Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

MNISZEK - ZASZUMIAŁY PIÓRA 1922

20-02-2014, 20:13
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 20 zł      Aktualna cena: 14.99 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 3954274248
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 6   
Koniec: 20-02-2014 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

SPIS RZECZY



Str.
Zaszumiały pióra .......... 5
Tragedja Cesi........... 13
Połączeni.......,.....51
Zaczytana ....*........67
W przedziale I. klasy........73
„Panem et circenses"........85
Idea............... 99
Skarga jesiona...........109
Legenda o przeznaczeniu.......119
Ona odchodzi............ 125
In pleno.............133
Nenufar.......-......139
Zielona bryczka..........161
Idea! i pieniądz...........179



ZASZUMIAŁY PIÓRA



Wysoko na gnieździe stary Sokół smutnie dumał. Schowany w gałęziach i w chróście dumał o słonecznej przeszłości, o swym bujnym locie młodzieńczym. Dużo widział, pióra pogubił w walce życia. Nieprzyjazne wichry połamały mu lotki. Serce miał rozra-nione ale jeszcze pełne krwi, co tętniala pulsem miłości dla pobratymczych gmin.
Walczyłby dłużej, lecz zmroziło go chmurne niebo, mgły rozłażące się, mętne. Sokół pragnął słońca i powietrza. Zrozpaczony grzązł w apatjg, starość brała gio pod swa. płachtę. Nadzieja lepszej doli żyła w nim stale, tylko brakło mu sił, wzrok matowiał. Więc zamknął się Sokół w ciemnem gnieździe, czekając śmierci. Otaczały go opieką młode Sokoleta a on im prawił bajki i słuchał radośnie chrzęstu ich piór. Upajał starego widok ich rozwianych skrzydeł. Radośnie patrzał w płomienne ich oczy, gdzie gorzała miłość idei i wiielki altruizm dla ptasich ludów. — Lotki rwały ich do słońca, dzioby do chmur, by je przebić. Temperament wrzący kipiątkiem w żyłach, gnał ich naprzód, w mózgach szalała burza buntu, młode szpony szarpać chciały, byle do jasności, do ciepła! Stary kręcił wypełzła głową i żałośnie kwilił „nie zdołacie, zmoże was brutalna chmura, wyżre młodą krew". Sokoleta dzwoniły dumnie... dolecim, dolecim, ujrzym zloty krąg, zapanuje jasność, wiosna odrodzenia.
I zapatrzone w uroczą wizję leciały z rozdźwiekiem. skrzydeł, wznosząc górną pieśń.
Stary drzymał; śnił... o pięknych światach. Aż zbudziły go dziwne gwary ptasie. Gromadce przeloty jak na wyrój. Szum przełomowy roznosił echa, potężnie, idące w dal. Ciche gniazdo starca nie mogło pomieścić Sokolich wieców. Moc ptaków ściągało. Z Sokolicami nadlatywały bystre Jaskółki i ciche Gołębic perły. Z pól wiejskich ruszyły Skowronki, czasem błysnął opasły brzuch Gila w karmazynowej bierezji, lub złotolity Bażant; lecz ten był rzadko-
ścią. Najliczniejsze leciały pospolite Wróble, z pod strzech, z pod kominów dymiących i z zatęchłych, nizinnych dziupli.
Roje ptactwa, ożywione jedna gorejącą krwią, duchem i żądzą czynu, jednem tętnem serca i społeczną myślą.
Stary Sokół dziwił się, smutny i nieufny. Straszyły go wzloty młodych. Ale może nowe pokolenie będzie miało większy hart? może genialna ich twórczość, ro'zsnuje ciemności i z chaosu wydobędzie światłość?..... Stary z niepokojem czekał.
I nadszedł dzień chwały, dzień błogosławiony. Gęste chmury rozsnuły opony. Jak płomień z wulkanu buchnął strzęp- światła; w oczach przywykłych do mroku zdawał się oceanem zórz. Ptaki zrodzone w szarych mgławicach, dusznych jak groty z kamiennych płyt, ujrzały niebo. Dygot namiętny huraganem wpadł do skrzydlatej rzeszy, porywając wielkich i małych. Halny wiatr!
Sursum corda! kwiliły Orły, i monarszy pęd Ich w górę szedł, triumfu grając hymn. świetne sztandary skrzydlich piór dźwignęły chmurne klamry; z przyschła na piersiach krwią, Orły goiły w słońcu bolesne blizny.
Powstał huk. Lawina ze szczytu Mont-Blanc, lawina zapału gorących serc, polotu, idei. Ogrom! Ogrom!
Młode Sokolęta podsunęły dziadka do otwoiru w gnieździe.
„Patrz! dokonaliśmy!... oto odrodzenie... oto światło dnia! patrz starcze: Sursum corda". Stary Sokół zdumiał się, piekące Izy zalały mu wzrok.
„I to prawda?., to nie sen?"......
Sokół zatrząsł się z radosnego bólu. Kwiaty nadziei, roz-wite w złote czary, spływając mu na głowę roniły słodycz.
Sokół odżył, żar mu błysnął w oku, starcza krew ruszyła .w wir.
„Hej ptaki! lot wasz grzmi!"
I patrzał odmłodzony, patrzał z dumą na niezmierne zastępy świątecznie natchnione. Orły wiodły korowód. Łopot od Nich brzmiał i wiew piór. Leciały rzeźkie Sokoły, plutony Sokoląt. Leciały Jaskółki chyże w szafirach aksamitów, Perły Gołębic, wieśniacze Skowronki. Tłoczyła się nieprzeliczona ciżba Wróbli, głośna, rozśpiewana i mnóstwo ptactwa różnych barw i odcieni, różnych wielkością i energją piór. Gile wystąpiły w okazałej liczbie, wielce
