Gatunki Muzyczne:
Dark Ambient, Minimal, Experimental
Lata 90-te były bez wątpienia bardzo dobre dla ambientu - genialne albumy takich
artystów jak Vidna Obmana, Lull, Thomas Köner, Lustmord, Rapoon czy z trochę
innego poletka Fennesz czy Aube błyszczały na firmamencie elektronicznych
eksperymentów do końca dekady, kiedy to ambientowa gwiazda lekko przybladła za
sprawą pojawienia się nowej awangardy w postaci glitch'n'cuts muzyki z takich
wytwórni jak Mego czy Mille Plateaux. "Collapse" to jedna z mniej znanych perełek
tego okresu - już same nazwiska, które stoją za tym albumem mówią, z czym mamy do
czynienia. James Plotkin to uznany już dziś awangardowy gitarzysta, którego
artystyczne drogi krzyżowały się z takimi zespołami jak KK Null czy Khanate, a
Mick Harriss to człowiek-legenda - zaczynał od bębnienia w grindcore'owym
monolicie - Napalm Death, po czym przeszedł pod skrzydła elektroniki i na jej poletku
bardzo dobrze sobie od lat poczyna z takimi projektami jak bitowy Scorn czy dark
ambientowy Lull (by wymienić tylko dwa najważniejsze).
Ta dwójka połączyła swoje siły i stworzyła coś, co na swoje czasy było dziełem wręcz
przełomowym - jest to jedna z pierwszych płyt, na której przetwarzana gitara miesza się
z ambientowymi pasażami dźwiękowymi. Utwory są gęste, absolutnie nieprzeniknione w
swym mroku i definiują pojęcie 'dark ambientu'. Co warto podkreślić, mimo długich
kompozycji udało się muzykom uniknąć monotonii i nudy - idealnie balansuje ona
na granicy znużenia, kiedy wbijające się w podświadomość tło nagle zostaje
przygłuszone nowa warstwą dźwięku, każąc nam znowu skupiać na nim pełnię uwagi
(polecam tu szczególnie utwór nr 4). Album ten jest bez wątpienia jednym z ciekawszych
w dorobku obu artystów i w gatunku dark ambient w ogóle. Właściwie nie ma on
słabych punktów - miłośnicy dark ambientu, sięgający po niego dostaną dokładnie
to, czego oczekują, czyli solidną porcję elektronicznej pożywki dla umysłu,
bez zbędnego efekciarstwa czy blichtru.
-- nothinger