe bagniska pochłonęły najwięcej ofiar. Ciężkozbrojni rycerze na wielkich, również zakutych w żelazo koniach nie mieli większych szans na wyrwanie się z grząskiej topieli. Następnego dnia głowa głównodowodzącego armią arcybiskupa Pawła Tomori, zatknięta na długiej włóczni, obnoszona była w tureckim obozie. Spadły także głowy 1500 szlacheckich jeńców."
(fragment książki)