— 9 _
butne z chwili, jeszcze butniejsze z kraśnego pierza. I Bażantów gromadka spora, lśnią bogactwem i sybarytyzmem. Suną poważne iigi Żórawi w popielatych togach, podniecone, lub chłodniejsze. Tu i tam błyszczą grupy Bocianów w tunikach rzymskich, czczone przez ptasi tłum. Lecą... łecą... z chrzęstem, z łomotaniem skrzydlich śmig. Dążą naprzód zwycięzkie, gromkie głosem, opite triumfem. Dzioby mają powagę, oczy iskry.... i łzy. Taka potęga wieje z tych mas, bezkresny gmach zjednoczonych serc, spojonych wspólnym duchem. To nie leciały ptaki, to parł Naród ptasi. A nad nim fanfary hejnałów, a nad nim cyklon szału i zapalny dym. ł urok był w tym ruchomym kolosie i czar unoszący i rzewność, jakby uświęcona minioną dobą klęsk.
Stary Sokół w gnieździe wyrywał się za nimi do lotu! do lotu! Ale skrzydła połamane, ciężkie, zwisły bezwładnie. Spłowiaie oczy ciskały Ognie zachwytów, lecz starcze ciało w ziemię wkute. Tylko duch kołatał jak rozhuśtany dzwon.
„Dożyłem! przed zgonem ujrzałem ich!... nie zginą.... poleca w zwyż!
Deo—o, Deo gratias!"
Przeszli, przeszumieli! lot swój niosą dalej. Nie widać ich już. Echo słabnie, cichnie chrzęst. Gdzieindziej budzą drzemiące Sokoły, rzucając zarzewie duchowego płomienia.
Cisza, ale dzwon odrodzenia bije wciąż.
Stary Sokół nie zasypia. Opuszczony przez młodych, co tani lecą społem duma już inaczej. Widzi szerokie światy, cudne horoskopy przyszłości. O! jaka zamieć kwiatów sypie na starczą głowę, jaki miód upojeń, zawieja odurzającej woni.
Starzec oddycha pełną piersią, płuca ma olbrzymie, mógłby wchłonąć świat. Rozkoszuje się powietrzem, ciasno mu w gnieździe, dławi go chróst.
„Do nich! w gromadny lot!" woła roztęskniony, i trzepoce resztkami skrzydeł, skubie łachmany piór.
Kiedyż wrócą Sokolęta z zwycięzkiej wyprawy, opowiedzieć ideową baśń. Kiedy wrócą odpocząć znużeni sławą, spici rozkosznym dreszczem wyzwolenia.
Stary z niepokojem czekał.
— 10 —
Wrzawa, zgiełk. Wracają!
Krwawe skrzydła, połamane lotki, pióra w nieładzie. Wszędzie krew, ślady klęski. W źrenicach groza, ponury obłęd. Rozpacz! rozpacz! Przerażenie, stygmat nieszczęścia. Stary skulił się, spuścił skrzydła. Przeczucie nim szarpnęło, złowrogi dreszcz.
Przeleciała jedna grupa, druga, pojedyncze ptaki pędzą dziwnie kwiląc.
Ucieczka!... popłoch!....
Stary ciska się w gnieździe.
„Gdzież moi! co z nimi?"....
Oto są. Straszny widok. Sokolęta krwawe, skrzydła im pogięto, nastrzepione pióra od walki. Połamane dzioby, ruina, zgliszcza nadziei.
Stary omdlewa.
„Co się stało, jak?.....
Nieszczęście! Na polance, w zwycięzkim locie stanęli, i... napad. Krew się ścina w żyłach, mózg zdrętwiały nie obejmie grozy.
Zewsząd walą straszliwe stada Sępów i Jastrzębi — Kruki, Krogulce.
Legje barbarzyńców wściekłe, głodne, bezlitosne! Łakną żeru, pragną posoki. Ostre dzidy Sępów niszczą, krwawią. Jastrzębie szpony drą żywe ciało. Biją silne skrzydliska Krogulców, czarne całuny Krukowi rzucają strach.
Porażka! rzeź.
Zniweczona dzielność Orłów, męstwo Sokołów zdruzgotane.
W przepaść runął niebotyczny wzlot. Przemożne tytany rozniosły złota ułudę. Znowu słońce zajdzie mgłą.
Tyle ducha, miłości, nadziei, zmiażdżyły hordy ptaków-drapieżców.
Grom z jasnego nieba!
Stary Sokół słuchał, cicho, żałośnie kwilił, pękało mu serce i... nie zniósł ciosu. W szarzyźnie dogorywał, obudzony nadzieją chciał żyć, zabił go piorun, spadły w promieniach słońca.
— 11 —
Starzec zadrgał szkieletem skrzydeł, suchy dziób żałośnie podniósł w górę, jakby łowiąc utracona szczęśliwość i kwilił skargę..... ostatnią.
Zwalił się w czeluść gniazda... zabity.
Otoczyły go Sokolęta i zawiodły pieśń żałobną nad swym losem i jego.......
....I że światio jeszcze błyśnie, bo słońce nie zgasło a młode Sokoły..... żyją.



WIELKOŚĆ 21,5X14,5CM,LICZY 192 STRONY.

STAN:BRAK OKŁADKI,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,2 KARTKI MAJĄ MAŁE NADERWANIA,LUŹNA KARTKA 97-98,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB- .
WYSYŁKA GRATIS NA TERENIE POLSKI / PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA ,W PRZYPADKU PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ PROSZĘ O KONTAKT W CELU USTALENIA JEJ KOSZTÓW / .

WYDAWNICTWO WIELKOPOLSKA KSIĘGARNIA NAKŁADOWA KAROLA RZEPECKIEGO POZNAŃ 1922.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE