Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Maximum City. Bombaj Suketu Mehta

18-02-2014, 11:45
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 38 zł     
Użytkownik orientalbridge
numer aukcji: 3898750811
Miejscowość gdańsk
Wyświetleń: 2   
Koniec: 18-02-2014 11:24:16

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 2012
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha








Maximum City. Bombaj

Suketu Mehta

 

 




Tytuł oryginału: Maximum City: Bombay Lost and Found
Przeł. Marta Bręgiel-Benedyk
Oprawa: miękka
Liczba stron: 640
Format: 145x200mm
ISBN:[zasłonięte]978-83537-02-0

Suketu Mehta odkrywa przed nami Bombaj – swoje rodzinne miasto, do którego sam pragnie wrócić, by na nowo podjąć przerwane dorastanie. Od slamsów, nocnych barów, dzielnic czerwonych latarni, przez luksusowe apartamenty gwiazd Bollywood i gabinety polityków, po sale medytacyjne dźinijskich mnichów – kreśli poruszające portrety rzeczywistych bohaterów, których życie toczy się w ekstremum ludzkiego doświadczenia. Porywająca podróż w głąb tętniącej życiem metropolii będąca metaforą współczesnego człowieka i jego życia w tłumie.

 

- TYTUŁ TYGODNIA RADIA MERKURY 

 

ZDOBYWCA NAGRODY KIRIYAMA

 

FINALISTA NAGRODY PULITZERA

 

NOMINACJA DO NAGRODY IM. RYSZARDA KAPUŚCIŃSKIEGO

 

NOMINACJA DO NAGRODY BBC SAMUEL JOHNSON 

 

KSIĄŻKA ROKU WEDŁUG "THE ECONOMIST"

 

NA LIŚCIE 100 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK OSTATNIEJ DEKADY WEDŁUG "THE TIMES"

 

 

Fragment:

 

Już wkrótce więcej ludzi będzie mieszkać w Bombaju niż na kontynencie australijskim. URBS PRIMA IN INDIS – głosi tabliczka umieszczona na Bramie Indii. To również Urbs Prima in Mundis, przynajmniej w dziedzinie, która stanowi najważniejszy test żywotności miasta: liczebności jego mieszkańców. Ze swymi czternastoma milionami Bombaj jest największym miastem na planecie mieszczuchów. Bombaj to przyszłość cywilizacji miejskiej na Ziemi. Niech Bóg ma nas w swojej opiece.
    Wyjechałem z Bombaju w roku 1977 i wróciłem dwadzieścia jeden lat później, kiedy miasto dorosło, by stać się Mumbajem. Dwadzieścia jeden lat: wystarczająco długo, by istota ludzka przyszła na świat, wykształciła się, mogła legalnie pić, założyć rodzinę, prowadzić samochód, głosować, iść na wojnę i zabić człowieka. I przez cały ten czas nie straciłem swojego akcentu. Mówię jak chłopak z Bombaju – po tym jestem rozpoznawany w Kanpurze i Kansas. „Skąd jesteś?”. Szukając odpowiedzi – czy to w Paryżu, Londynie czy na Manhattanie – przywołuję zawsze Bombaj. Gdzieś głęboko pod wrakiem jego obecnego stanu – miejskiej katastrofy – tkwi miasto, które rości sobie stanowcze prawo do mojego serca, piękne nadmorskie miasto, wyspiarski stan nadziei w bardzo starym kraju. By odnaleźć to miasto, wróciłem z jednym prostym pytaniem: czy można powrócić do domu? Podczas tych poszukiwań odkryłem miasta w sobie samym.
    Jestem chłopakiem z wielkiego miasta. Urodziłem się w mieście in extremis, w Kalkucie. Potem przeprowadziłem się do Bombaju i mieszkałem tam przez dziewięć lat. Dalej do Nowego Jorku: osiem lat na Jackson Heights. Rok z przerwami w Paryżu. Później znów pięć lat na East Village w Nowym Jorku. Rozproszony w czasie niemal rok w Londynie. Jedyne wyjątki to trzy lata w Iowa City, które wcale city nie jest, i dodatkowe parę lat w New Brunswick, w stanie New Jersey, gdzie przygotowałem swój powrót do wielkiego miasta. Obaj moi synowie przyszli na świat w ogromnym mieście – Nowym Jorku. Mieszkam w miastach z wyboru i jestem przekonany, że umrę w mieście. Nie wiem, co robić na wsi, choć nawet lubię spędzać tam weekendy.
    Pochodzę z rodziny kupieckich wędrowców. Już na początku XX wieku mój dziad ze strony ojca porzucił wiejski Gudźarat dla Kalkuty, by wraz z bratem prowadzić firmę jubilerską. Kiedy w latach 30. brat dziadka po raz pierwszy przekroczył granice swego kraju w podróży do Japonii, po powrocie musiał z przeprosinami pokłonić się starszyźnie kastowej, trzymając turban w dłoniach. Jednak jego bratankowie – mój ojciec i stryj – nieustannie się przemieszczali, najpierw do Bombaju, potem przez czarną wodę do Antwerpii i Nowego Jorku, by pomnażać to, co zostało im dane. Mój dziad ze strony matki jako młody człowiek wyjechał z Gudźaratu do Kenii, teraz zaś mieszka w Londynie. Moja matka urodziła się w Nairobi, studiowała w Bombaju, a obecnie mieszka w Nowym Jorku. W mojej rodzinie pakowanie się i przenoszenie do innego kraju nie było nigdy przedmiotem szczególnego namysłu. Kierunek wyznaczały interesy.
    Pewnego razu wybrałem się z dziadkiem do domu naszych przodków w Maudha, dawniej wsi, a obecnie miasteczku w Gudźaracie. Siedząc na dziedzińcu starego domu zbudowanego z masywnych belek, dziadek zaczął przedstawiać nas nowym właścicielom – rodzinie Sarafów, miejscowych lichwiarzy, dla których Maudha była wielkim miastem.
     „A to jest mój zięć, który mieszka w Nigerii”.
     „W Nigerii” – powiedział Saraf, przytakując.
     „A to jest mój wnuk z Nowego Jorku”.
     „Z Nowego Jorku” – powtórzył Saraf, nadal kiwając głową.
     „A to jest żona mojego wnuka, która jest z Londynu”.
     „Z Londynu”.
     „Teraz oboje mieszkają w Paryżu”.
     „W Paryżu” – wyrecytował sumiennie Saraf. Gdyby w tym momencie dziadek powiedział, że sam mieszka na Księżycu, Saraf bez zmrużenia oka przytaknąłby i powtórzył – „Na Księżycu”. Nasze rozproszenie było tak skrajne, że niemal groteskowe. Ale oto byliśmy tu wciąż jako jedna rodzina i odwiedzaliśmy dom, w którym dorastał mój dziadek. Rodzina była jak guma, która przyciągała nas wszystkich z powrotem bez względu na to, jak daleko zawędrowaliśmy.


PRZY ZAMÓWIENIU WIĘKSZEJ ILOŚCI PRODUKTÓW ZAWSZE PYTAJ O KOSZT WYSYŁKI!

Kontakt:
tel. 504 [zasłonięte] 959
mail: [zasłonięte]@hotmail.com